twelve;
Georgia na górze, girl crush (oczywiście możecie sami wyobrazić sobie to, jak wygląda)
- Kochanie, może zjesz jeszcze trochę? - Liz pochyliła się nad swoim synem, pachniała tak, jak miesiąc temu. Nie lubiła zmian, Luke też nie.
Dlatego tak ucieszyła się, gdy jej mały chłopczyk wrócił w rodzinne progi załamany i zły. Jego matka była kochana, ale miała w sobie tą irytującą manierę, która kazała jej trzymać wszystko przy sobie.
- Nie, dziękuję.
- Na pewno? - zapytała. - Mam wrażenie, że nie jadłeś nic przez wieki. Czym oni cię karmili w tym ośrodku?
- Naprawdę nie chcę rozmawiać „o tym ośrodku", mamo.
- Nie przejmuj się. - Uśmiechnęła się pokrzepiająco. - Niedługo znajdziesz inną pracę.
Rzecz w tym, że on nie chciał innej pracy. Chciał natomiast móc oglądać uśmiechy dzieci z ośrodka, jeść tamtejsze jedzenie i spać w tamtejszym łóżku. Chciał być tam. Chciał być z Michaelem. Nie mógł mieć nic z tego, już nie.
- Wiesz, pomyślałam, że zaproszę do nas Georgię, dawno nie widziała ani mnie, ani ciebie. Spotkanie dobrze wam zrobi.
- Mamo... - szepnął twardo. - Miałaś nie wtrącać się w to wszystko, nie chcę dziewczyny na siłę.
- Rozumiem, ale z dnia na dzień jesteś coraz starszy, a Georgia jest piękna i miła. Powinniście odświeżyć sobie pamięć. Nie pamiętasz już, jak dobrze dogadywaliście się w dzieciństwie?
- Pamiętam, ale...
- Georgia jest już zaproszona. Nie masz odwrotu, kochanie. - Kobieta zniknęła za futryną, uprzednio mrugając konspiracyjnie w jego stronę.
Znał się z Georgią od najmłodszych lat i swego czasu mógł powiedzieć nawet, że czuł do niej coś więcej, ale to „coś" wypaliło się tak szybko, jak przyszło. Oczywiście, dziewczyna była śliczna i miła, ale nie miała w sobie żadnej iskry, która mogłaby go do niej przyciągnąć. Ponadto, był teraz platonicznie zobowiązany przed Michaelem na dotrzymanie wierności, jakkolwiek bezsensownie to brzmi.
~*~
Luke okrążał hol po raz czwarty, niecierpliwie zerkając na zegar. Georgia miała być u nich lada moment, a on stresował się coraz bardziej z sekundy na sekundę. Nie wiedział właściwie dlaczego, przecież teoretycznie nie miał powodów do obaw. Nie czuł nic do swojej dawnej przyjaciółki, a ona nie kontaktowała się z nim od tak dawna, że na pewno nie jest już samotna. Tak przynajmniej przypuszczał.
Finalnie dźwięk dzwonka do drzwi odbił się od jego ucha dźwięcznym echem, a on sam chwycił za klamkę, aby zaraz stanąć twarzą w twarz z wysoką blondynką.
- Hej, Luke – szepnęła, a na jej usta wpłynął delikatny uśmiech.
- Hej, Georgia. - Odwzajemnił gest. - Minęło tyle lat, prawda?
- Tak. Pięć? Siedem?
- Zmieniłaś się – zauważył.
- Ty też. Gdzie dodatkowe kilogramy i grzywka na pół czoła, Luke'u Hemmingsie?
- Zniknęły razem z młodością.
Dziewczyna przygryzła wargę i po chwili namysłu nieśmiało przytuliła się do byłego przyjaciela. Gest ten był dla niego efektem zaskoczenia, ostatnim, jakiego się spodziewał. Nie chciał jednak rozdrabniać się i interpretować go na pojedyncze elementy. Puścił to bez emocji, jak wszystko inne.
~*~
Godziny mijały nieubłaganie szybko, a blondyn zdążył przypomnieć sobie, dlaczego tak uwielbiał tą niepozorną dziewczynę. Wspomnienia ze szkoły wróciły do niego i uderzyły bardzo mocno, być może - za mocno.
- Żartujesz? - Georgia upiła kolejny łyk wina z dziewięćdziesiątego piątego, które Luke trzymał na specjalne okazje. - Nie wierzę w ciebie, Luke.
- Jestem poważny!
- Żaden poważny człowiek nie zrobiłby z siebie idioty przed tyloma ludźmi. - Blondynka wytarła łzę z kącika oka, ale śmiech dalej nie opuszczał jej twarzy.
Luke zawtórował jej, ale zaraz spoważniał.
- Teraz ty – powiedział po chwili ciszy.
- Ja?
- Opowiedz mi coś. O sobie, o swoim życiu, cokolwiek.
- Cóż, jakiś czas temu wplątałam się w pewne kłopoty – zaczęła. Jej ręka przeczesała rozjaśnione do platyny kosmyki. - Ale teraz wyszłam na prostą.
- Kłopoty?
- Narkotyki.
- Narkotyki? - Luke był coraz bardziej zdezorientowany.
- Nie myśl o mnie źle. Błędy młodości, to wszystko.
Hemmings odetchnął pod nosem. - Ale teraz jest już dobrze, tak?
- Tak. - Georgia przysunęła się do niego, potem jeszcze bardziej. Przestrzeń, jaka dzieliła ich na wąskiej kanapie w kolorze marshalla, była ledwo widoczna. - Tęskniłam za tobą, Luke. Naprawdę za tobą tęskniłam.
Luke oblizał dolną wargę, wiedział, że to niemoralne. Nie mógł jednak odczytać swoich myśli i nie był pewien, czy zrobił to, aby zrobić Michaelowi na złość, czy samotność po prostu go przytłoczyła. Zdążył jednak odpowiedzieć ciche „ja też", zanim gwałtownie połączył ich usta.
- - - - - - - - - -
nie znienawidźcie mnie???????
(szybka sonda, bo biję się z myślami - przywracać 'read you', czy puścić to w odmęty niepamięci?)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro