#4 Ghost Of You
- Mmmphh- z gardła blondyna wydobywają się bliżej nieokreślone dźwięki. Luke z jękiem otwiera powoli jedno oko, a potem drugie, pozwalając jednocześnie jasnym promieniom słońca się oślepić. Niechętnie przewraca się na drugi bok i zastyga, wbijając wzrok w puste miejsce obok siebie. Miejsce, w którym powinna leżeć długonoga brunetka, patrząca na niego zafascynowana.
Blondyn zaciska pięści na pościeli. Przez chwilę ma wrażenie, że kotłujące się w nim emocje go rozsadzą, ale udaje mu się nad sobą zapanować. Zwleka się z miękkiego materaca, który wręcz błaga go, by wrócił i rzucił się na powrót w objęcia Morfeusza, jednak chłopak ma w sobie na tyle dużo silnej woli, że udaje mu się od tego powstrzymać.
Niechętnie powłóczy nogami, które prowadzą go do kuchni. Z widocznym trudem podchodzi do czajnika i wstawia wodę do zagotowania. Potem dotacza się do krzesła i ciężko na nie opada z głębokim westchnięciem. Opiera głowę na dłoni i usiłuje nie zasnąć. Jest jednak tak wykończony, że oczy same mu się zamykają, nad czym blondyn w najmniejszym stopniu nie panuje. Czuje się, jakby poprzedniego dnia bawił się na jakiejś mocno zakrapianej imprezie i przespał mniej więcej dwie godziny. W rzeczywistości położył się spać zaledwie o 0:00. Miał zamiar zrobić to jeszcze wcześniej, ale zabrał się za pisanie kolejnej piosenki do ich trzeciej płyty i zupełnie stracił poczucie czasu. Jednak na jego szczęście Valentine jest już niemal gotowe. Potrzebuje jeszcze tylko opinii pozostałej trójki i ich ewentualnych wskazówek bądź poprawek.
Luke gwałtownie zrywa się z krzesła i zdezorientowany rozgląda się dookoła, słysząc pstryknięcie czajnika informujące, że woda osiągnęła wymaganą temperaturę. Na powrót spokojny i opanowany, podchodzi do szafki z naczyniami i wyciąga z niej pierwszy lepszy kubek. Na chwilę zastyga, widząc przed oczami znajome naczynie z logiem Bon Jovi'ego, tak bardzo przypominające mu Arzayle'ę. Mimowolnie krzywi się, ale stawia je na blacie, wsypuje do niego dwie łyżeczki kawy rozpuszczalnej, zalewa ją wodą i z ociąganiem wraca na swoje poprzednie miejsce przy stole, zdecydowanie za dużym jak na jedną osobę. Zbyt gwałtownie stawia kubek na płycie, przez co kilka kropel płynu wylewa się. Blondyn bez większego zainteresowania tym faktem ignoruje nieporządek i wpatruje się w naczynie pustym wzrokiem, jakby chcąc wypalić w nim dziurę. Powoli bierze łyk kawy, która okazuje się być tak gorzka, że Luke ma ochotę porównać ją do goryczy kiełkującej w jego sercu, niczym bluszcz, który z początku niepozorny, po jakimś czasie owija się wokół niego, wysysając jak pijawka wszystkie czynniki niezbędne mu do życia. Nie potrafi oderwać wzroku od zespołu widniejącego na naczyniu, które jak na złość przypomina mu o osobie, o której każdego dnia próbuje zapomnieć. Jak widać, idzie mu to dość marnie i Luke doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Wie też, że prowokuje samego siebie do myślenia o niej, z nadzieją, że może w jakiś sposób mu to pomoże i wiedzą, że tylko się oszukuje.
Blondyn patrzy na drobną brunetkę, cicho pochrapującą na jego piersi, i nie może powstrzymać szerokiego uśmiechu, wykradającego mu się na usta. Nie odrywając ręki od talii dziewczyny, delikatnie zmienia pozycję, w jakiej się znajduje, nakrywa siebie i dziewczynę kocem, gasi brzęczący po drugiej stronie pomieszczenia telewizor i układa się w nieco wygodniejszej pozycji. Przymyka z zadowoleniem oczy i głęboko wzdycha, po czym pozwala swoim myślom i marzeniom swobodnie krążyć, skręcać się i splątywać się ze sobą. Jest mu tak cholernie dobrze. Zdążył już zapomnieć, jak to jest czuć to przyjemne ciepło i ucisk w dole brzucha, to szczęście wypełniające każdą komórkę jego ciała niczym promienie słońca, które nagle odgoniły z jego życia całą obojętność, pustkę i brak celu, a przyniosły ze sobą światło, radość i szeroki uśmiech na jego twarz.
Płomienie gorącego uczucia, które płonęło w nim bezustannie, dzień i noc, spaliły smutek i złość, a z popiołów wykiełkowały, niby kwiaty, małe zalążki całkowitego zaufania i głębokiej miłości, z której Luke na razie nie zdaje sobie jeszcze sprawy. Wie, że zaczyna dziać się z nim coś niezwykłego, nie ma jednak pojęcia, że straci głowę akurat w tym momencie, do tej konkretnej dziewczyny o pięknych, czekoladowych oczach.
Zastanawiając się nad tym, jak potoczą się dalej ich losy- dwójki młodych ludzi, nie znających jeszcze życia zbyt dobrze, z nieznacznymi problemami z obdarzeniem drugiej osoby zaufaniem- powoli pozwala swojej świadomości odpłynąć w nicość.
>*<
Luke budzi się, gdy czuje, że coś niemiłosiernie wbija mu się w brzuch, sprawiając dokuczliwy ból. Otwiera oczy, a jego wzrok momentalnie ląduje na drobnej brunetce, która pochrapuje z uroczo uchylonymi ustami, z których wydobywają się ciche posapywania. Przenosi spojrzenie na źródło jego pobudki, a mianowicie łokieć Arzaylei wbijający się w jego brzuch. Blondyn wywraca oczami, po czym podejmuje próbę zmienienia pozycji, w jakiej śpi dziewczyna i jednocześnie nie wyrwania jej ze snu. Jego plan legnie w gruzach, z czego Luke zdaje sobie sprawę, gdy widzi zaspaną Arzayle'ę rozglądającą się ze zdezorientowaniem wymalowanym na swojej anielskiej twarzy.
- Dzień dobry kochanie- blondyn uśmiecha się lekko, na co brunetka odwzajemnia się tym samym.
- Zasnęliśmy na kanapie?- pyta wciąż jeszcze nie do końca pewna tego, co dzieje się wokół niej.
- Tak, padłaś pierwsza, a ja chwilę po tobie, poza tym nie miałem serca cię budzić- chłopak patrzy na dziewczynę z rozczuleniem, na co ta wywraca oczami. Podpiera się na łokciach i usiłuje się podnieść, ale ręce Luke'a na jej talii skutecznie jej to uniemożliwiają.
- Puść mnie- mamrocze lekko już zirytowana.- Jestem głodna, chcę zrobić śniadanie- tłumaczy, widząc, że blondyn nie ma najmniejszego zamiaru spełnić jej prośby. Jednak gdy z jej ust pada magiczne słowo „śniadanie", chłopak momentalnie zmienia zdanie. Zrywa się z kanapy zaraz za Arzayle'ą, po czym kieruje się za nią do kuchni i zajmuje miejsce przy wysepce.
- Nie zamierzasz mi pomóc?- brązowooka unosi brew.
- A muszę?- jęczy blondyn, na co Arzaylea wywraca oczami, ignorując jego idiotyczne pytanie.
- Na co masz ochotę?- pyta zamiast tego.
- A co mamy w repertuarze?- Luke patrzy na nią z wyczekiwaniem.
- Jajecznicę- odpowiada brunetka, usiłując jednocześnie wyjąć patelnię z szafki położonej zdecydowanie zbyt wysoko jak dla niej.
Blondyn chichocze, po czym rozbawiony wstaje z miejsca, podchodzi do dziewczyny i łapiąc ją w talii odsuwa od blatu. Z łatwością wyjmuje z szafki patelnię i podaje ją Arzaylei z uśmieszkiem na ustach. W odpowiedzi dziewczyna trzepie go ścierką w pośladki, robiąc przy tym naburmuszoną minę, ale po chwili wybucha głośnym śmiechem, zakrywając przy tym usta ręką. Przez chwilę żartobliwie przepycha się z Hemmingsem, jakby byli dzieciakami z piątej klasy podstawówki, aż w końcu brzuch niebieskookiego wyraża głośny protest przeciw zbędnemu traceniu czasu burczeniem.
Arzaylea rozbawiona kręci głową, po czym zabiera się za smażenie posiłku, podczas gdy chłopak zajmuje się robieniem im herbaty. W końcu dziewczyna stawia na stole dwa talerze wypełnione po brzegi parującą jajecznicą o zapachu ambrozji, a Luke robi to samo z kubkami gorącej herbaty.
Dziewczyna patrzy na naczynie stojące przed nią, po czym kręcąc rozbawiona głową wstaje i wylewa napój do zlewu.
Luke patrzy na nią pełnym niedowierzania i niezrozumienia wzrokiem.
- Co... co było nie tak z tą herbatą?- patrzy na nią jak na idiotkę.
Arzaylea uśmiecha się pobłażliwie.
- Wszystko było z nią w porządku. Dzisiaj po prostu mam ochotę na gruszkową- wyjaśnia, a blondyn kręci zaskoczony głową.
Reszta śniadania mija w atmosferze względnego spokoju. Po skończonym posiłku oboje biorą się za zmywanie- Luke zajmuje się myciem brudnych, zaś Arzaylea wycieraniem już czystych naczyń. Po porządkach udają się wspólnie do sypialni blondyna, w której brunetka z zaciekawieniem zaczyna wszystko oglądać. Chłopak zaintrygowany obserwuje delikatne palce dziewczyny sunące powoli po ścianie pomieszczenia, dotykające strun gitary akustycznej. Arzaylea łapie ostrożnie za instrument, po czym siada na łóżku, kładąc go na kolanach. Lekko pociąga za struny, które wprawione w ruch cicho brzdąkają.
Arzaylea podnosi roześmiane oczy na Luke'a i patrzy na niego prosząco. Przekrzywia uroczo głowę, doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak słodko teraz wygląda.
- Proszę?- ponawia próbę, gdy widzi, że chłopak kręci przecząco głową.
- Nie, Arz- wzdycha Luke.- Proszę, nie nalegaj. Kiedy indziej, dobrze? Po prostu... nie dziś- patrzy na nią niepewnie. Brunetka kiwa głową, nie wypytując o nic, po czym odkłada gitarę na miejsce i wraca do dalszego zwiedzania królestwa blondyna. Zatrzymuje się na czerwonej, wypchanej teczce, którą niepewnie łapie w dłonie. Odwraca się w stronę chłopaka z pytaniem w oczach, i otwiera teczkę, gdy widzi na jego twarzy nieme przyzwolenie. Powoli i z wielką uwagą wertuje stos tekstów i nut, zatrzymując się na dłużej przy jednej z nich.
Chcę wdychać cię jak dym
Chcę być tym jedynym, którego zachowasz w pamięci
Chcę poczuć twoją miłość jak pogodę
Z jej ust wydobywa się szept, gdy czyta. Odwraca się na powrót do Luke.
- Czy to o kimś konkretnym?- pyta z ciekawością.
Luke kiwa głową. Nic nie mówi, nie będąc nawet pewnym, co mógłby powiedzieć. Arzaylea ze zrozumieniem nie wypytuje, a zamiast tego wkłada plik kartek z powrotem do teczki, którą zamyka i odkłada na miejsce. Znów wraca do poznawania choć w małym stopniu życia chłopaka, tego, co na co dzień go interesuje i sprawia mu przyjemność.
Dziewczyna z zainteresowaniem wymalowanym na twarzy łapie za średniej wielkości pojemnik, przypominający jej taki, w którym zazwyczaj sprzedawany jest krem nawilżający firmy Nivea. Ostrożnie zdejmuje metalową pokrywkę, a na jej twarzy wykwita szeroki uśmiech, gdy widzi, co tak naprawdę znajduje się w pudełku. Jednym susem wskakuje na łóżko i poklepuje pościel, usiłując dać znać blondynowi, że ma zrobić to samo.
- No, chodź- Arzaylea uśmiecha się delikatnie, na co Luke w końcu spełnia jej polecenie i siada w siadzie skrzyżnym dokładnie na przeciw brunetki.
Dziewczyna zanurza dwa palce w zimnej, lekko galaretowatej brei z brokatowymi drobinkami. Przybliża dłoń do buzi chłopaka i delikatnie kreśli na jego policzku dwie brokatowe, grube linie jak u Indianina. Niebieskooki mimowolnie wzdryga się, gdy czuje na skórze zimną substancję. Dziewczyna to samo robi po drugiej stronie jego twarzy. Uśmiecha się szeroko, patrząc na efekt końcowy swojego dzieła.
- Moja kolej- Luke odbiera jej pudełeczko z fioletowym brokatem. Zanurza w nim palce, po czym rozprowadza go powoli po jej policzkach i powiekach. Na jego twarzy maluje się pełne skupienie. Oczy ma zmrużone, a brwi ściągnięte, usta są zaciśnięte w wąską kreskę. W końcu chłopak odrywa dłonie od jej twarzy i patrzy na Arzayle'ę z zachwyconym uśmiechem.
- Wyglądasz tak pięknie, kochanie- mówi, a na policzki brunetki wypływa czerwony rumieniec. Dziewczyna śmieje się cicho, przykładając dłoń do ust.
- A ty słodko, Lukey- odwdzięcza się, patrząc na niego z głową przechyloną na bok. Delikatnie dotyka policzka chłopaka i zatapia się w jego hipnotyzujących tęczówkach o barwie tropikalnego oceanu. Jej twarz zbliża się do twarzy chłopaka, przez co ich usta niemalże się ze sobą stykają. Dziewczyna delikatnie muska wargi blondyna, który nie będąc w stanie (i nawet nie chcąc) się dalej powstrzymywać, pogłębia pocałunek. Ich usta poruszają się w jednym rytmie, idealnie się uzupełniając. Luke wsuwa język pomiędzy wargi Arzaylei. Ich przyspieszone oddechy mieszają się ze sobą, a ręce błądzą po ciałach.
Są jednym.
Hemmings rzuca plik kartek pod nos Michaela, Caluma i Ashtona. W milczeniu opada na fotel obrotowy i czeka na opinie przyjaciół. Patrzy na nich z konsternacją i wyczekiwaniem.
W końcu kolorowowłosy podnosi wzrok i spogląda na Luke'a z uznaniem.
- Te teksty są naprawdę dobre- mówi.- Nie twierdzę, że są idealne, ale naprawdę, naprawdę dobre. Zwłaszcza ta...- zaczyna grzebać pomiędzy stronami w poszukiwaniu tej jednej, konkretnej. Podaje blondynowi kartkę, a ten patrzy na nią. Lie to me. Chłopak uśmiecha się pod nosem, widząc swoje najlepsze, jego zdaniem, dzieło. Patrzy na pozostałą dwójkę, która również jest pod wrażeniem pracy, jaką udało mu się wykonać. Wiedzą, że znaczy to, że stan katatonii, w jaki Luke popadł na dobry rok, powoli, małymi kroczkami, zaczyna odchodzić w niepamięć. Na twarzach trójki chłopaków pojawiają się dorodne uśmiechy.
- Co z wami?- blondyn patrzy na nich z niezrozumieniem.- O co tym razem wam chodzi?
- O nic konkretnego- uśmiecha się Calum.- Zajmijmy się lepiej poprawkami- dodaje.- Nie mamy zbyt wiele czasu, na ukończenie tego albumu- Luke, Michael i Ashton zgodnie przyznają mu rację, po czym pochylają się nad drobnym pismem Hemmingsa i skupiają całą swoją uwagę na piosenkach.
>*<
Luke wpatruje się w pobojowisko panujące w jego pokoju. Można by pomyśleć, że przeszło przezeń jakieś tornado lub wichura, czy choćby fala tsunami. Blondyn patrzy na to zniesmaczony i zrezygnowany zabiera się za względne ogarnianie wszechobecnego bałaganu.
Zaczyna od zagraconego biurka. Jednym zamaszystym ruchem zgarnia z niego wszystkie papiery, składa je w miarę równo, po czym zamyka w teczce, którą chowa na półce przy kilkunastu identycznych, różniących się jedynie kolorem teczkach. Następnie stertę ubrań udających na krześle wieżę Eiffla lub inną interesującą, wysoką budowlę rozdziela na poszczególne części garderoby. Spodnie do spodni, koszulki do koszulek, bielizna do bielizny. Idzie mu to w miarę sprawnie, do momentu, gdy w jego rękach nie ląduje szara, za mała koszulka z logiem jednego z jego ulubionych zespołów, Led Zeppelin. Luke zamiera, wpatrując się w cienki kawałek materiału, należący niegdyś do niego. Można powiedzieć, że tak naprawdę t-shirt stale zmieniał właściciela- początkowo korzystał z niego blondyn, potem podwędziła mu go Arzaylea, ale gdy jej zabrakło, koszulka wróciła z powrotem w posiadanie Luke'a. Chłopak wzdycha głęboko i opada na łóżko. Przyciska materiał do twarzy, pozwalając by zapach słodkich, znajomych perfum wypełnił mu nozdrza...
- Hej...- Luke patrzy na brunetkę z lekkim uśmiechem błąkającym się gdzieś na ustach.
Dziewczyna siedząca po turecku na kanapie podnosi wzrok na blondyna. Unosi ledwo zauważalnie kąciki ust.
- Skąd się tu wziąłeś, Lukey?- podchodzi do chłopaka i wspinając się na palce, składa na jego ustach szybki pocałunek.
- Dzwoniłem- usprawiedliwia się ten.- I pukałem- dodaje.- W końcu stwierdziłem, że wejdę.
- Przepraszam- dziewczyna chichocze.- Musiałam się zamyślić. Akurat oglądałam mój album...- wyjaśnia, spuszczając wzrok.
Luke opada na kanapę i kładzie sobie album na kolanach.
- Mogę?- patrzy na Arzayle'ę niepewny. Brunetka kiwa głową, siadając obok niego. Jej udo styka się z nogą chłopaka, co powoduje w nim nieznaczny dreszcz. Blondyn uśmiecha się lekko, po czym łączy ich ręce, splatając palce z palcami dziewczyny. Otwiera album na pierwszej stronie.
- To ty?- Luke wodzi palcem po zdjęciu przedstawiającym nastolatkę o burzy rozczochranych, kruczoczarnych włosów zakrywających oczy, z szerokim uśmiechem goszczącym na ustach.
- To jakieś przebranie na Halloween?- żartuje blondyn, na co brunetka wybucha głośnym śmiechem. Przykłada dłoń do ust zakrywając je, na co chłopak mimowolnie lekko się krzywi. Na jego twarz znów wypływa jednak szeroki uśmiech, gdy widzi kolejną fotografię, przedstawiającą dwie dziewczyny, obejmujące się mocno, z oczami zamkniętymi w wyrazie ulgi i szczęścia. Jedną z nich jest Arzaylea, drugiej Luke niestety w ogóle nie kojarzy, choć wnioskuje, że jest to siostra brunetki, sądząc po uderzającym podobieństwie.
- To Shay, moja siostra- wyjaśnia cicho dziewczyna, nie podnosząc wzroku.- Nie widziałyśmy się wtedy od ponad pół roku, co było dla nas mordęgą, jako że na codzień prawie każdą wolną chwilę spędzałyśmy ze sobą. Byłyśmy nierozłączne- uśmiecha się lekko, wspominając tamten czas.- Oh, a to... to całkiem zabawna historia- chichocze.- To było tuż przed jej studniówką, nie mogła znaleźć sobie partnera, sukienka w najmniejszym stopniu jej się nie podobała, a ona sama nawet nie miała zamiaru iść. Na prośby i błagania mamy stwierdziła, że to ja będę jej partnerem. Ubrałam więc na siebie troszkę zbyt duży garnitur, moja mama, która była fryzjerką, na moją prośbę ścięła mi włosy. Poszłam jako jej chłopak- wybucha tak zaraźliwym śmiechem, że Luke mimowolnie zaczyna chichotać.
- Żartujesz, prawda?- upewnia się, po czym kręci z niedowierzaniem głową. Patrzy przez chwilę w jej roześmiane oczy, po czym łączy ich usta w delikatnym pocałunku.
- Niezłe było z ciebie ziółko- stwierdza.- Wpuścili cię tam chociaż?- patrzy na nią z ciekawością.
- A dlaczego nie?- dziwi się brunetka.- Z resztą, praktycznie wszyscy mnie tam znali, bo chodziłam do tej samej szkoły co ona, byłam tylko dwie klasy niżej. Nauczyciele byli jedynie trochę zaskoczeni, nie mieli jednak nic przeciwko. Świetnie się wtedy bawiłyśmy- wzdycha lekko.- Wybrali nas na króla i królową balu!
Luke przyciąga brunetkę do siebie.
- Świetna z ciebie siostra, kochanie. Żałuję jedynie, że nie mogło mnie przy tym być. Jestem pewien, że tarzałbym się po podłodze ze śmiechu- wyszczerza zęby, gdy dziewczyna trzepie go w ramię z udawanym wyrzutem wypisanym na twarzy.
- A ty, z kim poszedłeś na studniówkę, hm, mądralo?- patrzy na niego z wyzywającymi iskierkami w oczach.
Luke przez chwilę milczy.
-Ona... miała na imię Judie i... byłem w niej tak cholernie zakochany, wiesz?- spogląda na reakcję Arzaylei spod przymrużonych powiek. Ta tylko patrzy na niego z wyczekiwaniem, domagając się dalszej historii.- Poznaliśmy się tak naprawdę na początku ostatniej klasy i spędzaliśmy mnóstwo czasu na pisaniu razem. Ona pisała wiersze, ja piosenki. To było... miłe. Lubiłem to robić, z nią jakoś łatwiej było mi związywać słowa w spójne teksty, a melodie i nuty same mi się nasuwały.- Przerywa na chwilę.-A potem przyjęto ją do jakiegoś wydawnictwa na drugim końcu kraju. Stwierdziła, że związek na odległość nie ma sensu i będzie dla nas tylko utrapieniem, zamiast dawać nam przyjemność. Zwyczajnie ze mną zerwała- blondyn uśmiecha się ze smutkiem i goryczą.
Brunetka patrzy na niego ze współczuciem.
- Dalej za nią tęsknisz?- pyta.
- Nie- odpowiada stanowczo.- Tęskniłem za uczuciami, jakie we mnie wzbudzała. Przy niej zawsze czułem się, jakbym mógł wszystko, jakbym na wszystko miał szansę. Tęskniłem za tym... Do momentu gdy spotkałem ciebie- przyciska usta do szyi brunetki.
- To znaczy, że jesteś we mnie zakochany?- upewnia się Arzaylea.
- Tak, zdecydowanie jestem w tobie zakochany- chłopak odrywa się od jej rozpalonej skóry.- No dobrze, zobaczmy co jeszcze tam masz...- przewraca stronnice albumu. Zatrzymuje się na fotografii przedstawiającej Arzayle'ę wylegującą się na kanapie, z głową na kolanach przystojnego bruneta patrzącego na nią z szerokim uśmiechem. Luke czuje nieprzyjemne gorąco napływające do jego twarzy i po prostu wie, że jego policzki zalały się krwistym szkarłatem.
- Kto to?- wydusza z trudem.
- To mój stary przyjaciel. Znamy się od piątego roku życia. Czasem się ze sobą spotykamy, żeby nadrobić zaległości, ale zdarza się to bardzo rzadko- smutnieje.- To takie przykre, kiedy dorastasz, twoi starzy przyjaciele i stare miłości nagle zaczynają wydawać się mało ważne, a ty znajdujesz na ich miejsce kogoś innego, zupełnie o nich zapominając, nie sądzisz?
- Tak, masz rację- Luke od razu myśli o Calumie i Michaelu, których zna z czasów podstawówki, oraz o Ashtonie, którego poznał kilka mało ważnych wydarzeń później.- Ja i chłopaki na szczęście wciąż mamy ze sobą kontakt, a na dodatek dalej się ze sobą przyjaźnimy i nie oddaliliśmy się od siebie nawet na milimetr.
- Szczęściarz z ciebie, Lukey- wzdycha brunetka, przewracając kolejną kartkę albumu. Zastyga, wpatrując się w zdjęcie przed sobą. Zaciska dłonie w pięści, a na jej twarzy pojawia się mimowolny grymas.
- Arz?- Luke patrzy na nią niepewnie.- Arz, wszystko w porządku?
- T-tak, jasne- dziewczyna przełyka ślinę.- To ja, moja mama i Shay. To zdjęcie... To zdjęcie to ostatnie moje zdjęcie z Shay- głos się jej łamie.- Potem już nic nie ma, bo... Bo potem wydarzył się wypadek- Arzaylea milknie.
- Jaki wypadek, Arz?- Luke wpatruje się w nią przestraszony.- Arz, jaki wypadek do cholery?!- podnosi lekko głos. Brunetka podnosi na niego wypełnione łzami oczy.
- Wypadek, w którym zginęła moja siostra- szepcze ledwo słyszalnie.- Jakiś pijany idiota wjechał w nią i... zginęła na miejscu. Dziś byłyby jej dwudzieste piąte urodziny.- Dziewczyna zaczyna szlochać.
-Oh, Arz...- Luke przymyka oczy.- Chodź tu, kochanie- przyciąga ją do siebie.- Wszystko będzie dobrze. Słyszysz? Będę przy tobie tak długo, aż... Czy ty masz na sobie moją koszulkę?- łapie za skrawek materiału i podwija go lekko. Arzaylea zaczyna się śmiać, ścierając jednocześnie łzy z policzków.
- Tylko ty mogłeś powiedzieć coś takiego w takim momencie- chichocze.- Jeżeli ci to przeszkadza, to ją zdejmę- unosi t-shirt.
-Nie, nie musisz ale... Dlaczego?- dziwi się blondyn.
- Twój zapach mnie uspokaja- dziewczyna wzrusza ramionami.- Za każdym razem, kiedy mam ją na sobie, czuję się lepiej- uśmiecha się lekko, na co Luke z uśmiechem przylepionym do twarzy łączy ich usta w pocałunku.
- Wiem, co poprawi ci humor- chłopak uśmiecha się ledwo zauważalnie.
Brunetka patrzy na niego z zaciekawieniem przechylając głowę na bok, gdy ten podchodzi do półeczki zastawionej płytami CD. Przez chwilę przesuwa opuszkami palców po ich grzbietach, aż w końcu zatrzymuje się na jednej z nich, uśmiechając się zwycięzko. Wkłada płytę do odtwarzacza, po czym naciska przycisk play. Z głośników zaczyna wydobywać się muzyka, która chwilę później nagle się urywa. Blondyn cierpliwie szuka odpowiedniego utworu, aż w końcu odwraca się do Arzaylei z szerokim uśmiechem na ustach.
- Chodź do mnie- kiwa na nią palcem. Kładzie dłonie na jej biodrach, gdy dziewczyna do niego podchodzi. Jedną ręką unosi lekko jej podbródek tak, by móc spojrzeć w jej czekoladowe oczy.- A teraz wyobraź sobie, że masz na sobie krwistoczerwoną, mocno opinającą sukienkę, która doskonale uwydatnia twoje kształty. Ja jestem w czarnym garniturze. Moje ręce znajdują miejsce na twoich biodrach, dokładnie tak jak teraz- zsuwa dłonie po ciele brunetki na odpowiednie miejsce. Uśmiecha się lekko, czując dreszcz, jaki przeszedł przez ciało brunetki w reakcji na jego dotyk.- Ty zaplatasz swoje dłonie na moim karku. Jesteśmy w pięknie przystrojonej sali gimnastycznej, która w żadnym szczególe jej nie przypomina. Jesteśmy na balu maturalnym. Z głośników leci spokojna, romantyczna muzyka...- Luke delikatnie zaczyna kołysać brunetką. Po chwili ich ciała zgrywają się ze sobą i zaczynają poruszać wspólnym rytmem. Arzaylea zamyka oczy i wzdycha cicho, z błogością wymalowaną na jej pięknej twarzy. Muzyka gra w tle, nadając sytuacji niesamowity, niepowtarzalny nastrój.
Nastrój, któremu nie dorównałby nawet najpięknieszy bal maturalny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro