Rozdział 6
No i kolejny. :D Bez zbędnych słów zapraszam do czytania, komentowania i gwiazdkowania. ^^ ;*
New life, new chances
W miarę jak zbliżaliśmy się do niemieckiej miejscowości robiło się coraz zimniej. Dało się to odczuć, ponieważ w autobusie zepsuła się klimatyzacja.
Krajobraz za oknem również się zmieniał; wszystko dookoła pokryte było białym puchem. Zamknęłam książkę i oparłam głowę o szybę wpatrując się w mijane domy i lasy.
Podskoczyłam jak oparzona, gdy ktoś dotknął mojego ramienia. Odwróciłam się i napotkałam roześmiane spojrzenie Krafta. Wyjęłam słuchawki z uszu po czym skupiłam się na tym co mówi.
- Nie wyglądasz na fankę rocka - zauważył uśmiechając się szeroko.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że muzyki słuchałam odrobinę za głośno przez co skoczek miał doskonałą okazję do wysłuchania przebojów Nomy'ego.
- Przepraszam za zakłócanie ciszy - odparłam pół żartem pół serio. Wciąż czułam się trochę onieśmielona w towarzystwie sportowców, ale Stefan tryskał radością tak, że nie mogłam się nie uśmiechnąć.
- Daj spokój - jedną dłonią przeczesał włosy. - Tak w ogóle to jak się tu odnajdujesz? - spytał zachowując powagę.
Westchnęłam ciężko wiedząc, że raczej nie uniknę odpowiedzi. Nie mogłam mu jednak powiedzieć o tym, że Hayboeck się do mnie dobierał. Nie miałam ochoty o tym wspominać.
- Na samym początku było ciężko, ale wszyscy są bardzo mili - powiedziałam i uniosłam lekko kąciki ust. - Poza tym spełniło się jedno z moich marzeń.
Brunet chciał jeszcze o coś spytać, ale w tym momencie autobus się zatrzymał. Włożyłam książkę do torebki po czym wstałam uprzednio zabierając z siedzenia telefon i słuchawki.
- Panie przodem - Stefan uroczo się uśmiechnął i przepuścił mnie w drzwiach. - Tak w ogóle to mam do ciebie pytanie...
Właśnie miałam zapytać o co chodzi, gdy uderzył we mnie chłodny podmuch wiatru, który przyniósł ze sobą płatki śniegu. Rozejrzałam się wokoło i dostrzegłam, że wszyscy ubrani są w zimowe puchówki i czapki oraz rękawiczki. Jedynie ja, jak ostatnia sierota, stałam na dworze w cienkim płaszczu i wciskałam ręce do kieszeni licząc, że dzięki temu będzie mi cieplej.
- Nieprzyzwyczajona do pogody, co? - Kraft stanął za mną, przez co poczułam bijące od niego ciepło.
Skinęłam głową po czym podeszłam do Kuttina.
- To nasz hotel? - spytałam cicho i z nadzieją spojrzałam na szkoleniowca.
- Wejdź do środka, bo zaraz nam tu zamarzniesz - zauważył ze śmiechem. - Rzadko zdarza się, aby tu tak wiało - dodał bardziej do siebie, ale ja nie zwracałam już na niego uwagi, bo szłam w stronę dużego, kremowego budynku.
Kiedy tylko znalazłam się w środku stanęłam jak wryta. Nie spodziewałam się, że wnętrze może być tak pięknie urządzone. Wszystko było wykonane z ciemnego drewna, a ścianę zdobiły zdjęcia krajobrazów leśnych. Mój wzrok padł jednak na kamienny kominek oraz stojące obok ciemne sofy i niski stolik. Ściągnęłam płaszcz i wygodnie rozsiadłam się na kanapie najbliżej źródła ognia. Wkrótce do recepcji zaczęli również wchodzić skoczkowie, co niezwykle mnie ucieszyło. Na szczęście Kofler wziął także moją torbę, więc nie musiałam ponownie wychodzić na mróz.
- Następnym razem powinnaś wziąć coś cieplejszego - niewiadomo skąd obok mnie pojawił się trener kadry i zajął miejsce naprzeciwko. - Nie chcemy, żebyś się rozchorowała - w oczach mężczyzny dostrzegłam wesołe iskierki co sprawiło, że sama się uśmiechnęłam. - Ale do rzeczy. Do końca dnia macie wolne, rano oczekuję was na śniadaniu, a następnie zrobimy chłopakom krotki trening - wyjaśnił. - Przez następne dni muszę prześledzić ich postępy i wybrać kto będzie skakał w drużynówce. Twoja opinia też będzie ważna - szkoleniowiec puścił mi oczko po czym wręczył klucz zapewne do pokoju. - Teraz idź się przebierz w coś cieplejszego.
- Tak, tak zrobię - mruknęłam i podniosłam swoją walizkę. Skoro aż do jutra miałam "wolne" jedyną rzeczą jaką chciałam zrobić było przebranie się w gruby sweter oraz znalezienie zacisznego miejsca gdzie mogłabym poczytać książkę. - Mają tutaj automat z kawą lub barek? - skierowałam swe pytanie do Kuttina, który pokiwał głową.
- Piętro niżej jest restauracja, automat też. Kathleen - zatrzymał mnie, gdy chciałam już odejść. - Nie mówiłem ci wcześniej, ale masz pokój z Hayboeckiem - dodał i nie czekając na jakąkolwiek reakcję z mojej strony odszedł w nieznanym mi kierunku.
Chcąc nie chcąc sama udałam się na 2. piętro, gdzie znajdował się mój pokój. Dotarłam pod drzwi z numerem 17 i nacisnęłam klamkę. Moim oczom ukazało się średniej wielkości pomieszczenie z dwoma łóżkami z ciemnego drewna. Komuś bardzo spodobał się taki styl, bo wszystkie meble wykonano z tego samego materiału. Naprzeciwko łóżek stała kremowa sofa, a na ścianie wisiał telewizor dość sporych rozmiarów. Jednak najbardziej zachwyciło mnie ogromne okno, za którym znajdował się taras.
Nie namyślając się długo rzuciłam torbę na podłogę i nie przejmując się tym, że jestem w samej koszuli wyszłam na świeże powietrze. Widok zaparł mi dech w piersiach. Wszystko dookoła było pokryte śniegiem, a w oddali na tle małych, niskich domków wyróżniała się Vogtland Arena. Mogłabym wpatrywać się w ten krajobraz wiecznie, gdyby ktoś nie zakłócił mojego spokoju.
- Następnym razem nie zostawiaj torby na środku pokoju - usłyszałam za plecami głos Michaela. - Wspaniale się złożyło, że mamy razem pokój... - odwróciłam się i weszłam do środka.
Skoczek wygodnie rozłożył się na jednym z łóżek, a gdy zjawiłam się w pomieszczeniu uważnie zlustrował mnie wzrokiem. Ja natomiast nie zaszczycając blondyna spojrzeniem otworzyłam walizkę i zabrałam z niej kosmetyczkę oraz gruby, kremowy sweter po czym zamknęłam się w łazience, gdzie przesiedziałam prawie 20 minut. W tym czasie Hayboeck zdążył już opuścić pokój.
To nie było tak, że obawiałam się spotkania z nim. Miałam po prostu dosyć jego komentarzy, odzywek oraz zachowania względem mnie. Odsuwając na bok myśli o sportowcu wydobyłam z torebki książkę "Sklepik z marzeniami" autorstwa Stephena Kinga, schowałam telefon do kieszeni spodni i wyszłam na korytarz. Niestety kiedy skręcałam w stronę schodów wpadłam na kogoś. Nieszczęśnik zdezorientowany wylądował na plecach, a ja na nim.
- Przepraszam. Nic ci nie jest? - spytałam cicho wpatrując się w czekoladowe tęczówki Schlierenzauera. - To nie było zamierzone - dodałam spuszczając wzrok.
- Daj spokój - w brązowych oczach chłopaka tańczyły radosne iskierki. - Poza tym ta pozycja bardzo mi się podoba - uważnie zmierzył mnie wzrokiem i sugestywnie poruszył brwiami.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że siedzę na nim okrakiem. Błyskawicznie zerwałam się na równe nogi. On wstał chwilę po mnie podnosząc książkę, którą wcześniej upuściłam.
- Dobry wybór - powiedział podając mi powieść i nie przestając się uśmiechać.
- Jeszcze raz przepraszam - odparłam nie zwracając uwagi na jego słowa. Poczułam jak na moje policzki wpływa krwistoczerwony rumieniec. - Nie chciałam na ciebie wpaść. Po prostu jestem trochę rozkojarzona...
- Kate, spokojnie, przecież nic się nie stało - czarujący uśmiech nie znikał z jego ust. - Tak w ogóle to jakie masz plany na resztę dnia? Mogę pokazać ci miasto i...
- Dzięki, ale nie - przerwałam Gregorowi w pół słowa. - Po prostu chcę napić się czegoś ciepłego i odpocząć. Może innym razem - uniosłam kąciki ust ku górze.
- Przynajmniej próbowałem... W reszcie czego jestem pod 20 - odparł i oddalił się w głąb korytarza, a ja ruszyłam w stronę schodów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro