Rozdział 30
3 stycznia 2017 r.
Znowu tu jestem, znowu w Innsbrucku, znowu 3 stycznia. Tym razem jednak przyjechałam tu jako matka. Wciąż nie mogę się temu nadziwić... Charlotte to naprawdę śliczna, mała, zdrowa dziewczynka. Na czas zawodów z cyklu Turnieju Czterech Skoczni zamieszkałam w moim starym domu. Nikt nie ma pojęcia, że tu jestem; nawet Eileen i Stefan. To miała być niespodzianka...
***
Konkurs się skończył. Ku niezadowoleniu publiczności zgromadzonej na trybunach na podium nie znalazł się żaden z reprezentantów Austrii. Ja natomiast stałam teraz niedaleko miasteczka skoczków i wraz z wózkiem czekałam na Krafta. Cholernie chciałam zobaczyć jego minę.
Na konkurs w Engelbergu na początku sezonu nie udało mi się pojechać, ponieważ leżałam wtedy w szpitalu po porodzie. Teraz jednak byłam tutaj i to się liczyło. Miałam tylko nadzieję, że nie natknę się na któregoś z pozostałych Austriaków...
Po pięciu minutach czekania i wpatrywania się w uroczo śpiącą Lottie w końcu dostrzegłam ciemną czuprynę przyjaciela. Nie zważając już na nic po prostu do niego podeszłam, starając się zachować jako taki spokój.
- Cześć - rzuciłam, stając przed nim. Na początku był odrobinę zaskoczony, jakby mnie nie poznał, ale czemu się dziwić. W końcu ostatnio widział mnie z brzuchem... Po paru sekundach na jego twarz wkradł się wyraz zrozumienia idący w parze z szerokim uśmiechem.
- Kate! - wykrzyknął uradowany i porwał mnie na ręce. - Nawet nie wiesz jak się cieszę, maleńka! - pocałował mnie w oba policzki po czym odstawił na ziemię.
- Zamknij się, debilu - syknęłam głośno i zgromiłam go spojrzeniem. - Obudzisz małą - dodałam, a on jakby dopiero teraz dostrzegł wózek.
- Ojej, jaka ślicznotka - wyszeptał cicho, nachylając się w stronę dziewczynki. - Jak ma na imię? - spytał, gładząc ją delikatnie po policzku.
- Charlotte, w skrócie Lottie - odpowiedziałam, uśmiechając się szeroko. Nawet nie wiem dlaczego ta scena tak bardzo mnie rozczuliła.
- Śliczna - powtórzył brunet i odwrócił się w moją stronę. - Więc teraz co? Znowu masz zamiar zniknąć? Nawet nie witając się z nikim? - w jego oczach zauważyłam naganę i już wiedziałam, że tak łatwo się nie wywinę...
- Stefan, to nie tak, że nie chcę... - zaczęłam pokrętnie się tłumaczyć. - Ja po prostu nie mam zamiaru wpaść na Koflera albo Hayboecka... Mówiłam ci już o tym... - dodałam, bujając wózkiem.
- To chociaż pogadaj z Kuttinem - poprosił sportowiec i delikatnie położył mi dłoń na ramieniu. - Kiedy wtedy z nim gadałaś nie dał tego po sobie poznać, ale twoje odejście mocno w niego uderzyło - wyjaśnił mój przyjaciel po czym uniósł lekko kąciki ust ku górze.
- To nie macie nowego fizjoterapeuty? - spytałam, odrobinę zaskoczona słowami przyjaciela. - Przecież musieliście kogoś znaleźć...
- Mamy fizjoterapeutę, nazywa się Clemens i nie jest nawet w połowie tak dobry jak ty. Heinz tego głośno nie mówi, ale też na niego narzeka. Tyle, że w myślach... - zaśmialiśmy się oboje. - No zgódź się, Kate - spojrzał na mnie maślanymi oczami.
- No dobra - uległam w końcu.
Uradowany moją akceptacją chłopak złapał mnie za nadgarstek i pociągnął w stronę "domku" kadry austriackiej. Bez pukania wpadł do środka, a ja tylko modliłam się, aby w pomieszczeniu był wyłącznie trener kadry. Tym razem moje modlitwy zostały wysłuchane.
- Dzień dobry - odezwałam się, a na dźwięk mojego głosu szkoleniowiec poderwał głowę znad papierów i zmierzył mnie wzrokiem.
Kiedy już myślałam, że mnie nie pozna on wstał z krzesła i już po sekundzie tonęłam w jego objęciach. Na szczęście Kraft zaoferował, że zostanie z Lottie na zewnątrz, co było dla mnie dobrym rozwiązaniem.
- Kathleen! Ta dobrze cię widzieć! Nawet nie wiesz jak nam ciebie brakowało - te słowa sprawiły, że w kącikach moich oczu pojawiły się łzy.
- Okay, okay - zawołałam ze śmiechem. - Niech mnie pan postawi.
- Mimo, że już dla nas nie pracujesz to nadal masz mi mówić Heinz lub trenerze - odparł on, odstawiając mnie na ziemię. - A teraz masz mi natychmiast opowiedzieć dlaczego zniknęłaś - zarządził Austriak po czym pociągnął mnie na kanapę.
- Ja... Sprawy osobiste... - wyszeptałam, nie chcąc roztrząsać tematu dziecka.
- Kate, wiem, że to było coś poważnego - zaczął trener i nakrył moje dłonie swoimi. Jak widać odezwał się w nim jakiś przejaw ojcostwa. - Po prostu mi powiedz.
- Bo chodzi o to, że... - wiedziałam, że nie mogłam już tego dłużej ukrywać, nie przed nim. - Urodziłam dziecko... - wymamrotałam.
O dziwo Austriak nie był zły ani nic w ten deseń. Wręcz przeciwnie. Po prostu westchnął ciężko.
- Czy... Czy ojcem jest któryś ze skoczków? - wykrztusił w końcu.
- Nie chcę robić mu żadnych problemów... - te słowa wziął chyba za potwierdzenie, bo po raz kolejny westchnął. Wolałam to jednak z siebie wyrzucić. - Kofler, ojcem jest Kofler... - wyrzuciłam z siebie po chwili i zaczęłam płakać. - Ale ja nie chcę o tym gadać. W ogóle niepotrzebnie tu przyszłam... - rzuciłam i zerwałam się z sofy.
- Kate, czekaj - Kuttin zatrzymał mnie zanim wyszłam na zewnątrz. - Andreas nie będzie miał problemów, ale ja to wszystko wiem. Nie patrz tak na mnie, Kraft mi powiedział - wyjaśnił on widząc moją zaskoczoną minę.
- Cholera... Ale... Nie robił mu trener problemów, prawda? Mimo, że tak mnie potraktował nie chcę niszczyć mu kariery - wzruszyłam bezradnie ramionami po czym znowu opadłam na kanapę.
- Nie martw się, Kathleen, wszystko jest w porządku. Co nie zmienia faktu, że zachował się jak jakiś pieprzony dupek.
Aż podniosłam wzrok ze zdumienia. Nigdy jeszcze nie słyszałam takich słów z ust szkoleniowca. To było nawet na swój pokręcony sposób zabawne.
- Ja po prostu chcę o nim zapomnieć, wymazać z pamięci. Alimentów też od niego nie chcę - odparłam, kręcąc zrezygnowana głową. - Przepraszam, ale muszę już iść. Lottie zaraz się obudzi i będzie głodna - dodałam po czym wstałam z kanapy.
- Kim jest Lottie? - spytał zdezorientowany Austriak odprowadzając mnie do drzwi.
- Moja córeczka. To skrót od Charlotte - wyjaśniłam i wyszłam na zewnątrz, gdzie czekał Kraft wraz z wózkiem. - Dziękuję za rozmowę - zwróciłam się do szkoleniowca.
- Kate. Wróć do nas, proszę - zatrzymał mnie mężczyzna. - Ten nowy, Clemens, jest do dupy...
Zaśmiałam się cicho pod nosem, ale pokręciłam głową.
- Nie, nie teraz. Nie mogę. To za dużo, a ja mam dziecko. Do widzenia - urwałam rozmowę i przejęłam wózek od bruneta.
Na szczęście mała jeszcze się nie obudziła. Brakowało mi tylko płaczącego i głodnego dziecka...
- Więc co? Teraz po prostu wracasz do Szwajcarii? - spytał Austriak, patrząc na mnie smutnymi oczami. - Przemyśl jeszcze propozycję Heinza. On pierwszy jest chętny do wywalenia Clemensa na zbity pysk - dodał ze śmiechem.
- Stefan, nie - powiedziałam stanowczo. - Nie mogę. Mam moją malutką Lottie i nie zostawię jej dla kariery - uzupełniłam po czym mocno przytuliłam skoczka i pocałowałam go w policzek.
- Znowu będziesz się ukrywała? Kate, my za tobą tęsknimy. Naprawdę. A Michi najbardziej...
- Daj mi spokój, Kraft. To nie to, że się ukrywam. Po prostu zostawiłam przeszłość za sobą. Odezwę się Kraft i dzięki za wszystko. Do zobaczenia - dodałam i uśmiechając się delikatnie ruszyłam w stronę wyjścia z terenu skoczni.
W pewnym momencie zaczął dzwonić mój telefon, więc zatrzymałam się i zaczęłam grzebać w torebce. Weź tu coś kurde znajdź, kobieto...
- Kathleen? - usłyszałam w pewnej chwili i zamarłam.
Przeszłość uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą...
Piosenka nie ma nic wspólnego z rozdziałem, ale się w niej zakochałam. ;) A co do rozdziału to się komplikuje... xD Ale nie wiem co tu jeszcze napisać... ^^ Więc po prostu mam nadzieję, że się podoba i zostawicie po sobie gwiazdkę i komentarz. <3 Nie ukrywam, że powoli zbliżamy się do końca. ;) No chyba, że wpadnie mi jakiś pomysł do głowy. ;*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro