three;
- James, podanie! - Głos Brandona rozniósł się po boisku, o ile tak właśnie można nazwać kawałek podwórka przeznaczony właśnie do tego celu. Mężczyzna dmuchnął kilkukrotnie w gwizdek i wskazał ręką na Michaela, który opornie podniósł się z ławki. - Michael, wchodzisz.
- Nie chcę – odburknął nastolatek, zakładając ręce na pierś.
Luke obserwował wszystko z boku, przygryzając wargę. Nie wiedział czemu, ale bolał go widok chłopaka, którego włosy miały aktualnie odcień krwistej czerwieni. Pewnie zdążył je pofarbować ubiegłej nocy, o czym wszyscy dowiedzieli się dopiero dziś.
- Pewnie nie umiesz grać, dziewczynko. - James splunął w jego stronę i wrócił na boisko, a Michael gwałtownie wstał na nogi i odrzucił swoją bluzę na trawę.
- James, uważaj na to, co mówisz – Luke powiedział jadowicie w jego stronę i oddalił się w stronę swojego szefa. - Nie lubię tego bachora.
- A co z Luke'iem, który kocha wszystkie dzieci? Odszedł w zapomnienie?
- Nie, oczywiście, że nie. - Wystawił ręce ku górze i pomachał nimi w różne strony. - Ale ten dzieciak wyjątkowo działa mi na nerwy.
- Tak, jest dość niesforny, mimo długiego pobytu tutaj w ogóle się nie zmienia.
- Myśleliście nad przeniesieniem go?
- Nie ma szans. - Brandon przełożył źdźbło trawy z palców pomiędzy zęby i oparł się o ścianę ośrodka. - Nie mamy podstaw do tego, żeby go przenieść, a to, że wielki Luke Hemmings go nie lubi, nie jest powodem.
- Okej, rozumiem. - Kiwnął głową w akcie kapitulacji i odetchnął cicho. - A co z Michaelem?
- Dziwny z niego chłopak. Przeglądałeś jego dokumenty?
- Tak, trochę rzuciłem okiem. - Skłamał.
Większą część wolnego czasu blondyn przeznaczył właśnie na przeglądanie akt nastolatka, aby dowiedzieć się o nim czegoś konkretnego. Sam nie wiedział właściwie, dlaczego to zrobił. Coś po prostu ciągnęło go do kolorowowłosego od pierwszych chwil w ośrodku. Ta chęć poznania młodego chłopaka odpędzała mu sen z powiek i nie dawała o sobie zapomnieć, irytowało go to.
- Ty kutasie! - Usłyszeli wreszcie za sobą i synchronicznie odwrócili się na piętach, aby w konsekwencji mieć przed sobą leżącego na piachu Jamesa i patrzącego na niego z góry Michaela.
Luke niemalże od razu podbiegł do nastolatków i ukląkł przy kontuzjowanym brunecie.
- Ten chuj podstawił mi nogę podczas gry! - James nerwowo masował swoją kostkę, a czerwonowłosy patrzył na niego z głupkowatą miną, próbując ukryć śmiech.
- Bawi cię to? - Brandon uderzył go w ramię z otwartej dłoni. - Mogłeś złamać mu nogę, czy ty jesteś poważny?
Jego głos był donośny i głośny, odbijał się echem od nadwrażliwych uszu dzieciaka. Michael wybałuszył na niego swoje oczy, w których zaraz pojawiły się łzy.
- Tak, najlepiej się rozbecz, cipo. - Jeden z kolegów Jamesa, Connor, pojawił się przy zbiegowisku i zbeształ kolorowowłosego, a ten od razu rzucił się na niego z pięściami.
Obaj płynnie polecieli na murawę, a kłęby kurzu i piasku rozpyliły się w powietrzu wraz z uderzeniem. Mimo mizernej postury Clifforda, miał on przewagę nad jeszcze drobniejszym, piegowatym blondynem. James stał pod kocem, którym owinął go jeden z opiekunów i razem zresztą mieszkańców ośrodka kibicowali Connorowi, którego pozycja nie wróżyła zwyciężenia bójki.
Luke z kolei przyglądał się wszystkiemu z boku jak sparaliżowany, bał się zareagować. Podnoszenie ręki na osoby młodsze od niego nie było w jego stylu, brzydziło go to, w przeciwieństwie do Brandona.
- No już, kończcie to. - Ciemnowłosy mężczyzna sprawnie podniósł ich z ziemi za ramiona i wszedł pomiędzy niesforną dwójkę, wciąż kurczowo trzymając ich drobne ciała. - Nie tolerujemy tutaj takiego zachowania, zrozumiano? - Ścisnął mocniej, ale wciąż w granicach normy.
Connor nerwowo potrząsnął głową, przez co jego włosy rozwichrzyły się jeszcze bardziej. Michael natomiast wciąż milczał, a prawą nogą brodził w piasku i podziwiał wzory, jakie powstawały na nim pod wpływem jego dotyku.
- Zrozumiano? - Brunet zdążył już wypuścić piegowatego blondyna i zwrócił się bezpośrednio do czerwonowłosego, drugą dłoń również przenosząc na jedno z jego ramion.
Michael wpatrywał się w niego zaszklonymi oczami, a z chwilą gdy pierwsze łzy zaczęły spływać po jego policzkach, krzyknął. Po prostu krzyknął. Krzyczał bez opamiętania nawet wtedy, gdy Brandon wypuścił go już z uścisku. Luke czytał w jego dokumentach o skłonnościach do częstych i intensywnych napadów histerii i stanów lękowych, ale nie wiedział, że są one tak niespodziewanie.
Brunet zilustrował jeszcze wzrokiem wciąż nieuspokojonego nastolatka i chwycił w usta swój gwizdek.
- Idźcie się umyć, koniec na dzisiaj – powiedział twardo, kiedy zagwizdał, a chłopcy sprawnie udali się do ośrodkowej łazienki.
Brandon sam szybko ulotnił się z pola widzenia Luke'a, w konsekwencji czego został on na boisku sam z Michaelem. Chłopak w dalszym ciągu nie doszedł do siebie, więc mężczyzna podszedł do niego i chwycił jego twarz w swoje szorstkie dłonie. Ich uczucie budziło w czerwonowłosym nieprzyjemne uczucie, były duże i zimne, chłopak czuł się mały przy Hemmingsie, przytłoczony jego obecnością.
- Uspokój się, proszę – mężczyzna szepnął najciszej, jak tylko mógł i nie urywał kontaktu wzrokowego z nastolatkiem. Kolorowowłosy odetchnął kilkukrotnie, zanim przytaknął.
- Już jest dobrze.
- Świetnie. - Luke posłał mu słaby uśmiech. - Teraz idź do łazienki, umyj się po meczu.
- Nie chcę być w niej z innymi – powiedział słabym głosem, a blondyn posłał mu pytające spojrzenie. - Czuję się nieswojo w towarzystwie obcych roznegliżowanych chłopaków.
Wtedy do mężczyzny dotarło to ze zdwojoną siłą i choć ciężko byłoby mu to przyznać, był z tego faktu nawet trochę zadowolony. Nie wiedział dlaczego, ale wizja Michaela, który jest homoseksualistą, była dla niego miła.
- Jeżeli chcesz, możesz skorzystać z łazienki personelu. - Luke poklepał go pokrzepiająco po plecach. - Nie powiemy nic Brandonowi, zgoda? - wystawił zaciśniętą pięść w jego stronę, a chłopak od razu przybił ją* z uśmiechem na ustach.
~*~
Luke odprowadził czerwonowłosego pod skrzydło dla personelu, a po drodze udało mu się zamienić z nim kilka słów. Nie były to właściwie niesamowicie istotne informacje, ale blondyn się nie narzucał. Stwierdził, że musi być delikatny i subtelny, jeżeli chce zawrzeć znajomość z Michaelem, a małe kroczki są tutaj najlepszym rozwiązaniem.
- To tutaj. - Wskazał palcem na rząd szklanych kabin. Michael skinął głową.
Luke stanął obok jednego z parawanów w zamiarze wypatrywania ewentualnego Brandona, który mógłby przyłapać Clifforda w ich łazience, a Michael bez oporów ściągnął z siebie przepocone ubrania. Blondyna korciło przez cały ten czas, aby odwrócić się w stronę czerwonowłosego choć na chwilę i niekulturalnie podejrzeć kawałek jego idealnie bladego ciała, ale powstrzymał tę wyjątkowo męską – jak to ujął w swojej głowie – rządzę.
Michael finalnie wszedł do jednej z kabin, a jej szklane ściany zaparowały równo z momentem odkręcenia ciepłego strumienia wody. Wtedy mężczyzna nie mógł już oprzeć się pokusie i odwrócił się delikatnie, podziwiając odznaczający się na szkle zarys sylwetki chłopaka. Wystarczył sam kontur jego ciała, a zmysły Luke'a zaczęły pracować na obrotach „michaelmichaelmichael" i nie mogły przestać. Tłumaczył się przed sobą tym, że przecież Michael nie może zobaczyć go wpatrującego się w kabinę zza zaparowanej szyby, ale z tyłu głowy wiedział, że robi źle.
Mimo, że nie było mu to szczególnie na rękę, Luke po prostu wpadł. Nie wiedział dokładnie w co, ale wpadł w to specyficzne coś głęboko i mocno, a szanse na wydostanie się z tego były wyjątkowo znikome.
- - - - - - - - -
* chodzi o "żółwika", no wiecie
znów zmieniłam okładki i bŁAGAM NIE KRZYCZCIE NA MNIE, TE ZOSTANĄ NA DŁUGO, OBIECUJĘ
ps przypominam, że ludzie z twittera mają lepiej, bo zawsze wiedzą o rozdziałach i innych fajnych rzeczach szybciej ;-) @oopsmytyler
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro