Rozdział 4
Rozdział miał być później, ale chyba nie będę miała czasu, więc wstawiam dzisiaj. Miłego czytania. ;) Tak w ogóle to mam w planie inne opowiadanie, również o skokach, ale nie wiem czy nie poczekać z pisaniem go aż zakończę "Your dreams...". :D Co myślicie?
Nothing happens without a reason
- Dzięki - powiedziałam cicho. - Tak w ogóle to... - nie dał mi dokończyć.
- Nie obchodzi mnie kim jesteś i po co ci nasze teczki - spuścił wzrok na podłogę, gdzie nadal leżały wspomniane przedmioty. Szybko się schyliłam i je podniosłam, po czym znowu spojrzałam na sportowca. - Następnym razem patrz jak chodzisz i nie właź mi w drogę.
Jego słowa zabolały mnie, ale nie dałam tego po sobie poznać. Nie miałam łatwego dzieciństwa, więc umiałam sobie poradzić w każdej sytuacji. Nie mogłam pozwolić, aby nawet taka gwiazda mnie obrażała. Spojrzałam wyzywająco ma mężczyznę, a mój głos stał się bardziej stanowczy.
- Nie wpadłabym na ciebie, gdybyś sam patrzył pod nogi, a nie chodził z głową w chmurach i myślał o niewiadomo czym - odparłam, zupełnie nie zważając na to kto przede mną stoi.
Pewnie dodałabym coś jeszcze, gdyby nie Kuttin, który pojawił się koło recepcji.
- Widzę, że się poznaliście - zauważył wesoło, po czym zwrócił się do blondyna. - Michael, Kathleen została naszą nową fizjoterapeutką i liczę, że pomożecie jej się zaaklimatyzować. A teraz idź do reszty na siłownię. Ja zaraz dołączę - dodał i odwrócił się w moją stronę. Hayboeck natomiast ostatni raz rzucił mi niezbyt przychylne spojrzenie po czym udał się we wskazanym przez trenera kierunku. - Kate - słowa Heinza sprowadziły mnie na ziemię. Szkoleniowiec był ode mnie o kilkadziesiąt centymetrów wyższy, więc zadarłam głowę i skupiłam się na rozmowie. - To twoja przepustka, nie zgub jej, bo nie wpuszczą cię na żaden trening ani zawody - włożył mi do ręki smycz, na której zawieszony był kartonik w plastikowej oprawce. Widniało tam moje zdjęcie oraz podstawowe dane.
- Będę pilnowała jak oka w głowie - obiecałam. - O której i gdzie mam jutro przyjść? - spytałam po chwili milczenia.
- Do Niemiec pojedziemy około dziesiątej. Jeżeli twój samochód nadal jest w warsztacie mogę kogoś wysłać, aby cię przywiózł. Kofler wie gdzie mieszkasz, więc myślę, że nie będzie problemu. No to jak?
- W sumie może być - odparłam.
- Będzie o wpół do dziesiątej. A teraz idź już, bo nie zdążysz się spakować.
- Dobrze. Dziękuję i do zobaczenia - pożegnałam się i zapinając kurtkę wyszłam z siedziby AZN-u.
Na zewnątrz uderzyły we mnie podmuchy zimnego wiatru. Na szczęście już nie padało. Zza ciężkich chmur zaczęło wyłaniać się słońce. Westchnęłam i wyjęłam z torebki telefon, który był przyczyną nieprzyjemnej scysji z Hayboeckiem. Jak się okazało dzwoniła Eileen. Natychmiast oddzwoniłam chcąc wszystko jej opowiedzieć.
- Czemu nie odebrałaś wcześniej? - powitała mnie pytaniem.
- Byłam w AZN-ie - wyjaśniłam idąc w stronę domu.
- Tak wcześnie? - zapomniałam, że nie mówiłam jej o przełożonej godzinie mojego spotkania.
- Nieważne. Możesz zamienić się z kimś na dyżury? Jutro wyjeżdżamy do Klingenthal i potrzebuję pomocy przy panowaniu.
Wiedziałam, że Eileen zrobi wszystko, żeby wyrwać się z pracy i mi pomóc, ale było mi szkoda, że nie może jechać ze mną.
- Zadzwonię do Matta - odparła. Matt był jej najlepszym przyjacielem na oddziale. Miałam nawet wrażenie, że się w niej podkochiwał, więc sądziłam, że bez problemu zgodzi się na jej prośbę. - Spotkamy się u ciebie za pół godziny - dodała i nie czekając aż odpowiem rozłączyła się.
Z torebki wyjęłam słuchawki i słuchając zespołu The Irish Rovers po kwadransie przekroczyłam próg domu. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po wejściu było zaparzenie dzbanka świeżej kawy. Teczki rzuciłam na kanapę i poszłam się przebrać. Włosy rozpuściłam i w ciepłych legginsach oraz wełnianym swetrze w norweskie wzory zeszłam do salonu. Wzięłam kubek kawy po czym zabrałam się za czytanie informacji o sportowcach. Nie przebrnęłam nawet przez połowę zawartości teczki Krafta, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Zdjęłam z nosa okulary, położyłam je na niskim stoliku i przeszłam do korytarza. W progu stała średniego wzrostu blondynka o dużych błękitnych oczach.
- Cześć Eileen - przywitałam przyjaciółkę i mocno ją uściskałam. - Dzięki, że wpadłaś tak szybko. Sama tego nie ogarnę.
- Musisz jechać? To nie fair. Ty będziesz z nimi codziennie, a ja? - odparła z nachmurzoną miną. - Co to? - spytała sięgając po jedną z teczek.
- Zostaw! To do pracy - wyrwałam jej przedmiot z rąk i odłożyłam na stolik. - To jak? Pomożesz mi się spakować?
- Po to tu przyszłam. Ale nie mam dużo czasu. Matt też ma coś do załatwienia później, więc mam niecałą godzinę. Cieszę się, że w ogóle zgodził się mnie zastąpić - odparła po czym z kubkami kawy udałyśmy się do mojego pokoju.
Do wpół do drugiej blondynka przeglądała moją szafę i wszystko pakowała, a ja opowiadałam jej o dzisiejszym dniu. Trochę zdziwiło ją zachowanie Hayboecka; inaczej go sobie wyobrażała. No, ale ludzie w telewizji są milsi. Kiedy jednak dochodzi do spotkania twarzą w twarz okazują się osobami, których nigdy nie chcielibyśmy poznać. Miałam nadzieję, że kiedy spędzę z chłopakami kilka dni wszystko się wyprostuje. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo się mylę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro