Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

02. Rysa na lodzie

Wydawało mu się, że powrót do domu go ożywi. Zupełnie jakby sądził, że sam widok znajomego krajobrazu Hasetsu i dotyk miękkiej sierści Vicchana będą wystarczyły, żeby poczuł się bezpiecznie. Tak bardzo chciał się uwolnić, że zupełnie nie brał pod uwagę, jak trudny i bolesny może być proces uwalniania; skupiał się na lepszej przyszłości, od razu chciał efektów, bo dźwiganie teraźniejszości nie było czymś, z czym był w stanie sam sobie poradzić. Nie miał siły walczyć, nie był na to gotów.

Nie był też gotów na wiadomość, która czekała na niego w domu.

- To się stało niedawno... chcieliśmy ci powiedzieć, ale... - Hiroko nie dokończyła zdania, najwyraźniej uznając, że słowa "nie odbierałeś telefonów" czy "całkiem zerwałeś z nami kontakt" brzmią oskarżycielsko i raczej nie byłyby stosowne do sytuacji.

Yuuri nie płakał. Po prostu usiadł na podłodze, wpatrując się bez słowa w zdjęcie ukochanego psa w jego dłoniach i bardziej niż kiedykolwiek tęskniąc za ciepłym, dodającym otuchy ciężarem pupila. Nie zareagował, kiedy wszyscy, obrzuciwszy się porozumiewawczymi spojrzeniami, opuścili pokój; nie poruszył się, kiedy zrobiło się ciemno. Miał wciąż wrażenie, że Vicchan za chwilę wbiegnie do pokoju i rzuci się na niego, obdarzając łapczywymi, psimi pocałunkami z całą mocą wszystkich lat ich rozłąki, a on będzie mógł nareszcie wtulić się w bujną sierść i po raz pierwszy od bardzo, bardzo dawna poczuć ulgę. Vicchan, jego najlepszy przyjaciel, zawsze był nierozłączną częścią powrotów do domu, był domem; teraz temu, co dawało Yuuriemu poczucie bezpieczeństwa, zabrakło jednego z ważniejszych elementów.

- W porządku? - spytała po prostu jego siostra, gdy w końcu pojawił się w kuchni; uznał, że chowanie się teraz w pokoju nie będzie najlepszym rozwiązaniem. Nie odpowiedział jej, tylko w milczeniu zajął miejsce przy stoliku.

Drgnął, gdy poczuł rękę na swoich włosach. Mari musiała zauważyć jego dyskomfort, bo natychmiast cofnęła dłoń.

- Bardzo urosły - mruknęła. - Jeśli chcesz, mogę je podciąć.

Przeczesał włosy palcami, lekko zaskoczony jej uwagą. Nie zauważył, kiedy zrobiły się przydługie - sięgały teraz niemal do brody. Sam nie wiedział, czy naprawdę mu to przeszkadza, ale powstrzymał się od wzruszenia ramionami.

- Oczywiście, jeśli chcesz.

- Ale nie wyglądasz źle - mrukęła, nieco zakłopotana.

Yuuri zmusił się do nieśmiałego uśmiechu.

- Może dobrze będzie trochę je skrócić.

Szczęk nożyczek, ciepło stojącej tuż za nim osoby i pieszczota przeczesujących jego włosy palców były dziwnie pocieszające. Yuuri zamknął oczy, wdzięczny za pierwszą od bardzo dawna chwilę relaksu, starając się choć przez chwilę nie myśleć.

- Wiesz...

Otworzył oczy; napięcie natychmiast powróciło.

- Wiesz, że jeśli potrzebowałbyś pomocy... czy może rozmowy... wiesz, że możesz na mnie liczyć? - Delikatnie położyła mu dłoń na podbródku i przysunęła do siebie jego głowę, gdy bezwiednie ją opuścił. - Wiem, że rodzice nie zawsze... - urwała i powróciła do pracy w kompletnej ciszy.

- Dziękuję - powiedział cicho Yuuri; tylko na tyle się zdobył, zanim całkiem się rozkleił.

Kap, kap, kap. Kilka łez opadło razem z kolejnymi kosmykami ściętych włosów.

Mari zastygła na krótką chwilę, ale nic już nie powiedziała i Yuuri był jej za to wdzięczny.

*

Mimo wszystko, powrót do domu przyniósł pewne zmiany. Wcześniej prawie nie jadał: teraz, mając podsuwane pod nos ulubione potrawy, odkrył, że zajadanie każdej złej myśli naprawdę działa. W Detroit cierpiał na bezsenność: w Hasetsu sypiał po kilkanaście godzin. Nie zastanawiał się nad tym długo - uznał, że oba wynikają po prostu z tego, że w rodzinnym domu czuje się bezpieczniej.

Przez jakiś czas myślał o sprawieniu sobie drugiego psa. Szybko odrzucił tę myśl, wraz z falą poczucia winy i obrzydzenia do samego siebie: po pierwsze, nie potrafiąc zająć się sobą, nie dałby również pupilowi opieki, jakiej ten by potrzebował, pomysł ten był więc niesamowicie samolubny; po drugie, dotarło do niego, że z powodu tęsknoty chce zastąpić Vicchana, a to wydało mu się tak niewłaściwe, że prawie dał sobie w twarz za ten pomysł.

Cały czas, którego nie poświecał na sen lub jedzenie, Yuuri spędzał na lodowisku. Dawno wypadł z formy, a jego obecny tryb życia nie sprzyjał postępom, ale nawet zwyczajne, bezmyślne kręcenie ósemek go uspokajało. Trochę czasu minęło, zanim odważył się przekroczyć próg Ice Castle i znów założyć swoje łyżwy, ale w chwili gdy wkroczył na lód, poczuł, że może zapomnieć o wszystkim. Był u siebie, mógł się zrelaksować; to doświadczenie, szmer ostrzy znaczących gładką taflę, uczucie wolności - to wszystko należało do niego, nie do tych, którzy drwili z jego porażki, nie do wściekłego, rozwrzeszczanego Plisetskiego i na pewno nie do Celestino. Postanowił, że nie pozwoli im sobie tego odebrać i ciężko pracował, by do jego świadomości w końcu przeniknął fakt, że jest na hali sam i nie powinien spinać się, spodziewając się usłyszenia znów tego głosu. Z czasem poczuł się na tyle pewnie, że nawet z obserwującą go całą rodziną Nishigorich, z wytrwale dokumentującymi jego występy trojaczkami włącznie, bez skrępowania jeździł całe programy. Nie swoje - odrzucała go sama myśl o tym, że miałby poświęcić czas czemuś, nad czym pracował z byłym trenerem - ale Viktora Nikiforova. Znał je bardzo dobrze, a uwielbienie dla Viktora było jedną z tych rzeczy, której odebrania mu Yuuri odmówił Celestino Cialdiniemu.

Nie przejął się nawet szczególnie, kiedy pewnego wieczoru Takeshi zadzwonił z przeprosinami za swoje dzieci: jak się okazało, wrzuciły do sieci nagranie jednego z występów Yuuriego. Nie spytał jednak nawet, kiedy nagrały materiał - nie było to dla niego istotne. Aż do dnia, w którym na progu domu powitał go wielki, brązowy pudel.
Przez chwilę zastanawiał się, czy nie śni - zanim wrócił do Hasetsu, wielokrotnie tęsknił do wesołego, psiego powitania Vicchana, po to tylko, by po przyjeździe dowiedzieć się, że ta przyjemność na zawsze została mu odebrana. Teraz pies z zadowoleniem przygniatał go do ziemi, zawzięcie liżąc po twarzy i Yuuri naprawdę pomyślał, że to wszystko było tylko niesmacznym żartem, że Vicchan wrócił. Ale to trwało bardzo krótko - tylko do czasu, aż uświadomił sobie, że pudel w jego ramionach jest dużo większy, niż Vicchan, że wygląda nieco inaczej i że prawdopodobnie należy po prostu do któregoś z gości. Wstał i otrzepał ubranie, walcząc z przytłaczającą falą rozczarowania.

- Śliczny, prawda? Zupełnie jak Vicchan. Yuuri, wygląda na to, że masz gościa, jakiś cudzoziemiec pytał o ciebie - dotarł do niego głos matki.

Yuuri prawie dostał ataku. Cudzoziemiec? Czy on mógł przyjechać za nim aż tutaj?

- Ach, to on. Przywitaj się, Yuuri.

Nie miał ochoty się odwracać. Miał ochotę uciec.

- Yuuri!

To nie był głos, którego się spodziewał. To był jakiś dziwny, naprawdę pokręcony sen. A jeśli nie, wyglądało na to, że wszystko inne od teraz będzie dziwne i naprawdę, naprawdę pokręcone.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro