Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Powiedzieć, że się bałem to tak, jakby nie powiedzieć nic. Byłem przerażony, co było widoczne głównie poprzez moje drżenie ciała. Źle zrobiłem zostawiając mamę samą z tym psycholem, jednak nie potrafiłem dłużej słuchać tych wszystkich wyzwisk w moim kierunku. Tego ciągłego upokarzania mnie na każdym kroku. Musiałem udowodnić mu za wszelką cenę, że takim podejściem wiele nie ugra i prędzej czy później zostanie sam jak palec.

Przekraczając próg mojego domu słyszałem głośny krzyk rozpaczy i płacz mojej mamy, co łamało mi serce, jednak nie mogłem postąpić inaczej.
Musiałem iść i wymyślić coś, co zagwarantowało by bezpieczeństwo mnie i mojej mamie. W końcu w przeciwieństwie do ojca, to ona mnie wspierała i starała się zrozumieć.
Teraz to ja musiałem wesprzeć i uchronić ją.

Krzątałem się ulicą bez celu. Dookoła panował chaos. Głośny huk, krzyki paniki oraz rozrywające gardło krzyki bólu. Wszędzie lała się krew, a martwe ciała leżały na ulicy. Było ich co raz więcej i więcej, co niepokoiło mnie jeszcze bardziej. Na niektórych budynkach domów widniały niemieckie flagi, które znaczyły przejęcie domu przez hitlerowskich żołnierzy lub przyłączenie się do sił germańskich dobrowolnie bądź przymusowo.

Słysząc ten dobrze mi znany niemiecki akcent, przeraziłem się. Mój instynkt przetrwania nakazał mi się ukryć w miejscu, w którym ciężko by było mnie znaleźć, jednak nie minimalizowało ryzyka nieszczęścia - nie mając zbyt wiele czasu, wczołgałem się pod niemiecki czołg. Czekałem tak chwilę, aż w końcu kilku niemieckich żołnierzy przeszło tuż przede mną, rozmawiając i żartując jak gdyby nic się nie działo. Jakby był to kolejny, zwykły dzień.

Bo dla nich zapewne taki właśnie był.
My natomiast przeżywaliśmy istne piekło.

- Christoph, słyszałeś o tym, że do naszego szerego ma dojść jakiś nowy Austriak? Dobrowolnie się oddał w nasze kręgi i ba! Jak on popiera teorię Hitlera!

- Słyszałem. Krążą też pogłoski, że dzisiaj  pobił własnego syna i wywalił go z domu, bo dzieciak zbyt uporczywie odnosi się o wojnie i jest przeciwnikiem teorii Hitlera i nowym zasadom. Podobno jednak dzielnie bronił swojej matki o co też oberwał, a ostatecznie nawet nie zająknął się, gdy go wywalił z domu. Sam go ponoć opuścił. Teraz chodzi i chwali się, że pozbył się niechcianego problemu i śmiecia.

- Czekaj, jak on się w ogóle nazywa?

- Ten co ma do nas dołączyć, czy jego syn?

- Obaj.

Powiedział zupełnie inny żołnierz.

- Ten co ma do nas dołączyć to Richard Kraft, a jego syn ma na imię Stefan. Podobno ten dzieciak to taka wrażliwa kluska, że łatwo go urazić i płacze dniami i nocami rozpaczając o wszystkich pokrzywdzonych, a także naokrągło powtarza, że martwi się o bliskich, kocha ich i nie chce ich stracić. Co ciekawe jednak, mąż tej sklepowej, jak jej tam było... Ortner czy jakoś tak... Nieważne. Wiecie o kogo chodzi. W każdym bądź razie  facet powiedział, że gówniarz miał dostać furii, jak Richard zadrwił ze śmierci ojca jego żony i podobno wygarnął mu wszystko prosto w twarz i w jednej chwili znienawidził go. To właśnie o to poszło z tym pobiciem i wyjebania go z mieszkania.

- Szczerze? Na swój sposób trochę podziwiam młodego. To wcale nie jest łatwe, gdy jesteś wysoko wrażliwy, a raz że musisz patrzeć każdego dnia na krzywdę innych w swoim otoczeniu, to jeszcze  musisz znaleźć siłę by bronić bliskie osoby przed osobą, która takie zbrodnie popiera, jednak nie przyznając się otwarcie do tego i olewa całą problematykę. Niestety jednak takie jest życie - brutalne i kruche. Jest jeszcze zbyt młody by zrozumieć wartość życia. Poza tym jest zbyt dobry, by zobaczyć, że co niektórzy wcale nie są tacy, jacy się nam wydają. Bezlitosnych kurew i bestii jest co raz więcej. A teraz i my się w nie zmieniamy.

- Masz rację, Hans. Chłopak udowodnił, że pomimo wysokiej wrażliwości jest cholernie silny, jednak niestety nie pomoże mu to w obecnej sytuacji. Rozkaz to rozkaz. A rozkaz trzeba wykonać. Albo go wykonujesz albo giniesz razem z nimi.

Powiedział niejaki Christop, a następnie zatrzymał się na chwilę.

- Czekajcie. Ten Richard nawet dał mi zdjęcie Stefana mówiąc, że nie muszę "małego skurwysyna" oszczędzać i żebym wybił go w najbardziej bolesny sposób jak tylko go spotkam.
Patrzecie, to on.

Zamarłem. Mój własny ojciec okazał się zdrajcą! To dlatego olewał temat wojny i poniżał mnie za każdym razem, gdy o niej wspominałem. Dlatego też tak zaciekłe powtarzał, że te wszystkie niewinne zabite osoby sobie na tą śmierć zasłużyły! Popiera stronę wroga i jeszcze chce się mnie pozbyć tylko dlatego, bo nie jestem taki jak on i ośmieliłem się mu sprzeciwić dla ochrony mamy. Bez względu jednak na to, jak miałem skończyć, nie zamierzałem się poddać. Zrobię wszystko, aby dotrzymać słowa, które sobie dałem.

- I co? Zabijesz go?

Zapytał Hans, a Christopher spojrzał na niego z powagą.

- Tylko wtedy, gdy otrzymam rozkaz.
A tak, to niech sobie chłopak żyje ile może.

Odpowiedział facet zbliżający się do czterdziestki, a mnie zatkało.
Czyli są jeszcze w miarę dobrzy ludzie na tym świecie...

I po tych słowach wszyscy odeszli, zostawiając mnie samego z natłokiem myśli. Spod czołgu wypęzłem dopiero wtedy, gdy miałem stuprocentową pewność, że Niemcy już odeszli.
Cieszyłem się, że niebyło nikogo w pobliżu, jednak przeczucie bycia obserwowanym nie opuszczało mnie nawet na moment.

Zdruzgotany po podsłuchanej rozmowie udałem się do jednego z pobliskich barów, gdzie kupiłem sobie kufer piwa.
Nie przepadałem zbytnio za jego smakiem, jednak nie będę sobie wiecznie wszystkiego odmawiał. W końcu nie wiadomo, ile czasu mi zostało...

Nie minęło dużo czasu, gdy dosiadł się do mnie mój kolega z klasy, Philip.
Na jego twarzy nie widać było tego wiecznego uśmiechu, a z oczu zniknęły tańczące iskierki szczęścia. Nic dziwnego, skoro nie możemy być pewni co nastąpi dosłownie za chwilę.

W milczeniu piliśmy alkohol wpatrując się tępo w drewniany stół. Przez chwilę żaden z nas się nie odzywał, jednak po kilku minutach to ja pierwszy przerwałem ciszę.

- Pewnie plotki już do ciebie dotarły, prawda?

Zapytałem, upijając łyk piwa.

- Zależy jakie. O tym, że aresztowano naszego nauczyciela od fizyki jak najbardziej, o tym że mąż pani Ortner doniósł na jednego z jego sąsiadów też słyszałem. Obiło mi się też o uszy, że Gregor Schlirenzauer dostał zgodę od prezydenta kraju na wyjazd za granicę tylko dlatego, bo jego ojciec go przekupił, aby zapewnić my bezpieczeństwo. No i jeszcze synowie dyrektora, w tym Michael, ale ty go raczej nie znasz, zostali siłą wciągnięci do niemieckiej armii.

Powiedział bezemocjonalnie Aschenwald, a ja ledwo przetrawiałem zdobyte informacje. Byłem zdruzgotany, bowiem wiedziałem, jak to się odbije na nich wszystkich.

 
- To straszne... Mam jednak nadzieję, że chociaż Gregor uniknie takiego nieszczęścia...

- Jeśli nie trafią na bombowce niemieckie to będzie miał ku temu szansę.

- A... O moim ojcu słyszałeś?

- Niewiele. Plotki są tak różne, że już nie wiadomo, co jest prawdą, a co nie.

- Zacznijmy od tego, że pewnie już wiesz, że mój ojciec stale ignorował temat wojny i znęcał się nade mną o to, że stale poruszałem ten temat, prawda?

Chłopak pokiwał twierdząco głową.

- No więc, mój ojciec ostatnio przechodzi samego siebie. Dzisiaj zaczął drwić z tego, że Niemcy zabili tatę mojej mamy, więc się wkurwiłem i na niego nawrzeszczałem, bowiem stanąłem w obronie mamy. I chociaż mój ojciec do tej pory był moim autorytetem, to pobił mnie o to, że wyraziłem swoje zdanie i nie jestem taki jak on. Potem wywalił mnie z domu. I ukrywając się pod czołgiem przed Niemcami, dowiedziałem się, że mój ojciec dobrowolnie dołączył do ich armii, popiera propagandę Hitlera, a także dał im moje zdjęcie, mówiąc, aby zabili mnie w najbardziej bolesny sposób. A potem już się tylko przechwalał, że "pozbył się problemu i śmiecia".

Powiedziałem, ledwo powstrzymując łzy napływające mi do oczu. Philip poklepał mnie po przyjacielsku po ramieniu, w gęście zrozumienia i wsparcia. Jak zwykle rozumiał mnie jak mało kto.

- Zamieszkaj w takim razie u mnie. Razem jakoś damy sobie radę. A co będzie później to czas pokaże.

Powiedział, na co mocno go przytuliłem.
Byłem szalenie wdzięczny za takiego przyjaciela i za wszystko, co dla mnie robił.

- Dziękuję, Philip. Nawet nie wiesz, jak wiele to dla mnie znaczy. Na mnie też zawsze możesz liczyć.

Powiedziałem, a po chwili obaj dokończyliśmy pić nasze piwa, po czym szybko uciekliśmy do domu przyjaciela, gdyż zostało niewiele czasu do godziny policyjnej.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro