Rozdział 31~ Sprzeczka
Oczami Nathana:
Dotarliśmy do szkoły, a mnie od razu otoczyli pozostali zawodnicy klubu piłkarskiego.
- Już jesteś zdrowy? A nie miałeś wyjeżdżać?- pytania padały jedno po drugim, nawet nie wiedziałem kto je zadawał.
Aphrodi uśmiechnął się pod nosem.
- Nathan mieszka u nas.- wskazał na siebie i Yumi.
Rzuciłem mu ostrzegawcze spojrzenie, ale nie przejął się tym zbytnio.
- U was? W domu? Z Yumi?- zapytał Mark.
Blondyn pokiwał głową, ale Yumi postanowiła się wtrącić:
- Oprócz Nathana, jest też jego siostra Nina. Żebyście widzieli jak Aphrodi się z nią bawił. To było takie słodziutkie.
Aphrodi spojrzał na nią z żądzą mordu w oczach. Ona tylko się uśmiechnęła, a pozostali wybuchnęli śmiechem. Też się zacząłem śmiać, aż nagle poczułem uderzenie, a chwilę potem leżałem na ziemi. Na mnie, cały czas mnie przytulając, leżała Maya. A już myślałem, że się zgubiła w drodze do szkoły.
- Nathan! Jesteś cały!- krzyknęła płacząc.
Tak sztucznego płaczu jeszcze nie widziałem. Zrzuciłem ją z siebie i wstałem, ale natychmiast mnie znowu przytuliła. Westchnąłem. Nagle wpadłem na pomysł.
- Wiesz, nic mi nie jest. Ale warto było. W końcu musiałem pomóc Yumi.
Różowowłosa zamarła. Widziałem po wyrazie jej twarzy, że jest wściekła. Uśmiechnąłem się lekko. Póki była rozkojarzona, odepchnąłem ją od siebie. Już chciałem się odsunąć, kiedy znowu się na mnie rzuciła.
- Jesteś taki odważny! Byłeś gotów dla kogoś takiego jak ona ryzykować życie!
Jej słowa sprawiły, że eksplodował we mnie gniew. Odsunąłem ją od siebie gwałtownie i całkowicie ignorując wszystkich wokół, warknąłem:
- Nie waż się tak o niej mówić.
Maya spojrzała na mnie przerażona. Odwróciła się i odbiegła. Odetchnąłem z ulgą. Znowu poczułem jak ktoś mnie przytula, ale wiedziałem, że to Yumi.
Odwzajemniłem uścisk.
- To było wspaniałe.- powiedziała cicho.
Uśmiechnąłem się lekko. Rozległ się dźwięk dzwonka, więc popędziliśmy do swoich klas.
Oczami Yumi:
Lekcje, jak zwykle z resztą, były nudne. Maya nie zbliżała się do Nathana, a przynajmniej nie kiedy ja patrzyłam. Chociaż tyle dobrego.-Zaskoczył mnie swoim zachowaniem rano. Maya go denerwowała, ale nigdy nie zareagował tak ostro. Jeszcze piękniejsze było to, że zezłościł się na jej słowa na mój temat.
Zerknęłam na niego. Najwyraźniej i jemu się nudziło, bo cały czas bazgrał coś w zeszycie. Uśmiechnęłam się na widok jego znudzonej miny, co nie uszło jego uwadze.
- Co się śmiejesz?- zapytał z uśmiechem.
- Nieważne.
Po skończonych lekcjach przyszła pora na trening, ale ja przez jakiś czas miałam jeszcze zwolnienie z zajęć sportowych. Nathan podobnie, więc postanowiliśmy we dwoje pójść na spacer.
Gdy się rozstaliśmy, trening nadal trwał, więc postanowiłam pójść, żeby go pooglądać. Idąc, mijałam boisko nad rzeką. Szłam brzegiem, kiedy zobaczyłam idącą przede mną Maye. Zatrzymałam się a ona podeszła bliżej.
- O co chodzi?- spytałam.
- Masz się odczepić od Nathana!- powiedziała.
Myślałam, że się przesłyszałam. Ja mam się odczepić? To mój chłopak!
- To ja powinnam to powiedzieć!- warknęłam- Wiesz, może nie zauważyłaś, ale on i ja jesteśmy parą, więc chyba ta rozmowa nie ma sensu.
Spojrzała na mnie wzrokiem, który mógłby zabijać. Całe szczęście nie zabijał.
- Gdyby nie ty, na pewno by się ze mną umówił! W końcu jestem od ciebie lepsza.
Wkurzyłam się.
- Nie sądzę. Chyba nie jest zainteresowany, co wyraźnie pokazał rano!- wypomniałam jej poranną awanturę.
W jej oczach błysnął gniew. Przesadziłam? Podeszła do mnie i popchnęła mnie. Na moje nieszczęście, za mną leżał jakiś kamyk, o który się potknęłam. Poleciałam do tyłu, ale za mną była tylko rzeka. Spadłam do niej, a Maya odwróciła się i sobie poszła.
Spanikowałam. Od czasu wycieczki, kiedy zaczęłam się topić, bałam się głębokiej wody. Rzeka nie była znowu jakoś strasznie głęboka, ale i tak nie mogłam opanować strachu. Zaczęłam się szamotać i w panice machać rękami, ale nic to nie dało. Zaczynało mi brakować powietrza.
Teraz nikt mi nie pomoże, jak wtedy Nathan. Nikogo tu nie ma... Jedyna osoba, która wiedziała co się stało, to Maya, a ona sobie poszła. Płuca usilnie domagały się powietrza, ale ja nie byłam w stanie wynurzyć głowy nad wodę. Przestałam się szarpać. Zamknęłam oczy. Czyli tak się to wszystko skończy? Utopię się przez Maye, bo ta była zazdrosna o Nathana? Żałosny sposób na śmierć...
Poczułam silne szarpnięcie za ramię i chwilę potem wynurzyłam się z wody. W końcu mogłam odetchnąć. Łapczywie łapałam powietrze. Ktoś zaczął ciągnąć mnie w kierunku brzegu. Gdy na niego spojrzałam, zobaczyłam znajomą niebieską kitkę.
- Nathan?- zdołałam wydusić.
Wyszedł na brzeg i owinął mnie bluzą, którą musiał zostawić na chodniku.
Wziął mnie na ręce i zaczął iść. Ale nie szedł w stronę mojego domu.
- Gdzie idziemy?- zapytałam.
- Do Marka. Jest najbliżej, a musimy cię rozgrzać.
- A trening?
Mark powinien teraz nadal ćwiczyć.
- Skończyli wcześniej.
Po sposobie w jaki mówił, słyszałam, że jest tak samo zdenerwowany jak ja, może bardziej. Wtuliłam się tylko w niego i nic więcej nie mówiłam.
Po chwili staliśmy przed domem jednorodzinnym. Nathan podszedł do drzwi i zapukał. Otworzył nam uśmiechnięty Mark. Na mój widok nieźle się zdziwił.
- Yumi?- przeniósł wzrok na Nathana- Nathan, co jej się stało?
- Wpadła do rzeki.
- Nie wpadłam, tylko zostałam wrzucona.- mruknęłam.
Nathan słysząc to spojrzał na mnie zdziwiony, ale potem szok zastąpił gniew.
- Chodźcie, dam wam jakieś koce.- powiedział Mark i otworzył szerzej drzwi.
Zaprowadził nas do salonu i wyszedł, a kiedy wrócił, miał w ręku cztery grube koce i kilka ręczników. Podał je Nathanowi, a on podał mi ręcznik i owinął mnie trzema kocami, a pozostały zarzucił sobie na ramiona. Siadł koło mnie na kanapie.
- Kto cię wepchnął?- zapytał.
- Maya.
Na moje słowa zareagował bardzo mocnym zdziwieniem.
- Że co?!- krzyknął zaskoczony.
Opowiedziałam mu o rozmowie z Mayą i tym jak potem mnie popchnęła. Gdy usłyszał o tym, że wpadłam do rzeki, a ona odwróciła się i poszła, jego oczy na nowo błysnęły gniewnie.
- Co ona sobie wyobraża? Przecież to już nie jest normalne!
Zadrżałam z zimna. Cała byłam przemoczona. Nathan widząc to, objął mnie ramieniem. Właściwie sam też był cały mokry, ale najwyraźniej nie zwracał na to uwagi.
- Już jesteś bezpieczna.- powiedział.
Pokiwałam głową. Gdy byliśmy już w miarę susi, Nathan wziął mnie na ręce i wyszedł od Marka.
- Mogę sama iść.- powiedziałam.
- Nie.
I tyle by było z moich protestów. Szedł dalej, aż dotarliśmy do mojego domu. Aphrodi na nasz widok prawie zwariował. Mimo że trochę już wyschliśmy, nadal ociekaliśmy wodą.
Gdy usłyszał od Nathana co się wydarzyło, dostał szału. We dwoje musieliśmy go powstrzymać przed natychmiastowym wyruszeniem na wyprawę wojenną przeciwko Mayi. W końcu się uspokoił, a ja poszłam się przebrać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro