Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#3 Talk Fast

Luke staje niepewnie przed drewnianymi drzwiami. Przez chwilę ma ochotę odwrócić się na pięcie i odejść, ale wie, że nie może. Nie dość, że wystawiłby Arz, to jednocześnie przestałby się kryć ze swoim tchórzostwem. Dlatego przełamuje się, unosi zaciśniętą w pięść rękę i szybko, nim zdąży się rozmyślić, puka.

- Otwarte!- słyszy zniekształcone przez drewnianą powłokę zaproszenie.

Kładzie rękę na zimnej klamce i naciska na nią. Drzwi otwierają się z cichym skrzypnięciem, jakby go witając.

- Chyba trzeba ci naoliwić zawiasy, co?- śmieje się blondyn, jednocześnie zdejmując swoje czarne conversy i odkładając je pod ścianę korytarza.- Nie słyszysz, jak jęczą, żeby im pomóc? Jak możesz je tak torturować?- spogląda na nią z udawanym wyrzutem.

Brunetka wychodzi szeroko uśmiechnięta z pomieszczenia po prawej.

- Byłam przygotowana na nasz duet, a nie na trójkąt ty, ja i drzwi- śmieje się.

Luke chce coś powiedzieć, ale nie jest mu to dane. Zdąża jedynie rozchylić wargi, gdy Arzaylea szybko do niego podchodzi i wpija się w jego usta. Chłopak bez protestów odwzajemnia pocałunek, zresztą nie ukrywajmy, blondyn nie byłby w stanie nawet pomyśleć o proteście. Jest tak zafascynowany i zapatrzony w brunetkę, że nawet nie przebiegło mu to przez głowę.

Arzaylea przygryza jego wargę, a z ust niebieskookiego wydobywa się zadowolony pomruk. Jego ręce wędrują po ciele brunetki, badając jej kształty na nowo, choć i tak bardzo dobrze je zna.

- Gdzie jest sypialnia?- udaje mu się wydusić pomiędzy pocałunkami.

- Ostatnie drzwi na prawo- odpowiada dziewczyna.

Luke umiejscawia swoje dłonie na pośladkach Arzaylei. Unosi ją nad ziemię, przez co brunetka jest zmuszona opleść go w pasie nogami. Blondyn nie odrywając swoich ust od ust dziewczyny kieruje się we wskazane miejsce.

Po chwili oboje upadają na ogromne, miękkie łóżko. Po kolei na podłodze ląduje ich odzież- koszulki, spodnie, a na końcu bokserki blondyna i koronkowa bielizna Arzaylei. Zaraz potem ich ciała zaczynają się poruszać, łącząc się w jedność, ich kończyny splątują się ze sobą, idealnie się do siebie dopasowując. Chłopak ma wrażenie, że są dla siebie stworzeni. Są jak dwa puzzle idealnie do siebie pasujące. Ma wrażenie, że to właśnie Arzyalea jest jego brakującym kawałkiem układanki, kimś, kogo zawsze potrzebował, a teraz czuje się, jakby był pełny. Tak jakby to ona go dopełniała i sprawiała, że jest tą osobą, która powinien być, i do bycia którą dążył przez całe życie.

To trudne do wyjaśnienia, ale tak właśnie się czuje i nie obchodzi go, co pomyślą o tym inni.

~*~

Luke opada na poduszki z głębokim westchnięciem. Patrzy spomiędzy palców na Arz naciągającą na siebie przylegającą koszulkę. Nie odrywa od niej wzroku do momentu, gdy dziewczyna znika za drzwiami i bez słowa zostawia go samemu sobie. Blondyn ma ochotę mocno w coś uderzyć. Czuje jak wypełnia go wściekłość, jednocześnie na siebie i na brunetkę. Na siebie, że nie przewidział takiego rozwoju wydarzeń i że pozwolił na swoje chwile słabości, w których oddał się dziewczynie całkowicie. Na Arzaylea'ę, bo ta, może nawet nie zdając sobie z tego sprawy, powoli zaczyna go traktować jako źródło jednej rzeczy, które przez chwilę będzie jej potrzebne, a gdy jej się znudzi, zwyczajnie odrzuci je w kąt.

Niebieskooki siada na łóżku. Wciąga na siebie bokserki i spodnie, po czym powolnym krokiem opuszcza sypialnię. Zagląda kolejno do wszystkich pomieszczeń i wchodzi do kuchni, gdy odkrywa, że to właśnie tam zaszyła się brunetka. Staje w progu i wbija intensywne spojrzenie w jej plecy.

- Nie chcę, żeby to wyglądało w ten sposób- mruczy opierając się o ścianę barkiem.

Arzaylea odwraca się do niego, zaskoczona jego obecnością.

- Słucham?- patrzy na chłopaka nierozumiejącym wzrokiem.

Blondyn kilkoma krokami zmniejsza odległość między nimi. Jest teraz tak blisko niej, że może poczuć jej gorący oddech na swojej rozgrzanej skórze.

- Nie chcę, by to wyglądało w ten sposób- powtarza. Łapie dziewczynę za podbródek i zmusza, by na niego spojrzała.- Jeżeli chodzi ci tylko o seks, to powiedz. Ja za to teraz mówię ci, że to nie jest to, czego chcę. Jasne, to może być przyjemny dodatek. Ale zależy mi na relacji z tobą. Na wyjściach na spacery, na krótkich pocałunkach na pożegnanie, na mówieniu do siebie zdrobnieniami.- Słowa wydobywają się z jego ust tak, jakby nie miał nad nimi żadnej kontroli. Dopiero gdy słyszy siebie wypowiadającego je, zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo żałośnie to brzmi. I jak bardzo przebija przez nie potrzeba bliskości. Desperacja bliskości. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak wielki głód tej bliskości odczuwał. Nie, nie był zły na siebie za to otworzenie się. Czuł się lekki jak piórko. Jakby wszystko, co od wielu dni przygniatało jego serce nagle zamieniło się w rój motyli, które teraz latały swobodnie po jego ciele, ocierając się o narządy i wywołując dreszcze.

Oplata brunetkę w talii i prowadzi niczym kukiełkę przed lustro wiszące w holu. Uśmiecha się do odbicia, które ukazuje jego i sięgającą mu trochę ponad ramię dziewczynę, stojących obok siebie, wyglądających zupełnie jak dwójka zakochanych w sobie ludzi.

- Cholera, wyglądamy razem dobrze- Luke uśmiecha się jeszcze szerzej do ich wspólnego odbicia.

Brunetka przestępuje niepewnie z nogi na nogę. Przygryza lekko wargę.

- Ja...- Arzyalea patrzy na niego zagubionym wzrokiem.- Ja chyba muszę to przemyśleć- kończy w końcu zduszonym głosem, uciekając wzrokiem.

Luke cofa się i zraniony bez słowa wychodzi z mieszkania.

Jest samotny jak pieprzony rozbitek.

Spomiędzy warg chłopaka wydobywa się przeciągły jęk.

- Co do...- przerywa w pół słowa, gdy słyszy obok siebie miarowe pikanie, które może oznaczać tylko jedno.- Kurwa, no chyba nie...- jego głos ledwo słyszalnie się załamuje.

- Stary, wdałeś się w idiotyczną bójkę, to teraz nie narzekaj- stwierdza z przekąsem ktoś obok niego.

- To tamten frajer się na mnie rzucił, a nie odwrotnie- prycha Luke.- Co, miałem dać obić sobie mordę?

- Nie, miałeś dać sobie spokój- Ashton przewraca oczami.

- Słuchaj, tatuśku, jeśli przyszedłeś tu by prawić mi kazania, to możesz już spokojnie wyemigrować- Luke na powrót przymyka oczy. Nie ma siły ani ochoty wysłuchiwać teraz gadki przyjaciela, która tak naprawdę gówno da.

- Przyszedłem tu po to, żeby odwieźć cię do domu- wzdycha brunet.- Za godzinę cię wypiszą. Nie masz poważnych obrażeń. Krwawienie z nosa, rozcięta warga i łuk brwiowy plus kilka siniaków- wyjaśnia.

Luke taktownie go ignoruje, wbijając wzrok w sufit. Wie, że gdyby zerknął teraz na Ashtona, pierwszym, co by zobaczył, byłoby jego zranione spojrzenie. Nie wyzbył się jednak jeszcze emocji do tego stopnia, by ten widok nie zrobił na nim żadnego wrażenia.

- Luke, proszę- słyszy błagalny głos przyjaciela i ma ochotę zatkać sobie uszy.

- O co mnie prosisz?- pyta sucho.

- Nie możesz się pozbierać już ponad rok- głos Ashtona robi się płaczliwy- Zaniedbujesz wszystko- zespół, fanów, nas i siebie. Błagam, pozwól sobie pomóc- prosi.

- Żartujesz?- blondyn patrzy na niego z niedowierzaniem.- Mnie się już nie da pomóc. To wszystko zjada mnie od środka; emocje, wspomnienia i cała reszta. Chciałbym... chciałbym zniknąć- patrzy na przyjaciela oczami pełnymi łez.- Nie umrzeć, tylko po prostu zniknąć. Tak, żeby już nie czuć tej codziennej samotności, i tęsknoty, i rozrywającego od środka bólu, który za każdym razem rozdziera mnie na strzępy. I tej okropnej pustki, kiedy wszystko już jest mi obojętne i traci dla mnie znaczenie.

Ashton patrzy na przyjaciela, jednocześnie ocierając łzy cieknące mu po policzkach.

- Oh, Luke...- łka.- Proszę, powiedz mi, jak mam ci pomóc?

Blondyn zamyka oczy. Spod powiek ucieka mu kilka słonych kropel.

- Nie jestem pewien, czy ktokolwiek jest w stanie mi pomóc.

Luke niechętnie zwleka się z łóżka, gdy słyszy, że ktoś, kto właśnie dobija się do drzwi, nie ma wcale zamiaru odpuścić. Szybkim krokiem podchodzi do nich i gwałtownie otwiera.

- Czego do...- zaczyna głosem ociekającym wrogością.- Arz?- reflektuje się szybko.

Brunetka zerka na niego, niepewnie przygryzając wargę. Blondyn dopiero po chwili zdaje sobie sprawę, że jej oczy wypełnione są łzami, które zaraz zaczynają powoli spływać po policzkach.

- Ja...- zaczyna dziewczyna, ale nie jest w stanie wydusić z siebie słowa. Milknie, próbując zapanować nad swoją emocjonalną reakcją.- Czy... Czy możemy po-porozmawiać?

Luke zamyka oczy i głęboko wzdycha, opierając głowę o ścianę. Nie ma pojęcia co robić. Z jednej strony dziewczyna nie potraktowała go dobrze. Jest w niej jednak coś takiego, co sprawia, że blondyn nie potrafi tak po prostu wyrzucić jej z głowy, jakby była jedynie mało ważnym błędem, ledwo zauważalnym potknięciem, po którym nawet nie ma czego zbierać. Nie jest w stanie zwyczajnie o niej zapomnieć, jakby była tylko ciepłym podmuchem wiatru, który wywołuje na twarzy uśmiech, ale dla którego nie ma miejsca w naszych wspomnieniach.

- Proszę...- słyszy łamiący serce szept brunetki i już wie, że to nie jego rozum podjął decyzję. Uchyla szerzej drzwi, zapraszając ją tym samym do środka. Na ustach Arzaylei pojawia się słaby uśmiech, gdy wchodzi do mieszkania. Kieruje się do salonu i siada na kanapie, tuż obok Luke'a. Chłopak wie, że umyślnie wybrała właśnie to miejsce, wiedząc doskonale, jak jej bliskość na niego oddziałuje, a może po prostu sama potrzebując bliskości, nie tylko fizycznej, ale i psychicznej. Może zdawała sobie sprawę, że mimo, iż nie znali się długo, owinęła go sobie wokół palca na tyle, że zawsze da jej to, czego właśnie potrzebuje. Poczucie bezpieczeństwa.

I'm wrapped around your finger.

Luke nie patrzy na Arzayleę. Siedzi spięty, wbijając wzrok w podłogę i czekając na pierwszy ruch dziewczyny.

- Przepraszam- słyszy skruszony głoś brunetki. Jest to jedyne słowo, jakie wypowiada, ale blondyn nie reaguje. Czeka na to, jak dalej rozwinie się sytuacja. Na to, jak postąpi Arz i jak ma zamiar to rozegrać.- Ja... Przepraszam- udaje jej się wydusić, zanim na jej policzkach na powrót nie pojawiają się słone krople.- Naprawdę nie powinnam była... Nie jestem dobra w relacjach z ludźmi. Nie potrafię odczytywać ich emocji. Nie wiem, czego ode mnie oczekują. Często błędnie rozumiem ich zachowania- przerywa. Bierze głęboki wdech, jakby przygotowywała się na to, co zaraz powie.- Gdy byłam młodsza i chodziłam do liceum... Nie mogłam nikogo sobie znaleźć. Nie miałam nikogo. Przyjaciół, chłopaka, znajomych. Nikt nie chciał nawiązywać ze mną jakichkolwiek relacji. Nikogo nie obchodziłam. Wszyscy mijali mnie jakbym była niewidzialna, jakbym nie zasługiwała na ich uwagę.- Szybko mruga, próbując odpędzić łzy.- To było... trudne. Od tak dawna nie miałam prawdziwego przyjaciela. A gdy powiedziałeś, że zależy ci na bliskości... Spanikowałam, wiesz?- patrzy na niego załzawionymi oczami.- Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego chcesz właśnie mnie, bo przecież nie jestem nikim wyjątkowym- pociąga nosem.- I przestraszyłam się. Że niedługo zdasz sobie sprawę, jaka naprawdę jestem, że mnie zostawisz, a ja zostanę sama i skazana tylko na siebie, jak zawsze- dziewczyna opuszcza głowę, przez co jej długie włosy opadają, zakrywając twarz.

Luke niepewnie odwraca się w stronę brunetki i siada w siadzie skrzyżnym, przodem do niej.

-Arz...- mówi cicho.- Arz, spójrz na mnie- prosi, gdy widzi, że ta nie reaguje. Delikatnie ujmuje palcami jej podbródek i zmusza dziewczynę, by na niego spojrzała.- Nigdy nawet nie pomyślałem o tym, że mógłbym cię tak po prostu zostawić. Słyszysz? Nie wiem dlaczego, ale jesteś dla mnie cholernie ważna- unosi lekko kąciki ust. Bierze jej twarz w swoje duże dłonie i delikatnie ściera kciukami łzy spływające po jej policzkach.- Proszę, nie płacz...- szepcze, ale Arzaylea zaczyna szlochać jeszcze bardziej. Luke bez zastanowienia oplata ją rękami w pasie i sadza sobie na kolanach. Przyciąga brunetkę do swojej piersi, mocno tuląc do siebie i miarowo nimi kołysząc. Dziewczyna opiera głowę o klatkę piersiową chłopaka i zaciska dłonie na jego koszulce.- Dlaczego płaczesz?- próbuje zrozumieć Luke. Całuje ją we włosy i jednocześnie usiłuje wymyślić coś, by uspokoić płaczącą Arzayleę. Przez kilka chwil siedzą w zupełnej ciszy, przerywanej jedynie pociągnięciami nosa brunetki i ich wspólnymi, splątującymi się ze sobą oddechami.

W końcu dziewczyna unosi lekko głowę, chcąc spojrzeć w twarz blondyna.

- Ja po prostu... Nikt nigdy mi czegoś takiego nie powiedział- mówi cicho.

- Och, kochanie, to jeszcze nic- śmieje się Luke.- Ważne, żeby ktoś ci to pokazał, nie powiedział- muska ustami jej czoło.

Arzaylea przymyka oczy i uśmiecha się lekko.

- Ktoś mi kiedyś powiedział, że słowa mają moc- szepcze ledwo słyszalnie, a chłopak znów się śmieje.

- Więc ten ktoś nie miał racji-stwierdza.

Brunetka gwałtownie podrywa głowę w górę i patrzy na niego z niedowierzaniem.

- A obietnice?- wytyka.- Gdy ktoś nie dotrzyma obietnicy, którą nam złożył, jesteśmy źli i zawiedzeni. Gdy ktoś mówi nam, że nas kocha, jesteśmy szczęśliwi. Gdy ktoś nam grozi, czujemy strach. Gdy ktoś nas okłamuje, tracimy do niego zaufanie. Gdy ktoś mówi, że mamy piękny uśmiech, nasza samoocena rośnie. Słowa wywołują w nas emocje. Słowa mają moc, Luke- Arzaylea patrzy prosto w błękitne oczy blondyna.

- Dobrze, zgadzam się- wzdycha chłopak.- Jednak sztuką jest nie tylko coś powiedzieć, ale i pokazać- ciągnie.

Arzaylea śmieje się cicho z jego uporu, zakrywając usta ręką. Zaraz jednak jej twarz na powrót przybiera smutny i skruszony wyraz.

- Luke...- przeciąga.- Naprawdę przepraszam- wzdycha ciężko.- Nawet nie wiesz jak mi wstyd...

Niebieskooki przewraca oczami.

- Wystarczy już tych przeprosin- mówi, zrzucając dziewczynę z kolan.- Zresztą, teraz pewnie wyjdę na żałosnego desperata ale...- nachyla się lekko do brunetki i szepcze jej do ucha.- Wziąłbym cokolwiek mógłbym od ciebie dostać.- Po tych słowach podnosi się z kanapy i wychodzi z salonu, przedtem puszczając zaskoczonej i osłupiałej Arzaylei oczko.

Luke siedzi na siedzeniu pasażera, tuż koło Ashtona zajmującego miejsce za kierownicą. Przez chwilę nawet wydaje mu się, że czuje obok siebie zapach słodkich perfum ukochanej, ale zaraz rozdrażniony potrząsa głową.

- Wszystko w porządku?- pyta zaniepokojony brunet, zerkając na przyjaciela.

Luke nie odpowiada, tylko prycha z niedowierzaniem, mając nadzieję, że było to pytanie retoryczne.

Ashton wzdycha z niemocą. Zupełnie nie wie jak się zachować. Nie ma pojęcia jak traktować pogrążonego w bólu i rozgoryczeniu przyjaciela. Kiedy się tak od siebie oddalili?

- Jak...- zaczyna, ale nie będąc pewny, czy to odpowiednie pytanie, zacina się.- W jaki sposób sobie z tym radzisz?- niepewnie patrzy na blondyna.

Luke wzdycha i zaciska powieki. Nie chce o tym rozmawiać. Nie chce tego roztrząsać.

- Ja po prostu... - wydusza w końcu.- Żyję wspomnieniami- dokańcza.- Staram się nie skupiać na tym, co dzieje się teraz, a na tym, co było. Wyłączam się i myślę o tych chwilach, kiedy byłem razem z nią, szczęśliwy... nieświadomy tego, co ma się wydarzyć- wyrzuca z siebie.

Ashton jęczy.

- Życie przecieka ci między palcami, Luke...

- Myślisz, że o tym nie wiem?- warczy blondyn.- Doskonale zdaję sobie z tego sprawę i mam to gdzieś, bo w ten sposób jest mi łatwiej- mówi na jednym wydechu.- Ja... Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak ciężko było mi podczas tych pierwszych dni bez niej, wiesz?- patrzy na przyjaciela wzrokiem pełnym bólu.- Czułem się, jakby ktoś odciął mi dostęp do tlenu. Nagle od codziennego spędzania z nią całych dni musiałem przejść do pogodzenia się z myślą, że najprawdopodobniej już nigdy jej nie zobaczę. A nawet jeśli, to w jej oczach będzie tylko nienawiść do mnie. Wiesz jak trudno było mi ją od siebie odepchnąć? Pomogła mi tylko myśl, że przecież jesteśmy sobie przeznaczeni i nasze drogi na powrót się kiedyś zejdą, a gdy przyszło co do czego, okazało się, że była to tylko złudna nadzieja, która rozwiała się na wietrze w kilka sekund- Luke spuszcza wzrok na swoje kolana.- Nie potrafię sobie z tym poradzić- przyznaje się, nie patrząc Ashtonowi w oczy.

- Hej- brunet uśmiecha się delikatnie.- Masz mnie, Caluma i Michaela. Zawsze będziemy tu po to, by ci pomóc, niezależnie od tego w jak głębokie gówno wpadniesz. Słyszysz?- potrząsa nim lekko.- Jesteś dla nas jedną z najważniejszych osób. Spędziliśmy ze sobą połowę życia i najpewniej spędzimy jeszcze dwa razy więcej. Nie zostawimy cię tylko dlatego, że nie potrafisz sobie z czymś poradzić- bierze głęboki oddech.- Pamiętasz, jak nie mogłem pozbierać się po zerwaniu z Bryaną? Kto wtedy siedział ze mną w śmierdzącym od potu pokoju, wyciągał mnie z łóżka i gonił pod prysznic, bo było mi tak wszystko jedno, że nawet mycie się nie miało dla mnie sensu? Kto siłą wywlekał mnie z domu, w którym dosłownie zarastało brudem i zabierał do siebie, aby móc kontrolować mój stan dwadzieścia cztery godziny na dobę, żebym nie zrobił jakiegoś głupstwa, którego potem żałowałbym do końca życia? Od tego są przyjaciele. Aby wyciągnąć do nas pomocną dłoń, gdy leżymy na dnie zakrwawieni i nie będący w stanie nawet racjonalnie myśleć.- Błądzi wzrokiem po twarzy blondyna, usiłując doszukać się u niego jakiejkolwiek relacji.- Pamiętasz, jak pomagaliśmy Calumowi, gdy po nocach płakał przerażony i załamany myślą, że jego rodzice chcą się rozwieść? Jak bał się, że ich rodzina się rozpadnie? Jak przestraszony usiłował przekonać Joy i Davida, że przecież wszystko da się naprawić? Już zapomniałeś?- łapie dłoń blondyna w swoje ręce i delikatnie ściska, jakby chcąc dodać mu otuchy.- A gdy Michael miał stany lękowe spowodowane strachem o utraceniu Crystal? Ich relacja była praktycznie nie do naprawienia. A jednak dalej są razem, szczęśliwi, zakochani w sobie bez pamięci. Ufają sobie, pomimo całego tego gówna, przez które musieli przejść. To tylko dodało im więcej wiary w ich uczucie i w to, że wspólnie są w stanie przenosić góry!

Luke usiłuje wyrwać rękę z uścisku Ashtona, jednak chłopak mu na to nie pozwala.

- Nie trać nadziei, Luke- błaga.- Bez nadziei nie masz nic i jest ci obojętne czy żyjesz, czy nie. Masz gdzieś relacje, masz gdzieś to, że ktoś się o ciebie martwi, masz gdzieś wszystko. Uwierz mi, bo sam tego doświadczyłem.

Blondyn zaciska powieki, jakby próbując odgrodzić się od tego, co dzieje się wokół niego.

- Jak... Jak możesz mówić mi teraz o Mike'u i Crystal?- pyta łamiącym się głosem. Łzy swobodnie spływają mu po policzkach, a chłopak nawet nie fatyguje się, by je zetrzeć.- Jak możesz mówić mi o tym, że po wszystkich wybojach, przez które przeszli, dalej są razem, zapatrzeni w siebie, z oczami pełnymi miłości, kiedy na mnie nie czeka zupełnie nic? Jak możesz, Ash?

Głos bruneta zaczyna się łamać.

- Każdy ma swoje szczęśliwe zakończenie, Luke. Niezależnie od tego, czy ma się ono odbyć z kimś, lub czy masz na nim zostać sam. To będzie szczęśliwe zakończenie, co znaczy, że i tak będziesz miał uśmiech na ustach i spełnienie w oczach.

Luke gwałtownie unosi głowę i patrzy na Ashtona wzrokiem wołającym o pomoc. Wybucha głośnym szlochem. Dłonie mu się trzęsą, a po twarzy spływają łzy przepełnione zagubieniem i żalem. Blondyn bez zastanowienia rzuca się w objęcia przyjaciela, widząc jego niemą zgodę.

Był już silny zbyt długo.

Dwóch chłopców obejmujących się niezdarnie. Jeden smutny, przytulający przyjaciela, bez pomysłu na to, jak znów wywołać uśmiech na jego ustach. Drugi, sam jak palec, trzęsący się jak galareta w objęciach bruneta, który jest jedną z niewielu rzeczy, trzymających go jeszcze na tym świecie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro