Rozdział 12~ Mecz
Oczami Yumi:
Razem z Aphrodim wstaliśmy jeszcze wcześniej niż zwykle. Dzisiaj miał odbyć się pierwszy odkąd dołączyła mecz Raimona. Szkoda tylko, że nie mogę zagrać, ale mówi się trudno, przynajmniej go obejrzę.
Gdy przyszliśmy na miejsce zbiórki brakowało jeszcze kilku osób, ale niedługo potem wszyscy byliśmy w komplecie. Wsiedliśmy do niebiesko-żółtego autokaru i ruszyliśmy w drogę.
~~~
Gdy dotarliśmy na miejsce, powitało nas kilkoro zawodników, po czym zaprowadzili nas do sporych rozmiarów szkoły. W porównaniu do Raimona nie była aż tak duża, ale jednak robiła wrażenie.
Chłopcy poszli się przebrać, a ja razem z dziewczynami ruszyłyśmy na boisko. Rozejrzałam się wokół. Pierwszy raz widzę tak piękne boisko. Choć to na terenie Raimona też było zadbane, z tym pięknym i odnowionym boiskiem, nie miało szans. Chociaż właściwie, takie zadbane boisko raczej świadczy o tym, że nie było używane, a jeśli już to rzadko. Naokoło boiska, na trybunach, siedziała cała masa osób. A przecież to zwykły mecz towarzyski, na dodatek z nieznaną szkołą.
W oczy rzuciło mi się mnóstwo plakatów i transparentów mających zachęcić naszych chłopaków do walki. Najwyraźniej klub Raimona miał dużo fanów.
Na boisko wyszły obie drużyny. Nasza: w niebiesko-żółtych strojach i przeciwników, w ciemnozielonych.
Trener wyczytał skład na ten mecz:
- Bramka: Mark, obrona: Jack, Sam, Jim i Bobby, pomocnicy: Nathan, Erik i Todd, napastnicy: Axel, Fubuki i Aphrodi.
Zawodnicy przytaknęli i wszyscy zaczęli rozgrzewkę, nawet ci, którzy nie zostali wybrani do pierwszego składu.
Po chwili sędziowie zarządzili początek meczu i zawodnicy weszli na boisko, stając na swoich pozycjach.
Mecz rozpoczynali przeciwnicy. Dotarło do mnie, że nawet nie wiem jak się nazywają.
- Trenerze, jak się nazywa ta drużyna?
- Nie wiem.
Aha. Wszystko jasne. Trochę się zmartwiłam, że gramy z jakąś nieznaną drużyną. Gdy spojrzałam na boisko, Erik był przy piłce. Podał do Fubukiego, który sprawnie przeprowadził piłkę pod bramkę.
Kopnął piłkę, krzycząc:
- Wilcza Legenda!
Wyglądało to tak, jakby ogromny szary wilk stojący za fioletowowłosym, wył jak do księżyca w czasie pełni. Piłka bez żadnego problemu wpadła do bramki. Obserwowałam uważnie każdy ruch chłopaka, wiedząc, że kiedyś mogę potrzebować jego techniki. Właściwie lepiej było mi patrzeć z boku, niż gdybym stała na boisku. Najwyraźniej to zwolnienie z ćwiczeń ma jakieś zalety.
- Gooooooooooooool!!!- wrzasnął komentator, wyrywając mnie z myśli.
Wstałam i dołączyłam do okrzyków radości. Mecz trwał dalej i kiedy pierwsza połowa dobiegła końca, nadal było 1:0 dla Raimona. Przeciwnicy wzięli się do roboty i nie pozwolili nam zdobyć żadnej kolejne bramki.
Chłopcy usiedli na trawie, entuzjastycznie rozmawiając, mimo zmęczenia widocznego gołym okiem. Razem z resztą dziewczyn roznosiłam im napoje.
- Oby tak dalej to wygracie!- powiedziałam do nich na zachętę, na co odpowiedzieli mi uśmiechami.
Rozległ się gwizdek. Druga połowa się rozpoczyna.
Oczami Nathana:
Wszyscy ustawililiśmy się już na boisku. Czekaliśmy tylko na gwizdek. Gdy tylko się rozległ, Axel i Fubuki ruszyli do przodu. Pobiegłem za nimi, z daleka obserwując co zrobi przeciwnik.
Chłopak z trójką na plecach ruszył za Fubukim. Po chwili go wyprzedził i stanął naprzeciwko niego, zmuszając go do zatrzymania się. Zaczęli się siłować, ale przeciwnik nagle zamchnął się, szykując ido strzału. Fubuki, przewidując co ten zrobi, skoczył do góry.
Wrogi zawodnik uśmiechnął się pod nosem, nie próbując nawet dotknąć piłki . To zmyłka! Fubuki razem z piłką wylądował na ziemi, w momencie, gdy przeciwnik kopnął, tym razem naprawdę.
Fioletowowłosy runął na ziemię, a ubrany na ciemnozielono gracz podał do jednego ze swoich kolegów z drużyny.
Zanim jednak piłka dotarła do ich zawodnika, przejął ją Erik, bez problemu omijając kolejnych zawodników. Biegł przed siebie, idealnie prowadząc piłkę, kierując się na bramkę i wymieniając podaniami z Toddem i Aphrodim, którzy razem z nim biegli na bramkę.
Nagle zawodnik z szóstką podbiegł do niego. Zaraz obok niego pojawiło się dwóch kolejnych, zasłaniając mi widok. Erik nagle krzyknął z bólu, po czym runął na ziemię, trzymając się kurczowo za kostkę.
- Erik!- krzyknęła Silvia wstając z ławki.
Dotarło do mnie, co musiało się stać. Tamta dwójka zasłoniła szóstkę, a wtedy on skorzystał z okazji i kopnął Erika w nogę. Nie spodziewałem się takich zagrywek po nowej drużynie.
Wykonałem wślizg, wykopując tym samym piłkę na aut. Bobby sprowadził kulejącego Erika z boiska na ławkę, gdzie od razu zajęła się nim Silvia, zakładając mu okład na lekko opuchniętą kostkę. Trener powiedział, że to nic poważnego, ale brunet musiał zejść z boiska. Zamiast niego wszedł Max.
Gra została wznowienia. Obserwowałem uważnie ruchy przeciwników, oczekując kolejnej takiej brudnej zagrywki. Tym razem nie spróbowali tego ponownie, ale bardzo ostro atakowali, aż udało im się dotrzeć pod naszą bramkę. Tam ich kapitan, jednocześnie napastnik z numerem osiem na koszulce, wyskoczył do góry i kopnął piłkę z obrotu.
- Pyton!- krzyknął.
Piłka leciała do bramki, cały czas skręcając, a wokół niej pojawił się obraz ogromnego zielonego węża.
- Boska Ręka!- krzyknął Mark.
Przed brunetem pojawiła się złota dłoń, a sam bramkarz był gotów zatrzymać nietypowy strzał, jednak futbolówka nagle zmieniła kierunek, omijając skołowanego Marka i wpadając do siatki.
- Goooooool! Mamy remis!- krzyknął komentator.
Spojrzałem na zegar. Odetchnąłem głęboko. Spojojnie, jeszcze jest czas. Zamiast się denerwować, lepiej skupić się na grze i ruszyć zdobyć kolejny punkt. Z pomocą moją i reszty, Fubuki ponownie znalazł się pod bramką przeciwnika z piłką. Jednak, gdy próbował strzelić Wilczą Legendą, bramkarz przeciwników wyciągnął ręce przed siebie.
- Niezwykły chwyt!
Wokół jego rąk zabłysło oślepiająco niebieskie światło, a już po chwili piłka wraz z graczem przeciwnej drużyny wędrowała w stronę naszej bramki.
Max zdołał przejąć futbolówkę, po czym podał ją do mnie. Przypomniałem sobie o strzale zaplanowanym przez Axela i Aphrodiego. Na pewno go ćwiczyli prawda? I na pewno coś wymyślili. Spojrzałem na obu. Byli niedaleko siebie, idealna okazja! Musimy spróbować. Obym się nie pomylił.
Podałem piłkę do Aphrodiego. Blondyn wyskoczył do góry, znacznie wyżej niż do Boskiej Wiedzy. Na jego plecach pojawiły się dobrze mi znane białe skrzydła.
- Boskie...!- krzyknął kopiąc piłkę.
Piłka leciała z góry z ogromną siłą, ale nie w stronę bramki. Sądząc po torze jej lotu, wyląduje ze trzy metry na bok, z dala od zaksoczonego bramkarza. Ale tam, w powietrzu, czekał już na nią Axel, obracając się otoczony przez plomienie.
- ...Tornado!- wrzasnął.
Kombinacyjny strzał Boskiej Wiedzy i Ognistego Tornada z łatwością złamał Niesamowity Chwyt bramkarza przeciwników. Piłka lekko dymiąc upadła na ziemię, po kilku sekundach wirowania w siatce.
- Gooooooooooooool!- wrzasnął komentator, a nasi kibice na trybunach dołączyli do krzyku.
Za sobą na ławce usłyszałem okrzyki radości i głośne gratulacje od Yumi. Spojrzałem na nią z uśmiechem, a ona odpowiedziała tym samym.
Rozległ się gwizdek kończący mecz.
~~~
Po powrocie pod szkołę wszyscy udali się do domów, a my z Yumi poszliśmy na boisko nad rzekę. Usiedliśmy koło siebie na trawie.
- Byliście genialni.- powiedziała do mnie.
- Przecież ja prawie nic nie zrobiłem.
- Nieprawda! Każdy gol jest strzelany od całej drużyny. Mark nigdy nic takiego nie mówił?
Roześmiałem się.
- Mówił, mówił. I to nie raz.
Zaśmiała się razem ze mną. Po raz kolejny pomyślałem, że ma śliczny uśmiech. Zbliżyłem się do niej a ona do mnie i pocałowaliśmy się. Był to krótki i raczej zwyczajny pocałunek, jeśli porównać go z poprzednimi. Ale mi wystarczył i Yumi najwyraźniej też.
Siedzieliśmy tak, gdy sobie o czymś przypomniałem. Wyjąłem z kieszeni niewielkie pudełeczko i otworzyłem. W środku znajdował się cienki łańcuszek z zawieszką. Rozpiąłem go i założyłem Yumi, siedzącej tuż przy mnie.
Spojrzała z zachwytem na wisiorek.
- Jest piękny.- powiedziała i pocałowała mnie w policzek.
Oczami Yumi:
Gdy siedziałam w swoim pokoju w fotelu, przyglądając się naszyjnikowi od Nathana, do środka wszedł Aphrodi.
- Nathan ci dał, nie?- zapytał siadając z uśmiechem obok mnie na oparciu fotela.
- Tak.
- Właśnie widzę.
Delikatnie wyjął wisiorek z moich dłoni i przyjrzał mu się. Zawieszka przedstawiała czarnego anioła.
- Rany... Musisz mu się strasznie podobać.- powiedział po chwili.
Zarumieniłam się.
- Ty też się w nim zakochałaś, prawda?- spytał znów Aphrodi.
Pokiwałam lekko głową.
Uśmiechnął się do mnie, po czym założył mi naszyjnik na szyję.
- No to chyba dobrze, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro