Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ten;

komentarze to fajność, opisujcie swoje emocje, bo tych będzie tutaj dużo;

- Gdzie są moje cholerne pieniądze?

Jai zaatakował Luke'a z progu, a ten cofnął się dwa kroki w tył. Wiedział, że mężczyzna dorwie go prędzej czy później.

- Nie dasz mi spokoju?

- Nie. - Wzruszył ramionami. - Dopóki nie przestaniesz penetrować ciała biednego nastolatka, będę cię gnębił.

- My nawet nie... Zresztą, po co mam ci się tłumaczyć?

- Jesteś. - Brunet przybliżył się do Hemmingsa na odległość dwóch kroków. Blondyn wyraźnie czuł jego oddech na swojej spiętej szyi. - Pierdolonym. Pedofilem.

- Bardzo zależy ci na tej kasie, prawda? - Luke odepchnął go delikatnie. - W porządku, dostaniesz ją. Ale masz zostawić mnie w spokoju. Mnie i Michaela.

- Czekam do wieczora. Nie spieprz tego. - Brunet splunął w jego stronę. - Ja dostanę pieniądze, ty święty spokój. Pamiętaj, ząb za ząb.

Jai opuścił pokój.

Blondyn miał zupełną świadomość tego, że Jai'owi nie zależy nawet na dzieciakach z ośrodka. Chciał zarobić, to wszystko. Luke powinien tylko bić się w głowę za to, że pozwolił mu robić to swoim kosztem.

Nie miał tych pieniędzy, to oczywiste. Pozostało mu jedynie modlić się o lepsze jutro, chociaż wiedział, że i ono nie nadejdzie.

~*~


- Hej, dzieciaku. - Mężczyzna stanął w progu klaustrofobicznie małej klitki Michaela i uśmiechnął się delikatnie. - Mogę?

- Jasne. - Nastolatek odwzajemnił uśmiech.

Luke podszedł do wolnego, ledwo trzymającego się na zardzewiałych śrubkach krzesła i usiadł na nim mechanicznym ruchem. Stresował się. Jego ciało było sparaliżowane, a dłonie mokre od potu. Nie chciał zranić Michaela. Jedyne, czego pragnął, to szczęście ich obu, a do osiągnięcia go nie było innej drogi.

- Musimy porozmawiać. - Westchnął. - Poważnie.

Michael skinął.

- Stało się coś poważnego? - Przysunął się do Luke'a i wyciągnął dłoń w stronę jego policzka, ale ten odsunął się automatycznie.

- Tak. - Blondyn przygryzł wargę. - Właśnie o tym chcę porozmawiać.

- Luke, nie rozumiem cię.

- Michael, masz szestnaście lat. - Hemmings potarł twarz dłońmi. Każde wymawiane słowo przychodziło mu z wielkim trudem. - Na pewno niedługo wyjdziesz z ośrodka, wrócisz do szkoły, do znajomych. Poznasz kogoś, zakochasz się...

- Powiedz mi po prostu, że masz mnie dość. Nie przedłużaj tego – młodszy parsknął pod nosem. - Zrozumiem.

- Nie chodzi o to, że mam cię dosyć, nigdy tak nie myśl. - Luke ledwo powstrzymał się od wyciągnięcia dłoni i położenia jej na tej nastolatka, to wszystko bolało go tak strasznie.

- Więc do czego zmierzasz, Luke?

- Panie Hemmings... - szepnął, a młodszy spojrzał na niego zdezorientowany. - Mów mi pan Hemmings, dzieciaku. Nie możemy dłużej tego ciągnąć.

- Och. - Michael pociągnął nosem. Nie zauważył nawet, kiedy jedna łza mimowolnie spłynęła po jego policzku.

Luke spojrzał na niego obojętnie. Miał ochotę rwać sobie włosy z głowy, ale nie mógł. Zachowanie kamiennej twarzy było teraz dla niego priorytetem, nie mógł dać się złamać. Jeżeli chciał, aby ich relacja wróciła na stary tor, nie mógł poddać się tak łatwo.

- Michael... - wybełkotał po chwili ciszy, obserwując nastolatka rozklejającego się na dobre. Łzy już swobodnie okalały jego zaróżowione policzki. - Nie płacz, proszę.

- Jestem jednym wielkim błędem – odpowiedział, biorąc nierówne oddechy. - Nawet ty mnie o tym uświadamiasz, Lu... Panie Hemmings. - Wyraźnie zaakcentował ostatnie słowa. - Myślałem, że mamy coś szczególnego, ale to wszystko było tylko błędem. Jak cały ja.

- Nie jesteś błędem, Michael. - Luke wyciągnął dłoń w jego stronę i starł kolejne łzy spływające po jego twarzy, to było silniejsze od niego. - To... - spauzował na chwilę i westchnął pod nosem. - To też nie było błędem.

- Więc dlaczego to kończysz?

- Masz szesnaście lat. Przed tobą jeszcze całe życie, a ja nie chcę obarczać cię problemami już teraz. Chcę, żebyś był szczęśliwy, dzieciaku.

Luke wstał z krzesła i poprawił bluzę. Jego knykcie sparaliżowane były ze stresu, a mężczyzna nie umiał zrobić kroku w żadną stronę. Zranił Michaela.

Zranił Michaela i siebie.

- Myślisz, że ta sytuacja sprawiła, że jestem szczęśliwszy?

Słowa chłopaka zatrzymały dwudziestoparolatka w pół kroku, a ten spojrzał na niego przez ramię, zanim na dobre opuścił pokój nastolatka.

- Tak, będzie lepiej, Mikey.

~*~


Nie ma na świecie większego kłamstwa, niż to, które mówi, że mężczyźni nie płaczą.

Płaczą.

Wylewają z siebie hektolitry łez i nie wychodzą z łóżka, jedzą hurtowe ilości lodów i oglądają smutne filmy. Luke jednak był w bardziej zaawansowanym stadium załamania. Do wieczora przesiedział w bezruchu na swoim niepościelonym łóżku i wgapiał się w ścianę, jakby miał zobaczyć tam rozwiązanie tego całego gówna. To wszystko rozwinęło się szybciej, niż się spodziewał. Jak głupi musiał być, kiedy myślał, że romans z nastolatkiem ujdzie mu na sucho i że nie poniesie konsekwencji.

Luke zaczął powątpiewać w ogóle w fakt, że jest dorosły. Dał porwać się emocjom i chwili, dał omotać się wokół palca szesnastolatka, jakby był w tym samym wieku. Był gówniarzem, który teraz ponosi karę.

Apogeum przyszło jednak w momencie, kiedy jego komórka zawibrowała. Nie chciał podnosić jej ze stolika nocnego, był przerażony. Wiedział, że była to ta konkretna godzina, która zwiastuje jego koniec.

Dlatego, kiedy zobaczył treść wiadomości, nie był nawet zaskoczony.

Wybiła dziewiętnasta. Przegrałeś, Luke, czas mojej łaski minął. ~ Twój najlepszy przyjaciel, Jai"

Jednak, jeżeli ktokolwiek omieszkałby się pomyśleć, że to koniec problemów, nie mógłby być w większym błędzie.

To był dopiero początek.

Blondyn nie wiedział właściwie, co dostanie od współpracownika w odwecie. Nie miał wobec niego żadnych oczekiwań, czekał jedynie na rozwój wydarzeń. Jai nie wydawał się osobą skłonną do powolnego działania. Według Luke'a wolał on działać szybko i skutecznie, niż rozdrabniać coś na części pierwsze. Hemmings miał świadomość, że kara za brak zapłaty uderzy w niego szybko i niespodziewanie, ale będzie skuteczna.

Był w trakcie rozpisywania protokołu z jego zmiany, kiedy Brandon stanął w progu jego sypialni. - Chciałbym widzieć cię w moim gabinecie, przyjdź, kiedy kończysz.

Blondyn skinął, krew zawrzała w nim szybciej. Z tyłu głowy czuł, że nie został wezwany bez powodu.

Czy to już?

Czy los zaraz odwdzięczy mu się za to, co zrobił?

No właśnie, tutaj droga się zapętla.

Luke bowiem nie zrobił nic złego. Mógłby obwiniać Michaela za prowokację i omotanie go, ale nie był w stanie. Żaden z nich nie był winny. Świat jednak sądzi się i sądzić będzie do końca tak specyficznymi prawami, że wszystko – każdy czyn, słowo, czy myśl – można odwrócić przeciwko nam. Nawet uczucie.

Blondyn niepewnie chwycił za klamkę prowadzącą do gabinetu Brandona. Jego plus zapewne dawno już przekroczył normę, a on sam czuł, że tylko cienka granica dzieli go od omdlenia z nadmiaru emocji.

Finalnie stanął na środku fuksjowego pokoju, a szef spojrzał na niego ciężkim do zdefiniowania spojrzeniem.

Brandon podszedł do niego i westchnął cicho, wręczając mu plik dokumentów. Luke wiedział, co to oznacza, ale brunet i tak powiedział to głośno, wbijając go w dno jeszcze bardziej. - Jesteś zwolniony, Luke.


- - - - - - - - - 

hejka, dzieciaki

czuję się fatalnie, boże, zakopcie mnie

otwieram kącik zażaleń - co u was? jak idzie wam w szkole? macie jakieś problemy, a może przytrafiło wam się ostatnio coś miłego? piszcie, chętnie poczytam

trzymajcie się i szanujcie innych ludzi, ily

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro