Rozdział 19~ Prawdziwe kłopoty
Oczami Yumi:
Kolejnego dnia obudziłam się wyspana i radosna. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu wypływającego na moją twarz. Nathan i ja, znowu jesteśmy razem. Chociaż właściwie nie powinnam się tak cieszyć. Dark maczał palce w tym wszystkim i najwyraźniej ma kolejne plany.
Wstałam i ubrałam się szybko. Na szyi zapięłam wisiorek od niebieskowłosego i wyszłam z pokoju. Wszyscy domownicy już wstali i jedli śniadanie w kuchni. Siadając na swoim miejscu, gdzie już czekał na mnie posiłek.
Po zjedzeniu śniadania, ja i Aphrodi wyszliśmy na trening. Na szczęście dzisiaj była sobota, więc nie musieliśmy przejmować się szkołą, a ćwiczenia jak zwykle w weekendy odbywały się na boisku nad rzeką.
Szliśmy właśnie drogą, kiedy usłyszałam za nami głośne kroki, a zaraz potem radosny krzyk:
- Yumi, Aphrodi! Czekajcie!
Mark, cały zdyszany, dobiegł do nas z szerokim uśmiechem na twarzy. Uśmiechnęłam się lekko w odpowiedzi, ale brunet nagle spoważniał, jakby coś sobie przypominając.
- Yumi, co się wczoraj stało? Spotkałyście Darka?
Kiwnęłam głową, smutniejąc. No tak, przecież Dark szkodził całej drużynie Raimona, więc nie tylko ja jestem zagrożona. Wszyscy są w takim samym niebezpieczeństwie co ja. Aphrodi spojrzał na mnie z troską, nie mniej zmartwiony co ja.
Widząc jaka grobowa atmosfera zapadła, Mark ponownie przywołał na swoją twarz szeroki uśmiech.
- Nie przejmujcie się! Jakoś nigdy dotąd Darkowi nie udało się nic osiągnąć. Chodźmy na trening!
We trójkę ruszyliśmy na boisko. Tam reszta zawodników już zaczęła rozgrzewkę. Dołączyliśmy do nich.
~~~
Po skończonym treningu, Aphrodi i ja, poszliśmy jeszcze na spacer. Chodziliśmy po mieście dosyć długo i zanim się obejrzeliśmy było już ciemno.
- Chodź, wracajmy.- odezwał się Aphrodi, na co ja chętnie się zgodziłam.
Ruszyliśmy w stronę domu, gdy nagle koło nas śmignęło czarne auto. Patrzyłam zaskoczona jak wyprzedza nas i zwalnia, by zatrzymać się kilka metrów od nas. Po chwili rozpoznałam w nim samochód, do którego wczoraj wsiadł Dark.
- Aphrodi...- zaczęłam, ale on już ciągnął mnie za rękę, uciekając jak najdalej od czarnego samochodu.
Biegliśmy ile sił, a auto po chwili znowu ruszyło. Mimo naszych starań od razu nas wyprzedziło i wjechało na chodnik, zagradzając nam dalszą drogę.
Aphrodi pociągnął mnie do tyłu, ale z samochodu zdążył już wysiąść Dark.
- Przede mną nie da się tak łatwo uciec.
Aphrodi stanął przede mną, zasłaniając mnie ramieniem, cofając się kilka kroków w tył, próbując wciąż jakoś nas z tego wyciągnąć.
- Czego ty znowu chcesz?- zapytał ostro blodnyn, patrząc wściekłym wzrokiem na mężczyznę.
- Mam do dokończenia parę spraw.
- Przestań to powtarzać, tylko powiedz o co naprawdę chodzi!- wrzasnął Aphrodi. Pierwszy raz widziałam go aż tak wściekłego, choć teraz pewnie bardziej chodziło o to, że chciał mnie chronić.
Z samochodu wysiadła dwójka mężczyzn, oboje ubrani w identyczne ciemnoszare garnitury. Ruszyli w naszą stronę, a Aphrodi pociągnął mnie mocno za rękę, próbując jakoś uciec. Jeden z mężczyzn złapał mnie za nadgarstek. Krzyknęłam, bardziej ze strachu niż bólu, a Aphrodi, szarpnął mnie mocniej, wyrywając moją dłoń mężczyźnie i oddychając mnie za siebie, sam stanął naprzeciwko niego. Wtedy drugi zszedł go z boku i chwycił mocno za ramiona, wykrecając je do tyłu i uniemożliwiając mu ruch.
- Yumi, uciekaj!- krzyknął.
Zanim zdążyłam się nad tym zastanowić, pierwszy w mężczyzn unieruchomił mnie tak jak jego towarzysz Aphrodiego. I ja, i blondyn próbowaliśmy się wyrwać, ale przeciwnicy byli zbyt silni. Jeden z nich zerknął na Darka, który wskazał głową na samochód. Mężczyźni zaciągnęli nas tam i wepchnęli do środka. Jeden z nich wsiadł na miejsce kierowcy, a miejsce obok niego zajął Dark. Drugi siadł obok nas z tyłu.
Samochód ruszył.
~~~
Jechaliśmy już około dwie godziny, gdy samochód w końcu stanął. Przez całą drogę nie miałam bladego pojęcia gdzie jesteśmy, okna były przyciemniane, niemal czarne. Drzwiczki od mojej strony się otworzyły, a ja odruchowo chwyciłam Aphrodiego za rękę.
- Wysiadać.- nakazał mężczyzna w długim białym fartuchu.
Posłusznie wysiedliśmy i pozwoliliśmy się mu poprowadzić. Właściwie co innego mogliśmy zrobić, skoro nawet nie mieliśmy pojęcia gdzie jesteśmy. Rozejrzałam się wokół. Staliśmy u podnóża jakiejś góry. Nieco dalej, w górę wbudowany był ogromny biały budynek, otoczony metalowym płotem. Budowla bez ani jednego okna, musiała mieć co najmniej dziesięć pięter. Mężczyzna w płaszczu otworzył bramę i zaprowadził nas do drzwi.
Aphrodi cały czas szedł przy mnie, a oprócz mężczyzny w płaszczu, szedł z nami Dark i ten, który prowadził samochód. Spojrzałam na kuzyna. Widocznie był zły, ale też bał się. W końcu zostaliśmy porwani... Jak tylko o tym pomyślałam, dotarło do mnie, że faktycznie nas porwano. Co mamy teraz zrobić? To nie jest film, w którym uciekniemy dzięki magicznym zdolnościom.
Znaleźliśmy się pod wielkimi metalowymi drzwiami, prowadzącymi do białego budynku. Dark wpisał jakiś kod w zamku obok i drzwi otworzyły się, ukazując długi biały korytarz. Mocne światło wręcz oślepiało, a kompletnie białe ściany, wyglądały jak wyjęte z jakiegoś horroru. Poprowadzono nas jasnym korytarzem, aż dotarliśmy do schodów, prowadzących w dół. Zaczęliśmy schodzić. Jak się okazało, budynek miał tak samo głęboką piwnicę, jak był wysoki.
W końcu schody się skończyły. Przed nami był koleiny biały korytarz, z metalowymi drzwiami na ścianach. Szliśmy białym korytarzem, aż dotarliśmy do drzwi oznaczonych 465. Mężczyzna w płaszczu otworzył drzwi kluczem i wprowadził nas do środka.
W środku były dwa łóżka, stół i dwa krzesła, a trochę dalej na bok kolejne drzwi, tym razem drewniane. Gdy tylko weszliśmy do pokoju, drzwi się zamknęły. Aphrodi podszedł do nich i spróbował je otworzyć, najpierw delikatnie, a potem szarpiąc z całej siły.
- Zamknięte.- powiedział zrezygnowany.
Złapałam się za głowę, przerażona sytuacją w jakiej się znaleźliśmy. Aphrodi natychmiast znalazł się przy mnie.
- Co tu się dzieje?- zapytałam cicho, drżącym głosem.
- Nie wiem... Ale nie martw się- spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się.- Wszystko będzie dobrze. Jakoś damy radę.
Jego słowa mnie uspokoiły. Choć było to absurdalne, nieco ochłonęłam. Podeszłam do jednego z łóżek i usiadłam na nim.
- Może lepiej się połóżmy, niewiadomo co on na jutro planuje.- zaproponowałam.
Pokiwał głową i podszedł do drugiego z łóżek. Położyłam się i zasnęłam, nadal myśląc o dzisiejszych wydarzeniach i jak się z tego wyplątać.
Oczami Aphrodiego:
Gdy się obudziłem, Yumi siedziała przy stole. Wstałem i podszedłem do niej. Po krótkim przywitaniu usiadłem obok niej na krześle.
- O co tu chodzi?- zapytała po chwili.
Pokręciłem głową na znak, że nie wiem. Sam cały czas się nad tym zastanawiałem, ale nic nie przychodziło mi do głowy. No bo jaki sens ma porywanie dwójki nastolatków? Chyba tylko chory umysł Darka potrafi to pojąć.
- Nie rozumiem o co chodzi Darkowi, ale nie musisz się bać. Będzie dobrze.
- Myślisz, że już nas szukają?- spytała.
- Na pewno. Przecież nie wróciliśmy na noc. Jestem pewien, że nawet teraz cały czas nas szukają.
Nagle wpadłem na pomysł.
- Yumi masz telefon?- zapytałem.
- Nie. Zostawiłam w domu... A gdzie jest twój?
W tym momencie metalowe drzwi się otworzyły i do środka wszedł mężczyzna w czarnym płaszczu. W ręku trzymał jakieś ciuchy. Położył je przed nami na stole i wyszedł, nie mówiąc ani słowa. Wziąłem jedno z ubrań i obejrzałem. Była to koszulka do gry w piłkę. Miała ciemno czerwony kolor z czarnymi paskami na rękawach i białą piątką na plecach. Do kompletu były czarne spodenki i czerwone skarpety.
Yumi także oglądała strój, który najwyraźniej miał być jej. Zestaw był nieznacznie mniejszy, i zamiast czerwona, jej bluzka była ciemno fioletowa, a na plecach miała białą cyfrę trzy. Skarpetki miała tego samego koloru co bluzkę. Na stole znajdowały się też buty do piłki. Obie pary czarne, moje z czerwonymi sznurówkami, jej z fioletowymi.
- Chyba mamy to ubrać.- odezwała się Yumi.
Pokiwałem głową. Yumi poszła do łazienki, ukrytej za drewnianymi drzwiami, a ja przebrałem się w pokoju. Chwilę potem, oboje staliśmy w pokoju w nowych strojach. Kilka minut później, ten sam mężczyzna, który wcześniej przyniósł nam ubrania, wszedł do pokoju. Spojrzał na nas i powiedział:
- Wszystko pasuje?- nie czekając na naszą odpowiedź, kontynuował- Idziemy.
Ruszyliśmy za nim białym korytarzem, aż dotarliśmy do drzwi większych niż poprzednie. Gdy je otworzył, zobaczyliśmy ogromne boisko. Trawa była lśniąca, a linie i bramki wyglądały na nowe. Wprowadził nas na murawę, otoczoną ze wszystkich stron trybunami.
Niedaleko z prawej, stała grupa dziewięciu zawodników, zarówno chłopaków jak i dziewczyn. Tak jak my, ich stroje były albo czarno-czerwone, albo czarno-fioletowe. Patrzyli na nas wrogo, a wysoki chłopak z białą opaską kapitana podszedł do nas.
- Gotowi na trening?- to pytanie zadał nie nam, tylko mężczyźnie, który nas przyprowadził
- Tak.
Po tych słowach mężczyzna odszedł, zamykając za sobą drzwi. Chłopak stanął naprzeciwko mnie. Miał krótkie granatowe włosy i miedziane oczy. Zmierzył nas spojrzeniem od stóp do głów i powiedział:
- Jestem Josuke Miyagi, kapitan "Ciemności". Od teraz należycie do drużyny. Na treningach macie dawać z siebie dwieście procent...- zaczął mówić.
- A jeśli się nie zgodzimy?- przerwałem mu.
Spojrzał na mnie uważnie. Wzruszył ramionami.
- Jeśli nie chcecie poważnych kontuzji, musicie się starać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro