Rozdział 6
Na kanapie obok Tylera siedział Owen i Jacob , a na fotelach Marcus i Thomas. Ucieczkę niebieskookiego uniemożliwił Harry, który dopiero po kilku minutach zauważył, że Burek uciekł. Zanim się zorientował wpadł z ogromną prędkością na Louisa i teraz biedny rudy wilczek leżał pod nim i piszczał nie miłosiernie.
- Jezu, Burek przepraszam!- powiedział zmieszany po czym podniósł się szybko i wziął na ręce biedną stratowaną kulkę.
- Co tu się dzieje?!!! Miałeś tylko go nakarmić! Spójrz na niego ma zwichniętą łapę przez twój niezdarny tyłek i czemu on jest kuźwa wilkiem?!!- Darł się jak opętany Tyler.
-Emmm... B...o on chciał mnie wystraszyć i się zmienił ale mu nie wyszło i jest teraz małą pokraką, która ledwo stoi!- próbował skleić zdanie loczek.
-Ehhhh jesteś taką ciamajdą, po co ja cię tu trzymam, a no tak twój ojciec mi płaci.- jego słowa wywołały salwę śmiechu jego towarzyszy.
Harry upokorzony spuścił głowę, a Louis ze strachu zapomniał jak się oddycha i obsikał ulubioną bluzkę Harrego. Był przecież wilkiem kto mu zabroni?
- Fuj! Burek!
- Haroldzie Edwardzie Styles ogarnij się! On ma na imię Louis, a nie Burek!
- Przepraszam- pisnął jak mała dziewczynka.
Lou nie wytrzymał i po chwili śmiał się po swojemu co chwile patrząc na ,minę Harrego. Może był skazany na łaskę wampirów ale na Boga wystraszony Harry był po prostu uroczy.
-Widzisz nawet kundel się z Ciebie śmieje... No dobra sprawdźmy jego pozycje w stadzie. Owen!!! Weź sprawdź.
- Ale czemu ja? Przecież on niedawno sikał!
- Bez gadania!!- wydarł się Tyler.
Nie zbyt zadowolony wstał i podszedł do Harrego i z odrazą zabrał od niego wilka. Położył go na ziemi do góry brzuchem i zaczął sprawdzać. Zawstydzony Lou położył swój ogon na jego letko zaokrąglony brzuszek. No halo on go nie zna, nie da się powąchać! Owen na reakcję dzieciaka wybuchnął smiechem.
- Spokojnie nie chcę Cię poznawać.- odrzekł rozbawiony.
Wilczek z zawstydzenia opuścił wzrok i dziękował, że jest teraz wilkiem.
- No to więc tak mały jest omegą.
- Znowu?-jęknęli pozostali towarzysze .
- Hahah to dobrze! Nic nam nie grozi, to omega co oznacza, że w stadzie jest tylko do opieki nad szczeniętami. Fuj i może też je mieć... Jednak myślałem, że w jego rodzinie ktoś odziedziczy gen po ojcu. No cóż rodzina mięczaków.- powiedział patrząc na Louisa jak na niechciany owad.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro