29
*pov Perrie*
Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje na prawdę!
Mam teraz dużo pracy, jestem młoda, mam dziewczynę, nie potrzebuje tego teraz, nie jestem gotowa...
Obudziłam się bardzo wcześnie i ledwo dobiegłam do toalety, zwróciłam wczorajszy prowiant, przebrałam się w dres, uczesałam włosy i nałożyłam lekki makijaż, wzięłam jabłko i pojechałam.
Stojąc pod jego drzwiami czułam się okropnie, nie dlatego, że mam coś do niego, tylko z powodu mojej wizyty...
Zapukałam
- Perrie? Witaj- usłyszałam zaspany głos.
- Cześć Alex...
- Wejdź do środka- zaprosił mnie gestem dłoni, trochę zdziwiony, pewnie porą odwiedzin. - Napijesz się czegoś?
- Tak, poproszę herbatę.
- Usiądź sobie w salonie, zaraz do Ciebie dołączę.
Zrobiłam to co mi podpowiedział i czekałam, nie wiedziałam czego się spodziewać, nie wiedziałam jak on zareaguje, ale wiem też, że muszę mu powiedzieć, bo jednak to w połowie jego sprawka...
Alex wrócił z dwoma kubkami i położył je na stoliku
- Więc, Pez co Cię sprowadza tak wcześnie rano?
- Alex, muszę Ci coś powiedzieć.
- Zaczynam się martwić tym tonem...
- Jestem w ciąży.- powiedziałam z trudem i szybko na niego spojrzałam...
- Jesteś co?!
- Alex dla mnie też jest to ogromne zaskoczenie...
- Przecież się zabezpieczaliśmy...
- Alex, nie zawsze!
- No wiem, ale starałem się kończyć w porę!
- No to jakoś Ci nie wyszło!
- Będę ojcem, kurwa.
- A ja matką, kurwa.
Siedzieliśmy w milczeniu, wykończyłam mój napój, wtedy usłyszałam mulata.
- Chcesz tego dziecka?
- Nie wiem, nie teraz... Nie z tobą. Myślę nad aborcją...
- Perrie?! Ta opcja odpada!
- Alex, ale postaw się na moim miejscu...
- Przecież będę przy tobie, pomogę Ci!
- Tylko tak mówisz, potem zostanę sama, bo wątpię, że Jade zaakceptuje tego bachora...
- Nie mów tak to Twoje dziecko!
- Przepraszam, ale nie wiem co mam zrobić...
- Dobrze, że mi o tym powiedziałaś... A to już pewne?
- Tak robiłam trzy testy... U lekarza też już byłam...
- Świetnie... Musimy podjąć jakąś decyzję.
Nie wytrzymałam i po moich policzkach zaczęły płynąć łzy... Alex mnie przytulił, chcąc nie chcąc potrzebowałam tego...
- Muszę już wracać i powiedzieć o tym Jade...
- Pójść z Tobą?
- Nie, lepiej nie...
- Dobra, Perrie zanim pójdziesz... Pamiętaj, że zawszę będę przy Tobie.
- Jasne, też możesz na mnie liczyć.
Po drodze wstąpiłam do sklepu i kupiłam świeże bułki i owoce. Wróciłam do domu i zaczęłam robić śniadanie dla nas obu.
Dochodziła godzina 10, więc Jade powinna zaraz wstać. Jak mówiłam tak było, brunetka objęła mnie od tyłu i zaczęła całować mój kark. Odwróciłam się do niej z uśmiechem.
- Witaj słoneczko- odezwała się i podarowała mi buziaka.
- Dzień dobry- oddałam to samo.
- Marzenie mieć tak seksowną, prywatną kuchareczkę.
- Wiem o tym Jade, usiądźmy.
- Mmm ale pyszności.
- Yhym, Jade, muszę Ci coś powiedzieć po śniadaniu...
- Jasne, skarbie!
Czułam gulę w gardle, nie wiedziałam czy dam radę, straciłam apetyt, ale jadłam, jednak smak był nijaki.
Po jedzeniu Jade zaczęła myć naczynia, ja siedziałam dalej w tym samym miejscu.
- Misia, miałaś mi coś powiedzieć.
- Wiem, jak skończysz to przyjdź do salonu.
Przygotowałam moje pozytywne testy i czekałam na najgorsze.
Jade skończyła i dołączyła do mnie.
- Jade, jestem...
- Sorki Pez, telefon mi dzwoni!
I wyszła, a ja czułam, że zaraz się zaleje łzami...
Wróciła po kilku minutach
- Pez, co się stało?
- Jade... Ja... Jestem w ciąży...
Jade zaniemówiła, nie ruszała się i nic nie mówiła.
- Jade?
- Perrie, nie to się nie dzieje... Powiedz, że to twój kolejny żart?!
- Chciałabym żeby tak było...- Wtedy podałam jej testy i zdjęcie z USG.
- Nie wiem co mam myśleć, Perrie.
- Rozumiem Cię, dla Nas to też jest ciężkie.
- Dla Nas?
- No dla mnie i dla Alexa...
- Aha, czyli on już wie?
- No tak! W końcu jest ojcem.
- Yhym, to teraz będzie tak, że ty z nim a ja zostanę sama...
- Jade, co ty gadasz?! Nigdy w życiu Cię nie zostawię!!! Wychowamy je razem!
- Okej, ty tego chcesz a co z Alexem?! On też będzie chciał mieć prawa do SWOJEGO dziecka!!!
- Jade, uspokój się proszę, nie krzycz już...
- Perrie, przepraszam.- Wtedy wyszła z pokoju i słyszałam, że poszła na piętro.
Po chwili zobaczyłam, że zeszła z walizką...
- Jade??!
- Ha? W takiej sytuacji potrzebuję przerwy, wyprowadzę się na jakiś czas, muszę sobie wszytko poukładać...
Było mi ciężko na to patrzeć, chciałam ją zatrzymać, ale niestety...
- Jade, obiecaj, że wrócisz...
- Perrie, nie mogę Ci nic obiecać, przepraszam...
I wyszła. A ja znowu zostałam sama...
Co ja takiego zrobiłam?! Przecież to nie jest moja wina, takie rzeczy się zdarzają a zawsze ja wychodzę na tą najgorszą... Przetrwałam z Jade wiele prób, nie wiem czy ta nie będzie naszą pierwszą porażką.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro