Rozdział 16~ Nieznajomy
Oczami Aphrodiego:
Otworzyłem oczy i zmarszczyłem brwi patrząc na zegar. 4:20. To zdeydowanie za wcześnie nawet jak na mnie. Usłyszałem jakiś hałas u siebie w pokoju. Wstałem i powoli wyszedłem z sypialni. Gdy znalazłem się w głównej części pokoju, stanąłem jak wryty.
- Co ty robisz?- zapytałem Yumi siedzącą na mojej kanapie.
- Już wstałeś?- uśmiechnęła się- Siedzę sobie.
- Ale czemu u mnie?
- Bo nudziło mi się u siebie.
Westchnąłem. Wiedziałem, że nadejdzie ten moment, w którym Yumi stwierdzi, że skoro ja siedzę u niej, ona może u mnie. Ale to nieprawda.
- Po co tak wcześnie?- jeknąłem. Jeszcze nawet nie było 5, a ja już byłem na nogach.
- No bo się obudziłam i pomyślałam, że skoro ja nie śpię to i ty nie możesz.- odpowiedziała z jeszcze szerszym uśmiechem.
- Bardzo zabawne...- mruknąłem, ale też się uśmiechnąłem.
Wziąłem z szafy jakieś ubrania i już chciałem pójść do łazienki się przebrać, kiedy Yumi mnie zatrzymała. Zabrała koszulkę, którą wziąłem i dała mi inną.
- Tamta nie pasuje, lepiej weź tą.- wskazała ręką na trzymane przeze mnie ciuchy.
Ja nie mogę... Od kiedy z niej taka maruda? Budzi mnie o jakiejś chorej porze, a potem mi jeszcze ubrania wybiera. Przypomniałem sobie jej niedawny pomysł na nową fryzurę dla mnie. Szybko zamknąłem się w łazience, zabierając grzebień ze sobą.
Kiedy wyszedłem już przebrany, czarnowłosa zmierzyła mnie uważnym spojrzeniem i uśmiechnęła się szeroko.
- No! Chodź raz nie wyglądasz jak potwór z bagna!
- Hahaha.
- Ale mówię serio.
Razem zeszliśmy na śniadanie. Ponieważ rodzice jeszcze spali, ja wziąłem się za gotowanie.
- Aphrodi, czy jedyne co umiesz gotować to kanapki i gorąca czekolada?- zapytała nagle Yumi, patrząc krytycznie na talerz, który jej podałem.
Patrzyłem na nią jak na idiotkę. O czym ona znowu mówi?!
- No bo zawsze jak robisz śniadanie, to są kanapki i czekolada.- wyjaśniła.
- A co nie smakuje?
- Smakuje, ale mógłbyś choć raz zrobić coś innego.
- No to następnym razem będzie herbata i nie wiem... Jajecznica?
- Nie lubię jajek. I herbaty. Wolę czekoladę.
W tym momencie, dosłownie padłem. Głową dosyć mocno uderzyłem w stół, ale trudno.
- Ej, co ci jest?- spytała Yumi.
Zacząłem trząść się ze śmiechu. W końcu wybuchnąłem śmiechem tak głośnym, że pewnie cały dom słyszał.
- Co cię śmieszy?- zapytała czarnowłosa- Właśnie walnąłeś czołem w stół, jak dla mnie to nie jest powód do śmiechu.
Nic nie powiedziałem, tylko nadal się śmiałem. Yumi patrzyła na mnie chwilę, po czym wzruszyła ramionami z miną mówiącą "Co poradzę..." i dokończyła śniadanie.
Razem wyszliśmy z domu i poszliśmy na boisko nad rzekę na poranny trening. I tak nie mieliśmy nic do roboty.
Zaczęliśmy wymieniać podania, by ostatecznie stanąć naprzeciw siebie i walczyć o piłkę. To była ciężka walka i ostatecznie żadne z nas nie miało siły by kontynuować, więc uznaliśmy, że jest remis. Padliśmy koło siebie na trawę, dysząc ciężko. Leżeliśmy tak chwilę, po czym przyszła pora na udanie się do szkoły na lekcje. Pomogłem Yumi wstać i ruszyliśmy do szkoły.
Oczami Yumi:
Gdy dotarliśmy do szkoły, nadal mieliśmy sporo czasu do rozpoczęcia lekcji. Siedliśmy koło siebie pod ścianą, czekając na dzwonek. Chwilę potem przyszedł Nathan. Wstałam i podeszłam do niego, na co zareagował uśmiechem.
- Hej. Długo tu siedzisz?- zapytał.
- Trochę. Nie mogłam spać.
- I z tego powodu ja też nie mogłem!- krzyknął do nas Aphrodi, na co ja nie mogłam powstrzymać śmiechu.
Staliśmy z Nathanem nie odzywając się, bo w sumie po co. Po kilku minutach usłyszeliśmy dzwonek i weszliśmy do klasy. Nauczyciel, jak zwykle, opowiadał o czymś niezwykle fascynującego, więc nikt nie słuchał, ze mną na czele.
Gdy lekcje w końcu dobiegły końca i nadeszła pora na trening, odetchnęłam z ulgą. Udałam się na boisko. Trening minął normalnie i w końcu mogłam wrócić do domu. Najpierw jednak chciałam się przejść. Aphrodi ruszył do domu, a ja do najbliższego parku.
Gdy wędrowałam brukowanymi alejkami, myślami będąc daleko stąd, nagle w coś uderzyłam. A raczej w kogoś. Podniosłam wzrok na stojącego przede mną mężczyznę. Był wysoki, ciemne włosy miał związane z tyłu, a na sobie miał czarny garnitur.
- Nic się nie stało, Yumi?- zapytał uśmiechając się.
Już chciałam odpowiedzieć, że wszystko w porządku, gdy coś sobie uświadomiłam.
- Skąd pan mnie zna?- spytałam, czując jak moje serce przyśpiesza, mocno obijając się o moje żebra.
- Po prostu wiem.- odwrócił się i już chciał ruszyć w swoją stronę, ale ja nie mogłam tego tak zostawić. Kto to w ogóle jest?
- Odpowiedz mi!- krzyknęłam za mężczyzną, darując sobie uprzejmości. To nie jest sytuacja, kiedy do obcego faceta mówi się per "pan".
Mężczyzna zatrzymał się i odwrócił w moją stronę, ponownie przywołując na twarz lekki uśmiech. Znowu nie było w nim nic radosnego.
- Powiedzmy, że znam twoich rodziców i dużo mnie z nimi łączy. A ty lepiej uważaj, bo jeszcze do nich dołączysz, Yumi.
Otworzyłam szerzej oczy. Cofnęłam się kilka kroków, by zaraz puścić się biegiem przed siebie. Nieważne gdzie, byle dalej od tego typa. O co tu chodzi? Kto to jest? Myśli kłebiły mi się w głowie, a ja nawet nie wiedziałam gdzie biegłam. Chciałam po prostu uciec. Serce biło mi jak oszalałe, a oddech gwałtownie przyspieszył, nie tylko z powodu biegu.
Zatrzymałam się w końcu, zbyt zdyszana by dalej uciekać. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, by po chwili się pode mną ugiąć. Opadłam na kolana na zimny chodnik, próbując złapać oddech i pozbyć się lęku ściskającego moje gardło.
- Yumi?- usłyszałam znajomy głos.
Spojrzałam do góry i spotkałam zaskoczone spojrzenie brązowych oczu. W oczach zabłysły mi łzy ulgi, gdy rozpoznałam twarz ukrytą za niebieską grzywką.
- N-Nathan?- zapytałam głosem trzesącym się od emocji.
Wyciągnął do mnie rękę i pomógł mi wstać, a ja od razu się do niego przytuliłam.
Zaskoczony odezajemnił uścisk, przytulając mnie mocno.
- Co się stało?- zapytał cicho, gadząc mnie po włosach.
Opowiedziałam mu wszystko, ledwo będąc w stanie dobierać słowa.
- Spokojnie. Wszystko będzie dobrze. Nie przejmuj się tym.- powiedział uspokajającym tonem.
- Ale...- chciałam coś powiedzieć, ale mi przerwał.
- Nie- powiedział stanowczo.- Nie pozwolę, żeby ktokolwiek cię skrzywdził. Nie masz się czego bać.
Nie wiem czemu, ale kiedy on to mówił, wierzyłam, że to prawda. Stałam tak wtulona w jego klatkę piersiową aż trochę ochłonęłam.
~~~
Nathan odprowadził mnie do domu i sam poszedł do siebie. Gdy wchodziłam po schodach, minęłam Aphrodiego, który od razu zauważył, że coś jest nie tak. Chwycił mnie za rękę.
- Co się stało?- zapytał tonem dającym mi do zrozumienia, że nie odpuści dopóki nie powiem.
Pociagnęłam go do pokoju i drugi raz tego dnia, opowiedziałam o spotkaniu z nieznajomym mężczyzną. Gdy mówiłam, cały czas się trzęsłam. Aphrodi patrząc na mnie, usiadł koło mnie i objął ramieniem. Od razu poczułam się lepiej. Opowiedziałam mu jeszcze o rozmowie z Nathanem, a on pokiwał głową.
- Ma racje. Nie masz się czego bać. Ja, Nathan i cały klub jesteśmy z tobą i zawsze ci pomożemy.
Przytaknęłam. Wiem o tym, ale... Ten człowiek nie wyglądał na kogoś kto żartuje. Dodatkowo to co mówił o moich rodzicach. Jak mam się nie niepokoić, skoro mówi takie rzeczy?
- Jak wyglądał?- zapytał po chwili blondyn.
Gdy opisałam mu spotkanego wcześniej mężczyznę, zamyslił się.
- To może być...- wymamrotał pod nosem.
- Co?
- Nieważne. Nie przejmuj się tym, ani on, ani nikt inny nic ci nie zrobi.
Po tych słowach wyszedł, a ja położyłam się do łóżka, nadal rozmyślając o wszystkich dzisiejszych wydarzeniach i o zachowaniu Aphrodiego. Zdawało mi się, że ten opis mu coś mówi, ale najwyraźniej nie jest pewien. Albo nie chce mnie martwić. Tak czy siak nie wygląda to dobrze. W końcu zasnęłam, wykończona przeżyciami tego dnia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro