two;
To, że Luke był tylko zestresowany, było niedomówieniem. Jego ręce dygotały, a po czole spływały strużki potu. Mężczyzna kręcił już piąte koło w gabinecie wychowawców, a Brandon przyglądał mu się z rozbawieniem. Blondynowi nie było jednak do śmiechu.
- Daj spokój. - Szef po raz kolejny próbował pocieszyć pracownika. - Miewaliśmy gorszych delikwentów, niż jeden dzieciak.
- Słyszałeś, jaką ma przeszłość.
- Owszem. - Wzruszył ramionami.
- I co? Nie ruszyło cię to?
- Jestem do tego przyzwyczajony. Mieszkała u nas młodzież pochodząca z naprawdę ciężkich rodzin. Patologia, narkotyki, pedofilia, bieda i nędza... To wszystko już tu było, żadna nowość. Nie przerazi mnie jeden, młody chłopak.
- A co jeśli..? - zaczął, ale nie skończył, bo rozentuzjazmowany Ashton, którego czerwony t-shirt cały ubrudzony był w ziemi i liściach, stanął w progu.
- Przyjechał! - krzyknął, wskazując rękami w stronę parkingu i pobiegł z powrotem na dwór.
Luke i Brandon posłali sobie jeszcze znaczące spojrzenia, zanim ruszyli w ślady nastolatka.
- Gotowy? - Brunet zapytał go jeszcze, zanim dotarli do furgonetki, a ten przytaknął tylko głową.
Cały ośrodek zebrał się wokół samochodu, wszyscy próbowali podejrzeć nowego przez szybę w aucie. Skakali, krzyczeli i przepychali się, a z ich ust ulatywały takie przekleństwa, o jakich Hemmings nie miał nawet przedtem pojęcia.
Ciemnowłosa kobieta otworzyła drzwi od strony kierowcy i przepchnęła się przez zdziczały tłum.
- Michael, wychodź wreszcie z tego samochodu – krzyknęła, a drzwi pasażera niepewnie uchyliły się.
Luke wystawił głowę, aby lepiej przyjrzeć się dzieciakowi. Nie był szczególnie wysoki, a jego postura była dość licha. Chłopak był wyjątkowo chudy i zgarbiony, zdenerwowanie bawił się rąbkiem swojej koszulki, a jego blond włosy z niebieskimi przebłyskami, zniszczone od najprawdopodobniej zbyt częstego farbowania, zasłaniały jego oczy. Spod rękawa wystawało kilka czarno-białych tatuaży, najpewniej zrobionych gdzieś u znajomego – w końcu miał tylko szesnaście lat.
- Nie chcę tu być – powiedział w końcu chrapliwym głosem, zwracając się do kobiety.
- To dla twojego dobra, Michael. Proszę cię. - Próbowała pogłaskać go po głowie, ale ten sprawnie wyślizgnął się z uścisku.
- Czemu dopiero teraz obudziłaś się z faktem, że jesteś moją pierdoloną matką? Czemu nie byłaś taka troskliwa, kiedy wpadałem w to całe gówno? - Jego ton głosu znacznie podniósł się, a kobieta, która okazała się być matką Michaela, odsunęła się od niego na kilka kroków. - Nie chcę, kurwa, tu być!
Dopiero teraz, gdy nastolatek uniósł głowę do góry, blondyn mógł dostrzec jego twarz. Była ładna, mimo smutnej miny, która na niej gościła. Jego skóra wydawała się być taka delikatna i przyjemna, Luke przyłapał się na myśleniu o tym, że chciałby poczuć ją pod swoimi palcami.
W momencie, w którym Michael z powrotem uciekł w stronę furgonetki i chciał ponownie wejść do środka, Hemmings stwierdził jednak, że powinien zainterweniować. Bez większego namysłu podbiegł do farbowanego blondyna i złapał go za barki.
- Uspokój się. - Pociągnął go ku sobie, przez co młody Clifford runął na ziemię. - Albo ośrodek, albo poprawczak. To twój wybór, dzieciaku.
Luke starał się zabrzmieć jak najostrzej. Wiedział, że choćby był najbardziej potulną osobą na świecie, z tą młodzieżą trzeba krótko. Tutaj nie ma miejsca na rozwlekanie i rozdrabnianie, niezależnie od relacji i stanu. Wszyscy są równi, a jedyny cel, jaki został postawiony przed Luke'iem, gdy dostał tą pracę, to to, aby doprowadzić tych chłopców do porządku i sprowadzić ich na odpowiedni tor.
- Odpierdol się, stary fiucie. - Michael splunął sarkastycznie i wyrwał ramiona z jego dłoni. - A ty. - Wskazał palcem na swoją matkę. - Spierdalaj, nie chcę cię tu widzieć.
- Lepiej będzie, jeśli wróci już pani do domu. - Brandon poklepał ją pokrzepiająco po plecach i pomógł jej dostać się do furgonetki. Kobieta ostatni raz spojrzała jeszcze na swojego syna, który bez ogródek pokazał jej środkowy palec i ruszyła z piskiem opon, zostawiając po sobie tylko kłęby kurzu.
- Chłopcy – Brandon zaczął wreszcie i złapał Michaela za nadgarstek, unosząc go lekko do góry. - To wasz nowy kolega, Michael Clifford. Traktujcie go właściwie, jest tak samo zepsuty, jak wy.
Hemmings wzdrygnął się na zwrot, jakiego użył brunet. Nie rozumiał, jak mężczyzna może tak spokojnie mówić na głos obelgi tej maści, ale z chwilą, gdy nastolatkowie wybuchli gromkim śmiechem, jego obawy opadły. Brandon również parsknął cicho i puścił nastolatka.
Michael chwycił z ziemi swoje niechlujnie zapakowane bagaże, a Ashton odprowadził go w stronę skrzydła, w którym będzie spać. Rzecz jasna, nie zrobił tego z własnej woli. Brandon musiał zaszantażować go dodaniem do jego listy obowiązków dodatkowych trzech godzin prac społecznych, żeby w ogóle chciało mu się ruszyć.
- Nie przejmuj się tym. - Głos szefa dobiegł jego uszu. - Widzę, jak trzęsą ci się ręce.
- Boli mnie ten widok. - Luke wzruszył ramionami i opadł bezwładnie na stojącej pod stołówką ławce.
- Kiedy składałeś tutaj podanie o pracę, wiedziałeś, na co się piszesz.
- Oczywiście, nie chcę rezygnować.
- Spójrz na to tak... Jesteśmy tu po to, żeby wybić im z głowy te wszystkie złe rzeczy. Gdyby nie ta placówka, James dawno umarłby z przedawkowania, a Ashton kiblowałby w poprawczaku już drugi rok. A zobacz tylko, gdzie teraz są, ile przez ten czas udało im się osiągnąć. Jasne, nie są doszlifowani, ale przed nimi jeszcze długa droga. Droga, przez którą musimy ich przeprowadzić.
- To nie będzie łatwe. - Blondyn westchnął i przejechał ręką po swoich rozwianych przez wiatr włosach, a Brandon parsknął prześmiewczo.
- A czy ktoś kiedykolwiek powiedział, że będzie łatwo?
~*~
Godzina trzecia już dawno zdążyła wybić na zegarze, a Luke nadal nie potrafił zasnąć. Przez bite dwie godziny przewracał się z boku na bok, ale myśli, które zaprzątały mu głowę, nie dawały mu szansy nawet na chwilowe zmrużenie oka. Wszystkie oscylowały wokół Michaela. Mężczyzna nie umiał pojąć, że ten niepozorny chłopak zrobił coś złego. Człowiek tak delikatny i młody, o tak ładnej twarzy. W jaki sposób ktoś taki jak Michael może być okrzyknięty mianem „złego"? To było da niego niewyobrażalne.
Finalnie, w akcie desperacji podniósł się z materaca i po uprzednim wciągnięciu na siebie pierwszej lepszej bluzy, ruszył w stronę stołówki.
Brandon od początku narzekał na to, że skrzydło wychowawców nie ma własnej kuchni i wszyscy muszą tułać się w jednej, wielkiej, stęchłej jadalni, do której oczywiście trzeba dostać się przez połowę podwórka, ale Luke'owi to nie przeszkadzało. Taki spacer w tej chwili był pierwszym na jego liście ważności.
- Michael? - zapytał niepewnie, kiedy znana już twarz mignęła mu przed oczami.
Chłopak siedział na jednym z krzeseł i pusto wgapiał się w ścianę, zupełnie ignorując obecność starszego.
- Czemu nie śpisz, dzieciaku? - Zapytał ponownie i dopiero wtedy nastolatek postanowił odwrócić się w jego stronę.
- Gówno to pana interesuje – odpowiedział obojętnie, wracając wzrokiem do poprzedniego punktu.
- Nie, naprawdę jestem ciekawy. - Luke zajął miejsce na krześle obok. - Jest po trzeciej, a ty siedzisz tutaj sam i gapisz się w ścianę.
- Niech pan spojrzy na siebie – prychnął.
- Okej, masz rację. - Blondyn zachichotał cicho i już chciał potargać jego włosy, ale Michael odsunął się delikatnie. - I nie nazywaj mnie „panem", nie jestem aż tak stary.
- Już to mówiłem, jest pan starym fiutem. - Donośny śmiech farbowanego nastolatka dobiegł uszu Luke'a, a ten uśmiechnął się pod nosem.
- No dobrze, może jestem trochę stary, ale ty... - Wskazał na niego palcem. - Ty, młody człowieku, uważaj na słownictwo.
- Naprawdę nie chcę tu być – chłopak zaczął już ciszej i spuścił wzrok na swoje kolana. W tym momencie wystarczyła ledwie sekunda, aby serce Hemmingsa złamało się ze smutku.
- Ej... - Poklepał go po ramieniu. - Też jestem tu nowy, wiem, co czujesz. Ale poradzimy sobie, tak? Będę przy tobie i przejdziemy przez to. Razem.
- - - - - - - - -
jestem podekscytowana! właśnie obejrzałam po raz kolejny film, który był inspiracją do tego fanfiction i nabrałam tyle weny, że zaplanowałam kilka rozdziałów w przód, hell yeah
cóż, może tematyka tutaj nie będzie należała do najłatwiejszych, ale lubię wyzwania. zresztą, poprzeczkę postawiłam sobie w głowie wysoką i mam nadzieję, że podołam. i oczywiście, że Wam również się spodoba :-)
trzymajcie kciuki, żebym tego nie spaprała!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro