Rozdział 8~ Szpital
Oczami Aphrodiego:
Siedziałem w swoim pokoju, słuchając muzyki. Yumi wyszła gdzieś z Nathanem i resztą, więc nie bardzo mam co robić. Zdałem sobie sprawę, że przez ostatnie dni zdążyłem na tyle zżyć się z czarnowłosą, że teraz, gdy nie ma jej w domu, jest tu dziwnie cicho.
Przez dźwięki jednej z piosenek przebiła się melodia dzwonka mojego telefonu. Wstałem i odebrałem, nawet nie patrząc kto dzwoni.
- Halo?
- Ahrodi?- usłyszałem zdyszany głos Marka w słuchawce.
- O co chodzi?- zapytałem.
- Szliśmy... I samochód... Wypadek...- mówił kapitan Raimona, głosem dziwnie drżącym jak na niego. Musiało stać się coś poważnego.
- Co?- powiedziałem po chwili, nadal nie wiedząc o czym mówi.
- Halo?- odezwał się, tym razem ktoś inny.
- Axel? O co chodziło Markowi?- zaczynałem się naprawdę martwić.
- Yumi miała wypadek.
Chwilę zajęło mi przyswojenie tego co mówił. Yumi... Miała wypadek?! Ręce zaczęły mi się trzęść, gdy to do mnie dotarło. Serce gwałtownie mi przyspieszyło, podobnie oddech.
- Gdzie jesteście?- zapytałem, starając się zapanować nad drżeniem głosu.
~~~
Razem z rodzicami wpadłem do Szpitala Głównego Inazumy i zaraz popędziłem do recepcji. Siedząca tam kobieta od razu wskazała nam salę, gdzie leżała czarnowłosa. Wciąż próbując zapanować nad szaleńczym biciem serca pobiegłem w tamtą stronę wraz z równie zdenerwowanymi rodzicami.
Na korytarzu siedzieli Mark, Axel, Nathan, Nelly i Celia. Granatowowłosa cały czas ocierała łzy z policzków, po których te płynęły potokami. Axel delikatnie obejmował ją ramieniem, a Nelly starała jakoś pocieszyć, choć i z jej oczów pociekło kilka łez. Nie zdziwiło mnie, że tak zareagowały na coś takiego. W końcu sam ledwo panowałem nad emocjami, które się we mnie kotłowały. Zaskoczył mnie za to widok ciemnego sińca na policzku Marka i Nathan, przukładający zimny okład do krwawiącego nosa.
Pewnie bym się nad tym zastanowił, gdyby nie Yumi, ciągle zaprzątająca moje myśli. Razem z rodzicami weszliśmy do sali, która wskazała nam recepcjonistka.
Stanąłem jak wryty, widząc Yumi, z lekko przesiąkniętym krwią bandażem na głowie, całą w zadrapaniach i siniakach, podłączoną do całej masy maszyn. Miała zamknięte oczy, gdyby nie te wszystkie rany, można by sądzić, że zwyczajnie śpi.
Do środka wszedł lekarz, a rodzice kazali mi wyjść. Choć niechętnie, musiałem się posłuchać. Nie chciałem teraz dodatkowo się z nimi wykłocać.
Axel wstał, zostawiając Celię Nelly i razem z Markiem podeszli do mnie. Nathan wciąż wpatrywał się pustym wzrokiem w drzwi do sali czarnowłosej.
- Jak to się stało?- zapytałem, z całych sił starając się nie myśleć o Yumi, leżącej tam na sali.
- Kiedy szliśmy, spotkaliśmy Kewina. Rzucił się na Yumi i zaczął ją szarpać. Próbowaliśmy jakoś jej pomóc, ale się nie udało. Popchnął ją na jezdnię akurat, gdy zza rogu wyjechał samochód.- odpowiedział Axel, jak zwykle spokojnie, choć w jego głosie słyszałem zdenerwowanie. On też starał się hamować swoje emocje.
Teraz siniak na policzku Marka i rozwalony nos Nathana nabrały sensu. Nawet Axel wyglądał jak po jakiejś większej bijatyce. Naprawdę się starali jakoś jej pomóc. Ale ten idiota...
- Gdzie on jest?- zapytałem przez zaciśnięte zęby.
- Kiedy ten samochód potrącił Yumi, poszedł sobie.- odpowiedział tym razem Mark.
Zalała mnie fala gniewu. To przez niego Yumi wylądowała w szpitalu, a ten tchórz nie miał nawet odwagi przyjechać tu i sprawdzić co z nią? Jeśli jeszcze raz go spotkam, nie daruję mu tego. Nie chcę więcej widzieć jego twarzy. I on raczej też nie chciałby mnie teraz spotkać.
Z sali wyszedł lekarz razem z moimi rodzicami. Wszystkie spojrzenia powędrowały na nich. Każde z nas chciało wiedzieć co z Yumi, ale jednocześnie baliśmy się tego co może powiedzieć lekarz.
Oczami Nathana:
Wciąż przed oczami miałem ten potworny obraz. Yumi leżącą w planie krwi na jezdni, a nieco dalej samochód, wcześniej z całych sił próbujący się zatrzymać. Nie mogłem jej wtedy w żaden sposób pomóc, tylko patrzeć i czekać na karetkę, która zjawiła się kilka minut później. Jak ja mogłem do tego dopuścić? Na myśl o tym, zacisnąłem mocno powieki, a z gardła wydobył się cichy szloch.
Na korytarz wyszedł lekarz, a ja podniosłem wzrok by na niego spojrzeć. Nic w jego postawie nie wskazywało jakie wieści ma do przekazania.
- Panna Kaneko jest w śpiączce. Póki co, nie wiemy kiedy się z niej wybudzi.
Patrzyłem przerażony na lekarza, szukając czegoś, czegokolwiek, co pozwoli mi sądzić, że to żart. Jakiś chory żart. Ale nim nie było. Mężczyzna był śmiertelnie poważny, a w jego oczach widziałem współczucie.
Do oczu napłynęły mi gorące łzy, które powoli zaczęły torować sobie drogę po moich policzkach. Zazwyczaj, kiedy uczucia stawały się zbyt silne i nie mogłem powstrzymać łez, grzywka pozwalała mi je ukryć. Teraz nawet nie zamierzałem próbować schować łez płynących po mojej twarzy. Yumi zasługiwała na łzy. By płakać z jej powodu.
Spojrzałem na Aphrodiego. Wydawał się równie załamany tą informacją co ja. Później spojrzałem na jego zapłakaną matkę i pocieszającego go ojca. Nie dziwię się im. Przejęli odpowiedzialność za Yumi, a teraz ona leżała w śpiączce. Każdy by płakał. Zwłaszcza, że czarnowłosa jest naprawdę wspaniałą osobą. Potem mój wzrok trafił na Celię i Nelly, obie zapłakane. Axel delikatnie przytulał Celię, próbując choćby trochę dodać jej otuchy. Mark również nie był w stanie pohamować łez.
Nie udało mi się jej ochronić. Kiedy Kewin ją zaatakował, ja nic nie mogłem zrobić. Nagle smutek zamienił się w gniew. Palący gniew na tego kto spowodował całą tę sytuację. Nigdy nie wybaczę tego Kewinowi.
Oczami Marka:
Następnego dnia w szkole, wszyscy byli w ponurych nastrojach. Czułem się źle z tym co się stało dnia poprzedniego. Byliśmy z Yumi w czasie tego wypadku, a mimo to, nijak nie mogliśmy jej pomóc. Kewin nawet nie raczył pojawić się w szkole. Jak mogłem kogoś takiego uważać za przyjaciela? Kolegę z drużyny? Yumi też jest w naszym zespole, jak on w ogóle mógł ją zaatakować?!
Jako kapitan, musiałem powiadomić resztę o stanie Yumi. I tak zdążyli już się zorientować, że coś jest nie tak. Jude i Silvia pewnie już o wszystkim wiedzieli, a od menadżerki dowiedział się też Erik i Bobby.
Kiedy przekazałem drużynie smutne wieści, reakcja była podobna co u nas poprzedniego dnia. Najpierw niedowierzanie, a potem przejmujący smutek i złość na tego, kogo była to wina, czyli Kewina. Trener oficjalnie usunął go z klubu, zresztą mu się nie dziwię. Gdyby tego nie zrobił, pewnie sam bym o to poprosił.
Przez następne dni, wszystko było nornalnie, nie licząc braku czarnowłosej i ogólnego przygnębienia wśród graczy. No i Nathana, który na treningi najpierw chodził rzadko, a teraz w ogóle. Jako kapitan, muszę coś zrobić. To mój obowiązek.
Po treningu poszedłem do Szpitala Ogólnego Inazumy. Tak jak myślałem, Nathan tam był. Siedział przygnębiony przy łóżku Yumi. Gdy stanąłem w drzwiach, wstał, podszedł do mnie i przywitał się cicho.
W końcu zebrałem się w sobie i zapytałem:
- Dlaczego nie przychodzisz na treningi?
Spuścił wzrok.
- Mark, ja nie potrafię teraz grać w piłkę. Przepraszam.
Ruszył w stronę wyjścia. Pobiegłem zanim.
Złapałem go mocno za ramię.
- Nathan!- powiedziałem stanowczo- Myślisz, że Yumi byłaby szczęśliwa, wiedząc, że nie chodzisz na trening z jej powodu? Że z jej winy rezygnujesz z piłki, którą kocha?
Moje słowa wyraźnie go zaskoczyły. Spojrzał na mnie. W jego oczach zalśniły łzy. Puściłem go i wyszedłem. Teraz musi zastanowić się nad tym co mu powiedziałem. Nie zmuszę go by zaczął trenować. Ja też byłem smutny z powodu Yumi. Ale nie pomogę jej, rozpaczając. Szedłem dalej, rozmyślając nad tym wszystkim. Nie dziwię się Nathanowi, że tak reaguje, ale to nas donikąd nie zaprowadzi.
Oczami Nathana:
Gdy Mark wyszedł, z powrotem poszedłem do Yumi. Wszedłem do środka i usiadłem na krześle koło jej łóżka.
- Yumi, już jestem.- powiedziałem do niej z uśmiechem.
Nic.
- Wiesz, Mark powiedział mi, że nie będziesz szczęśliwa, jeśli przestanę grać.
Nadal nic. Tak było już naprawdę długo. Mówiłem, ale ona nie odpowiadała.
- Yumi, proszę obudź się.- powiedziałem przez zaciśnięte gardło.
Po policzkach popłynęły mi łzy. Ścisnąłem mocno jej rękę.
- Tęsknię za tobą...- powiedziałem cicho.
Moim ciałem wstrząsnął szloch. Łzy płynęły strumieniami po mojej twarzy i spadały na kolana. Nie zamierzałem ich zatrzymywać.
Yumi leży w śpiączce. To jest powód do łez. Przed oczami znowu stanął mi jej piękny uśmiech. Do oczu napłynęła nowa fala łez.
Za każdym razem, gdy o niej myślę, to tak jakby moje serce pękało na tysiąc kawałków. Potem było lepiej, po to by na nowo mogło się rozpaść.
Jeszcze przez kilka minut nie byłem w stanie powstrzymać łez, a potem opuściłem szpital. Ale te kilka minut wystarczyło, żebym napyślił się nad tym wszystkim. Podjąłem decyzję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro