Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

Rozdział miał być później, ale chyba nie będę miała czasu, więc wstawiam dzisiaj. Miłego czytania. ;) Tak w ogóle to mam w planie inne opowiadanie, również o skokach, ale nie wiem czy nie poczekać z pisaniem go zakończę "Your dreams...". :D Co myślicie?

Nothing happens without a reason

- Dzięki - powiedziałam cicho. - Tak w ogóle to... - nie dał mi dokończyć.

- Nie obchodzi mnie kim jesteś i po co ci nasze teczki - spuścił wzrok na podłogę, gdzie nadal leżały wspomniane przedmioty. Szybko się schyliłam i je podniosłam, po czym znowu spojrzałam na sportowca. - Następnym razem patrz jak chodzisz i nie właź mi w drogę.

Jego słowa zabolały mnie, ale nie dałam tego po sobie poznać. Nie miałam łatwego dzieciństwa, więc umiałam sobie poradzić w każdej sytuacji. Nie mogłam pozwolić, aby nawet taka gwiazda mnie obrażała. Spojrzałam wyzywająco ma mężczyznę, a mój głos stał się bardziej stanowczy.

- Nie wpadłabym na ciebie, gdybyś sam patrzył pod nogi, a nie chodził z głową w chmurach i myślał o niewiadomo czym - odparłam, zupełnie nie zważając na to kto przede mną stoi.

Pewnie dodałabym coś jeszcze, gdyby nie Kuttin, który pojawił się koło recepcji.

- Widzę, że się poznaliście - zauważył wesoło, po czym zwrócił się do blondyna. - Michael, Kathleen została naszą nową fizjoterapeutką i liczę, że pomożecie jej się zaaklimatyzować. A teraz idź do reszty na siłownię. Ja zaraz dołączę - dodał i odwrócił się w moją stronę. Hayboeck natomiast ostatni raz rzucił mi niezbyt przychylne spojrzenie po czym udał się we wskazanym przez trenera kierunku. - Kate - słowa Heinza sprowadziły mnie na ziemię. Szkoleniowiec był ode mnie o kilkadziesiąt centymetrów wyższy, więc zadarłam głowę i skupiłam się na rozmowie. - To twoja przepustka, nie zgub jej, bo nie wpuszczą cię na żaden trening ani zawody - włożył mi do ręki smycz, na której zawieszony był kartonik w plastikowej oprawce. Widniało tam moje zdjęcie oraz podstawowe dane.

- Będę pilnowała jak oka w głowie - obiecałam. - O której i gdzie mam jutro przyjść? - spytałam po chwili milczenia.

- Do Niemiec pojedziemy około dziesiątej. Jeżeli twój samochód nadal jest w warsztacie mogę kogoś wysłać, aby cię przywiózł. Kofler wie gdzie mieszkasz, więc myślę, że nie będzie problemu. No to jak?

- W sumie może być - odparłam.

- Będzie o wpół do dziesiątej. A teraz idź już, bo nie zdążysz się spakować.

- Dobrze. Dziękuję i do zobaczenia - pożegnałam się i zapinając kurtkę wyszłam z siedziby AZN-u.

Na zewnątrz uderzyły we mnie podmuchy zimnego wiatru. Na szczęście już nie padało. Zza ciężkich chmur zaczęło wyłaniać się słońce. Westchnęłam i wyjęłam z torebki telefon, który był przyczyną nieprzyjemnej scysji z Hayboeckiem. Jak się okazało dzwoniła Eileen. Natychmiast oddzwoniłam chcąc wszystko jej opowiedzieć.

- Czemu nie odebrałaś wcześniej? - powitała mnie pytaniem.

- Byłam w AZN-ie - wyjaśniłam idąc w stronę domu.

- Tak wcześnie? - zapomniałam, że nie mówiłam jej o przełożonej godzinie mojego spotkania.

- Nieważne. Możesz zamienić się z kimś na dyżury? Jutro wyjeżdżamy do Klingenthal i potrzebuję pomocy przy panowaniu.

   Wiedziałam, że Eileen zrobi wszystko, żeby wyrwać się z pracy i mi pomóc, ale było mi szkoda, że nie może jechać ze mną.

- Zadzwonię do Matta - odparła. Matt był jej najlepszym przyjacielem na oddziale. Miałam nawet wrażenie, że się w niej podkochiwał, więc sądziłam, że bez problemu zgodzi się na jej prośbę. - Spotkamy się u ciebie za pół godziny - dodała i nie czekając aż odpowiem rozłączyła się.

   Z torebki wyjęłam słuchawki i słuchając zespołu The Irish Rovers po kwadransie przekroczyłam próg domu. Pierwszą rzeczą jaką zrobiłam po wejściu było zaparzenie dzbanka świeżej kawy. Teczki rzuciłam na kanapę i poszłam się przebrać. Włosy rozpuściłam i w ciepłych legginsach oraz wełnianym swetrze w norweskie wzory zeszłam do salonu. Wzięłam kubek kawy po czym zabrałam się za czytanie informacji o sportowcach. Nie przebrnęłam nawet przez połowę zawartości teczki Krafta, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Zdjęłam z nosa okulary, położyłam je na niskim stoliku i przeszłam do korytarza. W progu stała średniego wzrostu blondynka o dużych błękitnych oczach.

- Cześć Eileen - przywitałam przyjaciółkę i mocno ją uściskałam. - Dzięki, że wpadłaś tak szybko. Sama tego nie ogarnę.

- Musisz jechać? To nie fair. Ty będziesz z nimi codziennie, a ja? - odparła z nachmurzoną miną. - Co to? - spytała sięgając po jedną z teczek.

- Zostaw! To do pracy - wyrwałam jej przedmiot z rąk i odłożyłam na stolik. - To jak? Pomożesz mi się spakować?

- Po to tu przyszłam. Ale nie mam dużo czasu. Matt też ma coś do załatwienia później, więc mam niecałą godzinę. Cieszę się, że w ogóle zgodził się mnie zastąpić - odparła po czym z kubkami kawy udałyśmy się do mojego pokoju.

   Do wpół do drugiej blondynka przeglądała moją szafę i wszystko pakowała, a ja opowiadałam jej o dzisiejszym dniu. Trochę zdziwiło ją zachowanie Hayboecka; inaczej go sobie wyobrażała. No, ale ludzie w telewizji są milsi. Kiedy jednak dochodzi do spotkania twarzą w twarz okazują się osobami, których nigdy nie chcielibyśmy poznać. Miałam nadzieję, że kiedy spędzę z chłopakami kilka dni wszystko się wyprostuje. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo się mylę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro