Rozdział 25 - Michael
Cudownie było znowu ją całować, czuć smak jej ust. Przyciągnąłem tą wspaniałą dziewczynę bliżej, a w chwili gdy chciałem pogłębić pocałunek ktoś bez pukania otworzył drzwi. Kathleen jak oparzona odskoczyła ode mnie i zaczęła wpatrywać się w osłupiałego Krafta, który bez słowa stał w progu trzymając w ręku swój różowy kask z Mannera.
- O, kurwa... - wymamrotał cicho.
- Pozbierałeś już szczękę z podłogi? - mruknąłem w końcu w stronę najlepszego przyjaciela i uśmiechnąłem się delikatnie.
- Co ty do jasnej cholery, kurwa odpierdalasz?! - woah, tyle przekleństw jak na niego... Był zły. - Co się dzieje? - wykrztusił zdenerwowany parę sekund później patrząc to na mnie to na speszoną i czerwoną jak burak Kathleen. Tak na marginesie to do twarzy jej w rumieńcach.
- Ja... Ja przepraszam... - drobną dziewczyna nie dodała już nic więcej, tylko cicho łkając wybiegła z pomieszczenia. Chciałem pobjec za nią, jakoś pocieszyć, ale przyjaciel powstrzymał mnie przed tym.
- Stary, co ty zrobiłeś? - spojrzał na mnie odrobinę zszokowany. Wiedziałem, że był mocno zżyty z Kate i czuł się za nią w pewien sposób odpowiedzialny.
- Powiedziałem jej... Wie już, że ją kocham - odparłem beznamiętnie, bo zabolało mnie, że dziewczyna tak po prostu wybiegła. Zraniłem ją i zdawałem sobie z tego sprawę.
- Ja pierdolę... - Kraft pokręcił głową i westchnął ciężko. - Czy ty naprawdę nie widzisz, że ona jest szczęśliwa z Andreasem?
- Ale zrozum, że ja ją kocham i nie potrafię tak zwyczajnie odpuścić - oparłem się o ścianę. - Naprawdę mi na niej zależy i zrobiłbym dla niej wszystko.
- Więc daj spokój, Hayboeck. Ona woli Koflera - brunet położył mi dłoń na ramieniu.
- Dzięki. Naprawdę mnie pocieszyłeś... - mruknąłem po czym po prostu zabrałem kask, gogle i wyszedłem na zewnątrz.
Dotarło do mnie, że wszystko co robiłem, mówiłem cholernie raniło wybrankę mojego serca. Czy ona musiała wpaść na mnie w tym pieprzonym AZN-ie?! Właśnie wtedy ją zauważyłem, ale potraktowałem jak ostatni dupek. Jednak wtedy też zrozumiałem, że ona jeszcze długo będzie zaprzątała moje myśli.
No, ale gdyby tak faktycznie dać sobie spokój? Kathleen mnie nie chce, jasno dała mi to do zrozumienia. Z Koflerem nie będzie przecież wiecznie, prawda? W tak zjebanym humorze dotarłem na górę i czekałem na swoją kolej do skoku. Byłem zły sam na siebie, ale świadomość, że ona jest gdzieś na dole dodawała mi skrzydeł.
Kiedy siadałem na belce startowej byłem nawet w stanie delikatnie się uśmiechnąć. To bardzo ważny skok. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze mogę po pierwszej serii prowadzić. A to być może poskutkuje i awansuję z trzeciego miejsca e klasyfikacji generalnej Turnieju Czterech Skoczni. Trener machnął chorągiewką. Skupienie. Zielone światło i zjazd w dół. Teraz tylko trafić z wybiciem. Jest. Wieje niezbyt korzystny wiatr, ale staram się ciągnąć ten skok jak najdalej. Lądowanie z telemarkiem odhaczone. Patrzę na odległość. 134 metry, nie jest źle. Do tego same 19-stki i prowadzę.
***
Właśnie zakończyła się pierwsza seria, po której ostatecznie wylądowałem na drugim miejscu o 2,1 punktu za Peterem Prevcem. W przerwie między skokami chciałem znaleźć Kate i przeprosić ją za wszystko, ale byłem oblegany przez kumpli z drużyny. Otworzyłem drzwi do naszego "domku" i zdezorientowany stanąłem w progu.
- No co? - Schlierenzauer oderwał się od ust Eileen i spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nic - wzruszyłem ramionami i uśmiechnąłem się pod nosem po czym zwróciłem do trochę speszonej blondynki. - Nie widziałaś Kate?
- Pewnie jest gdzieś z Kofim - odparła cicho i nieznacznie zbliżyła się do Gregora. Zrozumiałem, że chcą zostać sami.
- Dzięki. To ja już nie przeszkadzam. No i życzę szczęścia... - puściłem im oczko i wyszedłem na zewnątrz.
Świetnie. Nawet on znalazł sobie dziewczynę szybciej ode mnie... Ze złości kopnąłem jakiś kamień i ruszyłem przed siebie.
- Mógłbyś trochę uważać i wyluzować... - z rozmyślań wyrwał mnie szept. Doskonale wiedziałem kto to powiedział.
- Kate... - błyskawicznie znalazłem się obok niej, ale dziewczyna się cofnęła. Nie naciskałem, nie chciałem tego znowu spieprzyć.
- Słuchaj, Heinz kazał mi cię znaleźć i przekazać, że masz się ruszyć i wyjść do góry - powiedziała i już miała odejść, gdy chwyciłem ją za nadgarstek.
- Proszę, daj mi wyjaśnić... - zacząłem błagalnie, ale ona mi się wyrwała.
- Nie ma co wyjaśniać - odparła stanowczo. - Powiedziałeś co do mnie czujesz, ale teraz daj mi spokój, zapomnij... - dodała i oddaliła się w sobie tylko znanym kierunku.
Czułem, że w pewnym sensie ją straciłem...
***
Na górze zostałem tylko ja i Peter. Warunki nie były idealne, więc jury zdecydowało się trochę poczekać. Za wszelką cenę chcieli ten konkurs przeprowadzić.
Stałem tam już dosyć długo, ale w końcu zapaliło się żółte światło, a parę sekund później również i zielone. Wiatr nieco się uspokoił, czułem, że to będzie długi i dobry skok. Idealne lądowanie, a tłum zaczął wiwatować. Spojrzałem na tablicę - 138 metrów! Nowy rekord skoczni! Do tego wysokie noty, pojawiła się nawet jedna dwudziestka. W konsekwencji tego prowadziłem.
Pozostał tylko Prevc, ale, ku mojemu zadowoleniu, nie poszło mu zbyt dobrze i spadł z podium na czwartą lokatę.
Dopiero po kilkunastu sekundach dotarło do mnie co się stało. Wygrałem, kurwa, naprawdę wygrałem! Momentalnie znalazłem się w objęciach kumpli z drużyny. Podeszła nawet Kathleen.
- Gratuluję, Michi... - powiedziała po czym przytuliła mnie i lekko cmoknęła w policzek. - Pamiętaj, że możemy być przyjaciółmi... - szepnęła, a moje serce przyspieszyło.
Nie skreśla mnie! To było tak samo cudowne jak moje dzisiejsze zwycięstwo. Później już wszystko potoczyło się szybko. Dekoracja na podium, hymn Austrii odśpiewany wraz tysiącami kibiców, gratulacje od wszystkich, konferencja...
Do hotelu wróciłem dopiero parę minut po czwartej. Na szczęście mogłem już spać we własnym pokoju... Wprawdzie teraz Fettnera nie było, ale za to wpadł Kraft. Czułem, że szykuje się jakaś pogadanka...
- Ja pierdolę... Jeszcze raz gratuluję... - uśmiechnął się szeroko brunet.
- Nie jesteś tu po to, aby znowu mi to mówić... - stwierdziłem cicho, czytając jakąś książkę, którą znalazłem w internecie.
- W sumie to masz rację... Chcę, żebyś odpowiedział mi na jedno pytanie. Tę noc spędziłeś u Kate, prawda? - spytał poważnie.
Moja mina mówiła chyba sama za siebie, bo on tylko westchnął ciężko i pokręcił głową. Nie czekając na nic więcej, po prostu opowiedziałem mu o tym co zaszło między mną a piękną Irlandką w przeciągu kilkunastu ostatnich godzin.
- O kurwa... Wiesz co będzie jak Kofler się o tym dowie? - wykrztusił w końcu zszokowany Kraft. - Nie patrz tak na mnie, bo ja na pewno mu nie powiem...
- Będziemy mieć problemy. Zarówno ja, jak i ona... Dlatego Andreas się o tym nie dowie. Nie chcę, żeby w jakiś sposób ją zranił lub skrzywdził... Ale, Stefan, powiedz mi co ja do cholery jasnej mam robić? - spytałem, załamując ręce.
- Nie wiem, stary, nie wiem... Widzę, że ją kochasz, a z tego co właśnie mi powiedziałeś chyba też się jej podobasz... Ale według mnie musisz dać jej czas.
- Ale problem w tym, że chcę ją mieć teraz przy sobie... Jeszcze nigdy nikogo tak nie kochałem...
Właśnie w tym momencie zrozumiałem, że ta drobna i trochę niepozorna Kathleen Evans wywróciła mój świat do góry nogami...
Wszyscy liczyli na jakąś wielką dramę z Andim w roli głównej, ale ja miałam inną koncepcję. XD 😂🎆🎉 Się trochę smutno zrobiło... Czyżby Michi powoli odpuszczał? 🙊💋 Ale obiecuję Wam, że już wkrótce Andi sporo namiesza... XD 💕💞 Planuję też dodać prolog nowego "opowiadania", ale jakoś na razie nie wiem kiedy ^^ Dziękuję za każdą motywację. 😘💋
Do następnego,
Alexx
P. S. Przeczytałaś? Gwiazdka i komentarz poproszę. :* ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro