Ch.1
Oczy Luhan'a wpatrywały się w powoli topniejącą świeczkę na małej babeczce w jego dłoniach, która była jedynym źródłem światła w słabo oświetlonej sypialni. Smutny uśmiech zagościł na jego różowych ustach, podczas gdy łzy tworzyły ścieżki na jego bladych policzkach z każdą kroplą wosku spływającą w dół po niebieskiej świeczce.
Długie rzęsy rzucały cień na jego policzki, kiedy zamknął oczy w tym samym czasie wypowiadając ciche życzenia, gdy zegar wybił północ.
- Szczęśliwych czwartych urodzin, moje dziecko.
{Cztery Lata Temu}
Szedł, dwudziesto-cztero letni kelner o imieniu Xi Luhan. Walczył z wielką chęcią wypłakania się, podczas gdy jego szef krzyczał i warczał na niego za rozlanie kolejnej, gorącej kawy na wspaniały garnitur biznesmena. Głowa zwisała mu nisko, a dłonie były złączone za jego plecami, podczas gdy słuchał krzyków swojego szefa na tyłach kuchni. I jeszcze raz, usta Luhan'a ułożyły się w lekki uśmiech, kiedy spojrzał na twarz swojego najlepszego przyjaciela, patrząc na niego z ulgą i bezradnością.
-Co jest z tobą do cholery nie tak, Xi?! Czy masz pojęcie o tym, że Pan Kang może nas pozwać za twoje cholerne i niekończące się gówno?! Ile musimy obciąć z twojej wypłaty, żeby za to wszystko zapłacić?!
-W-wujku, proszę posłuchaj...
- ZAMKNIJ SIĘ, YIXING! - każdy pracownik, który stał niedaleko mężczyzny, podskoczył przez jego nagły wybuch. Łzy Luhan'a zdradzały go, kiedy kręcił głową patrząc na swojego przyjaciela.
-To już mnie nie obchodzi. Tolerowałem twój przepraszający tyłek tylko ze względu na mojego siostrzeńca, ale teraz wszystko się skończyło. Możesz iść i znaleźć sobie inne miejsce na zarabianie pieniędzy, bo nie będę ryzykował kolejnego obciążenia mojej restauracji przez ciebie.
-Co?! Nie, wujki! Proszę...
-Luhan, jesteś zwolniony.
Nie mógł nic powiedzieć i nie mógł nic zrobić, oprócz kiwnięcia głową na swojego zdenerwowanego szefa, zdjęcia swojego uniformu i poklepania swojego najlepszego przyjaciela po ramieniu, kiedy przechodził obok niego dławiąc się łzami.
----
Jego ojciec zginął w tragicznym wypadku w ubiegłym roku, jego młodszy brat kilka miesięcy temu skończył osiemnaście lat, zaraz po tym uciekł z domu, gdzieś gdzie ludzie obiecali mu bogactwo w zamian za handlowanie narkotykami, które stały się też jego uzależnieniem. Jego matka... u jego matki zdiagnozowano raka kości, niestety na bardzo późnym etapie. Luhan był prostym studentem literatury, jego marzeniem było zostanie słynnym pisarzem. Niestety, ani pieniądze po jego ojcu ani pieniądze, które dostawał po godzinach pracy: nic nie wystarczyło na pokrycie opłat dotyczących jego studiów oraz chemioterapii jego matki. Wiara nie była po jego stronie, zawsze spędzał swój dzień albo chodząc na studia po bezsennej nocy, albo idąc do pracy całkowicie zniszczony przez męczące zajęcia i egzaminy. Życie Luhan'a było trudne, wszystko było zmieszane ze sobą, aby wyrazić jego smutek walki o bezużyteczne życie. Musiał zrezygnować ze studiów, aby zaoszczędzić pieniądze na medyczną opiekę matki, ale znowu został zwolniony z jedynej odpowiedniej dla niego pracy.
-Xi Luhan?- powiedział mężczyzna, Luhan uniósł głowę z lekkim błyskiem w jego martwych oczach, zanim spojrzał na mężczyznę przed nim. Musiał wkopać swoją piętę w piasek, by powstrzymać szaleńcze drżenie swojego ciała, w celu powstrzymania się od padnięcia przed stopy wymyślnie ubranego mężczyzny, który stał tuż przed nim.
-Ty jesteś Xi Luhan - Luhan przełknął nerwowo ślinę, jego serce nieprzyjemnie obiło się mu o żebra, kiedy wpatrywał się w wysokiego i dumnego mężczyznę przed nim. Ciemne włosy mężczyzny były starannie zaczesane do tyłu, jego szeroka klatka piersiowa i szerokie ramiona, nadawały mu potężny wygląd, którego wiele osób mogło się obawiać. Ale... jego ciemne oczy pozostawiały duszę Luhan'a w mieszanych i mrocznych emocjach. Oczy mężczyzny były intensywne i zimne, patrzył na Luhan'a, jakby mówił mu, że ma się go bać, jakby kazał mu... uciekać i żałować, że w ogóle się urodził.
-T-tak?
Na twarzy mężczyzny pojawił się cwany uśmieszek, kiedy wyciągnął dłoń w stronę Luhan'a. Drobny mężczyzna patrzył na o wiele większą rękę, zanim wyciągnął swoją dłoń i uścisnął tą większą. Luhan skulił się na elektryzujący dreszcz, który przebiegł mu po kręgosłupie, kiedy dotkną zimnej ręki mężczyzny.
-Nazywam się Oh Sehun, jestem właścicielem grupy marketingowej Oh o którego na pewno słyszałeś. - serce Luhan'a ścisnęło się ze strachu, kiedy oczy Sehun'a pociemniały jeszcze bardziej, o ile było to możliwe, gdy pochylił się, aby być oko w oko z Luhan'em.
-Byłem tam, kiedy twój szef... cię zwolnił.
-W-więc? Czego ode-ode mnie chcesz, Panie Oh? Mogę ci-ci w czymkolwiek pomóc? - Luhan zaczął się jąkać, ręce miał mocno zaciśnięte na łańcuchach od huśtawki, czując, jak zimny metal przechodzi przez jego palce.
Oh Sehun był aż wyzywająco dominujący.
- Pomóc mi? Oczywiście, że możesz mi pomóc i...- oddech Luhan'a ugrzązł mu w gardle, kiedy ekstrawagancki mężczyzna otoczył go i stanął tuż za nim. Duże i twarde dłonie spoczęły na plecach Luhan'a, zanim zaczął się kołysać na huśtawce przez Sehun'a.
-Też mogę ci pomóc.- gorący oddech Sehun'a uderzył w kark Luhan'a, kiedy został nagle zatrzymany przez ręce Sehun'a na swoich ramionach w tym samym momencie słysząc szept wyższego. - Wiem, że jesteś w rozpaczliwej sytuacji i mogę ci pomóc. - Luhan był wdzięczny, że nie widział wyrazu twarzy Sehun'a. Niestety, w jego głowie były same sprzeczności, kiedy bezradnie słuchał słów mężczyzny.
-A cena jest bardzo, bardzo wysoka.
----
Przyzwoity dom.
-Po prostu, zamknij oczy i mi się oddaj. - Luhan krzyknął głośniej podczas, gdy Sehun złapał jego biodra, wsadzając w niego swojego twardniejącego penisa. Beztroski, nieczuły i zimny.
Płacąc opłaty za jego studia lub zapewniając lepszą pracę od tej.
-To wszystko, kurwa! Jesteś tak cholernie ciasny. - łzy Luhan'a spływały mu po policzku, jedna z jego dłoni przylgnęła mu do ust, aby zagłuszać krzyki bólu, druga ręka mocno trzymała włosy Sehun'a, mając nadzieje, że poczuje on nawet najmniejszy ból. Sehun nie był łagodny, jak obiecał. Nic w tym bezlitosnym człowieku nie było łagodne, kiedy pieprzył go już piąty raz tej nocy.
Twoja matka. Mogę zapłacić za koszty jej leczenia. Nie tylko to, mogę. Zapewnię jej najlepszych lekarzy. Mogę nawet znaleźć twojego brata, pomóc mu i znaleźć mu najlepszych psychologicznych lekarzy, jakimi dysponuje.
-Kurwa! Tak dobrze, jesteś tak bardzo ciasny, kochanie. Tak bardzo ciasny i chętny. - jęki i powarkiwania Sehun'a zagłuszały Luhan'a, który krzyczał z bólu i... wstydu. Nic nie mogło naprawić jego bolącej i roztrzaskanej duszy, z wyjątkiem pięknej twarzy matki, łagodnych cech jego ojca i wesołej osobowości jego brata. W porządku, to wszystko Luhan mówił w swoich myślach, chociaż on sam robi to dla własnego dobra i rozwalającej się rodziny.
Po prostu urodź mi mojego dziedzica.
- Ja zaraz... ahh.. nggh! Ja zaraz dojdę. - Luhan nie mógł powstrzymać swojego głośnego płaczu, kiedy poczuł jak ciepła ciecz zalewa jego wnętrze.
Nie możesz pytać o dziecko.
Nie możesz przyznać się, że to twoje dziecko.
W przyszłości nie masz żadnych praw do spotykania się z dzieckiem.
Nie możesz prosić o żadną opiekę.
Zapomnij, że kiedykolwiek urodziłeś dziecko, a wszystko co obiecałem będzie twoje. Wszystko, co musisz zrobić, to podpisanie umowy i odejście.
I dlatego, Luhan płakał całe noce. Cierpiał przez stały ból. Przez dziewięć miesięcy mieszkał odcięty od świata zewnętrznego, zamknięty w rezydencji Oh Sehun'a, w ciąży z dziedzicem Oh'a. Starał się nie płakać co noc, kiedy czuł łagodne kopnięcia zadawane przez chłopca, który rósł w jego wnętrzu. Starał się do niego nie przywiązać.
Długie dziewięć miesięcy w które zdążył pokochać dziecko, jednak Oh Sehun odszedł z jego nowo narodzonym dzieckiem, nie dając Luhan'owi nawet najmniejszego spojrzenia na swoje dziecko, zanim niższy zemdlał z bólu. Jedyną rzeczą jaką usłyszał był płacz jego dziecka, a było to cztery lata temu.
----------------------------
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro