Rozdział 7
Books are a uniquely portable magic
Po trzystu stronach powieści i dwóch kubkach gorącej herbaty miałam tego po dziurki w nosie. Nie dość, że bolały mnie oczy to w pamięci wciąż siedział mi Hayboeck. Zaczęłam się nawet zastanawiać co ze mną nie tak. Po wszystkich jego słowach powinnaś była odciąć myśli id blondyna jednak on jak na złość nie chciał wyjść z mojej głowy.
- Kate? - z "letargu" wyrwał mnie głos Krafta. Odłożyłam książkę i kubek na stolik po czym odwróciłam się w stronę sportowca ciekawa czego chce.
- Tak? - zauważyłam, że chłopak był niepewny i nie za bardzo wie co powiedzieć, ale postanowiłam się nie odzywać.
- Mogę ci zadać jedno pytanie? - w odpowiedzi lekko skinęłam głową czekając na to co się wydarzy. - Masz faceta? - walnął prosto z mostu czym ogromnie mnie zaskoczył. Ciemne tęczówki skoczka uważnie się we mnie wpatrywały, ale na jego ustach błąkał się cień uśmiechu.
- Stefan... - zaczęłam ostrzegawczo i niespokojnie poruszyłam się w fotelu.
Ku mojemu zaskoczeniu towarzysz z uśmiechem pokręcił głową po czym zaciekawiony wziął do ręki moją książkę.
- Kathleen, nie o to mi chodzi - powiedział rozbawiony. - Poza tym mam dziewczynę - dziwiłam się, że bezbłędnie odczytał moje myśli. - Pomyślałem, że przyda ci się przyjaciel, a nie chcę, żeby jakiś facet miał do mnie pretensje, że podrywam jego laskę. Więc jak? Co o tym myślisz?
Pomysł sam w sobie nie wydawał się zły; potrzebowałam kogoś, kto pomógłby mi się tutaj odnaleźć. Jedynym minusem było to, że Kraft był najlepszym przyjacielem Hayboecka. Miałam jednak nadzieję, że w towarzystwie blondyna będę musiała przebywać tylko wtedy gdy będzie to konieczne.
- Jestem na tak - odparłam po przedłużającej się chwili milczenia. - Wreszcie będę miała z kim oglądać mecze - puściłam mu oczko doskonale zdając sobie sprawę, że tymi słowami go zainteresowałam.
- Mówisz o piłce nożnej, tak? - skinęłam głową. - Jakiemu klubowi kibicujesz? - uniósł podejrzliwie jedną brew, jakby nie mógł uwierzyć, że dziewczyna interesuje się tym sportem.
- Visca el Barca - zaśmiałam się cicho. - Ale Bayern też lubię, chociaż to Barcelona jest na pierwszym miejscu - dodałam.
- Jakoś to przeżyję. Powiedz mi coś o sobie. Ile masz lat, skąd pochodzisz, jakie filmy lubisz? - nie przestawał zasypywać mnie pytaniami co w sumie mi odpowiadało. Wiedziałam, że szybko znajdziemy wspólny język i się dogadamy.
- Mam przedstawić ci cały swój życiorys? - zapytałam żartobliwie i rozluźniłam się po czym rozpuściłam włosy. Wreszcie mogłam poczuć się swobodnie; nie byłam już tak spięta jak po spotkaniu z Michaelem. - Więc mam 21 lat, moja matka pochodzi ze Szwajcarii, a ojciec z Irlandii, ale od dziecka mieszkałam w Hiszpanii - zaczęłam wyjaśniać, ale w tym momencie wtrącił się Kraft.
- Powiesz coś po irlandzku? - sportowca chyba naprawdę interesowało to co mówiłam, podobnie jak wcześniej Koflera. - Proszę - uśmiechnął się uroczo, a ja po prostu nie mogłam odmówić.
- Conas ata tu? - widząc jego zdezorientowaną minę uniosłam kąciki ust ku górze i z rozbawieniem pokręciłam głową. Kiedy tak otwierał ze zdumienia oczy wyglądał jak małe dziecko, co na swój sposób było słodkie. - Jak się masz, co u ciebie? - przetłumaczyłam.
On już miał coś dodać, ale w tej samej chwili zadzwonił mój telefon. Z głośnika dobiegł głos Ricky'ego Martina śpiewającego "The Cup of Life"; wiedziałam, że dzwoni Eileen. Chwilę wsłuchiwałam się w głos Portorykańczyka po czym przeprosiłam Stefana i zabrałam książkę, a następnie odebrałam.
- Jak tam pierwszy dzień w pracy? - przyjaciółka powitała mnie tymi słowami. - Nie wiesz nawet ile bym dała, żeby tam z tobą być - westchnęła głęboko. - Siedzieć z nimi, gadać, dowiedzieć się o nich czegoś więcej... - czułam, że to dopiero początek, więc postanowiłam przerwać ten potok słów, zanim dziewczyna rozkręci się na dobre.
- Eileen, uspokój się - zaśmiałam się pod nosem. - Dlaczego nie przyjedziesz? Zarezerwuję ci pokój, a bilety się załatwi. Poza tym fajnie by było obejrzeć konkurs razem z tobą. Musisz tylko wziąć wolne - dodałam wesoło, całkiem przekonana, że to wypali, a przyjaciółka się zgodzi.
- Teraz to sobie żartujesz, tak? - spytała po paru sekundach, ale znałam ją na tyle dobrze, że wiedziałam, że teraz prawie skacze ze szczęścia. - Pewnie, że się zgadzam! - wykrzyknęła w końcu. - Zadzwonię do Matta i coś wykombinujemy. Powiedz mi tylko jaki hotel. Od razu się spakuję. Jesteś najlepsza!
- Eileen, spokojnie. Nie nakręcaj się tak. Czekaj chwilę - rzuciłam tylko i wróciłam do Stefana. - W jakim hotelu jesteśmy? - spytałam chłopaka równocześnie zasłaniając słuchawkę dłonią.
- "Dzika Róża". A po co ci to? - spojrzał na mnie dziwnie, ale ja wróciłam do rozmowy z przyjaciółką, która niecierpliwie czekała na linii.
Powtórzyłam jej nazwę naszego chwilowego miejsca zamieszkania i powiedziałam, że zarezerwuję pokój, ale nie mogło się obyć bez tego jednego pytania.
- Z kim rozmawiałaś? - wybrzmiało po drugiej stronie słuchawki.
- Ze Stefanem - odparłam szybko. - Daj znać kiedy będziesz wyjeżdżała. Muszę kończyć. Do zobaczenia - dorzuciłam i rozłączyłam się, wiedząc, że jeśli tego nie zrobię dziewczyna zacznie zadawać mnóstwo pytań.
Teraz przede mną była trochę trudniejsza część. Musiałam załatwić Eileen bilety. Ponownie usiadłam na fotelu przy kominku i wyciągnęłam dłonie w stronę ognia.
- Stefan, mam do ciebie pytanie - zaczęłam po chwili odrobinę niepewnie. Odwróciłam się w stronę skoczka i zauważyłam, że wpatruje się we mnie uważnie. - Obiecałam przyjaciółce bilety na konkurs i tak się zastanawiam czy nie dałoby się czegoś załatwić... - spuściłam nieśmiało wzrok czując, że wychodzę na idiotkę. - Jeśli nic się nie da zrobić to trudno - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Kate, daj spokój - Kraft spojrzał na mnie ciepło, a w jego oczach czaiły się wesołe iskierki. - To żaden problem. Załatwimy jej wejściówkę VIP-owską - mrugnął do mnie porozumiewawczo. - Właśnie, zapomniałbym. Heinz prosił, żebyś przyszła do niego jak będziesz miała chwilę. Teraz wybacz, ale muszę już iść - wstał i ukłonił się, co było tak dziwne, że nie wytrzymałam i głośno się zaśmiałam. - Kuttin jest w 18 - dodał sportowiec i odszedł.
Ja natomiast zerknęłam na zegarek i otworzyłam szeroko oczy. Było grubo po dwudziestej. Nie spodziewałam się, że można aż tak stracić poczucie czasu. Stwierdziłam, że pokój dla Eileen zarezerwuję jutro. Teraz chciałam tylko iść spać jednak najpierw czekała mnie jeszcze wizyta u szkoleniowca. Chwilowe "miejsce zamieszkania" trenera znajdowało się naprzeciw mojego, więc szybko tam dotarłam. Zapukałam i po chwili byłam już w środku.
Pokój mężczyzny nie różnił się tak bardzo od tego, który sama zajmowałam. Poza tym, że stało tu tylko jedno łóżko, reszta była taka sama.
- Dobry wieczór. Podobno trener chciał mnie widzieć - kiedy się odezwałam Austriak podniósł głowę znad przeglądanych papierów i uśmiechnął się lekko.
- Dobrze, że znalazłaś chwilę, Kathleen - szybkim ruchem zebrał dokumenty ze stolika i sofy po czym wskazał, abym usiadła. - Spokojnie, nic nie zrobiłaś - dodał rozbawiony widząc moją niepewną minę. - Musisz tylko podpisać umowę. Nie chcę mieć później na karku całego tabunu urzędników.
Usiadłam na kanapie, a mężczyzna położył na stoliku dwa spięte pliki kartek. "Jeden dla mnie, drugi dla niego", pomyślałam i wzięłam jeden z egzemplarzy do ręki. Przebiegłam wzrokiem treść; wszystkie niezbędne informacje były już wpisane. Teraz musiałam tylko poświadczyć to podpisem. Kuttin podał mi długopis i uśmiechając się przyjaźnie stanął obok. Bez wahania podpisałam się w wyznaczonych miejscach po czym oddałam jeden plik kartkę nowemu szefowi.
- Witamy w drużynie, Kathleen - usłyszałam.
To już siódmy rozdział, a Wy chyba nadal to czytacie, co znaczy, że nie jest tak źle ^^ :D W kolejnym rozdziale będzie działo się więcej. ;) Do następnego. <3 :*
Komentujesz=motywujesz :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro