Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8~ Szpital

Oczami Aphrodiego:

Siedziałem w swoim pokoju, słuchając muzyki. Yumi wyszła gdzieś z Nathanem i resztą, więc nie bardzo mam co robić. Zdałem sobie sprawę, że przez ostatnie dni zdążyłem na tyle zżyć się z czarnowłosą, że teraz, gdy nie ma jej w domu, jest tu dziwnie cicho.

Przez dźwięki jednej z piosenek przebiła się melodia dzwonka mojego telefonu. Wstałem i odebrałem, nawet nie patrząc kto dzwoni.

- Halo?

- Ahrodi?- usłyszałem zdyszany głos Marka w słuchawce.

- O co chodzi?- zapytałem.

- Szliśmy... I samochód... Wypadek...- mówił kapitan Raimona, głosem dziwnie drżącym jak na niego. Musiało stać się coś poważnego.

- Co?- powiedziałem po chwili, nadal nie wiedząc o czym mówi.

- Halo?- odezwał się, tym razem ktoś inny.

- Axel? O co chodziło Markowi?- zaczynałem się naprawdę martwić.

- Yumi miała wypadek.

Chwilę zajęło mi przyswojenie tego co mówił. Yumi... Miała wypadek?! Ręce zaczęły mi się trzęść, gdy to do mnie dotarło. Serce gwałtownie mi przyspieszyło, podobnie oddech.

- Gdzie jesteście?- zapytałem, starając się zapanować nad drżeniem głosu.

~~~

Razem z rodzicami wpadłem do Szpitala Głównego Inazumy i zaraz popędziłem do recepcji. Siedząca tam kobieta od razu wskazała nam salę, gdzie leżała czarnowłosa. Wciąż próbując zapanować nad szaleńczym biciem serca pobiegłem w tamtą stronę wraz z równie zdenerwowanymi rodzicami.

Na korytarzu siedzieli Mark, Axel, Nathan, Nelly i Celia. Granatowowłosa cały czas ocierała łzy z policzków, po których te płynęły potokami. Axel delikatnie obejmował ją ramieniem, a Nelly starała jakoś pocieszyć, choć i z jej oczów pociekło kilka łez. Nie zdziwiło mnie, że tak zareagowały na coś takiego. W końcu sam ledwo panowałem nad emocjami, które się we mnie kotłowały. Zaskoczył mnie za to widok ciemnego sińca na policzku Marka i Nathan, przukładający zimny okład do krwawiącego nosa.

Pewnie bym się nad tym zastanowił, gdyby nie Yumi, ciągle zaprzątająca moje myśli. Razem z rodzicami weszliśmy do sali, która wskazała nam recepcjonistka.

Stanąłem jak wryty, widząc Yumi, z lekko przesiąkniętym krwią bandażem na głowie, całą w zadrapaniach i siniakach, podłączoną do całej masy maszyn. Miała zamknięte oczy, gdyby nie te wszystkie rany, można by sądzić, że zwyczajnie śpi.

Do środka wszedł lekarz, a rodzice kazali mi wyjść. Choć niechętnie, musiałem się posłuchać. Nie chciałem teraz dodatkowo się z nimi wykłocać.

Axel wstał, zostawiając Celię Nelly i razem z Markiem podeszli do mnie. Nathan wciąż wpatrywał się pustym wzrokiem w drzwi do sali czarnowłosej.

- Jak to się stało?- zapytałem, z całych sił starając się nie myśleć o Yumi, leżącej tam na sali.

- Kiedy szliśmy, spotkaliśmy Kewina. Rzucił się na Yumi i zaczął ją szarpać. Próbowaliśmy jakoś jej pomóc, ale się nie udało. Popchnął ją na jezdnię akurat, gdy zza rogu wyjechał samochód.- odpowiedział Axel, jak zwykle spokojnie, choć w jego głosie słyszałem zdenerwowanie. On też starał się hamować swoje emocje.

Teraz siniak na policzku Marka i rozwalony nos Nathana nabrały sensu. Nawet Axel wyglądał jak po jakiejś większej bijatyce. Naprawdę się starali jakoś jej pomóc. Ale ten idiota...

- Gdzie on jest?- zapytałem przez zaciśnięte zęby.

- Kiedy ten samochód potrącił Yumi, poszedł sobie.- odpowiedział tym razem Mark.

Zalała mnie fala gniewu. To przez niego Yumi wylądowała w szpitalu, a ten tchórz nie miał nawet odwagi przyjechać tu i sprawdzić co z nią? Jeśli jeszcze raz go spotkam, nie daruję mu tego. Nie chcę więcej widzieć jego twarzy. I on raczej też nie chciałby mnie teraz spotkać.

Z sali wyszedł lekarz razem z moimi rodzicami. Wszystkie spojrzenia powędrowały na nich. Każde z nas chciało wiedzieć co z Yumi, ale jednocześnie baliśmy się tego co może powiedzieć lekarz.

Oczami Nathana:

Wciąż przed oczami miałem ten potworny obraz. Yumi leżącą w planie krwi na jezdni, a nieco dalej samochód, wcześniej z całych sił próbujący się zatrzymać. Nie mogłem jej wtedy w żaden sposób pomóc, tylko patrzeć i czekać na karetkę, która zjawiła się kilka minut później. Jak ja mogłem do tego dopuścić? Na myśl o tym, zacisnąłem mocno powieki, a z gardła wydobył się cichy szloch.

Na korytarz wyszedł lekarz, a ja podniosłem wzrok by na niego spojrzeć. Nic w jego postawie nie wskazywało jakie wieści ma do przekazania.

- Panna Kaneko jest w śpiączce. Póki co, nie wiemy kiedy się z niej wybudzi.

Patrzyłem przerażony na lekarza, szukając czegoś, czegokolwiek, co pozwoli mi sądzić, że to żart. Jakiś chory żart. Ale nim nie było. Mężczyzna był śmiertelnie poważny, a w jego oczach widziałem współczucie.

Do oczu napłynęły mi gorące łzy, które powoli zaczęły torować sobie drogę po moich policzkach. Zazwyczaj, kiedy uczucia stawały się zbyt silne i nie mogłem powstrzymać łez, grzywka pozwalała mi je ukryć. Teraz nawet nie zamierzałem próbować schować łez płynących po mojej twarzy. Yumi zasługiwała na łzy. By płakać z jej powodu.

Spojrzałem na Aphrodiego. Wydawał się równie załamany tą informacją co ja. Później spojrzałem na jego zapłakaną matkę i pocieszającego go ojca. Nie dziwię się im. Przejęli odpowiedzialność za Yumi, a teraz ona leżała w śpiączce. Każdy by płakał. Zwłaszcza, że czarnowłosa jest naprawdę wspaniałą osobą. Potem mój wzrok trafił na Celię i Nelly, obie zapłakane. Axel delikatnie przytulał Celię, próbując choćby trochę dodać jej otuchy. Mark również nie był w stanie pohamować łez.

Nie udało mi się jej ochronić. Kiedy Kewin ją zaatakował, ja nic nie mogłem zrobić. Nagle smutek zamienił się w gniew. Palący gniew na tego kto spowodował całą tę sytuację. Nigdy nie wybaczę tego Kewinowi.

Oczami Marka:

Następnego dnia w szkole, wszyscy byli w ponurych nastrojach. Czułem się źle z tym co się stało dnia poprzedniego. Byliśmy z Yumi w czasie tego wypadku, a mimo to, nijak nie mogliśmy jej pomóc. Kewin nawet nie raczył pojawić się w szkole. Jak mogłem kogoś takiego uważać za przyjaciela? Kolegę z drużyny? Yumi też jest w naszym zespole, jak on w ogóle mógł ją zaatakować?!

Jako kapitan, musiałem powiadomić resztę o stanie Yumi. I tak zdążyli już się zorientować, że coś jest nie tak. Jude i Silvia pewnie już o wszystkim wiedzieli, a od menadżerki dowiedział się też Erik i Bobby.

Kiedy przekazałem drużynie smutne wieści, reakcja była podobna co u nas poprzedniego dnia. Najpierw niedowierzanie, a potem przejmujący smutek i złość na tego, kogo była to wina, czyli Kewina. Trener oficjalnie usunął go z klubu, zresztą mu się nie dziwię. Gdyby tego nie zrobił, pewnie sam bym o to poprosił.

Przez następne dni, wszystko było nornalnie, nie licząc braku czarnowłosej i ogólnego przygnębienia wśród graczy. No i Nathana, który na treningi najpierw chodził rzadko, a teraz w ogóle. Jako kapitan, muszę coś zrobić. To mój obowiązek.

Po treningu poszedłem do Szpitala Ogólnego Inazumy. Tak jak myślałem, Nathan tam był. Siedział przygnębiony przy łóżku Yumi. Gdy stanąłem w drzwiach, wstał, podszedł do mnie i przywitał się cicho.

W końcu zebrałem się w sobie i zapytałem:

- Dlaczego nie przychodzisz na treningi?

Spuścił wzrok.

- Mark, ja nie potrafię teraz grać w piłkę. Przepraszam.

Ruszył w stronę wyjścia. Pobiegłem zanim.

Złapałem go mocno za ramię.

- Nathan!- powiedziałem stanowczo- Myślisz, że Yumi byłaby szczęśliwa, wiedząc, że nie chodzisz na trening z jej powodu? Że z jej winy rezygnujesz z piłki, którą kocha?

Moje słowa wyraźnie go zaskoczyły. Spojrzał na mnie. W jego oczach zalśniły łzy. Puściłem go i wyszedłem. Teraz musi zastanowić się nad tym co mu powiedziałem. Nie zmuszę go by zaczął trenować. Ja też byłem smutny z powodu Yumi. Ale nie pomogę jej, rozpaczając. Szedłem dalej, rozmyślając nad tym wszystkim. Nie dziwię się Nathanowi, że tak reaguje, ale to nas donikąd nie zaprowadzi.

Oczami Nathana:

Gdy Mark wyszedł, z powrotem poszedłem do Yumi. Wszedłem do środka i usiadłem na krześle koło jej łóżka.

- Yumi, już jestem.- powiedziałem do niej z uśmiechem.

Nic.

- Wiesz, Mark powiedział mi, że nie będziesz szczęśliwa, jeśli przestanę grać.

Nadal nic. Tak było już naprawdę długo. Mówiłem, ale ona nie odpowiadała.

- Yumi, proszę obudź się.- powiedziałem przez zaciśnięte gardło.

Po policzkach popłynęły mi łzy. Ścisnąłem mocno jej rękę.

- Tęsknię za tobą...- powiedziałem cicho.

Moim ciałem wstrząsnął szloch. Łzy płynęły strumieniami po mojej twarzy i spadały na kolana. Nie zamierzałem ich zatrzymywać.

Yumi leży w śpiączce. To jest powód do łez. Przed oczami znowu stanął mi jej piękny uśmiech. Do oczu napłynęła nowa fala łez.

Za każdym razem, gdy o niej myślę, to tak jakby moje serce pękało na tysiąc kawałków. Potem było lepiej, po to by na nowo mogło się rozpaść.

Jeszcze przez kilka minut nie byłem w stanie powstrzymać łez, a potem opuściłem szpital. Ale te kilka minut wystarczyło, żebym napyślił się nad tym wszystkim. Podjąłem decyzję.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro