#5 If Walls Could Talk
Luke w końcu zbiera się w sobie i łapie za klamkę. Drugą dłoń zaciska na rączce wielkiej walizki dotrzymującej mu towarzystwa niczym wierny pies. Ostatni raz odwraca wzrok w stronę mieszkania, które okupował przez prawie trzy poprzednie lata. Wzdycha głęboko, ale nie żałuje tego, że jest zmuszony wyjechać. Zaczyna kolejny rozdział w życiu, choć właściwie powinien powiedzieć, że ten rozdział zaczął się już jakiś czas wcześniej, kilka miesięcy przed wydaniem Youngblood.
Chłopak omiata wzrokiem mieszkanie.
Gdyby te ściany mogły mówić...
Śmieje się pod nosem bez krzty wesołości. Właściwie to czuje dziwną melancholię. Przez tyle miesięcy barykadował się w tym miejscu, odcinając się od świata, od ludzi, od życia. Marząc o tym, by zniknąć. Nie, nie umrzeć. Tyle ludzi mawia, że marzy o śmierci, ale to bujdy. Tak naprawdę chcieliby jedynie zniknąć, z cichym puf, bezboleśnie, niczego się nie spodziewając. W jednej chwili jesteś, w drugiej cię nie ma. Przestajesz istnieć, a co za tym idzie, przestajesz być, przestajesz czuć, przestaje cię obchodzić. Jakbyś odciął scyzorykiem wszystkie swoje przywiązania, wszystkie rzeczy, na których kiedykolwiek ci zależało, a które mogły roztrzaskać ci serce na kawałki. Bo to o to chodzi- gdyby nic cię nie obchodziło, twoje serce nie łamałoby się, nie dałoby się na nim zauważyć nawet maleńkiej ryski. Ale nie da się tak po prostu wyłączyć uczuć, jednym kliknięciem, naciśnięciem odpowiedniego przycisku. Dlatego emocje przelewamy na papier, wplatamy w muzykę, wydmuchujemy z dymem papierosowym, wydalamy z nadmiarem alkoholu, wyrzucamy za pomocą krzyku. Właśnie tak się ich pozbywamy. Bo nie potrafimy trzymać ich w sobie, bo wiemy, że rozsadziłyby nas od środka, bo pociągnęłyby nas na dno. I może podnieślibyśmy się, ocierając krew spod nosa rękawem, ale może rozbici leżelibyśmy na brudnej ziemi w kałuży porażek, niezdolni do walczenia w kolejnej walce.
Luke podejmuje decyzję. Odwraca się i wychodzi, tym razem już się nie oglądając. Wie, że byłoby jeszcze ciężej.
Nie ma pojęcia, czemu nie czuje tego podekscytowania wypełniającego serce i zmuszającego płuca do szybszej pracy, które towarzyszyło mu przy rozpoczęciu poprzednich tras. I to nie tak, że w ogóle nie cieszy się na myśl o lada moment rozpoczynającym się Meet You There Tour. Po prostu jego entuzjazm przykrywa płachta strachu o samego siebie. Tak, Luke się boi. Przeraża go to, że mógłby nagle w środku koncertu zbiec ze sceny ze łzami w oczach lub, co gorsza, paść na kolana bez wcześniejszego wyjścia i zapłakać gorzko. Nie darowałby sobie tego. Wiedziałby, że spieprzył. Że zawiódł chłopaków, całą ekipę, a co najważniejsze fanów, którzy przebyli zapewne setki kilometrów tylko po to, by móc go zobaczyć. Jego- żałosnego chłopca, który nie potrafi sobie ze sobą poradzić i podnieść się z kolan.
Blondyn marszczy brwi. Zmusza się do zmienienia nastawienia. Na jego ustach pojawia się fałszywy, ale wciąż mylący innych uśmiech. Uśmiech prawie nie dosięgający oczu. Ale kogo to obchodzi, dopóki jest on przyklejony do jego twarzy? No właśnie, nikogo.
Uśmiech na jego ustach delikatnie się poszerza, gdy Arzaylea po raz kolejny tego popołudnia zaczyna się wiercić.
- Dlaczego nie możesz usiedzieć przez chwilę spokojnie?- pyta, nie otwierając oczu.
Brunetka wzdycha głęboko.
- Nudzi mi się- wyznaje w końcu.
Luke unosi się na łokciach i przez kilka minut zajmuje się swoim telefonem. Po chwili z dużego, czarnego głośnika stojącego przy biurku zaczynają płynąć pierwsze dźwięki muzyki. Blondyn opada z powrotem na łóżko, tuż obok dziewczyny, która wtula się w jego bok i owija swoje ręce wokół jego pasa. Chłopak uwielbia czuć jej gorące ciało tak blisko swojego, mieć świadomość, że są tylko we dwójkę, wywołując na swoich twarzach uśmiechy, przyjemne łaskotanie w brzuchu i uczucie pustki w głowie.
Arzaylea splata swoje palce z jego. Uszy wypełniają im spokojne dźwięki muzyki odprężające ciało i spowalniające wartki potok myśli.
Blondyn, gdyby tylko mógł, zatrzymałby czas właśnie w tym momencie. Kiedy nic nie wywołuje w nim destrukcyjnego uczucia wściekłości, kiedy kły samotności nie wbijają się w jego mięśnie, kiedy czuje się zwyczajnie spokojny, szczęśliwy, potrzebny i, co najważniejsze, kochany. Kochany przez osobę, którą on sam kocha.
- Owinęłaś mnie sobie wokół palca, wiesz?-otwiera oczy i zatapia spojrzenie w drobnej brunetce leżącej obok niego.- Przysięgam, że byłbym w stanie zrobić dla ciebie wszystko- szepcze, muskając płatek jej ucha wargami.
Brunetka drży w odpowiedzi na jego dotyk.
- Nie wyobrażam sobie siebie bez ciebie obok- odwdzięcza się Arzaylea.- Wypełniasz moje myśli nawet, kiedy jesteś na drugim końcu miasta. Uzależniłeś mnie od siebie- jej oddech przyśpiesza, gdy usta blondyna odnajdują miejsce na jej szyi. Odchyla głowę do tyłu, jednocześnie zamykając oczy i wzdychając głośno.- Nawet gdybym chciała, nie mogłabym się od ciebie uwolnić.
- Co ty ze mną robisz, kochanie?- pyta Luke. Unosi się lekko, chcąc zająć miejsce tak blisko brunetki, jak to możliwe. Arzaylea udaremnia jednak jego plany i opierając dłoń na jego piersi, popycha go z powrotem na materac. Blondyn poddaje się temu, pozwalając, by dziewczyna usiadła na jego biodrach, a następnie wtuliła się w niego, wczepiając się w niego jak mała małpka. Patrzy lekko zaskoczony na głowę brunetki opartą na jego piersi, po czym wzdycha teatralnie, co dziewczyna taktownie ignoruje. Luke rozbawiony wywraca oczami, czego Arzaylea nie widzi. Wplata palce w miękkie włosy dziewczyny i delikatnie je przeczesuje, co spotyka się z aprobującym mruknięciem dziewczyny.
- Możemy trwać w ten sposób wiecznie- stwierdza cicho dziewczyna.- Tylko ty i ja, nasze ciała obok siebie, wygodne łóżko pod nami- chichocze- i muzyka, która nas otacza. Tak mogłaby wyglądać moja codzienność- wyznaje.
- Wiesz, że to nierealne- wzdycha z żalem Luke.- Ale moje marzenia są bardzo podobne do twoich. Ja, ty i muzyka. Tak mogłoby wyglądać niebo- wydusza z lekko ściśniętym gardłem. Spogląda kątem oka na brunetkę, nie będąc pewnym, jak zareaguje na jego słowa. Strach lekko ściska mu gardło, sprawiając trudności z oddychaniem, a niepokój powoduje, że jego mięśnie się napinają.
Arzaylea chichocze.
- Nie wiedziałam, że można mieć z kimś tyle wspólnego- mówi w końcu, na co kilkutonowy kamień znika z piersi Luke'a.
- Nazywamy takie osoby bratnimi duszami- żartuje Luke, na co dziewczyna marszczy brwi.
- Nie, to nie to- kręci głową w zamyśleniu.- Strasznie mnie do ciebie ciągnie. Nie rozumiem tego, wydawało mi się niemożliwe, żeby kogokolwiek mogła łączyć tak silna więź, ale... bratnie dusze to niedopowiedzenie- śmieje się przykładając dłoń do ust.
Luke prycha zirytowany, po czym stanowczo łapie za nadgarstek i przyciąga go do swojej klatki piersiowej.
-Masz piękny uśmiech- patrzy w zdziwione oczy Arzaylei.- Nie mogę patrzeć, jak za każdym razem go zakrywasz- mówi, jednocześnie nakierowując jej dłoń na środek swojej klatki piersiowej, na miejsce położenia serca.- Czujesz? Jego bicie przyspiesza, gdy tylko na twoich ustach pojawia się choćby maleńki uśmiech- szepcze. Zamyka małą, zmarzniętą dłoń Arzalei w swojej, chcąc ją ogrzać.- A ty go zakrywasz. Dlaczego?
Brunetka wyrywa rękę z uścisku chłopaka i na powrót kładzie się na nim, uprzednio okrywając ich kocem.
- Chcę, żebyś pokazał mi utwory, które mają dla ciebie znaczenie. I które wywołują w tobie emocje- prosi, a Luke chwyta za komórkę.
Przez chwilę zastanawia się, który z utworów chodzących mu po głowie będzie odpowiedni. Coś spokojnego? Czy może coś bardziej z pazurem? Coś sprawiającego, że łzy napływają do oczu, czy raczej podnoszącego na duchu?
W końcu podejmuje decyzję. Wybiera piosenkę, której pierwsze dźwięki opuszczają głośnik.
Legends Are Made.
Piosenka, która go podniosła.
Wzrok Ashtona co chwilę ucieka w stronę Luke'a, siedzącego na miejscu obok. Gdy po raz kolejny nie potrafi się powstrzymać, spomiędzy warg blondyna ucieka stłumione prychnięcie.
- Myślisz, że tego nie widzę?- pyta rozbawiony i rozdrażniony jednocześnie. Otwiera jedno oko i patrzy na przyjaciela wymownie.- Nie jestem małym dzieckiem, którego trzeba pilnować dwadzieścia cztery godziny na dobę. Potrafię funkcjonować jak człowiek- wypuszcza powietrze z irytacją.
- Wiesz, czasem jednak zachowujesz się jak małe dziecko- wtrąca Ashton, nie dając się zastraszyć ciskającym pioruny spojrzeniem blondyna.- Przykładowo, kiedy masz w dupie czynności niezbędne do życia, takie jak jedzenie i picie, higiena czy ruch.
- O co ci chodzi do cholery?!- Luke mimowolnie podnosi głos.- Jest ze mną lepiej, tak czy nie?- rzuca Ashtonowi spojrzenie pełne wyrzutu i kontynuuje, nie czekając na jego odpowiedź.- Ruszyłem dalej. Napisałem sam połowę albumu. Włożyłem w niego wszystkie swoje uczucia. Staram się żyć w miarę normalnie. Zacząłem dbać o to jak wyglądam. Zacząłem biegać. Staram się ruszyć dalej, Ash! Nie widzisz tego?- spogląda na niego zaszklonymi oczami.
- Luke, dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi. Luke, proszę... Luke...- szatyn nie wie co robić. Niepewnie owija swoje muskularne ramiona wokół przyjaciela.- Luke, dobrze wiesz, że nie o to mi chodziło- wzdycha.- Po prostu się o ciebie martwimy, wiesz?- przerywa.- Chcemy dla ciebie jak najlepiej. Widzimy, że się starasz, i nie masz pojęcia o ile lepsze jest to od oglądania cię w rozsypce i bez chęci do życia.- Próbuje spojrzeć przyjacielowi w oczy, jednak blondyn ucieka wzrokiem i nie dopuszcza go do siebie. Zamyka się w sobie.
Z jego ust wydobywa się szept:
- We'd fall from grace... Nasza chwała upadła...
Ashton patrzy na niego z przerażeniem.
- Co ty mówisz, Luke?- zaciska dłonie w pięści.- Życie dopiero się zaczyna... Mamy ledwie dwadzieścia kilka lat, mamy jeszcze tyle do osiągnięcia! Tyle na nas czeka! Nie widzisz tego? Dopiero wspinamy się na szczyt, dopiero dążymy do chwały, która nas czeka, dlaczego tego nie dostrzegasz?
- Nie, Ash, to ty nie dostrzegasz- wzdycha Luke z niemocą.- Nie rozumiesz o co mi chodzi. Kiedy mówiłem o chwale, nie miałem na myśli zespołu, ale mnie i Arzayle'ę. To nasza chwała upadła.- W oczach blondyna błyszczy nadzieja. Nadzieja na zrozumienie. Nadzieja na drugą szansę.- Spadliśmy z najwyższego szczytu. Rozbiliśmy się o ziemię i rozpadliśmy się na kawałeczki, których nie da się już dopasować. Jej kawałki wymieszały się z moimi, dlatego nie potrafię zapomnieć. I nie chcę zapominać. Chcę pamiętać sposób w jaki mnie całowała. Chcę pamiętać jej oddech na moim ciele. Chcę pamiętać jej zapach. Cholera, chcę pamiętać!- krzyczy wzburzony.- Dlaczego wszyscy chcą, bym zapomniał? To nie wspomnienia powstrzymywały mnie od ruszenia dalej. To byłem ja sam- przykłada rękę do piersi.- Ale zrobiłem to. I nie chcę zapomnieć. Proszę, nie wymagajcie tego ode mnie- gorące, gorzkie łzy w końcu spływają po policzkach chłopaka. Z jego gardła wydobywa się żałosny szloch. Ludzie spoglądają ukradkiem na rozbitego blondyna, jedni z ciekawością, inni z niesmakiem. Ashton posyła im wrogie spojrzenie, na co momentalnie odwracają wzrok, a Irwin odwraca się w stronę przyjaciela. Nie zastanawiając się wiele łapie blondyna pod kolanami i w pasie, po czym sprawnym ruchem przenosi na swoje kolana. Luke wtula się w niego niczym w ogromną maskotkę, mając zupełnie gdzieś jak komicznie bądź idiotycznie musi to wyglądać.
Potrzebuje bliskości.
Nieważne, co pomyślą o tym inni.
On po prostu kogoś potrzebuje.
Kogokolwiek.
- Co ty wyrabiasz, Arz?- Luke patrzy na dziewczynę rozbawiony.- Co jest takiego ciekawego w mojej szafie, hm? Chciałbym wiedzieć- spogląda na nią z uniesioną brwią.
Brunetka chichocze.
- Nic wielkiego- uśmiecha się uroczo.- Po prostu uwielbiam twój zapach, a wszystkie twoje ubrania są nim przesiąknięte, więc...
- Chciałaś podwędzić mi ciuchy?- przerywa jej blondyn. Po chwili zaczyna śmiać się jak opętany, zginając się w pół i łapiąc za brzuch.
Dziewczyna patrzy na niego zaskoczona, po czym sama również wybucha śmiechem.
W końcu Luke ociera łzy płynące mu po policzkach i udaje mu się dojść do siebie.
- Skąd ty, do cholery, bierzesz takie pomysły?- kręci głową z niedowierzaniem.- Nie prościej było po prostu zrobić tak?- jednym krokiem niweluje odległość między nimi, po czym zamyka Arzayle'ę w mocnym uścisku, chowając głowę z zagłębieniu jej szyi.
Brunetka wypuszcza spomiędzy warg lekko zduszony śmiech.
- Myślałam o tym, ale po chwili zastanowienia doszłam do wniosku, że kilka twoich koszulek też może się przydać-chichocze.
- A czy ja wyraziłem na to zgodę?- usta blondyna lądują na szyi brunetki, składając mokre pocałunki wzdłuż linii szczęki.- Bo jakoś sobie nie przypominam...
- Nawet nie pomyślałbyś o tym, żeby mi odmówić- Arzaylea uśmiecha się zwycięsko, na co Luke cicho mruczy, mocniej zaciskając dłonie na talii dziewczyny.
- Doskonale o tym wiem, ale ty nie musiałaś- patrzy na nią z udawanym wyrzutem, po czym odstępuje od dziewczyny i zamaszystym ruchem otwiera drzwi szafy.- Proszę- uśmiecha się szarmancko, po czym składa głęboki ukłon.- Wszystko do twojej dyspozycji, panienko- żartuje, wywołując przy tym śmiech Arzyalei.
Dziewczyna zaczyna przekładać sterty ciuchów z jednej na drugą. Przekopuje się przez masę ubrań, aż w końcu część z nich ląduje w kupce na łóżku.
- Zacznijmy od koszulek- brunetka uśmiecha się szelmowsko. Jednym szybkim ruchem ściąga z siebie swój opinający t-shirt, przez co zostaje tylko w koronkowym biustonoszu (co oczywiście w ogóle nie przeszkadza Hemmingsowi). Chwilę patrzy na stertę ubrań z namysłem i ostatecznie łapie pierwszą lepszą sztukę, którą okazuje się być czarna koszulka z logiem Batmana. Arzaylea z łatwością wciąga ją na siebie.
Luke z rozbawieniem patrzy na dziewczynę, która prawie tonie w jego ubraniach.
- Ta będzie idealna jako piżama- stwierdza ona.
- Hej, to moja ulubiona!- protestuje blondyn i próbuje wyrwać swoją własność z rąk brunetki.
- A ta z kolei nada się do chodzenia po domu...- kontynuuje zabawę Arz.
- Zostaw mi chociaż dwie, przecież nie będę cały czas chodził w jednej- naburmuszony chłopak zakłada ręce na piersi.
- Bez przesady, poradzisz sobie- brązowooka puszcza mu oczko, ale widząc brak chęci do żartów ze strony blondyna, podchodzi do niego i oplata go rękami w pasie.
- Kotek, nie gadaj, że się gniewasz...- ściska ramionami talię Luke'a, na co ten wydaje z siebie stłumione jękniecie.- Chyba się na mnie nie obrazisz, co?- patrzy na niego z dołu niewinnym wzrokiem.
Chłopak prycha, ale ostatecznie uśmiecha się lekko pod nosem, obejmując swoją dziewczynę. Jakie jest jego zaskoczenie, gdy brunetka stanowczo wyplątuje się z jego uścisku i kieruje się z powrotem w stronę szafy.
- Jeszcze tylko bluza...- usprawiedliwia się z miną niewiniątka, na co Luke prycha z niedowierzaniem.
- Chyba żartujesz- patrzy na nią.- O nie, przesadziłaś- stwierdza, gdy widzi, że Arzaylea wcale nie robi sobie z niego żartów. Podchodzi do niej szybkim krokiem, po czym sprawnym ruchem przerzuca ją sobie przez ramię i nie zważając na krzyki, piski i protesty dziewczyny, niesie w kierunku łazienki.
- Luke, przysięgam, że jeśli to zrobisz, to przestanę się do ciebie odzywać!- grozi, co blondyn kompletnie ignoruje.- Luke, przes-
Dalsza część wypowiedzi dziewczyny zostaje przerwana, gdy ląduje ona w wannie do połowy napełnionej wodą, przeznaczoną do kąpieli Luke'a.
Arzaylea wynurza się, odgarnia z twarzy mokre włosy przylepione do skóry i patrzy z wściekłością na Luke'a.
- Ja przesadziłam?! JA PRZESADZIŁAM?! Teraz to się, kurwa, doigrałeś!
----------------------------------------------
troszkę krótszy niż zwykle
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro