Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 22

Sama nie mogłam uwierzyć, że przystałam na tak durny pomysł. Michael czasami zachowywał się jak idiota i miałam go dość, ale czynił to w tak uroczy sposób, że nie potrafiłam się na niego długo gniewać. To chyba był jeden z powodów, dla których mi uległam. Czułam jednak, że będzie ciekawie, ale nie spodziewałam się, że blondyn zdenerwuje mnie tak szybko.

- Co to? - spytał biorąc do ręki niewielkich rozmiarów książeczkę, która leżała na stoliku. - Lubisz poezję? - niezwykle zdziwiony otworzył na pierwszej stronie. - Robert Lee Frost...

- Oddaj mi to, idioto! - krzyknęłam i wyciągnęłam dłoń chcąc chwycić tomik, ale on był szybszy.

Odsunął się na bezpieczną odległość po czym usiadł na kanapie. To nie byłoby takie dziwne, gdyby sekundę później nie pociągnął mnie za sobą, wskutek czego wylądowałam na jego kolanach.

- To jak? Który wiersz jest twoim ulubionym? - zapytał świdrując mnie wzrokiem i równocześnie przewracając kartki, aż w końcu się zatrzymał i zaczął czytać. - "Wiem, czyj to las: znam właścicieli..." - przebiegł szybko do końca tekstu. - Ej, ja to znam.

- O, doprawdy? Ciekawe skąd? - spytałam rozbawiona.

- "Ciągnie mnie w mroczną głąb..." - zamyślił się na chwilę. - Był taki film "Grindhouse: Death Proof". Właśnie stamtąd - uśmiechnął się triumfalnie.

- Świetnie. Ale jeśli się nie ogarniesz to przysięgam, że wypierdolę cię stąd na zbity pysk, Hayboeck - wycedziłam przez zaciśnięte zęby. - A teraz mi to oddaj.

- Lubię kiedy przeklinasz... To cholernie seksowne - odparł skoczek puszczając moją prośbę mimo uszu i przygryzł dolną wargę.

Nie wiem dlaczego, ale to było urocze. Miałam ochotę po prostu go pocałować, zatopić dłonie w tych złocistych włosach i... Zaraz, kurwa, co?! Czy ja naprawdę miałam jakieś cholerne wizje o pieprzonym Hayboecku?! Przecież to nie powinno mieć w ogóle miejsca.

- A, zamknij się już, debilu. O wiele bardziej mi się podobasz, gdy nie zgrywasz takiego dupka... - mruknęłam, a jego brwi powędrowały w górę. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego co właśnie powiedziałam. - To znaczy... - moje policzki momentalnie przybrały krwistoczerwony odcień.

- Ha, czyli jednak ci się podobam - sportowiec przerwał mi w połowie zdania i uśmiechnął się szeroko.

- Wcale nie - odparłam szybko po czym założyłam ręce na piersi.

- Wiedziałem. Podobam ci się - nie przestawał się ze mną droczyć.

- Przesłyszałeś się - stwierdziłam. - Tak w ogóle to miałeś mi upiec ciastka. Gdzie one są? - spytałam, patrząc na niego poważnie.

- I tak wiem, że mam rację, maleńka - puścił mi oczko po czym z łatwością mnie podniósł i postawił na podłodze. - Jeżeli zrobię ci ciasteczka to dostanę nagrodę?

- Może - odparłam obojętnie, a następnie pociągnęłam go za sobą do kuchni. - Wszystkie składniki powinny być w szafkach. Lepiej się postaraj, bo inaczej cię wywalę - posłałam chłopakowi buziaka w powietrzu. - Będę w salonie.

Usiadłam na kanapie i wzięłam do ręki telefon, aby odpisać Eileenna SMS-a, który trochę zepsuł mi humor i zmusił do spędzenia wieczoru z takim debilem jakim niewątpliwie był Hayboeck. "Przepraszam, kochana, ale nie dam rady nigdzie dziś wyjść. Odbijemy to sobie kiedy indziej. Buziaki." Byłam pewna, że przyjaciółka spędza czas z Marcelem. Trochę mnie to zabolało.

- Więc jednak jest tak skończonym dupkiem, że cię wystawił w dodatku w twoje urodziny? - aż podskoczyłam na dźwięk głosu Hayboecka.

- Kurwa mać! Nikt cię nie nauczył, że nie czyta się cudzych wiadomości?! - chyba zaraz przez niego oszaleję.

- Jakoś mi się zapomniało - wyszczerzył się i położył dłonie na oparciu kanapy.

- Idiota. Nie, to nie Kofler, tylko Eileen - sprostowałam. - Andreas po prostu woli odpocząć przed zawodami, a ja to rozumiem. Pójdziemy gdzieś kiedy indziej - "mam nadzieję", dodałam w myślach.

- Świetnie - odparł skoczek i szybko znowu zniknął w kuchni. Nie nadążałam już za tymi wahaniami nastroju...

Westchnęłam głęboko po czym zabrałam z szafki kieliszek oraz otwieracz i odkorkowałam szampana. Nie miałam zamiaru proponować Michaelowi alkoholu z dwóch powodów. Po pierwsze jutro są zawody, więc musi być trzeźwy, a po drugie wolałam na razie się do niego nie odzywać. Nie wiadomo czy trafię na Bezczelnego Dupka czy Uroczego Faceta. Miał takie humory jak baba w ciąży co było naprawdę nie do zniesienia.

Z nudów zaczęłam skakać po kanałach aż w końcu trafiłam na jakiś film z Dolphem Lundgrenem. Szybko wciągnęła mnie fabuła, wiex popijając dobrego w smaku szampana zapomniałam o Bożym świecie. Z "letargu" wyrwał mnie dopiero krzyk Hayboecka dobiegający z kuchni. Chcąc nie chcąc udałam się w tamtym kierunku, już odrobinę wstawiona.

- Kate, gdzie... - weszłam do pomieszczenia, a on urwał w połowie, bo potknął się o nogę stołu. Skutkiem tego wysypał na mnie całą mąkę, którą miał w misce. Musiałam wyglądać jak idiotka. - Przepraszam...

- Hayboeck, ty debilu! - krzyknęłam i zaczęłam wytrzepywać proszek z włosów. - Patrz pod nogi - dodałam oburzona czym rozbawiłam sportowca.

- Nie denerwuj się tak. Przecież wyglądasz uroczo - skomentował skoczek po czym nieznacznie się zbliżył.

Nie namyślając się długo zgarnęłam ze stołu torebkę z resztą mąki i sypnęłam chłopakowi prosto w twarz. Spojrzał na mnie zdenerwowany, ale po chwili zaczął się śmiać. Dołączyłam do niego po paru sekundach.

Nawet nie wiem kiedy wylądowaliśmy na podłodze tarzając się w białym proszku i śmiejąc do rozpuku jak małe dzieci. W końcu jednak trochę się ogarnęliśmy, ale ja zamiast wstać i iść się umyć nachyliłam się nad blondynem i oparłam dłonie po obu stronach jego głowy. Obserwował mnie uważnie, ale na razie uznał za stosowne się nie odzywać. W jego oczach błyszczały tajemnicze iskierki, a to, że był obsypany mąką tylko dodawało mu uroku.

- Wiesz co, Michael? - zaczęłam, wpatrując się w niego. - Jesteś dupkiem - na moje słowa skoczek lekko przygryzł wargę i uśmiechnął się delikatnie. - Jesteś dupkiem, ale cholernie seksownym dupkiem - dodałam, wiedząc, że to dzieje się za przyczyną alkoholu, po czym wpiłam się w jego cudowne usta.

Chłopak nie protestował, ale nie próbował też pogłębić pocałunku. Po prostu leżał na podłodze z rękami na moich biodrach czekając na rozwój wydarzeń. Ja tymczasem zjechałam ustami na jego szyję zataczając językiem kółka na skórze blondyna na co on jęknął cicho. Wsunęłam mu dłoń pod koszulkę i bardzo się zdziwiłam gdy skoczek delikatne, lecz stanowczo, odsunął mnie od siebie po czym wstał i pomógł mi się podnieść.

- Przecież też tego chcesz... - wymruczałam cicho.

- Kate, po pierwsze masz już faceta, a ja nie należę do tych, którzy odbijają kumplom ich laski, no a po drugie jesteś zalana w trzy dupy - powiedział, uśmiechając się przy tym pod nosem. - Rano nawet nie będziesz o tym pamiętała...

- Ale chyba lepiej ci będzie bez koszulki... Wiesz, wypiorę ją - odparłam i bez skrępowania zdjęłam mu T-Shirt po czym wtuliłam twarz w jego tors.

On tylko westchnął głęboko po czym wziął mnie na ręce, a ja oplotłam go nogami. Cudownie było czuć to bijące od niego ciepło. Sportowiec położył mnie na kanapie w są salonie i kucnął obok. Jedna z jego dłoni wylądowała na mojej talii, a drugą gładził mnie po policzku.

- Zostań ze mną - poprosiłam cicho i chwyciłam go za ramiona.

- Maleńka, rano o tym zapomniesz i będziesz żałować - odparł niezbyt przekonany.

Bez zastanowienia znowu  go pocałowałam. Alkohol zdobił swoje, więc po chwili całkiem urwał mi się film.

Więc jest kolejny i mam nadzieję, że nie jest źle. ;) Przeczytałaś? Gwiazdka i komentarz, proszę :) Dziękuję za motywację :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro