06. Zakochanie
Klęska urodzaju.
Rozgrzewam się do powrotu, proszę nie bić.
***
Jakoś na początku czwartego miesiąca współpracy Yuuri obudził się w łóżku swojego trenera.
Poderwał się, nie mogąc znieść ciepła dwóch ciał przylegających do niego – Makkachina oraz Viktora. Lipcowa pogoda zdecydowanie nie sprzyjała tuleniu.
Yuuri po omacku znalazł leżące przy głowie Viktora okulary i rozejrzał się nieprzytomnie, myśląc tylko o tym, jak bardzo chce mu się pić. Niezgrabnie wydostał się z grzejącej pułapki ruszył do kuchni. Chłód korytarza otrzeźwił go nieco, co pozwoliło mu uświadomić sobie dziwną sytuację, w jakiej sam siebie przed chwilą zastał. Poprzedniej nocy rozmawiali do późna, aż Yuuri nie zaczął potężnie ziewać. Wtedy Viktor bardzo entuzjastycznie zaproponował mu nocowanie w jego pokoju, żeby mogli rozmawiać, póki nie zasną, i Yuuriemu bardzo łatwo przyszło zgodzenie się. Było to interesujące doświadczenie: po zgaszeniu światła, wśród zmęczonych szeptów, wtulony w przesiąkniętą zapachem Viktora pościel, czuł się zupełnie odsłonięty, wrażliwy i bezbronny – ale nie zagrożony. Wszystko to zadziało się naturalnie, swobodnie; Yuuri miał całkowitą pewność, że nic mu nie grozi i przez krótką chwilę, tuż przed zaśnięciem, poczuł się wolny.
Sącząc powoli chłodną wodę ze swojej szklanki, poczuł lekki przypływ zażenowania. W świetle dnia wszystko, co czuł w nocy, zdało mu się jakoś mniej prawdziwe. A przecież ufał Viktorowi, uwielbiał ciepłe uczucia, które trener w nim budził. Tylko że przy tym czuł się też winny. Wiedział, że jest wadliwym egzemplarzem; że każdy najmniejszy krok do przodu w ich relacji będzie dla obu wykańczającą katorgą.
Czasem, przez krótką chwilę, miał ochotę wszystko mu powiedzieć. Opowiedzieć, co mu się przytrafiło, co dokładnie wyniszczało go miesiącami i wreszcie popsuło go do tego stopnia, że spanie w jednym łóżku w pewnej odległości od siebie to dla niego najwyższa możliwa forma intymności. Dlaczego wbrew sobie panikuje, gdy atmosfera się zmienia, gdy widzi tę specyficzną zmianę na twarzy Viktora, gdy pojawia się choć cień możliwości, że Vitya chce zrobić coś więcej. Okazywali sobie czułość na wiele sposobów i nawet Yuuri nie mógł wmawiać już sobie, że w oczach Viktora są tylko przyjaciółmi, ale fizycznie wciąż nie wyszli poza przytulanie. Nawet o pocałunkach nie było mowy. I były chwile, kiedy Yuuri karcił samego siebie, kiedy zdawało mu się, że to już ten moment, na pewno się przełamie – a potem, gdy byli sami, jego ciało znów reagowało samo, znów zamykał się całkiem w sobie i chciał uciec. Viktor był cierpliwy i nie naciskał, ale niemożliwym było, żeby wcale go to nie ruszało.
Yuuri chlusnął sobie w twarz resztką wody i przetarł oczy dłońmi. Musiał się skupić na treningach, jeśli chciał na pewno zatrzymać Viktora przy sobie. I tak zostało mu niewiele czasu, a do najbliższego sezonu wcale nie mierzył, zresztą nie o to chodziło. Nie rozmawiali o tym, ale obaj wiedzieli, o co tak naprawdę walczy Yuuri – chciał odzyskać coś, co kochał i zakochać się w tym ponownie.
Nalał wody do czystej szklanki i ruszył z nią z powrotem do pokoju Viktora, uznawszy, że i on po przebudzeniu będzie spragniony. W drzwiach zderzył się jednak z nim samym.
– Yuuri! – Odetchnął z widoczną ulgą. – Zastanawiałem się, gdzie jesteś.
Poczuł ukłucie winy, nawet jeśli w rzeczywistości nie zrobił niczego złego.
– Przyniosłem ci wodę – bąknął pojednawczo, wchodząc do pokoju.
– Dzięki.
Viktor zamknął za nimi drzwi i wziął od niego szklankę, a chwilę potem Yuuri uświadomił sobie, że niczym zahipnotyzowany śledzi wzrokiem ruchy jego gardła przy przełykaniu. Zmieszany, zaczął w ciszy składać skotłowaną pościel – chciał coś powiedzieć, cokolwiek, by przełamać nieco niezręczny moment. Rozważał też puste przeprosiny na zapas, by zabezpieczyć się przed rozpamiętywaniem wszystkiego, co mógł zrobić lub powiedzieć nie tak zeszłej nocy – bo widząc zaspanego trenera w świetle dnia nagle uświadomił sobie, że coś takiego mogło się wydarzyć. Nie zdążył jednak zdecydować, co chce powiedzieć, gdyż Viktor – w ogóle nie skrępowany – bardzo szybko odezwał się sam.
– Czekaj, Yuuri, przecież ci pomogę. – Łagodnym ruchem sięgnął po drugi koniec prześcieradła i pomógł Yuuriemu je wytrzepać, po czym naśladując jego ruchy złożył je na pół i zbliżył się, łącząc końce z tymi trzymanymi przez Yuuriego. Duszne pomieszczenie błagało o otwarcie niezasłoniętego okna, wpadające przez szyby słońce grzało bezlitośnie, Makkachin zaczął drapać w drzwi, nagle domagając się wypuszczenia, a Yuuri stał, trzymając prześcieradło i obserwując, jak Viktor obejmuje jego obie dłonie swoimi. Materiał upadł na podłogę.
Yuuri, nie poznając sam siebie, odpowiedział na czułość i natychmiast splótł swoje palce z palcami Viktora. Ten zbliżył się nieco, wzdychając głęboko. Stali tak przez chwilę, stykając się czołami, jakby próbowali na własny sposób nacieszyć się wzajemną bliskością, nim opuszczą swój azyl.
– Wszystko w porządku? – wyszeptał w końcu Viktor.
– Mhm. – Yuuri delikatnie oswobodził ręce i podszedł do drzwi, by z przepraszającą miną otworzyć je zniecierpliwionemu Makkachinowi. Viktor tymczasem podniósł prześcieradło i odłożył je na łóżko, posyłając towarzyszowi ciepły uśmiech.
– To dobrze, bo chciałbym z tobą porozmawiać. Coś postanowiłem.
Yuuri poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy; mimo to uśmiechnął się promiennie.
– Och?
– Chodź tutaj. – Viktor usiadł na łóżku i zaczekał, aż Yuuri usadowi się obok. Tymczasem ten ostatni nie mógł opędzić się od myśli, że wie, dokąd to zmierza.
– Pamiętasz, jak umówiliśmy się na sześć miesięcy? Że jeśli po tych miesiącach wciąż nie...
– Pamiętam – przerwał Yuuri, prawie siebie nie słysząc.
– Myślałem nad tym sporo i dziś w nocy podjąłem decyzję.
Nie do końca nad sobą panując, Yuuri ukrył twarz w dłoniach, szykując się na cios. Zamiast tego poczuł jednak łagodny dotyk Viktora, gdy odsunął jego ręce, żeby spojrzeć mu w twarz.
– Hej? Yuuri, chcę po prostu z tobą zostać – oznajmił miękko.
Yuuri nie wytrzymał.
– Ty idioto – wydusił, krztusząc się niekontrolowanym strumieniem łez.
– Znów chcesz wrócić, widzę to, a ja nie chcę cię zostawiać ani narzucać nam limitów. – Mówił teraz szybciej, widocznie się tłumacząc, przy czym mocno obejmował wczepionego w niego Yuuriego. Krótko ucałował jego nos, na co sam Yuuri gwałtownie zaszlochał i z niedźwiedzią siłą odwzajemnił uścisk.
– Od tygodni zastanawiałem się, kiedy odejdziesz, ty kretynie.
Yuuriemu trudno było uwierzyć, że Viktor mógł widzieć całą sytuację inaczej niż on; że mógł nie widzieć hamującego go "wadliwego egzemplarza", którego naprawa była frustrująca i przez większość czasu bezowocna. Wyglądało jednak na to, że w końcu musiał.
Viktor odsunął się nieco, by odgarnąć włosy z twarzy Yuuriego.
– Przepraszam. Nawet nie pomyślałem... Powinienem był wiedzieć. Przepraszam. – Pochylił się, by go pocałować, ale w porę się opamiętał i tylko oparł głowę na ramieniu Yuuriego; ten natomiast sam nie wiedział już, czy na pewno czuje ulgę. – Yuuri? Czy ty chcesz ze mną zostać?
W odpowiedzi Yuuri ponownie się w niego wtulił. Nigdy nie mógł się nadziwić, jak dobrze przytulało mu się Viktora, jakby ich ciała były do siebie idealnie dopasowane. Napięcie uszło z niego przy pierwszym wybuchu i teraz delektował się tym dziwnym, ciepłym uczuciem, które kojarzyło mu się tylko z Viktorem, a którego nigdy przedtem nie czuł w takim natężeniu. Nie chciał teraz niczego wyjaśniać, nie chciał tłumaczyć, dlaczego myślał, że Viktor naprawdę zamierza teraz odejść – uznał, że na tę rozmowę przyjdzie czas. Przecież będą teraz mieli dla siebie sporo czasu.
W końcu Vitya wyprostował się.
– Jest jeszcze coś.
Yuuri był zbyt emocjonalnie wyczerpany, żeby się teraz przejąć, więc tylko kiwnął trenerowi głową, by kontynuował.
– Yuuri, chciałbym w październiku pojechać z tobą do Milwaukee.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro