Prezent
Zobacz na piąty prezent...
To już połowa...
Jak ten czas szybko leci...
Wracając do prezentu...
Podnieś go...
Jak myślisz?
Co to jest?
Nie wiesz?
W takim razie odpakuj...
To pozytywka...
Gra ona tak znaną Świąteczną melodię...
Słuchając tej melodii przypomina mi się pewna opowieść...
♡♡♡
~Prezent~
Chłopak o blond włosach siedział oparty o ścianę.
Oglądał album ze zdjęciami nucąc cicho i z radością wspominając przygody z jego drużyną.
Był całkiem sam w klasztorze, a przynajmniej tak mu się zdawało.
Jego przyjaciele spędzali dzisiejsze Święto z rodziną.
On zaś Święta Bożego Narodzenia spędzał sam.
Jego Matka i Wuj wyjechali na jakąś misję i jeszcze nie wrócili.
Lloyd wstał z łóżka i odłożył album na swoją szafkę.
Udał się do łazienki, znajdującej się przy jego pokoju i napuścił sobie gorącej wody do wanny.
Nic w świecie nie potrafiło go bardziej zrelaksować, niż ciepła kąpiel z pianą.
Zamknął oczy i zaczął przypominać sobie Święta sprzed roku.
Święta, kiedy wszyscy byli w Klasztorze.
Bawili się doskonale.
Śmiech, zabawa i radość.
Lloyd uśmiechnął się na to wspomnienie.
Oparł głowę o krawędź wanny i zaczął relaksować się ciepłem wody muskającej jego nagie ciało.
Właśnie wtedy usłyszał huk.
Zupełnie jakby ktoś spadł z krzesła.
Blondyn przeraził się.
- Przecież jestem sam w Klasztorze... - Pomyślał.
Szybko wyszedł z wanny, ubrał spodnie, koszulkę i swoją zieloną bluzę po czym zbiegł na dół.
Wielki stół w jadalni, przy którym on i jego przyjaciele gromadzili się trzy razy dziennie był przykryty białym obrusem.
Na stole było wiele ozdób i palące się świece.
Lloyd przejechał sobie palcem po brodzie.
- Dziwne... - Powiedział sam do siebie.
Zdmuchnął świece i udał się do salonu, gdzie stała wielka choinka, którą parę dni wcześniej ubierał z przyjaciółmi.
Blondyn wziął pilot od telewizora i zaczął skakać po kanałach.
Po chwili jednak ponownie usłyszał niepokojący odgłos.
Dźwięk, który na pewno mu się nie przesłyszał.
Lloyd szybko wbiegł do kuchni i pochwycił katanę, która leżała w kącie .
Zaczął się rozglądać.
- Wyłaź! Wiem, że tu jesteś! - Wrzasnął.
Jednak i tym razem odpowiedziała mu cisza.
Chłopak odłożył katanę i wszedł do jadalni.
Usiadł przy stole i cicho westchnął.
Czas dłużył mu się niemiłosiernie.
Chwycił on swój notes i zaczął coś mazać zielonym pisakiem.
Postanowił, że zrobi wszystko byleby nie dopadła go nuda.
W trakcie rysowania chyba już dziewiątego obrazka w pokoju zgasły światła.
Lloyd momentalnie wstał od stołu i zaczął się rozglądać.
- Przydałby się Jay... - Szepnął. - Spokojnie, Lloyd. To tylko awaria prądu... - Powiedział dla dodania sobie otuchy.
Postanowił zejść do piwnicy gdzie znajdowały się bezpieczniki.
Chwycił latarkę i powoli zszedł po schodach.
Piwnica nie należała do jego ulubionych miejsc, dlatego schodząc coraz bliżej tego przerażającego miejsca, coraz mocniej zaciskał swoje palce na latarce.
Kiedy był już na samym dole usłyszał, jak drzwi się zamykają.
Lloyd przeraził się i momentalnie wbiegł z powrotem po schodach prawie się przy tym wywracając.
Pochwycił on klamkę od drzwi i zaczął się z nią szarpać, jednak nic to nie dawało.
- Cholera jasna! - Wrzasnął. - Ktoś mnie tutaj zamknął!
Zrezygnowany chłopak zszedł po schodach i udał się do swojego pierwotnego celu - bezpieczników.
Kiedy tylko otworzył klapkę, zaczął się im poważnie przyglądać.
- Dziwne... - Znowu odezwał się sam do siebie. - Z tego wygląda, że ktoś wyłączył prąd w całym Klasztorze. Całym oprócz pokoju Kaia.
Chłopak uruchomił bezpieczniki, a w piwnicy zapaliło się światło.
- Teraz tylko stąd wyjść... - Szepnął.
Podszedł do drzwi i przyłożył dłoń do klamki, by za chwilę znów móc się z nią szarpać.
- Do bani takie coś! Po prostu rozwalę te drzwi mocą! - Krzyknął rozzłoszczony, a w jego dłoni pojawiła się Kulka Energii.
Już był bliski zniszczenia drzwi, jednak wtedy usłyszał muzykę przyjemną dla jego uszu.
Dochodziła ona z wnętrza piwnicy.
Lloyd powoli zszedł po schodach i zaczął podążać za melodią.
Czuł, że zaraz stanie się coś wyjątkowego lub bardzo niebezpiecznego.
Jego serce zaczęło bić szybciej, a puls podskoczył.
Z każdym jego krokiem, głos pozytywki stawał się głośniejszy i bardziej wyraźny.
Chłopak zapuszczał się w coraz głębsze zakamarki piwnicy.
Nawet nie wiedział, że to pomieszczenie jest tak duże.
Kiedy dźwięk był wystarczająco głośny stanął przed drzwiami, które o dziwo były uchylone.
Lloyd z lekkim strachem przeszedł przez nie.
Znajdował się w pokoju Kaia.
Na biurku chłopaka stała pozytywka grająca cały czas tę samą melodię.
Garmadon ujął ją w dłonie i dokładnie jej się przyjrzał.
Po chwili jednak odłożył ją na swoje miejsce i zszedł na dół.
Był już przekonany, że nie jest sam w Klasztorze.
Wypadało jeszcze ustalić, kto jest z nim.
Lloyd usłyszał kolejną melodię.
Różniła się ona od poprzedniej, jednak również była związana ze Świętami Bożego Narodzenia.
Chłopak znowu dał się ponieść muzyce i udał się do pokoju z którego wydobywał się dźwięk.
Był to salon.
Pozytywka leżała pod choinką.
Jednak to nie była jedyna niespodzianka, która go tam spotkała.
Pod choinką ujrzał bowiem wiele pięknie zapakowanych prezentów.
Chłopak przyłożył dłonie do ust.
Nie potrafił zrozumieć skąd wzięły się owe prezenty i kto mógł je zostawić.
- Wesołych Świąt, Młody. - W progu pokoju stanął uśmiechnięty Kai w garniturze.
Lloyd momentalnie odwrócił się w jego stronę i spojrzał na wyższego o głowę chłopaka.
- Kai... - Szepnął. - Ja nie rozumiem... Skąd te prezenty? Czemu jesteś tutaj, a nie u rodziców?
- Nooo, wiesz... Głupio mi było, że te Święta będziesz musiał spędzić sam. Dlatego zostałem z tobą.
- A te potrawy na stole? - Blondyn spojrzał w oczy Kaia. - Zamówiłeś je?
- Zrobiłem! - Odparł chłopak z fryzurą na jeża.
Lloyd zaśmiał się pod nosem.
- Oj no dobra. - Mistrz Ognia uśmiechnął się. - Zane mi wczoraj pomógł. Czyżbyś nie wierzył w moje możliwości, Panie Zielony?
- Ja? - Zielony Ninja uniósł brew. - Ja znam twoje możliwości, Kai. - Zaśmiał się. - I wiem, że gdybyś zabrał się za gotowanie to nasza kuchnia by spłonęła. - Blondyn spoważniał. - Nie musiałeś tego robić... Mogłeś jechać do rodziców...
- Móc, mogłem. - Kai podszedł bliżej. - Ale zostałem.
Blondyn, ze łzami w oczach podszedł do niego i mocno przytulił , ponieważ wzruszyło go to poświęcenie Mistrza Ognia.
- Kai... Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego?
- Bo lubię patrzeć, kiedy osoby na których mi bardzo zależy są szczęśliwe. - Uśmiechnął się.
- Zaraz... - Zaczął Lloyd. - A te pozytywki i awaria prądu, to też twoja sprawka?
- Tak... - Smith podrapał się po karku. - Wybacz... Chciałem Cię jakoś zająć...
- Nie szkodzi... Wiesz, że nie wiedziałem, że ta piwnica jest tak duża?
Szatyn zaśmiał się.
- Czyli dodatkowo zapewniłem Ci zwiedzanie piwnicy.
Lloyd spojrzał na choinkę.
- Kai... Nie musiałeś kupować mi tyłu prezentów... Ja mam dla ciebie i dla reszty tylko po małym prezencie... - Szepnął.
- Oj, przestań. Cały czas szukasz problemu, tam gdzie go nie ma, a przecież nie na tym polega życie, prawda? Chciałem, żeby to było twoje... nasze... niezapomniane Święta...
A dla mnie najpiękniejszym prezentem jest Twoje szczęście.
♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro