Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 24~ Walentynki

Oczami Yumi:

Następnego dnia w szkole zauważyłam, że Maya, gdy tylko mnie zobaczy, od razu ucieka. I dobrze. Jakoś mało mam ochotę ją widzieć po jej wczorajszej akcji.

Po skończonych lekcjach i treningu, razem z Nathanem poszliśmy na spacer do parku. Chodziliśmy zielonymi alejkami, rozmawiając ze sobą.

- Yumi?- odezwał się nagle Nathan.

- Tak?

- Jesteś zazdrosna o Maye?

- Nie.- odpowiedziałam szczerze. Przecież nie mam o co. Co nie znaczy, że ta różowowłosa małpa mnie nie wkurza, gdy ciągle się przymila do Nathana. Ale nie czuję się z jej strony zagrożona, widzę jak niebieskowłosy reaguję na próby flirtu tej żmiji.

- A powinnam być?- zapytałam, jednak chcąc się trochę podrażnić z chlopakiem.

- Nie! No co ty! Ja przecież do niej nic...

Roześmiałam się, przerywając mu. Chyba zrozumiał, że to był żart, bo też się uśmiechnął.

- Bardzo zabawne.- powiedział, patrząc na mnie z uśmiechem.

Chodziliśmy tak gadając jeszcze jakąś godzinę, a potem Nathan odprowadził mnie do domu. Przez kolejne dni nic się nie działo. Potem jednak, okazało się, że za dwa dni są walentynki. Na tę wieść byłam dosyć zaskoczona. Nawet nie zauważyłam, kiedy minął cały ten czas, w Raimonie jestem już od jakiś czterech miesięcy.

Gdy nadszedł ten dzień, już na pierwszej lekcji przyszły dziewczyny ze skrzynką, w której było mnóstwo kopert, serduszek i całej masy podobnych rzeczy. Zawodnicy klubu piłkarskiego, w tym ja, dostali masę kartek. W końcu wszyscy w szkole słyszeli o naszym klubie, więc częściej zwracają uwagę na naszą drużynę.

Zerknęłam na Nathana, przed którym na stoliku piętrzyło się mnóstwo różowych, czerwonych, fioletowych i białych kartek. Ja też miałam dość duży stos, w przeciwieństwie do chłopców, moje nie były od dziewczyn. Ale mnie interesowała tylko jedna.

Koperta była ciemnofioletowa, a na niej srebrną czcionką napisane było moje imię. Wiedziałam od kogo jest, nawet nie patrząc na podpis. Nathan cały czas wpatrywał się jak zareaguję, gdy już przeczytam kartkę. Otworzyłam kopertę i wyjęłam z niej jasnobłękitną kartkę. Kolejny znak, że to od Nathana. Na samej górze był ten sam symbol, który mam na wisiorku od niego.

Zaczęłam czytać. Z każdym słowem mój uśmiech był coraz szerszy. Gdy skończyłam, rzuciłam się Nathanowi na szyję.

- Jesteś kochany.- powiedziałam cicho, tak żeby tylko on słyszał, choć przez hałas w klasie pewnie i tak nikt by tego nie usłyszał.

- Wiem.- odpowiedział z uśmiechem, sam biorąc do ręki kartkę ode mnie.

~~~

Lekcje się skończyły, a ja właśnie miałam iść na trening, kiedy poczułam, że ktoś mnie obejmuje w talii. Odwróciłam się, ale nie zobaczyłam Nathana, tylko jakiegoś bruneta z głupim uśmiechem. Odsunęłam się i wtedy skojarzyłam, że brunet chodzi do naszej klasy i nazywa się Hayato.

- Co ty robisz?- zapytałam wściekła.

- Nic.

Podszedł do mnie i chwycił mnie za rękę, mocno ściskając, bym znów się nie wyrwała.

- Nie dostałaś kartki? Trudno.

Próbowałam się wyrwać, ale nie mogłam. Jakby nie było, jestem dziewczyną a on chłopakiem. Zbliżył się do mnie, jego twarz była tuż przed moją.

Nagle coś uderzyło w niego z boku. Hayato przeleciał kilka metrów w powietrzu i wylądował na ziemi z głośnym hukiem. Koło niego leżała piłka. Spojrzałam w stronę, z której nadleciała futbolówka. Niedaleko stał bardzo, ale to bardzo wkurzony Nathan.

Hayato wstał i już chciał coś powiedzieć, kiedy zobaczył żądze mordu w oczach niebieskowłosego i kolejną piłkę w jego ręku. Odwrócił się i popędził dalej korytarzem.

Nathan podszedł do mnie.

- Nic ci nie jest?- zapytał, przyglądając mi się z troską.

- Nie.- odpowiedziałam kręcąc głową, a on uśmiechnął się lekko.

Przytulił mnie, a ja odwzajemniłam uścisk. Przez chwilę naprawdę się bałam. Ale Nathan się zjawił i mi pomógł. Razem, trzymając się za ręce, poszliśmy na boisko, gdzie dołączyliśmy do reszty.

Oczami Nathana:

Myślałem, że zabiję tego idiotę Hayato. Jak on śmiał podejść bliżej niż metr do Yumi?! Gdyby nie fakt, że obecność dziewczyny mnie uspokojała, pewnie kopnąłbym w niego znowu, tyle, że mocniej.

Trening minął normalnie, a ja uparłem się, żeby odprowadzić Yumi, mimo że szła z Aphrodim, więc nic nie mogło jej się stać.

Gdy wracałem spod ich domu, usłyszałem za sobą szybkie kroki. Odwróciłem się i już po chwili leżałem na ziemi, przywrócony przez różowowłosą Maye.

Chciałem wstać, ale uniemożliwiała mi to.

- Em, Maya możesz ze mnie zejść?- zapytałem jej, walcząc ze sobą, by na nią nie wrzasnąć.

- O hej Nathan! Przepraszam, nie widziałam cię. Ale się porobiło...

Nadal nie wstawała. Zamknęła oczy i spróbowała mnie pocałować. O nie, tak to nie ma! Zrzuciłem ją z siebie, tak że wylądowała na chodniku obok i szybko wstałem.

Ruszyłem szybko do siebie do domu, ale ona nadal szła za mną. Jeszcze tego brakuje, by wiedziała gdzie mieszka. Puściłem się biegiem i zacząłem krążyć po całym mieście. Pewien, że ją zgubiłem, poszedłem do domu i od razu padłem na łóżko w swoim pokoju.

- Ona jest jakaś nienormalna...- powiedziałem cicho.

Po jakimś czasie wstałem i się przebrałem. Za pół godziny mam się spotkać z Yumi na boisku nad rzeką, więc muszę się spieszyć. Wybiegłem z domu i popędziłem do najbliższego sklepu.

Oczami Yumi:

Przebrałam się i wyszłam z domu. Gdy dotarłam na boisko, on już tam czekał. W ręku miał ogromny bukiet czerwonych róż. Na ten widok stanęłam jak wryta. Po chwili krzyknęłam z radości i podbiegłam do niego. Rzuciłam się na niego w biegu, więc w efekcie oboje wylądowaliśmy na ziemi.

- Kwiaty zniszczysz.- powiedział, ale się uśmiechnął.

- Wybacz.- odpowiedziałam również z uśmiechem.

Przesunął swoją twarz do mojej. Chwilę trwaliśmy w pocałunku, po czym wstaliśmy, a on podał mi kwiaty. W momencie gdy je chwyciłam, on wziął mnie na ręce i zaczął gdzieś iść.

- Nathan, gdzie idziemy?- zapytałam z szerokim uśmiechem.

- Zobaczysz.- uśmiechnął się znów, a jego brązowe oczy błysnęły.

Szliśmy przez miasto, a każdy kto nas widział, albo się uśmiechał, albo patrzył wyraźnie zszokowany. W końcu dotarliśmy pod wieżę Inazumy. Rozejrzałam się zaskoczona.

Wokół rozstawione były wazony z pięknymi kwiatami, a ziemia posypana była różowymi płatkami. Nieco dalej stał odtwarzacz do muzyki i głośniki, a koło nich stał uśmiechnięty Mark z Nelly.

Nathan postawił mnie na ziemi i delikatnie wyjął kwiaty z dłoni. Włożył je do jednego z wazonów. Wokół było już dość ciemno, więc panowała naprawdę miła atmosfera. Nathan podszedł do jednego z drzew i włączył reflektor ukryty w konarach. Wrócił do mnie z uśmiechem i wyciągnął do mnie rękę, którą przyjęłam z ogromną radością.

Mark włączył muzykę. Leciała ta sama piosenka co na balu jesiennym, kiedy się pierwszy raz pocałowaliśmy. Nathan poprowadził mnie na środek placu, gdzie padało światło z reflektora w drzewie. Objął mnie w talii, a ja zarzuciłam mu ręce na szyję. Zaczęliśmy tańczyć.

Czułam się jak w raju. To co przygotował było tak piękne, że bałam się, że to tylko sen, a ja zaraz się obudzę. Ale nie obudziłam się. Naprawdę tu byłam z Nathanem. Na zakończenie piosenki, zbliżył się do mnie i pocałował. Odpowiedziałam tym samym i przytuliłam się do niego mocno. Staliśmy tak, trwając w pocałunku, aż ostatnie dźwięki piosenki umilkły. Spojrzałam z zachwytem w te jego piękne brązowe oczy i znów się uśmiechnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro