Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Life is a road now and forever
A wonderful journey...

Już miałam powiedzieć, że tak, oczywiście, kiedy uświadomiłam sobie, od wczoraj mój samochód stoi w warsztacie po tym jak miałam drobną stłuczkę i zarysowałam lakier oraz rozbiłam lusterko. Teraz moja czarna honda czekała na naprawę i standardowy przegląd. Autobusem też nie chciałam jechać, bo po prostu nie cierpię komunikacji miejskiej. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że rozmówca od kilku minut czeka na moją odpowiedź.

- Cóż, nie byłoby problemu, gdyby mój samochód nie odmówił mi posłuszeństwa, a sam spacer do Związku zajmie mi 20 minut - westchnęłam i opadłam na kanapę czując, że robię z siebie kompletną idiotkę i to w dodatku pierwszego dnia pracy. - Przepraszam, ale postaram się dotrzeć tam w przeciągu godziny - dodałam, chcąc załagodzić sytuację.

Byłam już psychicznie przygotowana na słowa "Nie nadaje się pani, przykro mi" oraz na przerwanie połączenia, jednak nic takiego nie nastąpiło. Ku mojemu ogromnemu zdumieniu trener kadry tylko cicho się roześmiał.

- Nie ma problemu. A co powie pani na taki wariant: wyślę któregoś z chłopaków, aby po panią przyjechał i obędzie się bez niepotrzebnego chodzenia po tym deszczu? - po tych słowach natychmiast spojrzałam przez okno; rzeczywiście na zewnątrz szalała wielka ulewa. Jednak teraz dotarł do mnie sens wypowiedzianych przez szkoleniowca słów. "Któregoś z chłopaków". - Więc jak? Odpowiada to pani? - spytał po chwili milczenia Austriak.

- W sumie to może być - uśmiechnęłam się do siebie na samą myśl o tym co ciekawego przyniesie ta "podroż" i ogólnie cały dzień. - Tak, odpowiada mi to - dodałam pewniej i wstałam z sofy.

- Świetnie. Za kwadrans powinien ktoś u pani być. Do zobaczenia na miejscu - rzucił jeszcze.

- Do widzenia - odparłam zanim zdążył się rozłączyć.

Kwadrans. Zostawiając telefon na stoliku poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic oraz zrobiłam delikatny makijaż, a rudoblond loki upięłam w luźnego koka. Przypuszczałam, że na dworze jest zimno, więc ubrałam długie, oliwkowe rurki i gruby, biały sweter. Narzuciłam na plecy kurtkę i byłam gotowa do wyjścia. Odrobinę podekscytowana, ale też zdenerwowana usiadłam na ławce w korytarzu i czekałam na "transport". Ten pojawił się niespełna pięć minut później oznajmiając swe przybycie pukaniem do drzwi. Podskoczyłam jak oparzona, ale szybko się opanowałam i wzięłam głęboki wdech po czym otworzyłam mieszkanie.
O framugę opierała się jedna z gwiazd skoków narciarskich, a mianowicie Andreas Kofler. Brunet uśmiechał się uroczo i uważnie lustrował mnie wzrokiem, co trochę mnie peszyło.

- Dzień dobry - odezwałam się wreszcie i spojrzałam na sportowca.

- Heinz kazał mi przyjechać po nową fizjoterapeutkę, a jeżeli to ty jesteś Kathleen Evans to jestem cholernie szczęśliwy, że poznałem cię pierwszy - odparł i zanim zdążyłam coś powiedzieć chwycił moją dłoń i lekko ją pocałował. - Andreas jestem - dodał i przeczesał swoje ciemne włosy.

- Wiem... - wykrztusiłam, a on zaczął się we mnie wpatrywać.

- Fajna z ciebie laska - wyszczerzył zęby w moim kierunku i jakby nigdy nic zaoferował mi ramię i otworzył parasol. - Idziemy?

Chcąc nie chcąc chwyciłam go pod rękę, przekręciłam klucz w zamku i wyszliśmy wprost na ogromną ulewę. Mimo, że z werandy na ulicę, gdzie mężczyzna zaparkował auto było zaledwie kilkadziesiąt metrów i tak zdążyłam zmarznąć. Na dworze musiało być nie więcej niż 10 stopni. Brunet otworzył mi drzwi samochodu, a sam obszedł pojazd i zajął miejsce za kierownicą srebrnego Audi.

- Mogę ci mówić Kate? - z zamyślenia wyrwał mnie głęboki głos towarzysza.

Zdezorientowana spojrzałam na Koflera, ale on uporczywie wpatrywał się w drogę przed sobą. Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. W ogóle go nie znałam. Oczywiście pomijając chwile, gdy siedziałam przed telewizorem i z całych sił ściskałam kciuki za Austriaków, a szczególnie za Andreasa. Mogłam przyznać, że był on jednym z moich ulubionych skoczków. Jednak nie wiem czy powinnam się aż tak spoufalać. Chociaż w sumie miałam z nimi pracować przez parę najbliższych miesięcy, więc co w tym złego?

- Czemu nie? - odparłam w końcu i uniosłam kąciki ust ku górze.

- Świetnie. Jak dla mnie Kathleen brzmi zbyt oficjalnie. Evans... To nie brzmi typowo dla tego regionu... - wymruczał po chwili. - Skąd jesteś?

Trochę zaskoczył mnie tym pytaniem. Nie tego się spodziewałam. Założyłam kosmyk włosów za ucho i zrezygnowana pokręciłam głową.

- Naprawdę? Chce pan o tym słuchać? Uważam... - nie dał mi dokończyć.

- Żaden pan tylko Andreas - sprostował natychmiast. - W sumie to miło będzie się czegoś o tobie dowiedzieć, Kate.

Już miałam coś odpowiedzieć, kiedy spostrzegłam, że praktycznie jesteśmy na miejscu. Moim oczom ukazał się ogromny, jasny budynek, który niemal świecił na tle ciemnego, zachmurzonego nieba. Oczywiście siedzibę Związku widywałam już wczesniej, ale nigdy przy takiej pogodzie. Teraz prezentowała się ona niezwykle okazale. Sportowiec zaparkował pojazd wśród reszty samochodów, niewątpliwie należących do pozostałych kadrowiczów i sztabu szkoleniowego, po czym szybko wysiadł i otworzył mi drzwi z drugiej strony. Kiedy wysiadłam z Audi natychmiast uderzył we mnie chłodny podmuch wiatru i lekko zadrżałam co nie uszło uwadze towarzysza.

- Zimno ci - bardziej stwierdził niż zapytał i nie czekając na odpowiedź mocno mnie przytulił.

Przez parę sekund stałam wraz z nim pod ogromnym parasolem, ale w końcu się otrząsnęłam i szybko wyrwałam z uścisku Austriaka. On również się zreflektował i spuścił wzrok.

- Przepraszam... - wykrztusił. - Nie powinienem... Nie wiem co... - zaczął nieporadnie się tłumaczyć, co trochę mnie rozbawiło. Wyglądał przy tym tak uroczo, że nie mogłam się nie roześmiać. Kajał się przede mną jak male dziecko, a w rzeczywistości był przecież starszy o dziesięć lat.

- Nic się nie stało, ale nie rób tego więcej, jasne? - mój stanowczy ton chyba go otrzeźwił, bo uniósł kąciki ust ku górze, a w oczach znów pojawiły się iskierki.

- Tak, przepraszam - gorliwie pokiwał głową i chwycił mnie pod ramię po czym poprowadził do siedziby Związku.

Przechodząc przez próg budynku poczułam, że zaczynam nowy, lepszy rozdział w swoim życiu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro