Backstage
-Adam....
-nie tłumacz się bo to nie twoja wina...po prostu...tak cierpiałem...kiedy...ty-poleciał mu strumień łez- zapadłaś w śpiączkę....miałaś wtedy...30% szansy na....przetrwanie....no i....ja się obwiniałem o to....
-Adam ja....nie wiedziałam że byłam dla...Ciebie tak dużym zmartwieniem...ZARAZ ZARAZ A CO TO JEST-wskazałam na jego nadgarstek
-no......bo.....ja....za....zacząłem się.....ciąć..
-Adam.....-przytuliłam się do niego i sama zaczęłam płakać- nie mów że to też przeze mnie
-ummmm....nie przez różowe jednorożce tańczące na tęczy.
-ty głupi jesteś.-popukałam go w czoło.
-ale za to przystojny.
-no chyba w twoich snach.
-oj takim egoistą to ja nie jestem
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro