Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 37~ Zgoda

Oczami Yumi:

Siedzę w pokoju. Aphrodi chyba czeka pod drzwiami, bo co jakiś czas, słyszę jak wstaje i z powrotem siada. Już nie płaczę, ale nadal jestem potwornie smutna. Zerknęłam w małe lusterko na moim biurku. Oczy mam zapuchnięte i czerwone od łez. Ale jakoś mnie to nie obchodzi.

Jak on mógł to zrobić? Przecież jesteśmy razem, a jeszcze dziś rano, kazał tej wariatce odejść. Siedziałam w ciszy, aż usłyszałam jakiś hałas zza drzwi.

- Nathan, to zły pomysł. Nie! Złaź!- to chyba głos Aphrodiego.

Po chwili usłyszałam coś na dachu. No nie, on chyba nie próbuje...

Moje myśli przerwał krzyk i łomot na balkonie. Zerwałam się z miejsca i otworzyłam szklane drzwi. Na podłodze leżał Nathan, nieudolnie próbując wstać, przy okazji krzywiąc się z bólu.

- Zwariowałeś?!- wrzasnęłam podbiegając do niego.

Pomogłam mu wstać i zaprowadziłam go do fotela, bo nie miał przy sobie kul. Nic dziwnego, skoro chodził idiota ostatni po dachu.

- Musimy pogadać.- powiedział stanowczo.

Choć wciąż martwiłam się czy nic mu nie jest, niedawna złość na niebieskowłosego dała mi o sobie znać. Spojrzałam na niego chłodno.

- Nie ma o czym. Idź.- wskazałam ręką na drzwi. Już mnie nie obchodzi czy będzie zmuszony się do nich czołgać. Byle by stąd wyszedł.

- Jest. Yumi, ja jej nie pocałowałem. To ona PRÓBOWAŁA.- wyraźnie podkreślił ostatnie słowo.

Spojrzałam na niego niepewna. Jednak, gdy tylko spojrzałam mu w oczy, wiedziałam, że mówi prawdę. Podeszłam i wtuliłam się w niego.

- Przepraszam. Powinnam była najpierw ciebie spytać, co się wydarzyło.

- Nie ma problemu.- powiedział przytulając mnie.

- Jest. Powinnam ci ufać! Ale jak widzę ją z tobą...

Przytulił mnie mocniej.

- Nieważne. Nie mam pretensji.

- Po prostu nie mogę wytrzymać jak ją z tobą widzę.- powiedziałam.

Odsunął mnie od siebie i pocałował. Odpowiedziałam tym samym. Byłam taka szczęśliwa, że wszystko jest już dobrze. Nawet jak byłam na niego zła w każdej chwili byłam gotowa mu wybaczyć ten pocałunek, którego nawet nie było. Zależy mi na nim i czuję, że mu na mnie. I nawet takie drobne akcje by tego nie zmieniły, choć potem mogłabym przez to tylko cierpieć.

- Nathan, ale jedno mnie zastanawia.

- Co?- zapytał.

- Jakim cudem, ty, z nogą w gipsie, przeszedłeś po dachu?

Uśmiechnął się.

- To już tajemnica.

- Gadaj.

- Po prostu musiałem używać głównie rąk, a lądowanie było dość bolesne- wzruszył ramionami.- Ale było warto. Pogodziem się z tobą.

Uśmiechnęłam się do niego i znowu przytuliłam.

- Chodź, otworzę Aphrodiemu drzwi.

Wstaliśmy i podeszliśmy do drzwi, ja podtrzymując Nathana. Otworzyłam drzwi, a Aphrodi na nasz widok prawie krzyknął.

- Zwariowałeś? Masz gips na nodze, a zachciało ci się wycieczek dachem!- krzyknął blodnyn.

- Ale było warto.

- Właśnie widzę po tych siniakach.- Aphrodi wskazał na kilka ciemnych plam na ramionach chłopaka.

Na to, niebieskowłosy tylko wzruszył ramionami, przytulając mnie.

Aphrodi westchnął, odwrócił się i poszedł do swojego pokoju. Razem z Nathanem roześmialiśmy się, a on po chwili poszedł za Aphrodim.

Oczami Nathana:

Następnego dnia obudziłem się strasznie obolały. Muszę przyznać, chodzenie po dachu z nogą w gipsie nie jest najlepszym pomysłem, ale i tak uważam, że było warto. Podniosłem się i sięgnąłem po kule, stojące niedaleko.

Gdy wyszedłem z pokoju i dotarłem na dół do kuchni, minęło już jakieś dwadzieścia minut, z czego piętnaście zajęło mi schodzenie po schodach. Dopiero, gdy mam nogę w gipsie, zauważyłem jak straszne są te schody u Aphrodiego i Yumi. Kto to wymyślił?

W kuchni siedziała Yumi, w ręku trzymała kubek gorącej czekolady, a na stole stał drugi. Wskazała na niego ręką.

- To dla ciebie.

- Skąd wiedziałaś, że wstałem?

- Usłyszałam jak schodzisz, a raczej próbujesz schodzić po schodach.

- Ej, to nie moja wina, że mam nogę w gipsie!- uśmiechnąłem się do niej.

Siadłem naprzeciwko czarnowłosej i wziąłem do ręki kubek. Po kilku minutach zjawił się też Aphrodi. Rozejrzał się po kuchni.

- A gdzie dla mnie czekolada?- zapytał patrząc na Yumi.

- Nie ma.- odpowiedziała.

- A mu zrobiłaś?- wskazał na mnie ręką.

- On ma nogę w gipsie, a ty jesteś zdrowy, więc sam sobie zrób czekoladę.

Blondyn mamrocząc coś pod nosem, zaczął wyciągać składniki. Po chwili siedział z nami, pijąc ciepły napój. Spojrzałem na zegar. Jeśli chce zdążyć do szkoły, to lepiej, żebym już wyszedł. Wstałem, a ze mną pozostała dwójka. We troje ruszyliśmy do szkoły, a ja po raz kolejny dziękowałem światu za to, że Maya się przeniosła.

W sumie ciekawe dlaczego... Przecież nie przejmowała się zbytnio wrogimi spojrzeniami od Yumi i reszty zawodników, więc czemu? Ale to nieważne. Liczy się to, że już nie będzie powodowała problemów. Lekcje jak zwykle były nudne. Gdy dobiegły końca, przyszła pora na trening.

Razem z resztą graczy, która chodziła do naszej klasy, poszliśmy na boisko. Ja siadłem na ławce, a oni zaczęli trening.

- Nathan?- usłyszałem pytanie.

Odwróciłem się, a tam siedziała Celia.

- Pamiętasz ten strzał, który wykonałeś, zanim miałeś ten uraz?-zapytała.

Zamyśliłem się.

- No, a co?

- Bo chcę wiedzieć jak go nazwałeś. Robię listę wszystkich technik i muszę to wiedzieć.

Pokiwałem głową i zamyśliłem się. Kiedy strzeliłem, pojawił się taki wiatr jak od tornado... Ale Tornado to głupia nazwa... Huragan? Nie, przecież tak się nazywa strzał mój i Fubukiego...

Przypomniałem sobie, jak dokładnie wyglądał ten strzał. Podbiłem piłkę, a ona zaczęła wirować. Wokół niej był niebieski wiatr... I tyle... Jak ja mam coś takiego nazwać?

- Yumi! Jak mam nazwać ten strzał co ostatnio strzeliłem?- wrzasnąłem do dziewczyny.

- Błękitny Powiew!- odkrzyknęła.

- Dzięki!

Zwróciłem się do Celii.

- Błękitny Powiew.

- Dobra nazwa.- uśmiechnęła się.

- Wiem.

Oczami Yumi:

Minęło już trochę czasu odkąd Nathan miał ten uraz i już jest zdrowy. Może normalnie trenować i już go ta noga wcale nie boli. Siedzimy właśnie na ławce w parku, po skończonych lekcjach. Zauważyłam, że jest jakiś przybity.

- Co jest?- zapytałam.

- Nic...

- Przecież widzę, że kłamiesz. Powiedz mi.

- Po prostu niedługo przyjeżdża mój brat...

- Nie wiedziałam, że masz brata.

- Nie lubię o tym mówić. Mieszka w innym mieście z wujkami. Nieczęsto przyjeżdża...

- Czemu nie lubisz o tym mówić?- zapytałam, nie rozumiejąc.

- Ponieważ on chce, żebym wrócił do biegania. Ale ja wolę piłkę.

- Dlaczego?

Po co ja go o to pytam? Chyba chcę usłyszeć, co sprawia, że tak bardzo kocha ten sport, który i dla mnie jest bardzo ważny.

- Trudne pytanie- zamyślił się.- Chyba dlatego, że nie gram sam. Gdy biegniesz, musisz wszystkich wyprzedzić i jesteś sama. A w piłce nożnej, biegniesz razem z całą drużyną i wszyscy gracie wspólnie.

Uśmiechnęłam się.  Oparłam się o niego, a on mnie objął ramieniem.

- A ty czemu lubisz piłkę?- spytał niebieskowłosy.

No tak... Mogłam się domyślić, że spyta...

- Po prostu, kiedy gram, czuję się... Nie wiem jak to powiedzieć... Chodzi o to, że kiedy gram, kiedy kopię piłkę z przyjaciółmi, kiedy razem zdobywamy gole, mam poczucie, że nie jestem sama.

To prawda. Odkąd rodzice zginęli, jeszcze bardziej czułam się samotna. A gdy grałam, nigdy tego nie czułam.  Nathan zbliżył swoją twarz do mojej i pocałował mnie. Od razu odpowiedziałam tym samym. Siedzieliśmy jeszcze chwilę razem, ale zaczęło się robić ciemno, więc wróciliśmy do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro