Rozdział 1
There goes the girl
With bigger dreams...
"Została Pani przyjęta". Te trzy słowa napisane wytłuszczonym drukiem sprawiły, że jak wariatka zaczęłam skakać po salonie. Dobrze, że byłam sama, bo gdyby w pomieszczeniu byli obecni inni ludzie lekarz zapewne byłby już w drodze. Po krótkiej chwili euforii opadlam na beżową kanapę uśmiechając się szeroko. Moje długie rudoblond włosy rozsypały się na oparciu sofy, a ja szybko przebiegłam wzrokiem pozostałą część listu. Z treści wynikało, że jeszcze dzisiaj miałam stawić się w siedzibie Austriackiego Związku Narciarskiego.
Od dziecka interesowałam się skokami, więc zostanie fizjoterapeutką kadry było spełnieniem moich marzeń. Jako mała dziewczynka zawsze z radością przychodziłam na Bergisel podczas Turnieju Czterech Skoczni. Najczęściej towarzyszył mi tam dziadek, który również był wielkim fanem tej dyscypliny sportowej i sam zachęcił mnie do kibicowania. Po jego śmierci to jednak nie było już to samo. Owszem, często pojawiałam się na obiekcie podczas konkursów, zarówno zimą jak i latem, kiedy odbywały się treningi, ale głownie po to by odreagować kolejną kłótnię w rodzinie lub po prostu zrobić kilka zdjęć. To zawsze mnie uspokajało. Wiedziałam też, że gdyby dziadek żył, byłby ze mnie dumny.
Teraz musiałam dać upust swoim emocjom i podzielić się z kimś tą wiadomością. Szybko chwyciłam telefon po czym wybrałam numer do najlepszej przyjaciółki.
- Halo? - usłyszałam kilkanaście sekund później głos Eileen. - Czego chcesz ode mnie o ósmej rano? - spytała tłumiąc ziewnięcie.
Dziewczyna nigdy nie była rannym ptaszkiem; zawsze "zarywała" noc ciężko ucząc się do egzaminów. Podobnie jak ja ukończyła szkołę medyczną, z tą różnicą, że ona została chirurgiem. Nawyk późnego wstawania jednak pozostał i nie wychodziła z łóżka przed dziesiątą.
- Przyjęli mnie! - wykrzyknęłam uradowana do słuchawki, nie zważając na zmęczony głos rozmówczyni. Ta natomiast słysząc te słowa niemal natychmiast się ożywiła.
- Co?! Kathleen, to wspaniale! Wreszcie ich poznasz! - dziewczyna, podobnie jak ja, była wielką fanką skoków. Właściwie to poznałyśmy się na jednym z konkursów w Bischofshofen, gdy mieszkałyśmy w tym samym hotelu. - Poznasz Hayboecka, Schlieriego no i Krafta! Może któryś się w tobie zakocha... - przyjaciółka zawsze była niepoprawną romantyczką; widziała miłość tam, gdzie nikt inny jej nie dostrzegał przez co bardzo często próbowała mnie swatać.
- Eileen... - zaczęłam ostrzegawczo, słysząc, że ona dopiero zaczyna się rozkręcać. Teraz nie była już taka zmęczona; wiedziałam, że bardzo to wszystko przeżywa. - Nie starałam się o tą pracę tylko po to, aby znaleźć miłość. Chce pokazać rodzicom, że jestem w czymś dobra i mimo młodego wieku coś osiągnę.
- Pomarzyć zawsze można - prychnęła oburzona, co sprawiło, że się roześmiałam. - Ale tak na poważnej. Kate, zawsze chciałaś poznać ich osobiście, a teraz masz do tego niepowtarzalną okazję. Nie marnuj tego i znajdź sobie faceta. Na pewno chciałabyś, żeby któryś się w tobie zakochał, żebyście wzięli ślub jak z bajki i mieli gromadkę cudownych dzieci...
Ta fantazja była tak absurdalna, że nie mogłam się powstrzymać i wybuchnęłam śmiechem. Eileen zawsze wybiegała myślami w przyszłość, jednak nigdy nie przyszło jej do głowy coś takiego. Chwilę trwało zanim się uspokoiłam. Przyjaciółka cierpliwie czekała na linii, co parę sekund wzdychając głęboko.
- Ciekawa koncepcja... - wydusiłam w końcu, równocześnie ocierając łzy z kącików oczu. - Ale nie mam zamiaru się zakochiwać - sprostowałam. - Tak w ogóle to o trzeciej mam być w AZN-ie i spotkać się z resztą sztabu.
- Ty to masz szczęście... - wpadła mi w słowo dziewczyna. - Ja mam dziś dyżur po południu. Chciałam iść z tobą - dodała ponuro.
- To nie byłby dobry pomysł... - wymamrotałam śmiejąc się pod nosem.
- Zabawne. W każdym razie powodzenia. Teraz daj mi się wyspać - mruknęła i usłyszałam jak opada na poduszki. - Zadzwoń, kiedy będziesz z powrotem w domu - powiedziała cicho i zanim zdążyłam coś dodać rozłączyła się.
Miałam kilka godzin do wyjścia, wiec postanowiłam najpierw przygotować ubranie, aby potem nie zaprzątać sobie tym głowy. Następnie miałam zamiar poczytać książkę. Z ułożonym "planem" poszłam na piętro do swojego pokoju i otworzyłam garderobę. Jak na osobę nie lubiącą się przesadnie stroić miałam sporo ubrań. W sumie to większości z nich nigdy nawet włożyłam; po prostu wisiały na wieszakach lub leżały w pudełkach, czekając, czy być może nie przyjdzie ich czas.
- Pasuje tu posprzątać... - mruknęłam do siebie i uznałam, że w sumie to czemu nie. Nie miałam nic lepszego do roboty, a porządek w szafie nie będzie zły.
Przed wejściem do garderoby jednak przyniosłam sobie termos świeżej, gorącej herbaty oraz włączyłam płytę z piosenkami zespółów wykonujących muzykę irlandzką. Kto jak kto, ale ja doceniałam swoje korzenie. W doskonałym humorze, nucąc pod nosem "Star of the County Down" przez następne parę godzin zdołałam pozbyć się mniej więcej jednej trzeciej ubrań, które były za małe lub po prostu nie trafiały już w mój gust. Złożyłam je i położyłam obok drzwi z zamiarem spytania Eileen czy czegoś by nie wzięła. Zawsze narzekała, że nie ma co na siebie włożyć, chociaż jej szafa nawet się nie domykała. Odetchnęłam głęboko, zadowolona, że skończyłam, ale zanim zdążyłam sięgnąć po książkę zadzwonił mój telefon. Wyświetlił się nieznany numer.
- Halo? - spytałam ostrożnie, nie wiedząc czego się spodziewać.
- Czy rozmawiam z panią Kathleen Evans? - mężczyzna miał spokojny i ciepły głos, co sprawiło, że przestałam się denerwować.
- Tak, przy telefonie - potwierdziłam i trzymając słuchawkę przy uchu zeszłam na dół zamierzając położyć się na kanapie w salonie i dokończyć powieść Grahama Mastertona. - A kto mówi?
- Przepraszam, nie przedstawiłem się - odparł rozbawiony własnym niedopatrzeniem. - Heinz Kuttin - dodał, a ja dopiero po sekundzie to zrozumiałam i zatrzymałam się u stóp schodów. Odruchowo spojrzałam na zegar ścienny; wskazywał parę minut po wpół do dwunastej, więc mój nowy szef nie dzwonił po to, aby zganić mnie za ewentualne spóźnienie. Zachodziłam w głowę o co chodzi, kiedy on odezwał się ponownie: - Nastąpiła mała zmiana planów. Mogłaby pani za pół godziny zjawić się u nas? Trening musieliśmy przesunąć na trzecią z powodu jakiegoś remontu w siłowni, a za tydzień zaczyna się sezon, więc ćwiczyć musimy. To znaczy oni, ja tylko patrzę i ewentualnie krytykuję - mężczyzna chyba popadł w słowotok, ale uznałam, że to niegrzecznie przerywać. "Niech sobie pogada", przemknęło mi przez głowę. - Tak w ogóle to chciałem też, aby lepiej panią poznali skoro przez te parę miesięcy mamy razem pracować. Przepraszam, chyba odbiegam od tematu - zreflektował się Austriak i zaśmiał. - Więc jak? Da pani radę około dwunastej pojawić się u nas?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro