Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

seventeen;

 Michael zamrugał kilkukrotnie, zanim na dobre dotarło do niego, że Luke zniknął z sali. Chłopak rozejrzał się dookoła – wszyscy byli tak samo zdziwieni jak on.

– Michael? – Ashton dziobnął go w ramię. – Widzisz? Wyrywasz się stąd!

– Tak, tak... Racja – szepnął. – Wyrywam się stąd.

– Nie cieszysz się? – Calum złapał jego ramię. – Przecież od początku nie chciałeś tu być.

– Cieszę się, jasne. – Gula stanęła w jego gardle. – Po prostu przywiązałem się do tego miejsca.

– Chodzi o Luke'a, prawda?

Clifford zlustrował go wzrokiem. – Co?

– Chodzi o Luke'a – brunet powtórzył już bez zapytania.

– Nie chcę o tym rozmawiać.

– Nie musisz. Wiemy. Idź do niego.

Kolorowowłosy przytaknął, zanim podniósł się z miejsca i ruszył w stronę wyjścia. Młode głosy i miliony pytań próbowały zatrzymać go przed opuszczeniem sali, ale ten wciąż szedł do przodu. Nawet Brandon nie zdołał zwrócić na siebie jego uwagi.

Michael sprawnie skręcał w kolejne i kolejne korytarze, nawoływał jedno, charakterystyczne imię i rozglądał się po wszystkich zakamarkach.

Luke zdawał się po prostu rozpłynąć w powietrzu.

W pewnym momencie jednak ciche łkanie i pociąganie nosem przyciągnęło zainteresowanie nastolatka.

Chłopak szybko wbiegł do małej klitki, z której dobiegał hałas i wtedy złamał się kompletnie. Figura mężczyzny formowała się przed jego oczami, zwinięta w kulę pod ścianą i drżąca od łez.

– Luke... – Michael szybko klęknął przy nim i podniósł rękę do góry, żeby objąć opiekuna. Zaraz jednak opamiętał się i postanowił trzymać ją przy sobie.

– Zjebałem, prawda? – Blondyn podniósł na niego swój wzrok, jego warga dygotała. – Wróciłem tu, żeby wszystko naprawić, ale ty znowu mi uciekasz.

– O czym ty...

– Tak bardzo chciałem cię odzyskać. Byłem taki zdesperowany. Gdy tylko wróciłem tu na nowo, moim jednym priorytetem było trzymanie cię mocno przy sobie, trzymanie twoich sponiewieranych przez życie kawałków w swoich ramionach. Ale byłem głupi, prawda?

– Luke...

– Nie, nie przerywaj mi. Byłem głupi, wiesz to. Byłem głupi, kiedy wchodziłem w tę dziewczynę, myślami będąc z tobą.

Przerwał mu. – Przestań.

– Nie ma nic złego w mówieniu tego na głos. Nie kochałem się z nią, Michael. Pieprzyłem ją jak największy idiota, licząc desperacko na to, że to pomoże mi zapomnieć o szesnastolatku z kuratorem na karku. Wiesz co? Nie pomogło. Czułem się brudny, czułem się zdrajcą. Dawałem się w jej ręce ze świadomością, że czekasz tutaj i myślałem, że nigdy się nie dowiesz. Chciałem wrócić tu z czystą kartą, chciałem wrócić tu do ciebie jako nowa osoba, chciałem zacząć od początku.

– Nie płacz, Luke. – Michael otarł spływającą łzę z policzka starszego.

– Miałem takie marzenie, wiesz – mężczyzna kontynuował już opanowanym głosem. – Chciałem, żebyś wyszedł stąd, kiedy już znajdziemy się na prostej drodze. Chciałem, żebyś skończył szkołę, żebyś wyniósł się od matki. W moich myślach miałeś zamieszkać ze mną, miałeś każdego ranka opierać się wstaniu z łóżka. Miałem budzić cię ze śmiechem, miałem przygotowywać ci śniadania, które najbardziej lubisz. Miałem krzyczeć na ciebie, żebyś wreszcie rzucił to palenie, miałem któregoś dnia oświadczyć ci się w najbardziej przewidywalny, ale romantyczny sposób. Marzyłem o tym codziennie, jakbym miał kilkanaście lat, a przecież to ja jestem „ten starszy". Moim zadaniem powinno być trzymanie nas do pionu, a nie oddanie się wyobrażeniom o rzeczach, któe chcę dla ciebie zrobić. Ale nigdy ich nie zrobię. Ty wyjdziesz z ośrodka i nie pojawisz się przed moimi oczami nigdy więcej, a ja będę pluł sobie w brodę każdego dnia, w każdej sekundzie.

– Luke, proszę...

– Nie, Michael. Prosiłeś mnie za dużo razy, a ja za dużo razy cię zawiodłem. Jeżeli jest coś, co mogę dla ciebie zrobić ten ostatni raz, powiedz to, a zrobię wszystko.

– Pocałuj mnie.

Pocałuj mnie.

Luke zamarł na to wspomnienie. Ich pierwszy pocałunek, moment, od którego ich drogi skręciły się ze sobą w ten chory sposób, był konsekwencją dokładnie tych samych słów.

Blondyn nachylił się w stronę młodszego, zanim drżącą dłonią chwycił jego policzek. Ich usta zderzyły się ze sobą gwałtownie i chaotycznie, Michael nie tracił czasu na bycie subtelnym. Szybko znalazł się na kolanach starszego i otoczył ramionami jego kark, łzy Luke'a były słone, kiedy znalazły się na jego wargach.

– Nie zostawiaj mnie – Luke wyszeptał w usta młodszego, a ten tylko uśmiechnął się, nie przerywając pocałunku.

– Znajdziesz mnie – odpowiedział.

A Luke uwierzył.


~*~

– To co, młody? Widzimy się w kościele, grzeczny chłopczyku. – Brandon zbeształ Michaela, gdy ten kurczowo trzymał w dłoni rączkę walizki.

– Jasne, nawróciłem się kompletnie. – Parsknął. – Zostanę ministrantem.

– Oczywiście, wierzę na słowo.

Kolorowowłosy przytulił się do opiekuna ostatni raz, zanim wylądował w ramionach Caluma i Ashtona.

– Będziemy za tobą tęsknić, zjebie.

– Ja za wami też, pedały. – Zmierzwił im włosy. – Daj znać, kiedy Calum wreszcie zajdzie w ciążę.

– Ej! – Brunet zmarszczył brwi. – Kto powiedział, że to ja zajdę w jakąkolwiek ciążę?

– Wygląda jak dół – Clifford szepnął w stronę miodowowłosego, a ten tylko zachichotał cicho i skinął głową.

– Kiedy przyjeżdża po ciebie matka? – Calum zgrabnie zmienił temat.

Michael westchnął cicho.

– Nie wiem, powinna być niedługo.

– Daj znać, kiedy będziesz na miejscu. Jeżeli ktoś z klasy zajdzie ci za skórę, zadzwoń. Załatwimy kogoś, kto zrobi z nimi porządek.

– Jasne. – Melodyjny śmiech opuścił jego usta. – A wy... Widzieliście gdzieś...

– Luke czeka z drugiej strony ośrodka. – Ashton poklepał go po plecach i chwycił Caluma za rękę. Michael ledwo zdążył zamrugać dwukrotnie, zanim finalnie został pozostawiony sam sobie.

Jego nogi szybko pokierowały go na wskazane miejsce, a wzrok sprawnie wyszukał Hemmingsa, który bujał się na stopach pomiędzy drzewami. Był zdenerwowany.

– Hej – kolorowowłosy podszedł do niego na miękkich nogach i uśmiechnął się delikatnie.

– Hej – odpowiedział. – Więc, wyjeżdżasz.

– Tak. – Westchnął. – Możesz mnie pocałować?

– Nie musisz pytać, dzieciaku – szepnął, zanim chwycił go twardo w swoje ramiona.

Chłopak oplótł go całym swoim ciałem i niezdarnie przyległ do jego ust. Luke uśmiechnął się przez pocałunek, jak to zwykł robić za każdym razem. Michael po prostu działał na niego w ten sposób.

Kiedy z powrotem znaleźli się odseparowani od siebie, blondyn ponownie przytulił go do klatki piersiowej.

– Michael, ja...

– Clifford, ciężarówka przyjechała! – Głos jednego z dzieciaków przerwał wypowiedź Hemmingsa, a ten odetchnął ciężko. Jego policzki zapiekły, były czerwone.

– Muszę iść. – Nastolatek spuścił wzrok. Luke ścisnął palce jego dłoni.

– Michael, ja... – Jego głos zadrżał, nie umiał kontynuować. Przymknął oczy, zanim zdecydował się na inny dobór słów. – Idź, czekają na ciebie. Bądź szczęśliwy.

Dzieciak skinął głową i stanął na palcach, żeby ostatni raz pocałować go w policzek.

– Znajdziesz mnie, Luke. Wierzę w to.


- - - - - - -

warianty są dwa - albo czeka na was jeszcze jeden rozdział, albo od razu epilog. jedno jest pewne - koniec (i plot twist, którego nikt się nie spodziewał) zbliża się wielkimi krokami. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro