|| KIEDY COŚ CI SIĘ STANIE I ||
Victor Nikiforov
Kiedy łyżwiarz dostał telefon z twojej pracy, to co usłyszał było ostatnim o czym by pomyślał. Słysząc głos twojego byłego chłopaka miał ochotę się rozłączyć, lecz szybko się opamiętał, kiedy powodem, przez który dzwonił okazałaś się ty. Wszystko działo się tak szybko, że nie pamiętał jak dojechał do twojego biura i ile mu to zajęło.
Wbiegł na piętro w tempie błyskawicznym, taranując sobie drogę pomiędzy pracownikami. Znał korytarze firmy na pamięć, był w niej częstym bywalcem i odnalazłby się nawet z zamkniętymi oczami. Tak jak nakierował go [I/B/C], udał się do miejsca, w którym pracownicy mogli odpocząć od zgiełku i chaosu.
— Gdzie jest [__]!? — Nikiforov z hukiem otworzył drzwi, aż te uderzyły o ścianę.
[I/B/C] klęczał przy jednej z kanap, na której leżałaś ty, biała jak kreda, ale już przytomna. Mężczyzna zmieniał ci okład na czole. Uśmiechnęłaś się krzywo do swojego chłopaka, na więcej nie miałaś siły.
— Boże przenajświętszy, co się stało?!
Rosjanin dopadł do ciebie, chwytając twoją dłoń w swoją odpowiedniczkę. Gładził jej wierzch swoim kciukiem. Serce obijało mu się w piersi boleśnie. Zanim otworzyłaś usta, drugi z mężczyzn odezwał się.
— To z przemęczenia. Mówiłem [__], żeby wzięła kilka dni wolnego, ale ona uparcie stała przy swoim. Nawet wzięła na siebie pracę jednej z sekretarek! To było nieodpowiedzialne. — obdarzył cię karcącym wzrokiem.
— Jej córka miała przedstawienie w przedszkolu — burknęłaś, chcąc w jakiś sposób choć trochę się usprawiedliwić.
Spróbowałaś usiąść o własnych siłach. Victor asekurował cię z każdej strony, abyś czasem nie spadła z mebla. Jego rozbiegany wzrok wydawał ci się wyjątkowo uroczy.
— Victorze, uspokój się. Nic strasznego się nie stało. Odpocznę trochę i mi przejdzie. Mogę wstać sama.
— Nie możesz! — zaprzeczył łyżwiarz. — A co jeśli nagle zasłabniesz, spadniesz i uderzysz w coś głową? Nie pozwolę na to! Musi zobaczyć cię lekarz!
Mężczyzna poderwał się z ziemi, przewracając przy tym [I/B/C]. Ułożył dłoń pod zgięciem twoich kolan a drugą objął cię w talii.
— Victor?! Puść mnie! Mogę iść na własnych nogach, Victor!
Czerwień wkradła się na twoje policzki, twarz nabrała kolorów, a ty schowałaś się w płaszczu swojego chłopaka.
— Nie martw się [_]! Zajmę się tobą najlepiej jak potrafię!
Yuri Katsuki
Rozbiegane i przestraszone baletnice krążyły wokół ciebie. Uśmiechnęłaś się pomimo bólu, chcąc choć w najmniejszym stopniu uspokoić przejęte dziewczynki.
Zaklęłaś w duchu na swoją niezdarność. Zajęcia zbliżały się ku końcowi, ostatnie minuty chciałaś poświęcić na jedną z łatwiejszych figur. Pomimo rozciągniętych mięśni, straciłaś równowagę podczas prezentacji i upadłaś niefortunnie na lewą kostkę.
Dobrze, że zadzwoniłam po Yuriego, pomyślałaś.
— Nic pani nie będzie? — nieśmiało wyrwała się jedna z uczennic.
— Nie skarbie, to nic — pogłaskałaś ją po drobnej główce. Całe trzynaście baletnic, którym udało się doczłapać z tobą do ławy fortepianu, teraz usiadło po turecku w półkolu, tak jak je uczyłaś. — No już, dziewczynki! Rozchmurzcie się! Zaraz przyjdzie Yuri i zawiezie mnie na badania.
Z tymi słowami, w holu zabrzmiał tupot, który chwilę później znalazł się w klasie. Zdyszany Katsuki z czystym przerażeniem w oczach dopadł do ciebie, oglądając cię z każdej możliwej strony.
— [__]! Boli cię bardzo? — uklęknął i chwycił twoją nogę w dłonie. Opuszkami palców musnął opuchliznę na kostce, na co syknęłaś. Od razu cofnął rękę. — W tej chwili jedziemy do szpitala.
— Yuri uspokój się, bo denerwujesz dziewczynki. — upomniałaś przejętego mężczyznę i uśmiechnęłaś się szeroko do wyjątkowo cichych dzieci. — Jak widać moje drogie, jestem w dobrych rękach. Przebierajcie się i wracajcie do domu. Dam znać waszym rodzicom czy najbliższe zajęcia się odbędą. No, na co czekacie? Do szatni marsz!
Pomrukujące pod nosami tancerki wstały niezgrabnie z ziemi i mozolnie udały się tam gdzie im kazałaś.
— A ty — skupiłaś się na czarnowłosym. Wystawiłaś ręce w jego stronę. — Zaniesiesz mnie do samochodu. Nie mogę stać na tej nodze.
— Mówiłaś, że to nic poważnego! — zdenerwował się Katsuki. Wywróciłaś oczami i przygryzłaś wargę.
— Nie chciałam, żeby dziewczynki się przejęły.
— Ahhh... mogłabyś choć raz skupić się na sobie, wiesz? Przejmujesz się wszystkimi tylko nie sobą.
— Za to mnie kochasz — parsknęłaś śmiechem, lecz szybko twoją twarz ozdobił grymas, kiedy pulsujący ból rozniósł się po kostce. — pośpieszmy się.
Yurij Plisetsky
Łączone zajęcia chłopców oraz dziewcząt z wychowania fizycznego nie mogły skończyć się dobrze, zwłaszcza, że w owej lekcji brałaś udział ty i Yurij.
Nauczyciel przestał zwracać uwagę na to co się dzieje, jako, że miał dwie grupy, postanowił dać wam czas wolny, i zaszył się w gabinecie pielęgniarki, który znajdował się zaraz obok sali gimnastycznej.
Kiedy mężczyzna zniknął za drzwiami, twoja wyobraźnia poszła w ruch i popędziłaś do kantorka. Wykaraskałaś z niego kozła i dwa materace.
Yurij przyglądał ci się z uniesionymi wysoko brwiami, aż w końcu domyślił się co kombinujesz.
— [__], nie! — oderwał cię od pchania kozła i stanął pomiędzy nim a tobą.
— [__], tak! — wyszczerzyłaś się i wyminęłaś blondyna.
— Chcesz się zabić? Masz za krótkie nóżki, żeby przez to przeskoczyć! Może od razu wskocz pod auto, będziesz miała większe szanse powodzenia! — krzyknął i stanął po drugiej stronkę kozła.
— Odezwała się wielka stopa. — burknęłaś.
Słowa chłopaka tak cię ubodły, że postanowiłaś udowodnić mu, że się myli. I nie skończyło się to dobrze. Wybiłaś się i przeleciałaś nad przyrządem, lecz twoja stopa zahaczyła o kraniec kozła. Zamachałaś histerycznie rękami i poleciałaś do przodu. Yurij w ostatniej chwili zatrzymał cię przed całkowitym upadkiem.
— A nie mówiłem, głupia? Mogłabyś choć raz mnie posłuchać! Dasz rady stanąć? Nic sobie nie zrobiłaś?
— Wszystko jest w porządku — odparłaś szybko. Za szybko.
— Stopa? — domyślił się zielonooki i chwycił cię w pasie, abyś podparła się na nim.
— Yhym — wyrwało ci się.
— Idziemy do higienistki — westchnął Yurij.
Mimo, że tego nie okazywał, martwił się, czy nie zrobiłaś sobie czegoś gorszego niż tylko zwichnięcie czy skręcenie.
Otabek Altin
Tak jak mieliście w zwyczaju, ty, Beka oraz twój brat, przesiadywaliście w garażu, pracując przy samochodach i motorach. Twój chłopak wiedział co nieco o motoryzacji i z chęcią pomagał ci przy ważniejszych zamówieniach.
Tego popołudnia spędzaliście czas przy silniku jeepa. Ty grzebałaś pod jego maską, Beka akurat polerował swój nowo polakierowany motocykl, a [I/B] kręcił się niedaleko was, pilnując czy aby czasem nie jesteście zbyt blisko siebie. Było cicho, każdy był skupiony na swoim zajęciu.
— Beka?
— Tak? — oderwał się od maszyny i wytarł o robocze spodnie lakier.
— Podasz mi tą szmatkę co jest na krześle pod ścianą?
Kazach skinął głową choć tego nie widziałaś i wstał. Minął twojego brata, którego szeroki uśmiech wydał się łyżwiarzowi wyjątkowo niepokojący. Szybko zlokalizował porządaną przez ciebie rzeczy i kątem oka dostrzegł skradającego się do odtwarzacza muzyki starszego chłopaka.
Nie zdążył krzyknął, kiedy to wrzask metalowego wokalisty ryknął z głośników. Nie spodziewałaś się czegoś takiego i przestraszona, zahaczyłaś ręką o podpierającą maskę rurkę. Maska z hukiem poleciałaś na twoją głowę. Otabek podbiegł do ciebie i podtrzymał za ramiona, zaćmiona i zdezorientowana zatoczyłaś się w tył i chwyciłaś za pulsującą głowę,
— [I/B] czy ty jesteś nienormalny?! — kazach obrzucił mechanika zdenerwowanym spojrzeniem. Twój brat ewidentnie nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Zgłupiał i niezręcznie się śmiejąc, wycofał się do pomieszczenia, w którym spędza przerwy.
— Co za idiota... —wyjęczałaś. Z pomocą łyżwiarza usiadłaś na stołku. Chłopak chwycił twoją twarz w dłonie.
— Wszystko w porządku? Bardzo cię boli?
— Boli mnie tak, jakbym dostała ciężką maską samochodową — burknęłaś i przymknęłaś oczy. Wciąż łomotało ci w głowie.
Nawet nie zwróciłaś uwagi, kiedy Altin pobiegł do pomieszczenia, w którym zniknął twój brat, narobił tam rabanu i wrócił z lodem owiniętym w jego czystą koszulkę.
Przyłożył ci zawiniątko do głowy, a ty z błogością się uśmiechnęłaś.
— Dziękuje Beka. Wiesz, myślę, że jak dasz mi buziaka to poczuje się lepiej.
— Naprawdę ci pomoże?
— Zdecydowanie.
Michele Crispino
Łyżwiarz gdy tylko dostał telefon od Sary, że podczas treningu przytrafił ci się wypadek, omal nie zemdlał. Był tak przejęty, że nie usłyszał dalszych słów siostry, mówiących o niegroźnej kontuzji. Spakował swoje manatki w ekspresowym tempie i udał się do twojego domu, gdzie udałaś się po wypadku.
Zapukał nerwowo do drzwi i kiedy lekko się uchyliły, od razu chciał wejść do środka. Został jednak zatrzymany przez dwie [kolor]włose postacie. Chłopcy z założonymi rękami oddzielili go od oglądającej film ciebie.
Uśmiechnął się przyjaźnie do dwóch małych kopii jego dziewczyny.
— Cześć chłopcy, [__] jest w środku? Chciałem sprawdzić jak się czuje. — Michele zrobił krok w ich stronę, myśląc, że od razu go wpuszczą, lecz grubo się pomylił.
Obrzucili go lodowatym wzrokiem. Łyżwiarzowi przeszedł dreszcz wzdłuż kręgosłupa.
— Ty — zaczął ten z lewej, wskazując na mężczyznę palcem.
— To przez ciebie siostrzyczka płakała? — dodał ten po prawej. — Włoch zamrugał zdezorientowany i spłonął rumieńcem zażenowania.
— I nie chciała jeść?
— I się z nami bawić?
— I chodziła smutna?
— I...
— Hej! Co wy robicie? — oparta o ścianę dwa metry za braćmi, rozmasowywałaś obolały nadgarstek. Dopiero później dostrzegłaś swojego chłopaka. Uśmiechnęłaś się szeroko i zaprosiłaś go gestem ręki do środka. — Michele! Dlaczego mnie nie zawołaliście, małe diabły?
Bliźniacy obrzucili ostatni raz oskarżająco mężczyznę swoimi [kolor] tęczówkami, przyłożyli najpierw dwa palce do swoich oczu, a następnie skierowali je w jego stronę. Wywróciłaś oczami na ich zachowanie i pociągnęłaś chłopaka do środka.
— Nie przejmuj się nimi. Lubią wyolbrzymiać — od razu sprostowałaś, siadając obok łyżwiarza. — Hej, po co tak w ogóle przyszedłeś? Nie powinieneś mieć teraz treningu?
— Dlaczego przyszedłem? — Michele w momencie się ożywił. — Bo została ranna! Coś ty sobie zrobiła [__]? Wiesz jak się bałem?
— Domyślam się — burknęłaś, wiedząc jak Michele przeżywa wszystko ze zdwojoną siłą. — ale nie musisz się martwić. Po prostu się przewróciłam i upadłam na nadgarstek. Za kilka dni powinno być już wszystko w porządku.
— Napewno? — łyżwiarz wydawał się nieprzekonany, na co westchnęłaś zrezygnowana.
Cmoknęłaś go szybko w policzek.
— Napewno.
[A nie mówiłam, że te słodziaki się jeszcze pojawią?]
Kto się cieszy na nowy rozdział??!
Dobra tak poważniej, to łapcie rozdzialix i mam nadzieję, że się podobało? ʕ •́؈•̀ ₎
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro