Nie jesteś sam
Zobacz na te piękne prezenty.
Chciałbyś je już otworzyć, prawda?
Jednak najpierw zacznij od tego niebieskiego z czarną kokardką.
Rozerwij papier...
Dobrze. Teraz otwórz.
W środku jest naszyjnik ze zdjęciem dwóch zakochanych osób.
Średnio ciekawy prezent...
Jednak ten łańcuszek posiada swoją historię...
♡
~Nie jesteś sam~
Wziąłem kolejny wdech. Stałem tu już ponad pół godziny. Po chwili wypuściłem powietrze, by za chwilę móc znowu wziąć głęboki wdech. Biała para wydostała się z moich ust. Na dworze robiło się coraz ciemniej i chłodniej. Naciagnąłem niebieski kaptur na głowę, zasłaniając przy tym moje prawie rude włosy. Ręce wsadziłem głębiej w kieszenie mojej niebieskiej kurtki. Stałem na dachu największego wieżowca w całym Ninjago City. Spojrzałem na budynek znajdujący się przede mną.
Nagle poczułem jak coś zimnego opada mi na nos. Przeniosłem wzrok na niebo wypełnione pięknymi gwiazdami. Z góry padał puszysty, biały śnieg.
Uśmiechnąłem się lekko, kiedy poczułem, że parę drobnych śnieżynek opadło na moje piegowate policzki.
Ponownie skierowałem swój wzrok na budynek.
Za oknami można było dostrzec stoły wigilijne, choinki i radosne rodziny. Jednak ja szczerze nienawidziłem tych Świąt. Nienawidziłem Świąt Bożego Narodzenia.
Dokładnie trzy lata temu, w ten magiczny dzień straciłem wszystko co było dla mnie tak ważne.
Brzmi idiotyczne, prawda? Jednak taka jest prawda.
Straciłem przyjaciółkę, rodziców i chłopaka.
Tak, miałem chłopaka.
Możecie się śmiać, ale taka jest prawda. Jakoś nigdy nie kręciły mnie dziewczyny.
Przymknąłem oczy.
Jesteście ciekawi jak się czułem po ich utracie?
Sam nie wiem ile dni straciłem płacząc w poduszkę.
Było mi ciężko. Zostałem całkiem sam. Nadeszła samotność.
Samotność to dziwna rzecz. Zakrada się cicho i niepostrzeżenie. Siada obok ciebie w ciemności. Głaszcze cię po włosach, kiedy śpisz. Owija się wokół twojego ciała i zaciska się tak mocno, że zamiera twój puls, choć krew płynie coraz szybciej...
Wiecie co wam jeszcze powiem o samotności?
Jest to najgorszy rodzaj umierania... Bez bólu fizycznego, długotrwały i perfekcyjnie wyniszczający.
Miałem już tego wszystkiego dość.
Właśnie dlatego tu jestem.
Jestem tu po to, aby zakończyć to raz na zawsze.
Zatrzymać moje cierpienie...
Nikt się nawet pewnie nie przejmie moją śmiercią.
Nie ma kto...
Zacisnąłem lewą dłoń znajdującą się w kieszeni i poczułem, że coś się tam znajduje.
Wyciągnąłem karteczkę z kieszeni i ujrzałem zdjęcie sprzed trzech lat. Zdjęcie na którym ciemnowłosy chłopak mocno mnie obejmuje, a ja lekko zaciskam swoje dłonie na jego dłoniach. Spojrzałem na fotografię ze złością.
Zostawiłeś mnie Cole... Pozwoliłeś mi się stoczyć...
Spojrzałem na zdjęcie ostatni raz i zrzuciłem je na ulicę.
♡♡♡
~Trzy Lata Wcześniej~
- To okropne! - Spojrzałem w jego czarne jak noc oczy.
- Wiem, Jay. Wiem.
- Obiecujesz, że będziesz do mnie pisał?
- Codziennie, Piorunku.
- I będziesz dzwonił?
- Co godzinę.
Mocno objąłem, wyższego chłopaka, swoimi rękami.
Miałem spędzić prawie cały rok bez niego...
Chłopak również mnie przytulił, a ja zaciągnąłem się jego zapachem.
- Muszę już iść, Jay... Samolot czeka.
Westchnąłem cicho i spuściłem głowę. Po policzku spłynęła mi łza.
- Ej... - Cole chwycił mój podbródek i spojrzał mi w oczy, wycierając łzę. - Nie płacz... Zobaczymy się niebawem... - Mówiąc to pocałował mnie w czoło i pognał na samolot.
Odprowadziłem wzrokiem sylwetkę mojego chłopaka, biegnącego w stronę samolotu.
Miał jechać na rok do rodziców. Do Hiszpanii. Nie znam szczegółów, ale podobno jakiś kryzys rodzinny.
Kiedy całkiem zniknął mi z oczu wsadziłem dłonie do kieszeni i udałem się w stronę domu.
Mieszkałem w centrum miasta, dlatego mój dom był bardzo blisko.
Smutne myśli związane z Cole'm szybko odpłynęły, bo to dziś miałem spędzić Święta Bożego Narodzenia z najbliższymi mi osobami.
Z moimi rodzicami i moją jedyną przyjaciółką - Nyą Smith.
Nigdy nie miałem przyjaciół, aż do czasów gimnazjum.
To tam poznałem Nyę.
Była mi bardzo bliska.
Ona pierwsza zaakceptowała, że jestem innej orientacji i zacząłem chodzić z Cole'm.
Wszedłem do mojego mieszkania i ściągnąłem kurtkę, sweter, buty i spodnie zostając przy tym w samych bokserkach.
Udałem się do pokoju, gdzie założyłem przygotowany już wcześniej strój na dzisiejszą uroczystość.
Kiedy byłem już gotowy, wyciągnąłem z szafy prezenty, które kupiłem rodzicom i Nyi.
Prezent dla Cole'a podarowałem wczoraj.
Urządziliśmy sobie wspólne Święta.
Podarowałem mu piękny wisiorek.
W środku było nasze zdjęcie.
Możecie się śmiać, że biżuteria jest dobra dla kobiet, ale Cole'owi spodobał się prezent.
Powiedział, że będzie go zawsze nosił przy sobie.
Usiadłem przy stole i zacząłem wyczekiwać na moich gości.
Minęła godzina...
Później druga...
Zacząłem się poważnie niepokoić.
Nya miała podjechać po moich rodziców.
Może coś było nie tak?
Już chciałem zadzwonić do niej i zapytać dlaczego tak długo ich nie ma, jednak właśnie wtedy zadzwonił do mnie numer mojej mamy.
Uśmiechnąłem się i odebrałem.
- Cześć, mamo. Gdzie jesteście? - Spytałem.
- Dzień dobry... - Odezwał się głos obcego mężczyzny. - Pan Walker?
- Tak? Czy coś się stało? - Moje serce zaczęło bić szybciej.
- Tak... Nie mamy zbyt dobrych wiadomości...
♡♡♡
To było dokładnie trzy lata temu.
Moi rodzice i Nya zginęli w wypadku samochodowym.
Na myśl o tym wspomnieniu do moich oczu zaczęły cisnąć się łzy.
Spytacie co z Cole'm?
Nie zadzwonił.
Nie napisał.
Nie wrócił.
Poczułem się bezradny...
Zacząłem płakać i wpatrywać się w gwiazdy, zupełnie jakbym szukał w nich ratunku.
Spojrzałem w dół.
Wysoko...
- Nie skacz. - Usłyszałem za sobą wysoki głos należący do mężczyzny.
Momentalnie odwróciłem się w stronę tajemniczej postaci.
- Cole... - Nie mogłem uwierzyć własnym oczom.
- Jay odsuń się od tej przepaści... - Spojrzał w moje zapłakane oczy.
- Nie podchodź! Bo skoczę! - Krzyknąłem.
- Jay...
Poczułem jak strumienie łez płyną po moich policzkach.
- Zostawiłeś mnie Cole... Zostawiłeś! Pozwoliłeś się stoczyć! Nawet nie zadzwoniłeś!
- Jay... Spokojnie... Pozwól mi to wszystko wytłumaczyć...
- To nie na to pora! Myślisz, że jakieś wytłumaczenia coś zmienią?! Wiesz przez co przechodziłem?! Zdajesz sobie sprawę jak było mi ciężko?!
Odwróciłem się w stronę przepaści i przygotowałem się na skok.
Cole w ostatniej chwili chwycił mój nadgarstek i wsadził mi coś do dłoni.
Obróciłem się w jego stronę i spojrzałem na przedmiot.
- To przecież... Naszyjnik, który Ci dałem... - Szepnąłem.
- Tak. Miałem go przy sobie cały czas...
- A-ale... Dlaczego w takim razie nie zadzwoniłeś... Ani nie wróciłeś po roku...
- Telefon zgubił mi się w czasie podróży... A... Wstyd przyznać... - Podrapał się po karku. - Zapomniałem twojego numeru...
Nadal leciały mi łzy.
- T-to nie jest wyjaśnienie! - Szepnąłem.
- Jay... Ja wiem co czujesz...
- Nie wiesz! Nie wiesz jak to stracić kogoś bliskiego!
- Jay... Umarła mi matka... - Spuścił wzrok. - Dlatego nie wróciłem po roku... Ojcu było strasznie ciężko... Jednak wiem, że źle postąpiłem... Ty też mnie potrzebowałeś... Już jestem...
Nieważne co się teraz stanie... Ale już nie będziesz sam... Już nie jesteś sam... - Szepnął.
Nie wiedziałem co powiedzieć.
Skuliłem się na śniegu i zacząłem płakać.
Cole przytuli mnie, a ja pozwoliłem mu na to.
Zaciągnąłem się jego zapachem.
- Proszę Cię Jay... Zostań ze mną... - Zaczął przeczesywać palcami moje włosy.
Tak mi tego brakowało...
Ciepła drugiej osoby...
♡♡♡
Od wydarzenia kiedy to Cole wrócił do Ninjago City minęły dwa lata.
I tak jak mi wtedy obiecał nie zostawił mnie. Nie opuszczał mnie na krok - co momentami było denerwujące -
Na początku miałem duży dystans do Cole'a i nadal miałem myśli samobójcze, na szczęście z czasem zaczęło stopniowo mi przechodzić.
Jak teraz patrzę na Święta?
Nie nienawidzę już ich.
Są mi obojętne
Z jednej strony przypominają mi o tym, jak straciłem tak bliskie mi osoby...
Jednak z drugiej strony dają mi świadomość, że odzyskałem mojego chłopaka, że już nie jestem sam...
♡♡♡
Wiem, że niektórzy widzieli już ten rozdział wczoraj, jednak pomyliłam się i źle sobie odliczyłam dni XD
Dlatego dzisiaj znowu pojawia się Bruise.
Jutro pojawi się Jaya
Do zobaczenia ;)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro