#16 Meet You There
(boję się trochę)
Koniec trasy jest jak wybawienie. Błogosławieństwo. Nowy początek. Westchnienie ulgi. Ostatni koncert jest równie ekscytujący, jak wiadomość, że zaraz sam będzie mógł się wszystkim zająć, każdy szczegół jego życia będzie mógł zostać wykreowany tylko i wyłącznie przez niego. Bo tym tak naprawdę jest.
Luke jest chyba równie zdenerwowany, co reszta chłopców. To tylko kolejny koncert, taki sam jak inne, ale ręce drżą mu ze strachu i ekscytacji. Serce bije zdecydowanie szybciej niż zwykle, tak szybko, iż dziwi się, że jeszcze nie zatrzymało się z przeciążenia. Oczy co chwilę wilgotnieją od usilnie powstrzymywanych łez. Za chwilę wyjdą na scenę, tak jak tysiące razy wcześniej. Zrobią show, na jakie tylko ich stać, przy akompaniamencie kilku tysięcy gardeł zdzieranych od krzyków.
Sierra stoi w progu, z rękoma założonymi na piersiach i delikatnym uśmiechem błąkającym się gdzieś na ustach. Nie odrywa od niego wzroku, jakby upewniając się, że w ostatniej sekundzie nagle nie zmieni zdania. Wciąż nie może przestać się martwić, mimo że sama była przy punkcie kulminacyjnym jego życia i poniekąd do niego doprowadziła.
- Pięć minut- informuje ich pozbawiony emocji głos jednego z członków ekipy. Można by przypuszczać, że będzie zadowolony z kończących się na dłuższy okres czasu koncertów. Może zwyczajnie jest pesymistą. Jakim on sam był jeszcze kilka dni temu.
Chłopak wyciera mokre dłonie o nogawki zdecydowanie zbyt obcisłych, podartych dżinsów. Chwyta za gitarę i bezwiednie przewiesza ją sobie przez ramię, zupełnie nie zastanawiając się nad tym, co robi. Jego myśli krążą tylko wokół ich zbliżającego się coraz większymi krokami występu. Chce coś z siebie wydusić, ale język niemiłosiernie mu się plącze. Na czoło występuje mu pot.
Posyła Sierrze ostatni przestraszony uśmiech.
- To chyba już- mówi Ashton, który najlepiej z nich radzi sobie ze zjadającym ich stresem. Delikatnie, ale stanowczo łapie rękaw blondyna i ciągnie go za sobą, w stronę wyjścia.- Wszystko będzie dobrze- pociesza ich jeszcze, a potem wychodzą niepewnie przed kilkutysięczny, rozwrzeszczany tłum. Luke musi naprawdę powstrzymywać się od niekontrolowanego cofnięcia się za filar, który ukrywał ich przed wszystkimi. Zmusza się jednak do wyjścia jeszcze bardziej w głąb sceny, a na jego ustach pojawia się niepewny uśmiech. Łapie za mikrofon.
- Mam nadzieję, że nasz suport trochę was rozgrzał- mówi cicho, omiatając wzrokiem ogromną arenę, która aż przytłacza swoją powalającą wielkością. To jedna z największych, na jakich mieli szansę wystąpić.
Michael rzuca parę słów jako rozpoczęcie i wreszcie koncert rozkręca się na dobre. Luke pociąga za struny, by dołączyć do basu Caluma, gitary Mike'a i bębnów Ashtona. Nie może powstrzymać smutnego uśmiechu, a kiedy zaczyna śpiewać, odkrywa, że jego głos nie jest tak mocny i pewny jak zwykle. Zamiast tego prawie niezauważalnie drży i chłopak kompletnie nie wie, jak to powstrzymać. Chcąc zamaskować niepewność i zatuszować małą niedyspozycję, zaczyna skakać po scenie, jak to zwykł robić na poprzednich koncertach. Z zamkniętymi oczami daje muzyce wciągnąć się tak głęboko, jak to tylko możliwe. Tak, by została tylko ona, by była wszystkim, na czym skupi umysł i uczucia. By odciągnęła strach i niepewność, które pragną nim zawładnąć i go sparaliżować.
Gdy znów otwiera oczy, nie ma już żadnego śladu po przerażonym chłopcu, jakim był jeszcze chwilę temu. Na powrót jest pewnym siebie, nowym sobą, do którego wciąż ciężko mu się przyzwyczaić. Już się nie boi. Wie, czego chce i jak ma po to sięgnąć. Nie będzie strachliwie zarzucał wędki i czekał, aż coś się stanie. Nie będzie jeszcze bardziej się odcinał i odsuwał. Dość już tamtego życia.
- Every moment spent, I wish I was with you- wyciąga rękę w stronę widowni, pozwalając niemalże mdlejącym fankom złapać go za dłoń. Nie może powtrzymać uśmiechu, który wypływa na jego usta na widok zapłakanych ze szczęścia i niedowierzania twarzy. Niedługo koncert się skończy, a łzy radości przerodzą się w łzy smutku i żalu.
- I'll meet you there!- wyrzuca w górę pięść, a muzyka powoli cichnie. Przez chwilę jedynym dźwiękiem na potężnej hali są ogłuszające krzyki zlewające się w jeden. Luke dyszy ciężko i z satysfakcją rozgląda się po przytłaczającym tłumie wypełniającym arenę aż po brzegi. Kątem oka spogląda na chłopców, wykończonych równie mocno jak on sam. Dają sobie moment na uspokojenie, a gdy wreszcie wraca im głos, odzywa się Ashton, który już jakiś czas temu opuścił bezpieczne miejsce za swoją perkusją.
- Berlinie- brakuje mu tchu, ale zaraz bierze się w garść. Niepewnym wzrokiem omiata milczących w wyczekiwaniu fanów.- Nazywam się Ashton Irwin- kieruje wzrok na przyjaciela stojącego obok niego.
- Nazywam się Calum Hood- idzie brunet za jego przykładem. Spuszcza spojrzenie na swoje stopy.
- Nazywam się Michael Clifford- wtóruje im zielonooki, ale on uporczywie wpatruje się w przestrzeń nad głowami tłumu. Jest spięty i sztywny jak kłoda.
- Nazywam się Luke Hemmings- kończy blondyn i zawiesza na chwilę głos. Rzuca przyjaciołom ostateczne pytające spojrzenie, a oni zgodnie kiwają głowami.
- Byliśmy 5 Seconds Of Summer- cztery głosy mieszają się w jeden, kiedy chórem wypowiadają tych pięć słów. Na chwilę wszystko zamiera, jakby ktoś zatrzymał czas w miejscu. Na sali panuje nienaturalna cisza, którą każdy boi się przerwać. Dziewczęta i chłopcy, nie do końca jeszcze rozumiejąc, rozglądają się nawzajem po swoich twarzach.- Dziękujemy- dorzucają jeszcze przyjaciele i jak najszybciej opuszczają scenę. Gdzieś w tłumie ktoś wybucha płaczem, gdy zdaje sobie sprawę z tego, co właśnie się stało, ale nie słychać nic więcej. Przerażający bezdźwięk brzęczy w uszach i jest tak cicho, że niemalże można usłyszeć odgłos tysięcy serc rozsypujących się na kawałki.
Rozpada się tylko jeden z setek podobnych do siebie zespołów, czy to raczej ich światy się?
Luke nie ma pojęcia ale wie za to, że czuje ogromną ulgę. Kilkutonowy kamień, który nosił w sercu od momentu rozpoczęcia kariery, nagle sturlał się z niego, pozwalając mu oddychać swobodnie. Był tylko nastolatkiem, który nie zasługiwał na to, by trzymać w sobie tyle kłębiących się nitek strachu i presji. A teraz, gdy wreszcie postanowił dorosnąć, zdał sobie sprawę, że nie tak powinno to wszystko wyglądać. Że czas przywrócić wszystkim tym rzeczom prawidłowy bieg. Czas wreszcie zrobić coś dla samego siebie, choć przecież zawsze wydawało mu się, że to właśnie robi. Jak widać nigdy nie przestajemy się uczyć i odkrywać coraz to nowszych zakamarków świata. Czy kiedykolwiek będziemy w stanie poznać je wszystkie?
- Wy też czujecie tę ulgę i satysfakcję?- pyta cicho Calum, nie mogąc powstrzymać się od szerokiego uśmiechu niekontrolowanie wypływającego na usta. Pozostała trójka kiwa potakująco głowami, rozglądając się po sobie roziskrzonymi oczyma.
To Hemmings zaproponował rozejście się zespołu. Nie był pewien, jak chłopcy zareagują w ogóle na taki pomysł, a co dopiero go rozważą. Wiedział jednak, że niezależnie od tego, jaka będzie ich decyzja, on zrobi to, co będzie dla niego najlepsze. Teraz dosłownie nie może uwierzyć w to, że im również ten krok przyniósł tyle ukojenia i poczucia wolności. Czuje się, jakby odciął się od wszystkich niepotrzebnych i zbędnych rzeczy, które przytrzymywały go w miejscu. Jakby dopiero teraz był zdolny do wszystkich ruchów, które wcześniej utrudniały lub uniemożliwiały krępujące go więzy. Jakby ktoś wylał na niego całe wiadro wody, która spłynęła z niego, zmywając tym samym wszelki bród i nieczystość, jaka przylepiła się do niego w ciągu tych wszystkich lat. A on dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo splamiony był.
A więc tak wygląda całkowita, niczym nie skrępowana wolność. Tak to jest oddychać swobodnie.
Ma ogromną ochotę zaśmiać się w głos, ale do towarzyszącego im już od dłuższej chwili zamieszania ze strony fanów dochodzi oprócz tego nagły hałas zza drzwi odcinających ich od reszty świata. Kobiecy i męski głos przekrzykujące się nawzajem i walczące o swoje racje stają się coraz głośniejsze i bardziej uporczywe, przez co niemożliwym jest zwyczajnie je zignorować.
- Musi mnie pan wpuścić, do cholery!- dochodzi do nich stłumione warknięcie upartej damy.
Luke uśmiecha się pobłażliwie i w kilku susach podchodzi do drzwi. Otwiera je szeroko, chcąc zobaczyć w pełnej krasie coraz bardziej rozkręcającą się awanturę. Jego spojrzenie pada na umięśnionego ochroniarza, siłą utrzymującego w miejscu niską brunetkę, zaciekle usiłującą wyrwać się z jego żelaznego uścisku.
- Musi mnie pan wpuścić! To sprawa życia i śmierci!- argumentuje dalej. Unosi wzrok znad ramienia porządkowego i nagle zastyga w bezruchu, gdy w jednym momencie każdy pojedynczy mięsień odmawia jej posłuszeństwa. Ogromnymi oczami wpatruje się w chłopaka, który nie pozostając jej dłużny, nie jest w stanie wydobyć z siebie nawet słowa.
Ochroniarz, jakby przeczuwając kogo za sobą ma, powoli odwraca się w jego stronę ze skruszoną miną.
- Proszę wybaczyć, już ją stąd zabieram- rzuca szybko i usiłuje po raz kolejny odciągnąć dziewczynę z dala od muzyka. Dopiero wtedy brunetka wybudza się z transu i na powrót usiłuje mu się wyrwać, kopiąc i drapiąc bez opamiętania.
Luke drga, a jego dłoń ciężko ląduje na ramieniu mężczyzny w granatowym mundurze, ledwo opinającym jego nabrzmiałe mięśnie.
- Niech ją pan puści- mówi cicho, wprawiając pracownika w osłupienie. Zastyga na chwilę, z niedowierzaniem przenosząc wzrok to na chłopaka, to na dziewczynę. W końcu jednak kręci głową zaskoczony i bez zbędnych komentarzy odchodzi wąskim korytarzem, zostawiając ich samych.
Jest bardzo, cholernie niezręcznie, gdy tak wpatrują się w siebie bez słowa, ale żadne z nich kompletnie nie wie od czego zacząć.
W końcu to ona robi pierwszy krok. Podchodzi do niego, tak blisko, że ich klatki piersiowe niemal się dotykają. Oddech Luke'a niekontrolowanie przyśpiesza, staje się cięższy i bardziej wilgotny, kiedy zaczyna nabierać hausty powietrza ustami. Dziewczyna, zupełnie nie zwracając uwagi na to lekko desperackie zachowanie, nie wahając się długo unosi dłoń, która ląduje na jego policzku. Głowa Luke'a odskakuje przez siłę, jaka została włożona w uderzenie. Przykłada dłoń do gorącego, pieczącego policzka, ale wcale nie jest zaskoczony. Nie powinien być. Po wszystkim co zrobił, spodziewałby się raczej, że Arzaylea rzuci się na niego z wrzaskiem nienawiści, a nie ze względnym spokojem sprzeda mu zwyczajnego liścia. Może ze względu na długo utrzymujące się stany depresyjne postanowiła nieco mu odpuścić. A może po prostu gdzieś na dnie jej serca pozostały resztki uczuć, które niegdyś do niego żywiła.
- Pierdolony kretyn- warczy ona, ale pomimo oschłości w tonie jej głosu, w jej oczach błyszczą rozbawione iskierki, których Luke nie może nie zauważyć.
Przez ułamek sekundy zastanawia się, czy to, co ma zamiar zrobić nie ściągnie na niego jeszcze większej ilości niespodziewanych i niekoniecznie pozytywnych konsekwencji, ale zaraz odrzuca od siebie tę myśl. Miał przecież przestać się bać.
Zaciska dłoń na luźnej koszuli Arzyalei i zanim ta zdąży zareagować przyciąga ją do siebie, przez co wpada na jego klatkę piersiową, zbyt oszołomiona, by jakoś temu zapobiec. Dziewczyna chce zacząć go opieprzać za tak zuchwałe zachowanie, jednak zanim ma szansę w ogóle wydobyć z siebie dźwięk, jego usta lądują na jej własnych, skutecznie ją uciszając. Wydaje z siebie zaskoczony jęk, który zostaje stłumiony przez jego miękkie wargi miażdżące te jej.
Ma ochotę westchnąć z radością, nie jest jednak w stanie się od niej oderwać. Tak cholernie długo na to czekał. Tak wiele dni marzył. A teraz do niego wróciła. Może po to, by wszystko mu wygarnąć. Może by zacząć na niego wrzeszczeć, wymachiwać rękami, a na koniec bezradnie się rozpłakać. Szczerze mówiąc, teraz obchodzi go to tyle, co zeszłoroczny śnieg. Liczy się tylko jej gorące ciało przy jego rozgrzanej skórze. Jej oddech mieszający się z jego. Jej język walczący o dominację.
Wreszcie to Luke odsuwa się od niej z zadowolonym z siebie uśmiechem. Ociera usta wierzchem dłoni, spoglądając na skamieniałą Arz z góry.
- Pieprzona cnotka- odgryza się, mrużąc z rozbawieniem oczy.
Brunetka usiłuje zachować powagę, którą obiecała sobie utrzymać, ale w końcu poddaje się i parska śmiechem. Wbija w chłopaka przepełnione radością spojrzenie i bez wcześniejszego skrępowania zarzuca mu ręce na szyję, wtulając się w niego ufnie. Blondyn chowa twarz w jej włosach. Z przymkniętymi oczami zaciąga się jej słodkim zapachem, który wypełnia mu nozdrza i uderza do głowy. To odurzają go perfumy, czy uczucie, które unosi go kilka metrów nad ziemię?
- Tęskniłam- mamrocze Arzaylea, z ulgą i łzami ściskającymi gardło. Zaciska palce na tyle jego przepoconej po koncercie koszulki. Słone krople skapujące z jej twarzy moczą materiał jeszcze bardziej.
Jest szczęśliwy, tak jak dawno już nie był. Czuje, jak coś rozsadza go od środka i uświadamia sobie, że to po prostu wdzięczność i powstrzymywane usilnie łzy radości.
- Najwyraźniej każde z nas musiało pójść przez chwilę własną drogą, by potem na powrót się spotkać- unosi na niego wilgotne oczy o barwie gorącej czekolady, która rozgrzewa nawet najzimniejsze i najbardziej deszczowe dni.- Nie da się przyśpieszyć czasu. Mogliśmy tylko czekać. Ale wiedziałam, że jeśli jest nam przeznaczona miłość, to prędzej czy później na siebie trafimy- uśmiecha się do niego lekko, a on ze śmiechem ściera łzy z jej policzków.
so you'll go your way and i'll go mine
and if we're meant to, i'll meet you there
we can't speed up the hand of time
so if we're want to love, i'll meet you there
woah
ja wiem, że jest krótki, ale naprawdę nie chciałam nic wpychać na siłę
mam nadzieję, że nie jest aż taki zły, meh
to może małe podsumowanie?
początek: czerwiec 2018
koniec: kwiecień 2019
wyświetlenia: 764
gwiazdki: 106
komentarze: 135
cieszę się, że udało mi się skończyć tą opowieść tak jak chciałam. taki był plan od początku, miałam wymyślony początek i zakończenie, trzeba było tylko dodać środek
trochę szkoda, że tak mało osób to czyta, bo naprawdę się starałam pisząc to opowiadanie
może teraz, kiedy będzie zakończone, trochę więcej was tu wpadnie
taką mam nadzieję hahah
piszcie mi, co myślicie o całokształcie książki, wytykajcie błędy, nie bójcie się krytyki
macie jakiś swój ulubiony rozdział? mi osobiście najbardziej podoba się Ghost Of You
poprawiłam się w pisaniu od czasu I woke up with amnesia, ale dalej nie jestem do końca z siebie zadowolona i usatysfakcjonowana
na moim profilu możecie zobaczyć co mam w planach niedługo napisać i pierwszym opowiadaniem będzie na pewno fanfiction o michealu 'the way to a men's heart is through his ears'
dam sobie czas na wykreowanie bohaterów (tutaj tego nie robiłam, po prostu pisałam co przyszło mi do głowy, co jest u mnie ogromnym błędem), napisanie kilku rozdziałów, potem wrócę do was z moim nowym dziełem
byłoby fajnie, gdybyście wpadli, chociaż nie wiem, czy będzie wam się chciało na mnie czekać
mam też zamiar napisać dodatek do youngblood, so ejoy!
wiem, że ta książka jest trochę depresyjna, ale mam nadzieję, że wplatane wspomnienia odrobinę ją rozjaśniły
dziękuję wszystkim za poświęcenie chwilki wolnego czash temu ff ♡
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro