god is a woman
Ale różnisz się od reszty
I chłopcze, gdy się przyznasz, możesz zostać pobłogosławiony.
Ostatkiem sił przekręcam klucz w zamku i delikatnie popycham drzwi. Bez użycia rąk zdejmuję buty, a plecak, który porządnie obciążał moje plecy, w końcu wylądował na podłodze. Próbuję się wyprostować, rozprostować kości, ale nawet te ruchy sprawiają mi ból. Prawą ręką delikatnie masuję szyję i dociera do mnie, że mogłam posłuchać koleżanek, gdy mówiły, że niemal nocowanie w bibliotece to kiepski pomysł. Przedpokój otulony jest mrokiem, przez co muszę wytężać wszystkie swoje zmysły, by nie przewrócić się na jakiejś zabawce, jak to było ostatnio. Kieruję się do swojego pokoju niemal na palcach, bo wiem, że jeden źle postawiony krok i postawię całe mieszkanie na równe nogi. Dochodzę do celu i zapalam światło. Siadam na łóżku, kładąc obok siebie plecak. Wyciągam z niego wszystkie książki i stos notatek, których dorobiłam się podczas nocki w bibliotece. Zostało mi jeszcze kilka tematów z anatomii i obiecuję sobie, że zrobię je za chwilę, za momencik, tylko najpierw, chociaż na chwilę dam odpocząć oczom, które strasznie mnie pieką. Poprawiam hidżab i kładę policzek na chłodnej, przyjemnej w dotyku poduszce. Zamykam oczy i przypominam sobie wszystkie przyjemne chwile. To, że podczas mojego dzisiejszego okienka, Yousef przyniósł mi drugie śniadanie i kilka laurek od jego wychowanków. Pewnie zdążyły już się porządnie pognieść, bo rzuciłam je byle jak do plecaka. Cieszę się, że nasza relacja układa się w taki sposób. Uwielbiam to, że chłopak szanuje mój wybór. Że godzi się na to, by właśnie edukacja była moim numerem jeden w tym momencie. Wiem, że wiele go to kosztuje, ale właśnie te małe gesty, ta troska i miłość sprawiają, że wiem, że to ten jedyny. Moje ciało się odpręża, czuję, jak osiągam ten stan, który niestety nie towarzyszy mi zbyt często. Sen jest blisko. Odpoczynek jest na wyciągnięcie ręki i kiedy już niemal się z nim witam, do moich uszu dochodzi dźwięk, którego nie chciałam słyszeć. Wiem, że to niczyja wina, ale zaciskam pięści na kołdrze. Chciałam pospać. Chciałam odpocząć. Nic więcej. Zamiast tego otwieram oczy i ciężko wzdycham. Powoli wstaję i kieruję się w stronę drzwi. Przekręcam klamkę i słyszę, jak moja współlokatorka i zarazem przyjaciółka próbuje uspokoić swoje dziecko. Opieram się o futrynę i toczę wewnętrzną walkę z samą sobą. Czy pójść do niej i zapytać, czy potrzebuje pomocy, czy może jednak zignorować jej próby samodzielności i pomóc jej z sytuacją, w której się znalazła? Wybór jest prosty. Kieruję się do pokoju dziewczyny i chociaż jestem zmęczona, na twarzy wychodzi mi uśmiech, bo wiem, że ten mały gest chociaż trochę podniesie ją na duchu.
Powiem ci wszystko, co powinieneś wiedzieć.
Ze spokojnego snu wyrywa mnie płacz dziecka. Przez moment wydaje mi się, że po prostu zapomniałam wyłączyć telewizor, ale gdy dźwięk staje się coraz wyraźniejszy, dociera do mnie, że to nie telewizor a moje dziecko. Moje. Szybko otwieram oczy i siadam na łóżku. Spoglądam na łóżeczko, w którym nerwowo wierci się moja pociecha i pospiesznie wstaję. Sięgam po telefon i gdy widzę godzinę, robi mi się głupio. Sana pewnie niedawno wróciła z uczelni i chciała odpocząć, a ja jak zwykle sprawiam jej problemy. Mówiłam jej, że wspólne mieszkanie nie jest dobrym pomysłem, ale ona jak zwykle nie chciała mnie słuchać. Podchodzę do łóżeczka i delikatnie wyciągam z niego swojego syna. Przytulam go do moich bolących piersi i najdelikatniej jak potrafię, całuję jego niepokojąco ciepłe czoło. Ogarnia mnie panika, bo jeśli mały jest chory, to kompletnie nie wiem, co mam zrobić. Zadzwonić po pogotowie, czy może próbować jakoś zbić mu temperaturę. Zastanawiam się, co na moim miejscu zrobiłaby moja mama i cicho parskam. Bo pewnie nie zrobiłaby nic. To tata się mną zajmował i to on dbał o to, bym miała wszystko, czego potrzebowałam. Do czasu.
Do moich uszu dochodzi ciche pukanie i wiem, że płacz musiał obudzić Sanę. Przytulam do siebie malca i otwieram jej drzwi. Wygląda na zmęczoną, na tak cholernie zmęczoną, że aż robi mi się głupio. Sęk w tym, że znam Sanę i wiem, że robi to, bo chce, a nie dlatego że musi. Uśmiecham się do niej słabo, a ona wchodzi do mojego pokoju. Kładzie rękę na czole mojego syna i nieznacznie się krzywi. Siadam na łóżku i powtarzam sobie w głowie jak mantrę, że wszystko będzie dobrze. Że gorączka przejdzie i za parę godzin będziemy się z tego wszystkiego śmiały. Że w piątek przyjdą do nas dziewczyny i zrobimy sobie babski wieczór. Noora wraca do kraju w czwartek, więc znowu będziemy w komplecie. Sana zabiera ode mnie Markusa a ja, chociaż zabrzmi to źle, czuję się dobrze. Ktoś na parę minut przejmuje moje obowiązki i to przyjemne uczucie. Kocham swojego syna i to nie tak, że uważam go za problem, ale nie będę ukrywać, że życie samotnej matki do zbyt łatwych i przyjemnych nie należy. Ratuje mnie to, że przez całą ciążę i teraz mam przy sobie swoje przyjaciółki. Czuję na sobie wzrok Sany i dokładnie wiem, co chce mi powiedzieć. Jej wzrok wręcz parzy i chociaż wiem, że chce dobrze, strasznie mnie to wkurza. Bo słyszałam to już nie jeden raz. Ta sama regułka niczym zdarta płyta. Najgorsze jest to, że ja dobrze wiem, że zarówno Sana, jak i reszta moich przyjaciółek ma rację. Bo powinnam powiedzieć ojcu dziecka o całej sytuacji. O tym, że ma syna, z którego na pewno byłby dumny. Którego pokochałby całym sobą. Dokładnie tak, jak kiedyś kochał mnie. Bo przecież się kochaliśmy. Nawet nie wiem, kiedy wszystko, co mieliśmy, przemieniło się w nic. W pustkę, okraszoną moim bólem i cierpieniem. Słyszę, że dziewczyna coś do mnie mówi, ale nie potrafię podnieść wzroku, by nawiązać z nią jakikolwiek kontakt.
- Zaraz zadzwonię do Magnusa – rzuca, a ja czuję, przypływ paniki. - Zadzwonię i skończę tę całą zabawę w kotka i myszkę, która nigdy nie była śmieszna Vilde – mogę się założyć, że kręci głową. - Chcesz zgrywać bohaterkę? - Parska. - Uwierz mi, jesteś nią. Jesteś cholerną gwiazdą rocka i najlepszą mamą na świecie, ale nie możesz wiecznie kroczyć przez świat sama. Dziecko ma ojca i dobrze o tym wiesz.
- To nic nie zmienia – kręcę głową i gwałtownie wstaję. - Decyzja o zerwaniu była wspólna Sana – patrzę na nią z bólem. - Wtedy nie wiedziałam, że jestem w ciąży, więc gdyby Magnus się dowiedział, to zostałby ze mną z litości, a nie z miłości.
- Twój tok rozumowania mnie czasami załamuje, wiesz? - Przytula do siebie Markusa. - Mały ma gorączkę, możemy mu podać leki, które mamy. Jeżeli nie uda się tego zbić, to pojedziemy do szpitala. - Dyryguje mną jak małym dzieckiem, a ja jej na to pozwalam, bo wiem, że bez tego nie dałabym sobie rady. - A Magnus musi wiedzieć Vilde i dobrze o tym wiesz.
- Dam radę wychować Markusa – mówię, chociaż sama trochę w to nie wierzę. Od chwili, gdy dowiedziałam się o ciąży, zawsze ktoś przy mnie był.
- Nie mówię, że nie Vilde – ton jej głosu się zmienia. - Jesteś świetną mamą i przekażesz Markusowi wszystko, co powinien wiedzieć, jestem tego pewna, ale sama dobrze wiesz, jak wygląda życie w niepełnej rodzinie i nie mówię tego, by cię dobić, czy zrobić, czy przykrość. Jeszcze nie jest za późno Vilde – mówi, a ja wiem, że chociaż nie chcę tego do siebie dopuścić, moja przyjaciółka ma rację.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro