Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🍭3🍭

~ Tak mój Alfonsie, biegnij do reszty swoich urożonych, skrzydlatych, radosnych braci. Przejedź przez Kotlinę Wiśni, a dotrzesz do swojej rodziny. Ahh, jak ja kocham wiśnie. Cholera, jak ja bardzo kocham jednorożce. Mogę zostać jednorożcem? Chcę być tak magiczny jak wy!

~ Opiekuj się nim.

~ O czym ty mówisz, Alfonsie?

~ Potrafię zadbać o swojego syna. Nie masz powodów do zmartwień.

~ Kurwa, Alfons. Pierdolisz bez sensu!

~ Jakoś nie śpieszyło ci się o niego dbać przez piętnaście lat jego życia.

Powoli otworzyłem oczy i przetarłem je piąstkami zmazując sen z powiek. Byłem jak przebrzydła larwa, owinięta w pościeli.

- Jestem Aizawa! - Szepnąłem zadowolony - Jeszcze tylko mi tu kitku brakuje.

Usłyszałem głosy z dołu. Dwa głosy, z czego jeden na pewno należący do mamci, ale ten drugi? Nie mogę go sobie z nikim skojarzyć, wiem tylko, że jest to mężczyzna. Jakiś facet przyszedł do mamci?

Od razu wstałem, aby sprawdzić kto jest na dole.

Nie no żarcik, przecież tutaj jest mi tak wygodnie. Może pośpię sobie jeszcze troszeczkę? W końcu co mi szkodzi.

- Jest wolne, idę spa... - i wtedy dotarło do mnie kim może być typek na dole.

Przecież to musi być mój stary! Poszedł po mleko i wraca dopiero teraz, skurwysyn. Ja pierdole, nie dam rady tam iść.

Dobra Ariel, oddychaj. Zejdziesz na chillku i się przywitasz.

Albo nie.

Wejdę, powiem siema, pójdę po wiśniową herbatkę i gotowe.

Powoli wyplątałem się z kokonu, aby wcielić mój plan w życie. Tylko co ja mam na sobie? Kigurimi krówki. Jeden chuj, nie muszę mu się podobać. Spojrzałem jeszcze w lustro, aby ocenić moje włosy.

Białe kosmyki były roztrzepane, jakbym przed kimś co najmniej uciekał. Nic nowego co prawda, ale strasznie mnie to wkurwia jak wlatują mi do oczu.

Ale nie ważne. Niech wie jakiego uroczego potomka sobie spłodził. I jakiego skromnego, i miłego, i do tego pewnego siebie.

Gdy byłem już przy schodach, złożyłem ręce w pistolet. Tak to ja mogę iść nawet na wojnę. Kiedy byłem już na dole, wyjrzałem zza ściany, niczym najlepszy tajny agent.

Ojciec siedzi tyłem, ma na sobie koszulę, ma czarne włosy i zegarek na ręce. Elegancik się wystroił.

To teraz pora na wejście smoka. Podniosłem jedną nogę, postawiłem krok i... zawróciłem z bijącym sercem.

Mówiłem coś o tym, że jestem pewny siebie? Tak? No to jednak nie jestem.

- Aleksandrze, skurwielu drogi, nie mogę powierzyć ci mojego syna bez listy - powiedziała mamciś, patrząc na niego jak na robala.

- Jakiej listy? - Ma cholernie fajny głos. Taki... uspokajający.

- No jak to jakiej? Tej z ważnymi informacjami o moim synu! Na przykład to, że kocha wiśnie, lubi bajki, jest alergikiem. Chodzi mi tutaj o orzechy, paprykę i pierdolenie. Masz kupować mu dużo słodyczy, nie zabraniaj mu przeklinać, lubi zakupy, kocha zwierzęta, więc mam nadzieję, że Damon go polubi. Jest również bardzo specyficzny, ale chuj ci do tego. Ja jestem jego matką i daję mu zgodę na to, aby wyrażał siebie, więc ty nie masz tutaj niczego do powiedzenia. Resztę punktów przeczytasz sobie sam, nie jesteś przedszkolakiem, żebym musiała to robić za ciebie.

- Uhh, no okej, a ile masz tam tych punktów?

- Wyszło sześćdziesiąt dziewięć, uprzedzam, że to przypadek.

- Ile?! Po chuj mi tyle o nim wiedzieć? Co on nie potrafi się sobą zająć? Ma przecież siedemnaście lat!

- Jeszcze szesnaście, mendo jebana. Słuchaj mnie uważnie, bo nie będę tego powtarzać. Jeśli cokolwiek mu się stanie, to ty poniesiesz tego konsekwencje. Zrobię ci z życia piekło, czaisz? To mój jedyny syn i masz go pilnować jak oczka w głowie! - Warknęła na niego mamcia. Nawet nie wiedziałem, że jest taka waleczna.

- Dobra, rozumiem - burknął już chyba znudzony - To gdzie ten dzieciak?

Wychyliłem się powoli zza ściany. Nie patrz na niego, Ariel. Pokaż, że masz wyjebongo.

- Ohayō - mruknąłem udając zaspanego, a dla uwierzytelnienia, potarłem delikatnie oczy i ziewnąłem przeciągle, zasłaniając buzię. Po chwili stałem już w kuchni, parząc wodę na herbatkę.

- Skarbie, chodź tu do mnie. Musisz kogoś poznać.

- Nie - burknąłem, nie chcąc wiedzieć na oczy tego człowieka.

- No i jak ty syna wychowałaś? Widzisz co z niego wyrosło? Nawet się porządnie przywitać nie potrafi. Nie reaguje na żadne polecenia. Jesteś najgorszą matką, jaką kiedykolwiek było mi dane spotkać, Doroto.

Oj wkurwił mnie. Już ja mu wygarnę.

- Ona przynajmniej przy mnie jest! Wychowała mnie jak najlepiej umiała i ją kocham. Złe rzeczy zawdzięczaj tylko sobie! Jeśli ona miała by być najgorszą matką, to powiedz mi jakim ojcem ty jesteś?! - Wykrzyczałem z kuchni. Aż mi smutno, że nie widzę teraz jego miny.

- To może ja pojadę na chwile do myjni - powiedział lekko zmieszany. I dobrze, ma się przy mnie czuć jak najgorzej. - Niech on się przygotuje i czeka aż wrócę. Będę za maksymalnie czterdzieści minut i ma on być gotowy, bo nie będę czekać.

Usłyszałem, że drzwi od domu się zamykają. Czyli wyszedł. Zajebiście, właśnie o to mi chodziło.

Z cieplutkim napojem, ogrzewającym moje dłonie, skierowałem się do mojego pokoju lecz przed wejściem zatrzymała mnie mama.

- Kochanie, umyj się, przebierz, wyszczotkuj zęby i czekaj na niego w holu - powiedziała dziwnym głosem. Już ja znam ten ton. Mamcia powstrzymuje płacz.

- Dobrze - westchnąłem, a następnie wszedłem do pokoju i zamknąłem drzwi na klucz. Taka moja mała obsesja.

Otworzyłem szafę, ale zorientowałem się, że jest przecież pusta. Jako iż jestem strasznie leniwy, stwierdziłem po chwili, że do holu mam za daleko, za to do pokoju mamci droga jest idealna. Już po chwili stałem przed jej szafą, szukając czegoś odpowiedniego. Z diabelskim uśmieszkiem sięgnąłem po delikatną sukienkę w kwiatki, niczym z lat osiemdziesiątych. No bo czemu by jeszcze bardziej starego nie powkurwiać? Jestem wolnym człowiekiem, a ubrania płci nie mają.

Po dwudziestu minutach byłem już czyściutki, piękniutki i odziany w sukienkę. Do tego pierdolnąłem szybki naturalny makijaż i posypałem się brokatem zdrapanym z jakiejś naklejki, bo normalny brokat jest już gdzieś na dnie jednej z moich walizek.

Skierowałem swoje kroki do kuchni, gdzie mama próbowała zrobić naleśniki. No właśnie p r ó b o w a ł a, bo to ja w tym domu jestem panem kuchni. Ona totalnie nie ma do tego ręki.

- Za mało mąki, ciasto leje ci się jak woda. Patelnia nie jest nagrzana i w dodatku polałaś ją tłuszczem jak do zrobienia tony frytek. Nie żeby coś, to nie jest hejt, ale nie wiem jak ty sobie poradzisz przez dwa miesiące bez tak dobrego kucharza jakim jestem ja - mówiąc to wskazałem na ciebie z uroczym uśmieszkiem.

- Młody, nie dobijaj mnie już, tylko chodź się w końcu przytul, bo będzie mi cię strasznie brakować - powiedziała ze łzami w oczach i rozłożyła ręce. No grzechem byłoby jej nie wyściskać.

Staliśmy tak w swoich ramionach parę minut, aż w końcu usłyszeliśmy dzwonek do drzwi.

Założyłem buty Buffalo i jeszcze raz przejrzałem się w lustrze.

Cholera, tusz mi się osypał. Dupa.

Włosy jak zwykle lecą mi do oczu. Pieprzyć.

Jak na ścięcie poszedłem do wyjścia i ze spuszczoną głową otworzyłem drzwi.

- A więc to jest mój syn - mruknął - Cześć Ariel, od dzisiaj będziesz mieszkał u mnie. Mam nadzieję, że się polubimy, ale z tym nie powinno być problemu, prawda? - Nagle poczułem jak cała moja pewność siebie, która mi została, wylatuje. Serce zaczęło mi nakurwiać, a ręce się pocić.

- Tak, t-tatusiu.

I dopiero po pięciu sekundach stania w bezruchu, zorientowałem się, jak to musiało zabrzmieć.

Oj zbyt dużo wattpada się naczytałem, zbyt dużo zdecydowanie.

***

1236 słów

Zostawił*ś gwiazdkę? Mam nadzieję, że tak!

Od razu uprzedzam, że jest możliwość, że ten związek w ogóle nie będzie istniał, także jeśli przeszkadza ci relacja syn x ojciec (której tak na prawdę i tak na razie nie ma) to czytaj dalej i nie zniechęcaj się!

Miłego wieczoru/życia/dnia

2Taurus2 <----- Hi, It's me! Kliknij i zaobserwuj, będzie mi milusio ☺

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro