Rozdział 18
Ten początek sezonu zakończył się całkiem przyzwoitym wynikiem dla Austriaków. W konkursie drużynowym wywalczyli trzecie miejsce, a następnego dnia Kraft wskoczył na drugi stopień podium. To pokazało jak wysoką formę prezentuje kadra i jak bardzo inni zawodnicy muszą się wysilić, aby nas pokonać.
Nie myślałam i Marcelu, a przynajmniej się starałam. Tak naprawdę to cholernie bałam się o Eileen. Kto wie co ten dupek mógłby jej zrobić. Moje stosunki z Michaelem uległy natomiast znacznej poprawie jednak nie poruszaliśmy już tematu tamtej feralnej nocy i naszego kolejnego pocałunku. Trzymaliśmy się linii zawodnik-fizjoterapeutka. Było to rozwiązanie odpowiednie dla obydwu stron. Tera spędzałam też mnóstwo czasu z Koflerem i chyba zaczynałam coś do niego czuć. Kiedy w nocy z niedzieli na poniedziałek wróciliśmy do Innsbrucka kilka minut po północy on odwiózł mnie do domu i odprowadził pod same drzwi.
- Kate, wpadnę we wtorek i pojedziemy na lotnisko, okay? - spytał wtedy, a ja wiedziałam, że chodzi o lot do Finlandii, do Lahti.
Skinęłam głową na co on się uśmiechnął i mocno mnie przytulił. Dalej wszystko stało się tak nagle jakby ktoś strzelił z bicza. Przeczuwałam jednak, że taki moment kiedyś nadejdzie. Andreas przyparł mnie do fasady budynku po czym zachłannie wpił się w moje usta. Nie całowałam się z nim odkąd parę dni temu wyrzuciłam go z pokoju hotelowego. Jak się okazuje nam obojgu było to potrzebne. Mężczyzna odchylił moją głowę do tyłu po czym zaczął całować moją szyję, a ja w odpowiedzi tylko cicho jęknęłam. Mimo, że na dworze było z pewnością kilka stopni na minusie nie było mi zimno; skoczek skutecznie mnie rozgrzewał. W końcu jednak oderwałam się od niego. Spotkało się to z pomrukiem niezadowolenia ze strony sportowca.
- Andreas... - wydusiłam w końcu. - My nie możemy... Nie tu, nie teraz... - speszona spuściłam głowę, ale on natychmiast uniósł palcami mój podbródek.
- Spokojnie, księżniczko. Mamy mnóstwo czasu - wymruczał wprost w moje usta po czym delikatnie przejechał językiem po moich wargach co sprawiło, że zadrżałam. - Muszę iść, maleńka. Do zobaczenia we wtorek - ostatni raz mnie pocałował, a następnie wsiadł do samochodu i odjechał.
Weszłam do domu z walizką nie za bardzo wiedząc co o tym wszystkim myśleć. "Mamy mnóstwo czasu". Te jego słowa wciąż dźwięczały mi w głowie. Czyżby Andreas miał wobec mnie jakieś plany, wiązał ze mną swoją przyszłość? Przyjemne ciepło rozlało się po moim sercu, gdy tylko tak pomyślałam. Ciężko opadłam na kanapę w salonie, a po krótkiej chwili wyjęłam z torebki telefon i wystukałam numer do Eileen. Ku mojemu zdziwieniu dziewczyna odebrała niemal natychmiast co było dziwne zważywszy na tak późną porę. Był przecież środek nocy.
- Co jest Kate? - spytała przyjaciółka odrobinę zaspanym głosem. - Jest po północy, normalni ludzie śpią o tej porze... - wymamrotała.
- Jak widzisz ja nie jestem do końca normalna. Ale do rzeczy... Potrzebuję twojej pomocy, rady czy jak to tam sobie nazwiesz - powiedziałam stanowczo mając nadzieję, że blondynka zrozumie, że to dla mnie naprawdę ważne.
- Coś czuję, że zanosi się na długą noc... - westchnęła ciężko i usłyszałam jak poprawia poduszki. - Mów - zarządziła.
Zrobiłam to. Opowiedziałam jej wszystko, zaczynając od pierwszego oficjalnego dnia w pracy, a kończąc na pocałunku z Koflerem przed drzwiami mojego domu. Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. Wiedziałam, że przyjaciółka potrzebuje trochę czasu, aby przyswoić sobie tyle informacji. Korzystając z tego, że na razie milczy zdjęłam kurtkę, buty i włączyłam telewizor. Coś tak czułam, że tej nocy będzie mi niezwykle ciężko zasnąć.
- Jezu, Kate, twoje życie jest cudowne - wydusiła w końcu dziewczyna. - Przebywasz z nimi praktycznie codziennie, a w dodatku dwóch z nich ewidentnie na ciebie leci. Nie zmarnuj takiej sytuacji - powiedziała z przesadnym entuzjazmem. Niemal mogłam wyobrazić sobie jak na jej ustach pojawia się szeroki uśmiech. - No, ale to od ciebie zależy którego wybierzesz...
- To nie miało tak wyglądać... - westchnęłam bezradnie. - Miałam tam tylko pracować, wiesz... Zero miłości, związków, uczuć. Tylko praca. Co ja takiego do cholery zrobiłam?
- Kate, spokojnie - głos przyjaciółki nie był już tak zmęczony jak na samym początku rozmowy, kiedy to najprawdopodobniej wyrwałam ją ze snu. - Wiem, że nie chcesz sławy, kasy ani czegoś podobnego, ale pomyśl nad tym. Musisz jakoś ułożyć sobie życie. Zastanów się którego wolisz, który bardziej cię kręci, pociąga. Może to i głupie i niedorzeczne, ale się postaraj, okay? - dodała szybko jakby czując, że chcę zaprotestować.
W głębi duszy czułam, że to faktycznie idiotyczne, ale może to było jedyne wyjście? Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam nawijać.
- No więc wiesz, że wolę blondynów, ale z drugiej strony mam ogromną słabość do starszych. A Kofler jest taki kochany, uroczy i dojrzały... - westchnęłam rozmarzona. - No, ale Michael nie odwrócił się ode mnie gdy powiedziałam mu o Marcelu i...
- Czekaj, co?! - dziewczyna przerwała mi wpół słowa. - O co ci chodzi z Marcelem?
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że tę część ominęłam wspominając jedynie, że całowałam się z Hayboeckiem.
- Eileen, Marcel się do mnie dobierał... W ten dzień co przyjechaliście do hotelu, a Michi... On mi pomógł no i opowiedziałam mu o wszystkim, o tym co Marcel zrobił i ile przez niego wycierpiałam... - zakończyłam. Wiedziałam, że przyjaciółka będzie zła. Nie myliłam się.
- To niemożliwe. On się zmienił. Mówiłam ci to przecież. Marcel mnie kocha. Dlaczego ty to w ogóle mówisz, dlaczego kłamiesz? On by cię nie skrzywdził, wiem o tym. Poza tym nie chciałby znowu trafić do więzienia z twojego powodu - dodała z wyrzutem.
Zamurowało mnie. Słowa blondynki trafiły we mnie jak przez mgłę. Nie mogłam uwierzyć, że to powiedziała. Jak ona w ogóle mogła tak pomyśleć. To naprawdę mnie zabolało, a w oczach zaczęły pojawiać się łzy. Nie mówiłam, że Marcel zawsze sprowadza kłopoty? Teraz jeszcze okazuje się, że przeciągnął Eileen na swoją stronę... Dopiero teraz dziewczyna chyba zdała sobie sprawę z tego co powiedziała.
- Kate, ja... Ja nie chciałam... Przepraszam - w jej głosie dało się słyszeć nutkę żalu, ale ja nie byłam w stanie dłużej tego słuchać.
- Wiesz co? Myślałam, że jesteś inna... - zakończyłam połączenie po czym natychmiast wyłączyłam telefon. Nie chciałam, aby blondynka próbowała oddzwaniać.
Byłam zła i smutna, że moja przyjaciółka ma o mnie takie złe zdanie. Przecież to nie ja jestem winna temu, że Marcel mnie pobił...
Wyłączyłam telewizor i udałam się do jedynego miejsca, które zawsze przynosiło mi ukojenie, a mianowicie do gabinetu dziadka. Było to największe pomieszczenie w całym domu z dębowymi ścianami i meblami w identycznym kolorze. Cały pokój zastawiony był wielkimi półkami, na których znajdowało się mnóstwo książek. W rogu był również kominek, dwie sofy i fotele co nadawało pomieszczeniu przytulnego wyglądu. Sięgnęłam po pierwszą z brzegu powieść, usiadłam w brązowym skórzanym fotelu i zagłębiłam się w lekturze chcąc odreagować rozmowę z przyjaciółką. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Wyrobiłam się na dzisiaj z rozdziałem. :D Nie jestem z niego jednak zbyt zadowolona. Taki jakiś dziwny i nudny... Mimo to mam nadzieję, że jakoś to wytrzymacie i dotrwacie do końca ;* :D Chcę Wam życzyć też Wesołych Świąt, bo nie wiem czy będę miała później do tego okazję. 💕 Więc wszystkiego najlepszego, smacznego jajka, mokrego dyngusa, etc. ;) ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro