Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

|| KIEDY SIĘ GODZICIE/WRACACIE DO SIEBIE I ||

Victor i Michele wyszli mi trochę przydługawi, ale trudno. Czytajcie i komentujcie! Have fun ♥︎

Victor Nikiforov
Zapukałaś w lekko uchylone drzwi do sali babci, trzymając w wolnej ręce siatkę z zakupami. Od kilku dni kobieta marudziła ci, że ma ochotę na swoje ulubione ciastka, których lekarz karygodnie zabronił jej jeść. Dzielnie trzymałaś się jego słów, jednak kiedy zdenerwowana staruszka podjęła emocjonalny szantaż, uległaś.

— No nareszcie, ileż można czekać? — burknęła kobieta, której oczy rozpromieniły się na widok wyciąganych przez ciebie słodkości.

— Nie tak łatwo jest się prześlizgnąć, kiedy pod twoją salą czatuje lekarz i pielęgniarki. Nawet nie chcę wiedzieć coś ty wyprawiała kiedy mnie nie było.

Kobieta machnęła na to tylko ręką, jakby odganiała natrętną muchę i parsknęła pod nosem.

— Nic nie robiłam, dziecko drogie, o co ty mnie oskarżasz? Powiedz co taka stara i słaba staruszka mogłaby zrobić?

Wywróciłaś ledwo widocznie oczami, rozkładając się na sofie, znajdującej się naprzeciwko łóżka pacjentki. Zsunęłaś ze stóp szpilki i podciągnęłaś nogi pod brodę. Wróciłaś prosto z pracy, w której było totalne urwanie głowy. Nie było cię przez tydzień, a w firmie już zdążył zapanować bałagan.

— Ty byłabyś zdolna do wszystkiego i chyba nic by mnie nie zdziwiło.

Twoja babcia jest najbardziej żywiołową i energiczną kobietą w jej wieku, jaką kiedykolwiek spotkałaś. Nie mogłaś się nadziwić skąd u niej tyle siły, zwłaszcza, że niedawno o włos otarła się o śmierć.

— A więc tak o mnie myślisz — fuknęła pod nosem, delektując się pochłanianym trzecim ciastkiem. Wskazała na ciebie nadgryzioną słodkością. — Lepiej mi powiedz co z Victorem, nadal go unikasz?

Od razu spięłaś się, a twoje serce przyspieszyło, boleśnie obijając się o płuca. Kiedy stan babci poprawił się, siłą wyciągnęła od ciebie wszystkie szczegóły. Nie obyło się od zwyzywania Victora, lecz nie spodziewałaś się, że i ty dostaniesz po głowie. Mruknęłaś coś niewyraźnie pod nosem i spuściłaś wzrok na podłogę. Kobieta chwyciła się za nasadę nosa i ścisnęła mocno. Czasami nie miała do ciebie siły, przeklinając twoją dumę i upartość.

— Zapomniałaś co ci powiedziałam? Nie możesz od niego uciekać! Sama widzisz jak się chłopak stara, codziennie do ciebie dzwoni i piszę, prawda? Poza tym tak jak prosiłaś, trzyma się z daleka. Musisz być taka uparta? — fuknęła, wpychając całe ciastko do ust.

— To nie jest takie proste babciu — jęknęłaś i oparłaś głowę o oparcie mebla. — Zranił mnie i nie potraktował tej sytuacji, ciebie oraz mnie poważnie!

— Ja tam nie czuje żalu — odparowała. — I ty też nie powinnaś. Musicie szczerze ze sobą pogadać i wszystko wyjaśnić, jasne? Aha, jeszcze jedno. Dopóki się nie pogodzicie, nie życzę sobie żebyś tu przychodziła, a na następną wizytę masz przyprowadzić swojego przyszłego męża.

Siedząc na ławce w parku z każdą minutą miałaś ochotę stąd uciec. Nie byłaś pewna czy napewno dobrze zrobiłaś pisząc do łyżwiarza z prośbą o spotkanie. To był chwilowy impuls wywołany rozmową z kobietą, jednak stało się. Napisałaś, umówiliscie się w tym samym parku, gdzie spotkaliście się po raz pierwszy i czekałaś. Ze stresu wybijałaś nogą równy rytm na trawie.

Szczerze bałaś się spotkać z Victorem twarzą w twarz. Miałaś ochotę nawrzeszczeć na niego, zwyzywać od najgorszych, w tym samym czasie chcąc przytulić się do niego i rozpłakać jak małe dziecko.

— [__]..?

Myślałaś, że kiedy go zobaczyć zrobisz to pierwsze, jednak kiedy uniosłaś wzrok, twoje serce się zatrzymało, w strasznym uścisku. To co ujrzałaś, przeraziło cię. Wstałaś na równe nogi i zrobiłaś krok w stronę mężczyzny.

— Victor...

Mężczyzna na dźwięk twojego głosu, zagryzł wargę. Jego ramiona trzęsły się, przekrwione, załzawione oczy, otoczone sińcami od braku snu, wpatrywały się w ciebie, jakby właśnie zobaczyły swój najcenniejszy skarb. Był bledszy niż zazwyczaj, jego włosy roztrzepane na wszystkie strony wyglądały jakby dopiero co zerwał się z łóżka, a pomięte i źle zapięte ubrania mówiły w jakim pośpiechu Nikiforov opuścił mieszkanie. Przeraziłaś się.

— Boże Victor, coś ty ze sobą zrobił — twój głos załamał się, a ty, wiedziona swoimi uczuciami, pokonałaś dzieląca was odległość i dopadłaś do ukochanego.

Cała złość z ciebie wyparowała, a zastąpiło ją zmartwienie. Położyłaś dłonie na gorących policzkach łyżwiarza, oglądając go z każdej strony. Będąc tak blisko, dostrzegłaś jak jego wargi drżą a oczy z utęsknieniem wołają o twoją bliskość.

— Przepraszam [__], tak bardzo cię przepraszam. Przepraszam za to co zrobiłem, jestem okropny, na nic nie zasługuje.

Serce boleśnie zakłuło cię na jego słowa. Nie sądziłaś, że Victor przeżywa to wszystko tak źle. Choć nie powinnaś, poczułaś wyrzuty sumienia. Rosjanin unikał twojego wzroku, czując wstyd tym co zrobił. Co zrobił ze sobą. Jak teraz wyglądał. Było mu wstyd za samego siebie.

— Hej, Victor, spójrz na mnie — twoje prośby na nic się jednak zdały. W twoich oczach również zaczęły zbierać się łzy. — Kochanie, proszę cię.

Jasnowłosy spiął się na twoje słowa. Wciąż trzymałaś swoje dłonie na jego policzkach.

— Wybaczam ci, słyszysz? Zabolało mnie to co zrobiłeś, ale wszystko już przemyślałam. Kocham cię i nawet jeśli mnie zraniłeś, nie potrafię cię zostawić. — wciągnęłaś gwałtownie powietrze, pociągając nosem.

Victor upadł na kolana, nie powstrzymując już swoich łez. Ulga jaką poczuł była nie do opisania. Objął cię ciasno ramionami, jakby bał się, że znowu znikniesz z jego życia, tym razem na zawsze.

— Nie zasługuje na ciebie [__] — jęknął. Już zbierałaś się, aby zaprzeczyć, kiedy dodał. — Ale mimo to, nie potrafię cię wypuścić. Czy jestem egoistą?

Z delikatnym uśmiechem zsunęłaś się na ziemie, całując nos Victora, aby chwile później przytulić się do niego z całej siły, napawając się jego ciepłem.

— Chyba obydwoje nimi jesteśmy.

Yuri Katsuki
Najgorszy czas, w którym byłaś w dołku, spędziłaś z Yuuko i byłaś jej za to bardzo wdzięczna. Dzięki niej o wiele szybciej pozbierałaś się po rozstaniu z Katsukim, i w końcu mogłaś wrócić do pracy. Stęskniłaś się za swoimi małymi baletnicami, które zawsze potrafiły polepszyć ci humor. Dzięki pracy łatwiej było ci oderwać myśli od krążenia wokół takiego jednego nadętego łyżwiarza, który wciąż nie potrafił zostawić cię w spokoju.

Od samego rana miałaś zajęcia, ostatnie uczennice opuściły twoją klasę, wesoło machając ci na pożegnanie, na które odpowiadałaś. Dochodziła już trzecia po południu, złapałaś się na myśleniu o tym, że Yuri właśnie kończyłby swój trening i pewnie szedłby cię odebrać z pracy, jak zawsze robił. Potrząsnęłaś głową wyrzucając ten pomysł z głowy.

Byłaś zła na siebie, że mimo złości i goryczy, którą czułaś po tym jak cię potraktował, i tak wciąż o nim myślałaś. Nie chciałaś się przyznać, że strasznie za nim tęsknisz i brakuje ci jego obecności. Chciałabyś wrócić do tego co było wcześniej, jednak wiedziałaś, że są na to marne szanse. Od czasu kłótni nie dostałaś od mężczyzny żadnej wiadomości, więc doszłaś do wnisku, że to co powiedział o tobie było prawdą, którą wydostał pod wpływem chwili.

— Ahhh, wyjdź w końcu z mojej głowy — jęknęłaś, uderzając czołem o klawisze fortepianu, przy którym siedziałaś.

Zmrużyłaś oczy, uspokajając się wszechobecną ciszą, która zapanowała w pokoju. Kiedy uznałaś, że wystarczy tego bezcelowego siedzenia, wstałaś aby posprzątać salę. Z ociąganiem postawiłaś drążki do ćwiczeń pod ścianą, a drobne przedmioty takie jak zapasowe baletki, które pożyczyłaś jednej z uczennic zaniosłaś do małego schowka na końcu pomieszczenia, gdzie trzymane są między innymi właśnie takie przedmioty. Ze skupieniem szukałaś odpowiedniego pudełka z rozmiarem baletek.

Wracając na salę, rozciągając zmęczone mięśnie, nie spodziewałaś się zobaczyć siedzącego przy fortepianie czarnowłosego mężczyzny. Nerwowo poprawiał co chwila okulary, choć wciąż leżały idealnie na swoim miejscu.

Nie wiedziałaś co robić. Schować się w schowku? Albo szybko wybiec z klasy? Zanim jednak zdołałaś podjąć decyzje, zostałaś zauważona przez łyżwiarza, który gwałtownie wstał, chcąc zrobić krok w twoją stronę, niemal od razu zatrzymując się w miejscu, widząc twoją zdezorientowaną twarz.

— Cześć [__] — Yuri wysilił się na mały uśmiech, lecz szybko zmarkotniał, kiedy spostrzegł jak w jednej chwili cała się spięłaś, założyłaś dłonie pod biustem i zmarszczyłaś gniewnie brwi. Szczerze, spodziewał się gorszej reakcji.

— Co ty tutaj robisz? — z zaskoczeniem pomyślałaś, że twój głos zabrzmiał o wiele pewniej niż jak w rzeczywistości się czułaś. Serce łomotało ci w piersi, a dłonie zaczęły trząść, dlatego musiałaś coś z nimi zrobić. Przełknęłaś nerwowo ślinę.

— Chciałem cię zobaczyć — mruknął niewyraźnie, patrząc na ciebie swoimi zaczerwienionymi oczami. Jeszcze nigdy nie widziałaś tak smutnych oczu.

Miałaś ochotę rzucić się na Yuriego, wyściskać go za ten cały czas rozłąki, a jego zgarbiona postawa tylko potęgowała to uczucie. Mimo, że cię to bolało, nie mogłaś tak po prostu od razu mu odpuścić.

— Mnie? Tą problematyczną i zachowującą się jak dziecko osobę?

— [__] przepraszam cię za to co powiedziałem, naprawdę. — zmniejszył dzieląca was odległość i stanął przed tobą. Nie mogłaś wytrzymać jego wzroku i wpatrzyłaś się w swoje baletki. — Wiem, że to co powiedziałem było straszne i sam nie mogę sobie tego wybaczyć. Traktowałem cię źle i jest mi za to wstyd.

— Yuri czy ty wiesz jak ja się czułam? Potraktowałeś mnie jak nic niewartego śmiecia!

— Wiem i cię przepraszam! Dopiero kiedy cię straciłem, zdałem sobie sprawy jak się od ciebie uzależniłem. Brakuje mi ciebie [__]...

Nie wiedziałaś co zrobić. Byłaś rozdarta. Chciałaś mu wybaczyć, ale czy możesz mieć pewność, że coś takiego już się więcej nie powtórzy?

Westchnęłaś i pociągnęłaś nosem. Katsuki spojrzał na ciebie i kiedy zobaczył, jak trzęsiesz się, chcąc powstrzymać płacz, przyciągnął cię do siebie i przytulił, chowając twarz w zagłębieniu twojej szyi. Objęłaś go w pasie swoimi ramionami.

— Jesteś głupi Yuri — burknęłaś.

— Wiem, [__].

— Nie rób mi już tak więcej, rozumiesz? Następnym razem ci nakopie.

Yurij Plisetsky
Twoja mama była najcudowniejszą osobą jaką znasz. Poświęciła ci cały swój wolny weekend, aby spędzić z tobą ten czas. W sobotę dołączyła do was Mila zostając na noc, w ten sposób zrobiłyście sobie babski wieczór, na którym obgadywałyście chłopców, w szczególności łyżwiarza oraz stalkując fankę chłopaka, która pokazała mu to nieszczęsne zdjęcie, na wszystkich portalach społecznościowych. Musiałaś siłą powstrzymywać łyżwiarkę i swoją mamę przed wypisywaniem jej głupich komentarzy pod zdjęciami.

Dzięki nim od razu poczułaś się lepiej, jednak z nadejściem poniedziałku, opuściły cię wszelkie chęci do życia. Nie chciałaś jeszcze widzieć się z Yurijem, zwłaszcza, że przez te trzy dni nie okazał żadnego znaku skruchy. Dlatego za cel obrałaś sobie ignorowanie egzystencji blondyna. Pomyślałaś, że jeśli nie okażesz zainteresowania swojemu głupiemu chłopakowi, ten sam w końcu do ciebie przyjdzie.

I nie myliłaś się. Od kiedy weszłaś do budynku szkoły, zielone oczy nie opuściły cię ani na krok. Na lekcjach widziałaś jak ostatkami sił powstrzymywał się przed odwróceniem do ciebie. Kilka razy wpadł nawet na pomysł, aby zrzucić coś na ziemie, dzięki czemu chociaż przez parę chwil, mógł cię zobaczyć. A brak reakcji z twojej strony doprowadzał go do szału.

Nie podszedł jednak do ciebie aż do przerwy obiadowej. Tak jak zawsze zajęłaś miejsce przy swoim stoliku, z daleka od grupy Plisetskiego. Aż podskoczyłaś kiedy Yurij z hukiem trzasnął swoją tacką o blat i usiadł naprzeciwko ciebie. Uniosłaś pytająco brwi.

— Co ty robisz Yurij?

Blondyn z policzkami czerwonymi jak piwonia, ze zmarszczonymi brwiami patrzył ci prosto w oczy. Otwierał usta i zamykał, nie mogąc się zdecydować co powiedzieć. Wyrzuty sumienia zżerały go od środka, ale nie mógł tak po prostu przeprosić!

— No? Język ci urwało czy co? — parsknęłaś. W ten sposób chciałaś zakryć swoje zdenerwowanie. Schowałaś dłonie pod stół, aby Yurij nie zobaczył jak nerwowo wykręcasz swoje palce.

— Miałaś rację. — burknął w końcu.

— W czym? — ciągnęłaś, chcąc usłyszeć od niego to konkretnie słowo. Tak naprawdę już mu wybaczyłaś. Sama przypuszczałaś, że zareagowałabyś podobnie, lecz tak czy siak to on zawinił i powinien porządnie się do tego przyznać. Bałaś się, że może chłopak nie chce jednak do ciebie wrócić, a zakończyć wasz związek?

Plisetsky jęknął, i podniósł się. Podążałaś za nim wzrokiem, aż nie podsunął sobie krzesła do ciebie i nie chwycił twojej dłoni.

— W tym, że jestem idiotą. Powinienem najpierw zapytać mojej dziewczyny o co chodzi z tym zdjęciem, a nie wyjeżdżać na ciebie. — kiedy zobaczył coraz szerszy uśmiech na twojej twarzy od razu dodał. — ani się kurwa waż wspominać o tym Mili. Nie da mi żyć.

Zaśmiałaś się szczęśliwa i rzuciłaś się na Yurija, zaplatając ramiona za jego szyją. Cmoknęłaś go szybko w usta, z satysfakcją obserwując jak zalewa się jeszcze większą czerwienią.

— Wybaczam ci twoje kretyńskie zachowanie i to, że uwierzyłeś jakiejś szurniętej fance a nie własnej dziewczynie. — odchrząknęłaś i chwyciłaś go za policzki, szczypiąc go jak babcie mają w zwyczaju. — Możesz być pewny, że wszystko powiem Mili, kochanie!

Zanim chłopak zdążył z wrzaskiem coś powiedzieć, ponownie go cmoknęłaś, szepcząc na ucho.

— A teraz powiedz mi, gdzie siedzi ta laska co ci pokazała to zdjęcie?

Yurij wskazał niepewnie palcem na stolik oddalony o kilka metrów, nie wiedząc co takiego chcesz zrobić. Poklepałaś go po policzku z uśmiechem.

— Musimy wyjaśnić sobie kilka spraw.

Ze złowieszczym uśmiechem i zmarszczonymi gniewnie brwiami, wstałaś, chwytając krzesło, na którym wcześniej siedziałaś. I z bojowym okrzykiem powiedziałaś:

— Nie będzie mi jakaś szmata chłopaka odbijała! Popamięta mnie!

— [__] nie! Odłóż to krzesło!

(dop.aut. I cyk, wizyta na dywaniku u dyrektora!)

Otabek Altin
Od sprzeczki z Otabekiem minął już tydzień, a ty wciąż nie dostałaś od niego żadnego znaku życia. Nie mogłaś na niczym się skupić, myliłaś zlecenia a na domiar złego wszystko wypadało ci z rąk. Wyrzucałaś sobie, że zbyt ostro potraktowałaś chłopaka i porządnie się na ciebie obraził.

Sama jednak przez ten czas nie napisałaś mu ani jednej wiadomości. Uparcie trzymałaś się swoich słów, choć z coraz mniejszą pewnością. Od kilku dni krzątałaś się po warsztacie, szukając jakichkowiek prac na zajęcie myśli. Bardzo tęskniłaś za Altinem i brakowało ci jego bliskości. Wcześniej widywaliście się niemal codziennie, a twoja chodząca przytulanka zapewniała ci przytulaśny i czułości przez cały czas.

Zwyzywałaś łyżwiarza w myślach za jego upartości i zazdrość. Kontrolowanie zazdrości nie jest takie trudne! Sama często musisz się mierzyć z tym uczuciem. Kazach jest popularnym, znanym i bardzo przystojnym łyżwiarzem. To normalne, że podoba się innym i chcąc nie chcąc, musiałaś się z tym pogodzić. Ufałaś mu i byłaś pewna, że chłopak jest ci wierny. Dlatego było ci przykro z powodu nieufność Beki.

— Cholerny zazdrośnik. — burknęłaś pod nosem, wyszarpując chłodnice spod maski czarnego Audi. Z ulgą ułożyłaś ją obok, przeciągając się. Znowu musiałaś robić robotę za brata. Obiecałaś sobie, że gdy jeszcze raz zostawi cię samą, to wieczorem będzie pływał w wannie ze smarem i olejem.

Cisza panującą w garażu działała ci na nerwy, dlatego podeszłaś do stojącego na blacie radia i włączyła pierwszą lepszą stację. Z westchnięciem opadłaś na krzesełko na kółkach, aby chwilę później podjechać z powrotem do pojazdu z małą latarkę między zębami, kluczem i szmatką w dłoniach i skupiłaś się znowu na czyszczeniu maszyny.

Przeklnęłaś pod nosem, zauważając, że znowu wzięłaś zły klucz. Zamknęłaś oczy i policzyłaś do dziesięciu. Nic to nie dało.

— Mam już dość!

Rzuciłaś ścierką na ziemię i gwałtownie podeszłaś do półki z narzędziami. Ciśnienie podnosiło ci się z każdą złą półką, aż została ci ostatnia.

— Ta, trzeba było jeszcze wyżej położyć te pieprzone zabawki!

Podskoczyłaś parę razy, lecz z marnym skutkiem. Nie mogłaś dosięgnąć kluczy. Z rezygnacją oparłaś czoło o szafkę. Miałaś wrażenie, że zaraz się rozpłaczesz z frustracji. Chciałaś po prostu już zobaczyć Otabeka, dlaczego wszystko musi iść źle?

— [__].

Spięłaś się i otworzyłaś szeroko oczy na głos chłopaka. Powoli odwróciłaś się, dostrzegając Otabeka, ubranego w swoją czarną kurtkę na motor, z roztrzepanymi włosami i z delikatnym, ledwo widocznym uśmieszkiem na ustach. Jakim cudem nie usłyszałaś kiedy przyjechał?

W jednej chwili zrobiło ci się lżej, a złość wyparowała. Nie mogłaś powstrzymać swoich ust przed wygięciem się ku górze.

— Beka! — już chciałaś do niego podbiec i rzucić się w ramiona, kiedy przypomniałaś sobie o waszej małej kłótni. Założyłaś ramiona pod biustem. — Przemyślałeś sobie już wszystko?

Czarnowłosy pokiwał głową, niwelując odległość między wami. Chwycił cię jedną dłonią w pasie, drugą ukazując schowany za plecami bukiet twoich ulubionych kwiatów.

— Przepraszam za to co zrobiłem. Postaram się panować nad swoimi uczuciami i dam ci trochę więcej przestrzeni. — wyrecytował, a jego uśmiech już w pełni rozjaśnił przystojną twarz. — Kocham cię i ufam, dlatego też proszę, abyś każdego innego mężczyznę traktowała z dystansem.

Pokiwałaś delikatnie głową, a psotne iskierki wkradły ci się do oczu.

— A dziewczyny..? — oczy chłopaka pociemniały. — Beka żartowałam, przepraszam! Puść mnie! Już nie będę!

Michele Crispino
Jedynym plusem zerwania z Michelem, był czas, który mogłaś poświecić swojej rodzinie. Wcześniej swoją uwagę dzieliłaś między studia, treningi i Mickeya, odsuwając swoich bliskich na bok. Dopiero po zerwaniu dostrzegłaś jak twoim młodszym braciom brakowało starszej siostry, dlatego zrobiłaś sobie tydzień wolny od zajęć i treningów. Notatki codzienne dostawałaś od znajomej, z którą miałaś nawet dobry kontakt, więc nie musiałaś martwić się o zaległości.

Twoi rodzice nareszcie mogli odetchnąć od tych małych wulkanów energii, którzy okupowali cię od rana do wieczora, czasami nawet spali z tobą w łóżku, odmawiając wyjścia z twojego pokoju, a ty nie miałaś serca ich wyganiać. Z domu wychodziłaś tylko po zakupy, lub na plac zabaw z rodzeństwem. Czułaś się spokojniejsza i silniejsza, a świeże powietrze dobrze na ciebie działało. Codziennie obowiązkowo rozgrywana była walka na śmierć i życie w monopoly. Razem z rodzicami zgodnie uważacie, że chłopcy oszukują, choć głośno temu zaprzeczają. Wiedziałaś, aby nie pozwalać im grać w jednym zespole.

Starałaś się nie myśleć o łyżwiarzu. Co prawda pogodziłaś się z waszym zerwaniem, jednak wciąż za nim tęskniłaś. Wiszące na ścianach w pokoju wspólne zdjęcia bardziej cię w tym utwierdzały. Choć ze sobą nie rozmawiacie, na bierząco jesteś z życiem łyżwiarskim rodzeństwa. Byłaś dumna z Michela, który został reprezentantem Włoch. Wiedziałaś jak ciężko pracował i zdecydowanie na to zasłużył. Byłaś za to w szoku, kiedy dowiedziałaś się, że Sara zrezygnowała ze swojego miejsca, przyznając się do plagiatu i kradzieży twojej choreografii. W internecie wybuchła burza, a twoje media społecznościowe zostały zalane wiadomościami od zatroskanych fanów. Kilka razy zdążyło się, że wścibscy dziennikarze, którzy jakimś sposobem dowiedzieli się gdzie mieszkasz, nachodzili cię, aby przeprowadzić wywiad.

Miałaś już powoli dość i na swoim tweeterze sprostowałaś całą sytuację, podziękowałaś fanom i poprosiłaś o nienaruszanie twojego życia osobistego.

— Kochanie, ktoś do ciebie przyszedł. — starsza kobieta zajrzała do salonu, w którym razem z braćmi leżałaś pod kocem, zajadając popcorn i oglądając po raz setny ich ulubioną bajkę o mustangu z dzikiej doliny.

Stęknęłaś i wygrażając się chłopcom, że jeśli obejrzą bez ciebie choć minutę to zjesz im cały popcorn. Weszłaś do korytarza, lecz cofnęłaś się, słysząc, że muzyka wciąż leci.

— Zatrzymajcie, albo zabieram pilota ze sobą!

Od razu posłuchali.

Wchodząc do korytarza, nie spodziewałaś się zobaczyć bruneta.

— Cześć [__] — zaczął niepewnie Michele.

Nie odpowiadałaś przez chwilę. Oparłaś się ramieniem o ścianę z delikatnym uśmiechem i niespodziewanym spokojem wewnętrznym odpowiedziałaś.

— Gratuluję miejsca w reprezentacji Mickey.

Twój głos dotarł do uszu mężczyzny, serce przeskoczyło mu fikołka. Był złakniony twojego głosu, zapachu lawendy, który tak uwielbiał, ciebie samej i twojej bliskości. Wciąż przeklinał się za to jak zranił cię ostatnim razem. Żałował każdego wypowiedzianego słowa. Sam był na siebie wściekły, wiec nie spodziewał się ciebie stojącej przed nim ze spokojem, uśmiechniętą.

Serce na chwilę mu się zatrzymało. Czyżbyś pogodziła się z waszym rozstaniem? Albo masz już kogoś innego?

— Mickey, wszystko w porządku? — przemogłaś się, aby podejść do bladego łyżwiarza, przykładając mu dłoń do czoła.

Odskoczył jak poparzony, chwytając cię za ramiona. Szybko jednak opamiętał się i zabrał swoje ręce, wciskając je w kieszenie kurtki.

— T-tak, wszystko dobrze. — zaśmiał się nerwowo. — Dzięki, m-może widziałaś moje p-podziękowania..?

Spięłaś się lekko, a puls przyspieszył. Oczywiście, że widziałaś. Michele dziękując, wszystkie swoje zasługi i osiągnięcia przypisał swojej anonimowej ukochanej, bez której nie zaszedłby tak daleko. Również przeprosił za wszystkie przykre słowa, które ci powiedział i ma nadzieję, że dasz mu jeszcze szanse. Po obejrzeniu tego, do końca dnia płakałaś jak dziecko, a w nocy analizowałaś każde jego słowo. Czyżby to znaczyło, że Michele chce do ciebie wrócić?

— Oglądałam — szepnęłaś i wbiłaś wzrok w obraz wiszący na ścianie, chcąc zakryć zarumienione policzki.

— I... jaka jest twoja odpowiedź?

Milczałaś. Język uwiązł ci w gardle. Chciałaś mu powiedzieć, że wciąż go kochasz, chciałaś go przytulić i pocałować, ale coś cię blokowało.

— Michele —

Nie dokończyłaś, zdezorientowana zachowaniem mężczyzny, który uklęknął i chwycił twoje dłonie, swoim trzęsącymi się odpowiedniczkami.

— Wiem, że wszystkie moje słowa bardzo cię zraniły, a ja zachowałem się jak skończony dupek i ignorant. To ja pod wpływem emocji zakończyłem nasz związek, ale nie chcę kończyć tego co jest między nami. Chcę abyś była moją ukochaną i dała mi drugą szansę. Naprawię swoje błędy, ale proszę cię — jego głoś złamał się a oczy zaszły mgłą. — nie zostawiaj mnie samego.

Pociągnęłaś nosem i objęłaś łyżwiarza ciasno, wtapiając dłoń w jego miękkie włosy.

— Dam ci jeszcze jedną szansę, bo cię kocham. — szepnęłaś. — Nie zepsuj tego, dobrze?

Michele wstał i przytulił cię z całej siły, okręcając się dookoła. Wciąż miałaś malutkie ziarenko niepewności, ale w końcu każdy związek potrzebuje poświęceń, prawda?

[rozdzial niesprawdzony]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro