Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Ze snu wyrwał mnie ostry dźwięk dzwonka mojego telefonu. Zanim wzięłam urządzenie do ręki przelotnie zerknęłam na zegarek koło łóżka. Fosforyzujące na zielono cyfry wskazywały, że jest parę minut po wpół do trzeciej w nocy. Myślałam, że to być może Eileen nie może spać i chce z kimś pogadać, ale nie, na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer. Chcąc nie chcąc odebrałam. Moje zdziwienie było ogromne gdy usłyszałam głos po drugiej stronie. Kogo jak kogo, ale Krafta spodziewałam się najmniej.

- Kate... - nawet teraz słyszałam, że był odrobinę wstawiony. Zrezygnowana i zmęczona podniosłam się do pozycji siedzącej i zapaliłam małą lampkę. Kątem oka dostrzegłam, że Hayboecka nie ma w łóżku. Ponownie skupiłam się na bełkotaniu Stefana. - ...i zrobiliśmy maraton filmowy. Wpadniesz do nas? Pokój 15. Proszę, przyda nam się twoja pomoc - ostatnie słowa ledwo zrozumiałam i zaczęłam się zastanawiać o co chodzi. Sprawa wyjaśniła się po paru sekundach.

- No... Rozbiliśmy butelkę i no wiesz... To znaczy to nie ja, ale Gregor rozwalił sobie rękę, a jutro trening i no sama rozumiesz...

Zanim zdążyłam zapytać o szczegóły, rozmówca się rozłączył. "Co za idioci...", mruknęłam pod nosem, ale wstałam z łóżka. Teraz nawet wolałam nie myśleć skąd Austriak ma mój numer. Już miałam wyjść kiedy zorientowałam się w co jestem ubrana. Krótka, prześwitująca koszula to nie był dobry pomysł. Narzuciłam na siebie biały szlafrok i ciasno się nim owinęłam po czym opuściłam pokój.

Szybko znalazłam się pod wskazanym przez Austriaka "adresem" i nieśmiało zapukałam do drzwi. Po sekundzie ma progu stanął uśmiechnięty Michael. O dziwo, nie wyczułam od niego alkoholu.

- Naprawdę sami nie dacie sobie rady? Banda idiotów... - mruknęłam pod nosem wchodząc do środka. - Z kim ja pracuję...

Światła były przyciemnione, co zapewne miało dać efekt sali kinowej, a na ekranie dużego telewizora widniała sylwetka Sylvestra Stallone'a wcielającego się w rolę Rambo. Dobrze, że nie włączyli horroru, bo chybabym wyszła. Tym razem jednak trafili w mój gust filmowy. Zaświeciłam lampy i aż stanęłam jak wryta. Nie na widok paru butelek wódki na stoliku, ale na widok skoczków. Wszyscy, z wyjątkiem Hayboecka, byli bez koszulek. To sprawiło, że zaparło mi dech w piersiach, ale zaraz się opanowałam. Zrezygnowana spojrzałam na resztki szkła oraz wstawionych sportowców.

- Z powodu jednego skaleczenia zrywacie mnje z łóżka po drugiej w nocy? Chyba macie apteczkę... - mój wzrok padł na rozpartego na kanapie, szeroko uśmiechniętego Schlierenzauera. - Jest i nasz bohater... - podeszłam do Austriaka i rzuciłam okiem na jego prawą dłoń. Skaleczenie było wprawdzie płytkie, ale wolałam je przemyć i opatrzyć. - Pójdziesz po apteczkę? - rzuciłam do Michaela, a on poszedł do łazienki.

W tym właśnie momencie Kraft i Diethart jak na zawołanie padli równocześnie na łóżko, a po chwili dało się słyszeć głośne chrapanie. Zaśmiałam się cicho i podeszłam do Koflera.

- Andreas, lepiej też się połóż - złapałam go za rękę i poprowadziłam w stronę drugiego łóżka. - Musisz się wyspać, odpocząć, bo jutro macie trening - mówiłam cicho i spokojnie.

- Zostań ze mną, kotku... - wyszeptał i pociągnął mnie tak, że wylądowałam na nim. Czułam ciepło bijące od jego doskonale umięśnionej klatki piersiowej; jego ręce oplotły mnie w pasie, jednak opamiętałam się zanim doszło do czegoś więcej. Stanęłam na równe nogi, a brunet spojrzał na mnie sennie.

- Dobranoc Andi - cmoknęłam go w czoło, po czym przeszłam do łazienki gdzie Hayboeck wciąż szukał apteczki. - Skąd Kraft ma mój numer? - zwróciłam się do blondyna.

On tylko wzruszył obojętnie ramionami, a następnie podał mi wodę utlenioną i bandaże, które znalazł w szafce. Coś się zmieniło w jego zachowaniu. Widziałam to po jego oczach, w których nie błyszczały już żadne iskierki. Tęczówki chłopaka przybrały teraz kolor szarej, zimnej stali.

- Mam nadzieję, że dasz sobie z nim radę. Dobranoc - próbował się uśmiechnąć, ale wyszedł z tego tylko grymas.

Zanim zdążyłam coś dodać on już opuścił łazienkę, a chwilę później usłyszałam trzask drzwi pokoju.

Westchnęłam cicho i wróciłam do Schlierenzauera. Szybko opatrzyłam mu skaleczenie, ale nie obyło się bez próby pijackiego podrywu z jego strony. Wcześniej mi to nie przeszkadzało, nawet schlebiało, ale teraz byłam zdenerwowana. Najwidoczniej zły humor Michaela udzielił się również mnie. Rzuciłam tylko krótkie "dobranoc" po czym zgasiłam światło, zamknęłam drzwi i wróciłam do pokoju. Myślałam, że blondyn będzie już spał, ale pomyliłam się. Chłopak siedział na łóżku, wpatrywał się w okno, a w ręku trzymał butelkę.

Westchnęłam, bo podejrzewałam, że to wódka, a on odwrócił się w moją stronę. Nie chcąc rozświetlać całego pokoju zapaliłam jedynie małą lampkę znajdującą się na szafce nocnej i podeszłam do sportowca.

- Michi, powiesz mi o co chodzi? - spytałam cicho i usiadłam obok niego.

- Życie mi się spieprzyło - wymamrotał. - Rozstałem się z Emily. Suka mnie zdradziła... Dzwoniła i chciała mi to wyjaśnić... Oczywiście ją zlałem - postanowiłam nie przerywać tylko pozwolić mu to z siebie wyrzucić. Wiedziałam, że tego potrzebuje. - Poza tym jestem w beznadziejnej formie... - westchnął i chciał się napić, ale chwyciłam go za nadgarstek i powstrzymałam od tego.

- Mogę łyka? - bez słowa podał mi małą, ale prawie pustą już butelkę. Nie miałam ochoty pić, ale musiałam coś zrobić, aby jutro nie był aż tak pijany.
Pociągnęłam zdrowy łyk i niemal natychmiast się skrzywiłam.

- Mocne... - wykrztusiłam, ale wypiłam jeszcze trochę. - Skąd ty to masz? - oddałam mu butelkę i ciaśniej owinęłam się szlafrokiem, ponieważ zrobiło mi się chłodno.

Później może dodam jeszcze, ale teraz lecę oglądać kwalifikacje <3 *.*

P. S. Chciałam Wam też podziękować za te ponad pół tysiąca wyświetleń i wszystkie gwiazdki. Cudowna motywacja. :*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro