Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#9 Want You Back

Głośny śmiech Arzaylei rozpruwa wszechobecną ciszę i spokój, dotychczas przerywane jedynie cichym pluskiem wody. Luke zaskoczony odwraca się w jej stronę i posyła jej zdezorientowane spojrzenie.

- Z czego się śmiejesz?- pyta ze zdziwieniem marszcząc brwi.

- Wyglądasz jakby woda miała zaraz zamienić się w kwas i wyżreć ci tą nogę- wskazuje na stopę blondyna, która zawisła w powietrzu w połowie drogi do basenu.

Chłopak mruczy coś pod nosem, wywraca oczami i z lekceważącym prychnięciem zanurza ją na wysokość kostki.

- Ahhh!- błyskawicznie wyciąga nogę z wody i szybko odsuwa się od basenu na bezpieczną odległość.- Dlaczego ona jest tak cholernie zimna?- pyta z pretensją, na co brunetka zaczyna chichotać.

- Wcale nie jest zimna- protestuje.- Po prostu nagrzałeś się na słońcu. Poza tym, nie może być za ciepła, bo przecież chodzi o to, żebyśmy się schłodzili.

Luke jeszcze przez chwilę siedzi niezadowolony z dala od wody, po czym z twarzą wykrzywioną w niepewnym grymasie podchodzi do brzegu basenu. Lepiej zrobić to szybko, inaczej będzie tam stał w nieskończoność i nigdy nie zdecyduje się na zrobienie kroku. Wskakuje do wody, a z jego ust momentalnie wydobywa się krzyk.

- Cholera!- warczy, podczas gdy Arzaylea zwija się ze śmiechu po drugiej stronie basenu. Luke wywraca oczami z irytacją, ale jego ciało powoli przyzwyczaja się do chłodu, który go otula. Po kilku chwilach to zimno staje się nawet przyjemne, czego blondyn nigdy nie przyznałby przed dziewczyną.- Nie śmiej się ze mnie!- mówi chłopak z wyrzutem, ale brunetka nie ma najmniejszego zamiaru go słuchać. Blondyn prycha z ustami wygiętymi w krzywym uśmiechu, po czym podchodzi do Arzaylei na odległość kilku metrów i silnymi ruchami ramion zaczyna zagarniać wodę w jej stronę, tym samym ją ochlapując.

- Wiesz, że już jestem mokra?- dziewczyna unosi brew, ale Luke dalej kontynuuje chlapanie jej, co zmusza ją w końcu do zamknięcia oczu. Arzaylea zaciska mocno powieki, a na jej twarzy widnieje rozbawiony dziecinnym zachowaniem chłopaka uśmiech. Stoi w miejscu, pozwalając by woda dostawała jej się do nosa i ust, aż w końcu blondyn przestaje. Dziewczyna otwiera jedno oko i zakrywając się rękoma upewnia się, że to koniec.

- Jesteś głupi- stwierdza podchodząc do ciężko oddychającego chłopaka i zaplatając ręce wokół jego karku.

Luke uśmiecha się szelmowsko, po czym nawet nie pytając o pozwolenie wpija się w mokre usta Arzaylei. Dziewczyna, z początku lekko zaskoczona, nie odwzajemnia pocałunku. Jednak po chwili wraca do rzeczywistości i z cichym pomrukiem jako wyraz zadowolenia, wsuwa język pomiędzy wargi blondyna. Chłopak z delikatnym uśmiechem na ustach przyciąga brunetkę jeszcze bliżej siebie, nie pozostawiając żadnej przestrzeni pomiędzy nimi, żadnego odstępu pomiędzy ich ciałami.

Skóra Arzaylei jest zimna i Luke czuje to aż za dobrze. Ma wrażenie, że zaraz zamarznie, z otaczającą go z każdej strony chłodną cieczą i lodowatym ciałem dziewczyny przyciśniętym do jego ciała. Wzdycha jednak cicho, gdy namiętny pocałunek rozgrzewa ich oboje. Chce przyciągnąć brunetkę jeszcze bliżej siebie, ale zdaje sobie sprawę, że to niemożliwe. Błądzi dłońmi po jej mokrym ciele, zaciska palce na jej pośladkach a następnie na udach. Arzaylea, wiedząc o co prosi Luke, owija nogi wokół talii blondyna, przez co znajduje się na poziomie wyższym niż on. Kładzie dłonie na jego policzkach i ściska je lekko, na co z ust blondyna wydobywa się pomruk zadowolenia. Przygryza lekko dolną wargę dziewczyny, ale ta nagle przerywa pocałunek i odsuwa się od niego. Delikatnie gładząc kciukami policzki chłopaka błądzi wzrokiem po jego twarzy, po jego błękitnych jak ocean oczach, pełnych ustach, lekkim zaroście i ściągniętych w zdziwieniu brwiach.

- Kocham cię- mówi cicho Arzaylea, jakby bała się, że jeżeli choć trochę podniesie głos, jej wyznanie dotrze do niepożądanych uszu, nieprzeznaczonych do tego, by słuchać. Ale są tylko oni dwoje i nawet, jeśli ktoś inny zaszczyciłby ich swoją obecnością, są tak w siebie zapatrzeni, że nawet by tego nie dostrzegli. Jakby nagle świat przestał mieć znaczenie i liczyła się tylko jedna osoba, która codziennie wywołuje na twarzy uśmiech, doprowadza do śmiechu, powoduje przyjemny ucisk w brzuchu i ciepło w sercu.

Luke chce odpowiedzieć, ale Arzaylea nie czekając na jego reakcję ponownie łączy ich wargi. Zaskoczony blondyn cofa się kilka kroków i chwieje się lekko, usiłując utrzymać równowagę z dziewczyną w ramionach. Traci oparcie pod nogami.

Wpadają do zimnej wody, nie przerywając pocałunku. Ciecz zamyka się nad ich głowami, dostaje się do ust i nosa, ale oni dalej nie odrywają się od siebie, spleceni w ciasnym uścisku. Bańki powietrza wylatują na powierzchnię, podczas gdy oni po raz kolejny się w sobie zatracają, nie zaprzątając sobie głowy brakiem powietrza, który coraz bardziej zaczyna im doskwierać.

W końcu, gdy ich płuca zaczynają płonąć od braku tlenu, oboje wynurzają się z wody, gwałtownie i łapczywie łapiąc hausty powietrza i z ulgą je przyjmując.

- Jesteś szalona- śmieje się Luke, patrząc na Arzyale'ę z iskierkami w oczach.

- Nie mniej niż ty- prycha rozbawiona dziewczyna i posyła mu wesołe spojrzenie.

Blondyn uśmiecha się lekko, obserwując jak brunetka oddala się w stronę brzegu, a następnie łapie się skraju basenu, by łatwiej było jej się utrzymać w wodzie. Jest od niego niższa i to znacznie, bo nie dorasta mu nawet do podbródka, przez co ma małe problemy z sięgnięciem dna i jednoczesną możliwością oddychania.

Luke powoli stawiając kroki zbliża się do dziewczyny, a gdy jest już od niej na wyciągnięcie ręki, opiera ciężar swoich dłoni na jej barkach. Nachyla się, tak, by jego usta znalazły się na poziomie jej ucha.

- Może mały masaż?- proponuje szeptem, delikatnie muskając wargami jej szyję. Brunetka odchyla głowę do tyłu dając mu lepszy dostęp.

- Z przyjemnością- uśmiecha się.

Chłopak zaczyna wprawnie uciskać mięśnie na jej plecach i barkach, jednocześnie nie potrafiąc oderwać od Arzaylei wzroku. Obserwuje jej łopatki, po których spływają pojedyncze kropelki wody, sunące po jej rozgrzanym ciele. Zawiesza wzrok na jasnych piegach, pokrywających ramiona i górną część pleców dziewczyny. (i remeber the freckles on your back) Wyglądają trochę, jakby to promienie słońca odbijały się od jej śniadej skóry, tworząc ten efekt. Luke przyciska wilgotne wargi do jej karku, powoli sunąc pocałunkami niżej, przez ramiona i plecy, zostawiając za sobą mokry ślad na jej czystej skórze.

Szybkim ruchem odwraca dziewczynę przodem do siebie i zachłannie wpija się w jej usta, mocno ściskając jej policzki i przytrzymując brunetkę w jednym miejscu.

Jest słońcem, a on księżycem. Jej dobroć i miłość dla innych jest tak wielka, że niczym promienie oświetla i daje ciepło znajdującym się w pobliżu planetom. A on odbija jej blask, przez co może się wydawać, że również świeci, ale nie. To jej dobroć jest w nim. Ona nie wyrosła w nim sama. To Arzaylea posiała ziarenko, opiekowała się nim i pielęgnowała aż zaczęło rosnąć, aż wykiełkowało, dojrzało, dało kwiat i wreszcie owoc.

Jest domem, do którego zawsze można wrócić i który zawsze cię przyjmie. Ugości cię z szerokim uśmiechem rozjaśniającym twarz. Kiedy patrzy na jej piękną twarz ma wrażenie, jakby patrzył na ścianę pokrytą zdjęciami, bo gdy ją widzi, do głowy momentalnie napływają mu tysiące wspomnień, zwalając go z nóg swoim pięknem i prawdziwością. Kocha swój dom.

Jest herbatą, rozgrzewającą w nawet najzimniejsze dni, przynoszącą ukojenie i ulgę, odganiającą złe myśli i poczucie bezsensu. Przynosi ze sobą wiarę, że to co robi ma jakieś znaczenie, że jest potrzebny, że ktoś go chce, że ktoś go pragnie, że ktoś go potrzebuje i go kocha.

Jest jego.

A on jest jej, bo oddał jej serce, a ona ze łzami w oczach je przyjęła i oddała mu w zamian swoje wierząc, że się nim zaopiekuje i go nie wykorzysta.

Przewietrzenie się w przeddzień ich pierwszego koncertu mającego rozpocząć europejską część trasy było kompletnie tragicznym w skutki pomysłem. Zwłaszcza, że wiedział jak kapryśna czasem potrafi być europejska pogoda. Jednak kompletnie nie zawracając sobie tym głowy, powoli ale wytrwale przemierzał ulice Glasgow, nawet nie zastanawiając się nad tym gdzie konkretnie się kieruje.

Przed siebie. Byle dalej od przeszłości. Wzrok ma wbity w chodnik, a jego stopy szurają, gdy Luke nie ma siły nawet na to, by unieść je wystarczająco wysoko nad ziemię. Ostatnie spotkanie Arzaylei totalnie go rozwaliło. Czuje się, jakby coś go pożarło, poćwiartowało na drobne kawałki, a na koniec wypluło, zostawiając go samemu sobie. Nie obchodzi go już nic oprócz serca, powoli zamieniającego się w twardą, bezuczuciową skałę. Czuje, jak ciąży mu w piersi, jak ciągnie go w dół, jak chce go ściągnąć na dno, ale Luke na to nie pozwoli. Nie ponownie. Jego serce może stać się bezużyteczną bryłą, nie potrafiącą kochać i czuć, ale nie pozwoli, aby ono po raz kolejny zrobiło z niego wrak.

Jego klatka piersiowa gwałtownie zderza się z kimś, przez co musi zrobić parę kroków do tyłu, by utrzymać równowagę. Niestety, druga osoba nie ma tyle szczęścia. Zakłopotany chłopak wyciąga rękę w stronę zdezorientowanej dziewczyny leżącej na ziemi. Nieznajoma unosi głowę, by spojrzeć na Luke'a, a jej oczy momentalnie rozszerzają się w przerażeniu.

-Luke?

-Arz?

Blondyn czuje jak tonie. Jak woda wypełnia mu płuca, czyniąc tak prostą czynność jak oddychanie skrajnie trudną czy wręcz niemożliwą. Wbija niedowierzający wzrok w dziewczynę powoli podnoszącą się z ziemi i otrzepującą spodnie z brudu i kurzu.

- Arz...- zaczyna, ale wszystkie inne słowa nagle więzną mu w gardle.

Brunetka szybko podnosi się z ziemi, ignorując wyciągniętą rękę chłopaka. Widząc to, blondyn gwałtownie cofa dłoń, usiłując ukryć zranione spojrzenie. Arzaylea spogląda na niego zagubiona i odwraca się z zamiarem odejścia jak najdalej.

- Proszę, zaczekaj!- woła za nią zdesperowany Luke. Wcześniej od niej uciekał, a teraz ją goni. Jest dokładnie tak samo niezdecydowany jak była ona. W kilku długich krokach znajduje się przy dziewczynie i owijając palce wokół jej nadgarstka, zmusza do zatrzymania się.- Błagam, porozmawiajmy!- prosi, gdy wściekła Arzaylea usiłuje wyrwać się z jego stanowczego uścisku. Ciągnie brunetkę kilka kroków dalej i przypiera wyrywającą się dziewczynę do drzewa. Krzywi się, gdy jej plecy mało delikatnie uderzają o twardą korę.

Czuje pojedyncze krople opadające na jego rozgrzaną skórę, a ich ilość z każdą sekundą zwiększa się. Nie zwraca na nie uwagi, skupiając się zamiast tego na dziewczynie, która pokonana stoi pod drzewem i czeka na to, co chłopak ma jej do powiedzenia.

- Proszę tylko o chwilę rozmowy- błaga z desperacją wymalowanej na twarzy poznaczonej spływającymi po niej kroplami. Wilgotne kosmyki przyklejają mu się do czoła i skręcają jeszcze bardziej niż zwykle, a włosy Arzaylei, zawsze tak starannie ułożone i wyprostowane, teraz zawijają się lekko na końcach.

Patrzy na jej twarz, wykrzywioną w grymasie wściekłości ale doskonale widzi w jej czekoladowych oczach tę niepewność i lekki strach.

- Błagam, daj mi wyjaśnić- prosi. Marszczy brwi, jest zmartwiony i zdenerwowany. Gdzie się podziała jego pewność siebie?

- Sądzę, że nie ma tu już nic do wyjaśniania- prycha opryskliwie brunetka i gwałtownym ruchem wyrywa dłoń z ręki blondyna, którą do tego czasu trzymał.

- A ja sądzę, że doskonale wiesz, jakie były motywy mojego zachowania- zbliża usta do jej policzka i delikatnie go muska, przejeżdżając po nim ciepłymi, mokrymi od deszczu wargami. Wilgotne ubrania lepią mu się do skóry, a jasna bluzka Arzyalei zaczyna niebezpiecznie prześwitywać, ukazując zdecydowanie za dużo, w zdecydowanie złym momencie.

- Co nie znaczy, że to co zrobiłeś, było słuszne- głos brunetki ledwie przebija się przez szum kropel z łoskotem uderzających o ziemię.- Bardzo dobrze wiedziałeś, że zawsze bałam się właśnie samotności i opuszczenia- mówi przez zaciśnięte wargi.- A mimo to postanowiłeś kompletnie olać to, jak się poczuję i odszedłeś. Jesteś pierdolonym egoistą, zawsze tak było- prycha rozdrażniona.

Chłopak czuje, jak łzy pod powiekami. Oczy pieką od usilnie powstrzymywanego płaczu. Szybko mruga, usiłując odpędzić to uczucie, ale właśnie wtedy pojedyncze krople zaczynają uciekać, powoli sunąc po policzkach i mieszając się z deszczem. (is it tears or just a fucking rain?) Maskara Arzaylei spływa jej po twarzy, ale minę dalej ma zaciętą. Luke wie, że nie płacze. To tylko deszcz zniszczył jej idealny makijaż.

- Błagam cię, daj mi drugą szansę- Luke pada przed nią na kolana i wtula się w drobne ciało brunetki, opierając czoło o jej twardy, wyćwiczony brzuch. Pewnie moczy jej koszulkę, ale jakie to ma znaczenie, kiedy i tak jest już cała mokra?

Dziewczyna stanowczo odsuwa się od niego.

- Ty nigdy się nie zmienisz, Luke- spogląda na niego z góry, usiłując ukryć zranienie za maską gniewu. (you tell me i won't ever change so i just say nothing) Wydyma usta niezadowolona i chce uwolnić rękę z uścisku chłopaka, w którym ponownie ją zamknął. Blondyn milczy, ale nie pozwala jej się odsunąć. Wbija w nią pełne łez oczy, patrząc na nią wzrokiem, który nie pozwala jej się ruszyć. Powoli przesuwa dłoń po jej ciele, jakby chciał ostatni raz zapamiętać jej kształt, ciepło jej skóry. Wiatr szarpie nimi, prawie wyrywając mu Arzayle'ę z rąk. Przyciąga jej dłoń do swoich ust i zaczyna składać delikatne pocałunki na opuszkach jej palców, knykciach i wewnętrznej stronie dłoni.

- Nie ważne dokąd pójdę, zawsze będę chciał cię z powrotem. Nie ma znaczenia, jak długo cię nie będzie, zawsze będę chciał cię z powrotem. I nawet kiedy mówię, że ruszyłem dalej, to wciąż dla ciebie śnię (no matter where i go i'm always gonna want you back. no matter how long you're gone i'm always gonna want you back. even when i say i moved on, yeah i still dream for you)- szepcze ledwo słyszalnie, ale brunetka i tak wzdryga się na słowa piosenki.

- Każdej nocy śnię o szczęśliwym zakończeniu dla nas, razem, ale wiesz, Luke- zaciska palce na jego dłoni i siłą odrywa ją od swojego ciała- życie to nie sen.- Patrzy na niego z żalem, a blondyn widzi łzę szybko spływającą po jej miękkim, zaróżowionym z zimna policzku. Chłopak wyciąga rękę w stronę dziewczyny, gdy ona odwraca się i odchodzi, kolejny raz zostawiając go samego na polu bitwy.

On opuścił ją tylko raz, a konsekwencja jest taka, że teraz to ona odchodzi od niego w nieskończoność.

***

Z niechętnym jęknięciem przewraca się na drugą stronę, a jego ręka opada ciężko na prawą stronę łóżka. Zaciska dłoń na zimnej kołdrze i gwałtownie podrywa do góry głowę, gdy czuje, że- nie licząc jego- łóżko jest puste. Przez chwilę rozgląda się nierozumiejącym wzrokiem po pokoju, szukając rozbawionego spojrzenia Arzyalei czy jej figlarnego uśmiechu, ale zaraz opada z powrotem na poduszki z przeciągłym westchnięciem.

(cause you know, every morning i wake up, yeah i still reach for you)

Kolejny raz ten sam sen, kolejny raz ta sama nadzieja i to samo rozczarowanie. Ile jeszcze czeka go poranków, nim ta tortura się skończy? Kiedy jego pierwszą myślą po obudzeniu się nie będzie brunetka, o której już dawno powinien zapomnieć i wyrzucić z głowy? Chciałby nie czuć tego rozczarowania na każde rozpoczęcie dnia. Chciałby budzić się z jej zapachem w nozdrzach i jej włosami w ustach, byleby tylko była obok. Chciałby przestać rozkładać wszystko na czynniki pierwsze i zastanawiać się, w którym momencie coś poszło źle. (all i think about is where i went wrong) Ale prawda jest taka, że Luke tak już do tego przywykł, że bez codziennego rozmyślania o jej jedwabnej skórze czułby się nie w porządku. Tak jakby fakt, że doprowadził do ich rozpadu miał być dowodem na to, że zasłużył na wszystko, co go spotyka.

Teraz sentencja 'kochać to niszczyć, a być kochanym to zostać zniszczonym' nabiera dla niego zupełnie nowego znaczenia. Dopiero teraz rozumie, co to znaczy zostać zniszczonym przez miłość. Choć jeśliby się nad tym głębiej zastanowić, to wcale nie miłość go zniszczyła. Zrobiła to samotność, brak drugiej osoby i desperacka nadzieja, której Luke trzymał się jak ostatniej deski ratunku. A teraz deska zaczęła nabierać wody niczym gąbka i Luke, choć rozpaczliwie usiłował utrzymać się na powierzchni, zaczął tonąć wraz z nią, niezdolny poradzić sobie sam.

Czy skoro nadzieja umiera ostatnia, to znaczy, że nic już mu nie pozostało? Bo właśnie tak się czuje. Wypruty ze wszystkiego, jakby każda pojedyncza rzecz jaką kiedykolwiek posiadał, została mu brutalnie wydarta i odebrana. A jeśli nic mu już nie zostało, czy to znaczy, że zbliża się koniec? Jeśli tak, Luke będzie za niego dozgonnie wdzięczny. Ma już dość biernego przeżywania każdego dnia, zmuszania się do uśmiechu na widok fanów, zdzierania gardła na koncertach, które wcale nie poprawiają mu jego nędznego humoru. Ma dość ciągłego powtarzania sobie, że to jeszcze nie koniec, bo na końcu przecież wszystko jest dobrze i wszyscy są cholernie szczęśliwi, i wcale nie mają ochoty rzucić się pod każdy przejeżdżający obok samochód.

Przestał już ufać samemu sobie, (lately i don't trust my brain) po tych wszystkich obietnicach i wmawianiu sobie, że się poprawi, polepszy, że znajdzie się kolejna dziewczyna, która znów poruszy jego serce i sprawi, że na każdy jej widok ono będzie gwałtownie szarpać się w jego piersi, usiłując się wydostać. Ale nie jest w stanie wyobrazić sobie siebie kroczącego przez park, z ramieniem owiniętym wokół talii jakiejś innej brunetki, której włosy mają minimalnie jaśniejszy odcień, są odrobinę zbyt długie czy zamiast układać się idealnie prosto, delikatnie podwijają się na końcach, z dłonią w innej, ciepłej dłoni, której nie ma potrzeby ogrzewać ciepłem własnego ciała. Nie potrafi zobaczyć oczyma wyobraźni siebie muskającego zbyt wąskie i blade wargi, zaciskającego palce na zbyt delikatnej skórze, wpatrującego się z uczuciem w brązowe tęczówki pozbawione tego czekoladowego ciepła i jasnych plamek tuż przy źrenicy czy wsłuchującego się w zbyt głęboki głos. Po prostu nie umie myśleć o tym, że mógłby zacząć darzyć uczuciami kogokolwiek innego, tym samym pozwalając Arzaylei stać się jedynie pięknym, jednak wciąż tylko wspomnieniem. Jak mógłby się przyzwyczaić do innego smaku warg, innego zapachu perfum i brzmienia głosu?

Przecież wtedy jego szczęście nie brzmiałoby już nigdy tak samo.

•••

kurewsko długo mnie nie było, wiem
okropnie długo zajęło mi pisanie tego rozdziału, wiem
ale mimo wszystko i tak wyszedł chujowy, tak, to też wiem
mam nadzieję, że następny będzie lepszy, ale pisanie 9. to był dla mnie początkowo istny koszmar

przepraszam, obiecuję że następny będzie o wiele szybciej

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro