Ch.5
Głębokie westchnięcie opuściło usta Luhan'a, kiedy szedł do małej, ale zimnej sypialni. Jego nogi zaprowadziły go do malutkiego łóżka na które ledwo co się zmieścił. Położył ciężką głowę na małej poduszce, zaciągając się zapachem własnego szamponu, wpatrywał się zmęczonym wzrokiem w ścianę przed sobą, gdzie nad malutkim biurkiem przykleił zdjęcie Zhiyu, które otrzymał od Kris'a dwa tygodnie temu.
Krzywy uśmiech zniknął z jego ust, kiedy wspomniał swoje dziecko, które wreszcie było blisko niego. Przez ostatnie dwa tygodnie Luhan obserwował, jak Zhiyu nawiązuje coraz więcej znajomości z dziećmi w przedszkolu, stawał się na nie bardziej otwarty, śmiał i bawił się z innymi, nie wspominając o swoim... innym ojcu. Luhan stwierdził, że ma swój własny cel, musi pilnować swojego małego aniołka za każdym razem, kiedy jest w przedszkolu, ponieważ tylko tam mógł z daleka opiekować się swoim synem, zanim przyjedzie Kris i go zabierze.
Przeturlał się na plecy, mocno zamykając oczy, nienawidząc tego, że nie potrafi przestać myśleć o tym człowieku. Dlaczego nie przyszedł, nawet raz, żeby odebrać Zhiyu, czemu nie pokazał się znikąd, żeby znowu odebrać mu dziecko. Bardzo złe przeczucie skręcało wnętrzności Luhan'a, ale nie mógł nic zrobić oprócz korzystania z czasu w którym Zhiyu jest przy nim, dlatego będzie z nim spędzał każdą sekundę, jaką tylko będzie mógł i nigdy nie będzie myślał o człowieku, który praktycznie wyrwał jego serce z jego ciała.
-Jeden dzień.- wyszeptał w ciemność pokoju.- Może pewnego dnia, będziesz mógł spać tutaj, w tym pokoju, przykryty kołdrą na twoim łóżku, a ja trzymałbym cię za rękę i czytał dla ciebie dobranocki. - jedna, samotna łza spłynęła po zaczerwienionym policzku Luhan'a, kiedy wziął w ramiona wypchanego niedźwiedzia, przyciskając go do swojej piersi.- Potem... potem śpiewałbym ci kołysanki i ucałowałbym cię w czółko na dobranoc.
-Kocham cię, mój Zhiyu.
--------------
- Będę w szpitalu jak już wrócisz do domu.
-Tak, znam twoją rutynę, Yixing. Powiedz ode mnie cześć swojemu mężowi!
Potykający się o własne nogi Luhan pomachał na pożegnanie ręką w stronę swojego najlepszego przyjaciela, po czym zamknął za sobą drzwi. Młody nauczyciel był wdzięczny, że ma takiego troskliwego i cudownego, najlepszego przyjaciela jak Yixing. Mężczyzna wziął ślub ze znanym lekarzem o imieniu Kim Jumnyeon, a on sam był pielęgniarzem, właśnie w taki sposób się spotkali. Ale zawsze jest przy nim, zawsze przychodzi wcześnie rano, żeby obudzić leniwe dupsko Luhan'a, czasami przygotowuje mu śniadanie dogląda jego mieszkanie, dopóki nie pójdzie na swoją zmianę w szpitalu. Mówimy o najzwyklejszym poczuciu winy? To właśnie w tej chwili czuje Luhan.
Nie może powiedzieć nikomu o spotkaniu Zhiyu, nawet jeśli jest to jego najlepszy przyjaciel, który o wszystkim wie.
-Panie Xi! Dzień dobry!
-Dzień dobry Panu.
Idący kupić małe cukierki dla swojej przedszkolnej klasy, Luhan kiwnął głową w stronę właściciela i wybrał potrzebne słodycze. Tak samo jak za każdym razem starał się unikać półki z gazetami, ale jak zawsze tam spojrzał. Zawsze kończył na patrzeniu na ten arogancki uśmiech, ostry nos, mocno zarysowaną linię szczęki i te głębokie, zimne oczy.
-Wydajesz się ostatnio okropnie wesoły, Panie Xi.- powiedział właściciel, czyszcząc kasę ze słodkim uśmiechem i zmarszczkami wokół ust.
-Naprawdę?
-Tak, muszę powiedzieć, że jesteś tym typem ludzi, którzy zawsze trzymają na swoich barkach wielki ciężar problemów, ale w twoim przypadku jakoś musiały się one rozwiązać.- Luhan nie mógł się z tym nie zgodzić i dobrze wiedział dlaczego. Chiński nauczyciel skinął lekko głową na mężczyznę, zanim zapłacił rachunek i opuścił sklep. Droga do przedszkola zawsze mijała Luhan'owi w ten sam sposób, uśmiechanie się do flirtujących z nim uczennic , witanie się skinieniem głowy z nieśmiałymi kobietami w średnim wieku i pomaganie staruszkom przejść przez ulicę.
I na koniec, mijanie stacji benzynowej z innymi gazetami na których była twarz tego człowieka.
Ciężkie westchnięcie opuściło usta Luhan'a, kiedy poczuł niepokój w sercu, jak zawsze kiedy widzi ten kpiący uśmieszek i pewne siebie oczy. Należały do człowieka, który go zniszczył.
-Oh, popatrzcie! To nauczyciel Xi!
Do człowieka, który jest ojcem jego dziecka.
-Dzień dobry, dzieci. - Luhan radośnie odpowiedział rozentuzjazmowanym dzieciom na dziecińcu. Jeden uczeń zawsze tam był żeby mocno przytulić się do nóg Luhan'a, kiedy tylko go zobaczy, a nauczyciel był bardzo zadowolony z takich postępów.
-Dobry, Zhiyu.- powiedział cicho, skanując wzrokiem błyszczące oczy dziecka, które patrzyły na niego spod długich rzęs. W trzeci dzień uczęszczania Zhiyu do przedszkola, Luhan zauważył, że jego dziecko stało się bardziej otwarte i optymistyczne wokół innych, młody nauczyciel nie mógł powstrzymać trzepotania swojego serca, kiedy mały Zhiyu sam inicjował kontakt fizyczny. Zawsze przytulał się do szyi Luhan'a, kiedy siadał obok, aby z nim pomalować, prosił Luhan'a, żeby karmił go kiedy jest pora obiadu, łapał Luhan'a za rękę, kiedy wracali do klasy i tak jak dzisiejszego ranka, zawsze jest pierwszym, który go wita i przylega do jego nóg.
Kim byłby Luhan, żeby go od tego powstrzymywać.
Co z tego, że się do niego przywiązał.
-Jesteście gotowi na nowy dzień?
-Tak!
-Tak, nauczycielu Xi!- Luhan uśmiechnął się w dół do Zhiyu. Automatycznie przebiegając po jedwabistych włosach dziecka.
W porządku! Pierwszy, kto położy na stole zaginione literki, wygra specjalnego cukierka nauczyciela Xi!
Luhan patrzył, jak dzieci biegały po ich klasie z radości razem z podekscytowanym Zhiyu, jego jedwabiste włosy podskakiwały, kiedy biegał ze swoimi rówieśnikami, zabawny śmiech wkradł się na usta Luhan'a, kiedy zobaczył malutką Hyeri, która wywróciła się na dwóch stopniach przednich schodów, a Zhiyu pomagał jej wstać oplatając rękę wokół jej ramion, aż zniknął w drzwiach.
-Ty nie jesteś magnesem na dzieci, ty je po prostu rozpieszczasz.- Jongdae, który dopiero co przyszedł i zaczął się z niego naśmiewać.
Luhan odwrócił się do swojego nadąsanego szefa z lekkim uśmiechem.- Po prostu jesteś zazdrosny.
Luhan zaśmiał się, kiedy Jongdae prychnął na niego, zanim szedł do sali za swoimi minionkami.
--------------
Na koniec dnia, jak zwykle, Luhan stał w sali dopóki wszystkie dzieci nie pomachały mu na do widzenia odchodząc i rozmawiając o tym jakie są ich ulubione cukierki od nauczyciela Xi. Luhan spakował wszystkie potrzebne mu dokumenty i już był gotowy do wyjścia, gdy zauważył, że mały Zhiyu nadal siedzi na malutkim stołku stojącym przy stoliku do kolorowania niedaleko okna. Serce Luhan'a obiło się mocno o jego klatkę piersiową, jego oczy rozglądały się po klasie, aby następnie spocząć na Zhiyu, który cicho patrzył się przez okno.
-Zhiyu?- zaczął delikatnie, a jego serce zatrzymało się na chwilę, kiedy jego dziecko mu nie odpowiedziało, Zhiyu po prostu wpatrywał się ciągle w okno. Luhan przełknął gulę w gardle, po czym w ciszy zaczął powoli iść w stronę swojego dziecka.
-Zhiyu, kochanie co się stało?- to imię przechodziło mu przez gardło z taką i przepięknym brzmieniem. Ten gest przyciągnął uwagę Zhiyu, który spojrzał na niego. Kiedy Luhan usiadł na niewygodnym stołku obok niego.
-Zhiyu mo... możesz mi powiedzieć wszystko co cie martwi.- ich oczy spotkały się ze sobą, a serce Luhan'a zabolało jeszcze bardziej przez chęć przytulenia dziecka przed sobą. Niestety, ograniczył się do położenia swojej ręki na głowie Zhiyu, głaszcząc jego włosy.
-Spójrz nauczycielu Xi. To tata i appa Hyeri.- oddech Luhan'a stał się urywany, kiedy podążył wzrokiem tam, gdzie Zhiyu pokazał przez okno palcem. Jego słowa były prawdą, Luhan zauważył dwóch mężczyzn, najwyraźniej po ślubie, trzymali dłonie Hyeri po jej obu stronach. Jeden rodzic był wysoki z głupkowatym uśmiechem, a drugi niższy z delikatnymi rysami twarzy. Nie byli trudni do zauważenia, ponieważ byli jedyną parą geji wśród obecnych rodziców. Wyglądali jak prawdziwa, szczęśliwa rodzina.
-Appa... nie mówił nic o mojej bab'ie*, ale wiem, że też mam babę.- wzrok Luhan'a znowu skupił się na Zhiyu, który patrzył na niego jelenimi oczami lśniącymi od łez. Luhan nie wiedział, czy chce wyrwać swoje własne serce z powodu tego wzroku czy z powodu prawdziwych słów dziecka.
-Zhiyu, może... może baba już nie istnieje na tym świecie? - może się to wydawać bezlitosne, ale to wygląda tak, jakby Luhan nie żył dla Zhiyu.
-Czy pilnuje Zhiyu tak, jak mówił wujek Kris?-oczy Luhan'a rozszerzyły się na krótki moment. Ale wtedy uderzyło w niego to, co tak naprawdę miał na myśli Kris.
-Tak.- serce nauczyciela rozpadło się na miliony kawałków, jego ręka wycierała płynące łzy Zhiyu. Był tak blisko niego, ale jednak tak daleko od zatrzymania go przy sobie.-On... on pilnuje ciebie, kochanie.-zawsze. Jeśli na to pozwolą, to zawsze będę go pilnował.
-Nauczycielu Xi?
-Tak, Zhiyu?
Luhan szybko wytarł łzy, które zebrały mu się pod powiekami, spoglądając na Zhiyu z wymuszonym uśmiechem.
-Moi przyjaciele stąd, mówią, że jesteś ich księciem i księżniczką.- cichy chichot uciekł z ust Luhan'a, kiedy to usłyszał.- Ale Zhiyu nie chce, żebyś był jego księżniczką.
Dłonie Luhan'a zamarły na plecach Zhiyu, kiedy go uspokajał. Jego szerokie oczy patrzyły się nieruchomo na te lśniące Zhiyu, które patrzyły na niego z wielkim uwielbieniem i... miłością.
-Chcę, żebyś był moim babą.
A serce Luhan'a na sekundę przestało bić.
Zabrał ręce, nienawidząc tego, jak bardzo podobały mu się oczy Zhiyu.
On nie może...
Nie może się przywiązać...bez względu na to, jak pięknie brzmiały te słowa, kiedy wypowiadało je jego dziecko.
-Zhiyu,ja..ja nie mo-
-Zhiyu.
Zawołał głos za Luhan'em. Krew nauczyciela momentalnie stała się zimna, jego ręce zaczęły się trząść, a jego oddech ugrzązł mu w gardle. Nigdy nie mógłby zapomnieć tego opryskliwego i głębokiego głosu, odkąd usłyszał go cztery lata temu.
-Appa!
Oh Sehun.
*Baba - chodzi o mamę, tak często mówią dzieci, nawet w Polsce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro