Rozdział 33~ Urodziny
Oczami Aphrodiego:
Dzisiaj urodziny Yumi. Razem z resztą drużyny, szykujemy imprezę, a Nathan razem z Yumi chodzą gdzieś po mieście, byle jak najdalej stąd. Rozejrzałem się wokół. Byliśmy w salonie domu Nathana. Wynieśliśmy wszystkie meble poza ogromnym stołem, ustawionym pod ścianą. Na nim było już wytyczone miejsce na tort, a wokół stały przekąski i ciasta oraz talerze, sztućce i szklanki.
- A co jest do picia?- zapytałem Marka podłączającego głośniki.
Brunet rozejrzał się. Nagle sobie o czymś przypomniał.
- Nie ma. Musisz iść.- powiedział i podał mi pieniądze.
Pokiwałem głową i wyszedłem. Po drodze zajrzałem do kuchni, gdzie Erik i Silvia przygotowywali tort. Ciasto miało być czekoladowe, z kremem truskawkowym i polewą z białej czekolady. Chyba póki co dobrze im idzie.
Wyszedłem z domu i ruszyłem do najbliższego sklepu. Kupiłem kilka butelek jakiegoś soku i miałem właśnie iść z powrotem, gdy zauważyłem Yumi i Nathana. Co oni tu robią?! No naprawdę Swift, miałeś jedno zadanie: trzymać ją z dala stąd!
Co teraz? Jak mnie zobaczy, zaraz się wszystkiego domyśli. Najszybciej jak mogłem popędziłem na bok. Biegłem tak aż upewniłem się, że ich zgubiłem. Musiałem przejść drogę prawie dwa razy dłuższą, ale ostatecznie dotarłem do domu niebieskowłosego.
- Co tak długo?- spytał Bobby, gdy wróciłem.
- Widziałem Yumi i Nathana. Musiałem okrążyć prawie całe osiedle.
- Co oni tu robili? Nathan miał ją trzymać z daleka.- podszedł do nas Jude.
Wzruszyłem ramionami. Wróciliśmy do pracy, no bo co innego mieliśmy robić. Mark skończył już z muzyką i dołączył do Axela wieszająceho napis "Wszystkiego najlepszego!".
Przyglądałem im się chwilę, po czym postanowiłem sprawdzić co z tortem.
Gdy wszedłem do kuchni, stanąłem jak wryty. Na środku stołu stał kilku warstwowy tort. Wyglądał wspaniale, ale bardziej zdumiewało jego otoczenie.
Cała kuchnia była w kremie, polewach i wszystkich możliwych składnikach. Erik i Silvia nie wyglądali lepiej niż ściany, ale zdawali się tego nie zauważać.
- Co tu się stało?- zapytałem.
- Robiliśmy tort.- odpowiedziała Silvia.
Jeszcze raz spojrzałem na brudne pomieszczenie.
- Na ścianie?
- Nie- Erik wskazał na stół.- Tam.
- Aha.
Odwróciłem się i wyszedłem z kuchni.
- Trzeba będzie posprzątać po robieniu tortu!- krzyknąłem do najbliższych osób.
- Okej!- odkrzyknął Todd, po czym razem z Jackiem i Maxem udali się do kuchni.
Zaraz usłyszałem ich przerażone krzyki. Uśmiechnąłem się do siebie zadowolony, że nie mnie czeka to zadanie i wróciłem do dekorowania salonu.
Oczami Yumi:
- To nie Aphrodi?- zapytałam patrząc za pędzącym blondynem.
- Nie, raczej nie.- odpowiedział Nathan.
Wzruszyłam ramionami i ponownie ruszyliśmy w stronę boiska nad rzeką. Coś tu jest nie tak. Nathan się dziwnie zachowuje. Ale czemu?
Dotarliśmy na boisko, a on wyjął z torby piłkę. Stanęliśmy naprzeciwko siebie i zaczęliśmy grę. Po jakiejś godzinie, byłam zbyt zmęczona, by ustać na nogach, podobnie Nathan. Oboje padliśmy na ziemię.
- Dobra jesteś.- powiedział Nathan.
- A czego oczekiwałeś?- odpowiedziałam z uśmiechem.
Leżeliśmy chwilę, aż ja wstałam. Niebieskowłosy także się podniósł.
- To co teraz?- spytałam.
Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Dobrze znałam tę drogę. Szliśmy pod wieżę Inazumy. Byliśmy już na górze, kiedy poczułam jak opuszcza mnie energia. Nagle zrobiłam się bardzo zmęczona. Zachwiałam się, a Nathan mnie podtrzymał.
- Wszystko okej?- spytał, z wyraźną troską w głosie.
Pokiwałam słabo głową. Poprowadził mnie do ławki i tam siedliśmy razem.
- Już lepiej?- zapytał Nathan nie spuszczając ze mnie oka.
- Tak. To chyba skutki tej choroby. Może nie powinnam tak szaleć ze sportem.
Objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w niego. Siedzieliśmy w ciszy, aż usłyszałam dzwonek telefonu Nathana.
Chłopak odebrał.
- Halo?- zapytał.
Nie słyszałam co mówiła ta osoba, z którą rozmawiał.
- Okej, już idę.
Schował telefon do kieszeni.
- O co chodzi?- zapytałam.
- Muszę pójść po coś do domu. Zapomniałem książki kolegi, a muszę mu ją oddać.
Nathan? Zapomniał? Bardzo zabawne. Coś tu nie gra...
- Okej.
Wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę jego domu. Nathan otworzył drzwi i wpuścił mnie do środka. Poprowadził mnie w stronę salonu. Znowu coś jest nie tak. Jego pokój jest gdzie indziej.
Otworzył drzwi do salonu, a gdy tylko weszłam, usłyszałam krzyk:
- Niespodzianka!
Rozejrzałam się zdumiona wokół. Wszędzie były ozdoby, a niedaleko stał stół z jedzeniem i tortem. W pokoju stali wszyscy zawodnicy klubu piłkarskiego i menadżerki.
To było niesamowite!
Podszedł do mnie Mark i wręczył mi białe pudło owinięte jakąś wstążką.
- To od nas wszystkich.- powiedział z uśmiechem.
Otworzyłam je, a w środku było kilka rzeczy. Pierwszą z nich była piłką do nogi, z podpisami wszystkich graczy i menadżerek Raimona. Uśmiechnęłam się szczęśliwa. Druga, to była lalka. Taka zwykła szmaciana. Zawsze mi się takie podobały. Ta miała długie czarne włosy jak ja i ubrana była w strój piłkarski Raimona. Ostatnie było niewielkie pudełeczko. Otworzyłam je, a w środku był niewielki breloczek. Przedstawiał parę czarnych skrzydeł. Zobaczyłam, że można otworzyć jedno ze skrzydeł. Gdy to zrobiłam, zobaczyłam w środku zdjęcie całej drużyny z menadżerkami. Drugie skrzydło też dało się otworzyć. W środku było zdjęcie moje i Nathana.
- To jest cudne!- krzyknęłam na całe gardło i każdego z zebranych po kolei przytuliłam.
Potem Mark puścił muzykę, a Silvia pokroiła tort. Był przepyszny Czekoladowy biszkopt z kremem truskawkowym w polewie z białej czekolady.
- Silvia, ty robiłaś ten tort?- zapytałam.
- Razem z Erikiem.- odpowiedziała.
- Ciesz się, że nie widziałaś kuchni po tym ich pieczeniu- wtrącił Aphrodi.- To wyglądało jakby się tym tortem rzucali!
Wszyscy się roześmiali. Byłam taka szczęśliwa. To było takie wspaniałe. Ale...
- Słuchajcie, bo jest jedna sprawa.
Wszyscy spojrzeli na mnie wyczekująco.
- Co jest Yumi?- zapytał Aphrodi.
- Nie podoba ci się?- spytał Mark z obawą w głosie.
- Nie! Wszystko jest super, tylko... Ja nie mam dziś urodzin.
W pokoju zapanowała grobowa cisza.
- Jak to nie masz?- niedowierzał Aphrodi.
- Mam za trzy dni.
Spojrzeli na mnie, po czym przenieśli wzrok na Aphrodiego.
- Mówiłeś, że dzisiaj!- wrząsnęła Nelly.
- Bo tak myślałem!- bronił się blondyn.
- Ale i tak mi się podoba!- powiedziałam szybko, żeby załagodzić sytuację.
Znowu zrobiło się cicho, aż Mark nie zaczął się śmiać. Wszyscy do niego dołączyli, a już po chwili tańczyliśmy do muzyki.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro