seventeen;
Michael zamrugał kilkukrotnie, zanim na dobre dotarło do niego, że Luke zniknął z sali. Chłopak rozejrzał się dookoła – wszyscy byli tak samo zdziwieni jak on.
– Michael? – Ashton dziobnął go w ramię. – Widzisz? Wyrywasz się stąd!
– Tak, tak... Racja – szepnął. – Wyrywam się stąd.
– Nie cieszysz się? – Calum złapał jego ramię. – Przecież od początku nie chciałeś tu być.
– Cieszę się, jasne. – Gula stanęła w jego gardle. – Po prostu przywiązałem się do tego miejsca.
– Chodzi o Luke'a, prawda?
Clifford zlustrował go wzrokiem. – Co?
– Chodzi o Luke'a – brunet powtórzył już bez zapytania.
– Nie chcę o tym rozmawiać.
– Nie musisz. Wiemy. Idź do niego.
Kolorowowłosy przytaknął, zanim podniósł się z miejsca i ruszył w stronę wyjścia. Młode głosy i miliony pytań próbowały zatrzymać go przed opuszczeniem sali, ale ten wciąż szedł do przodu. Nawet Brandon nie zdołał zwrócić na siebie jego uwagi.
Michael sprawnie skręcał w kolejne i kolejne korytarze, nawoływał jedno, charakterystyczne imię i rozglądał się po wszystkich zakamarkach.
Luke zdawał się po prostu rozpłynąć w powietrzu.
W pewnym momencie jednak ciche łkanie i pociąganie nosem przyciągnęło zainteresowanie nastolatka.
Chłopak szybko wbiegł do małej klitki, z której dobiegał hałas i wtedy złamał się kompletnie. Figura mężczyzny formowała się przed jego oczami, zwinięta w kulę pod ścianą i drżąca od łez.
– Luke... – Michael szybko klęknął przy nim i podniósł rękę do góry, żeby objąć opiekuna. Zaraz jednak opamiętał się i postanowił trzymać ją przy sobie.
– Zjebałem, prawda? – Blondyn podniósł na niego swój wzrok, jego warga dygotała. – Wróciłem tu, żeby wszystko naprawić, ale ty znowu mi uciekasz.
– O czym ty...
– Tak bardzo chciałem cię odzyskać. Byłem taki zdesperowany. Gdy tylko wróciłem tu na nowo, moim jednym priorytetem było trzymanie cię mocno przy sobie, trzymanie twoich sponiewieranych przez życie kawałków w swoich ramionach. Ale byłem głupi, prawda?
– Luke...
– Nie, nie przerywaj mi. Byłem głupi, wiesz to. Byłem głupi, kiedy wchodziłem w tę dziewczynę, myślami będąc z tobą.
Przerwał mu. – Przestań.
– Nie ma nic złego w mówieniu tego na głos. Nie kochałem się z nią, Michael. Pieprzyłem ją jak największy idiota, licząc desperacko na to, że to pomoże mi zapomnieć o szesnastolatku z kuratorem na karku. Wiesz co? Nie pomogło. Czułem się brudny, czułem się zdrajcą. Dawałem się w jej ręce ze świadomością, że czekasz tutaj i myślałem, że nigdy się nie dowiesz. Chciałem wrócić tu z czystą kartą, chciałem wrócić tu do ciebie jako nowa osoba, chciałem zacząć od początku.
– Nie płacz, Luke. – Michael otarł spływającą łzę z policzka starszego.
– Miałem takie marzenie, wiesz – mężczyzna kontynuował już opanowanym głosem. – Chciałem, żebyś wyszedł stąd, kiedy już znajdziemy się na prostej drodze. Chciałem, żebyś skończył szkołę, żebyś wyniósł się od matki. W moich myślach miałeś zamieszkać ze mną, miałeś każdego ranka opierać się wstaniu z łóżka. Miałem budzić cię ze śmiechem, miałem przygotowywać ci śniadania, które najbardziej lubisz. Miałem krzyczeć na ciebie, żebyś wreszcie rzucił to palenie, miałem któregoś dnia oświadczyć ci się w najbardziej przewidywalny, ale romantyczny sposób. Marzyłem o tym codziennie, jakbym miał kilkanaście lat, a przecież to ja jestem „ten starszy". Moim zadaniem powinno być trzymanie nas do pionu, a nie oddanie się wyobrażeniom o rzeczach, któe chcę dla ciebie zrobić. Ale nigdy ich nie zrobię. Ty wyjdziesz z ośrodka i nie pojawisz się przed moimi oczami nigdy więcej, a ja będę pluł sobie w brodę każdego dnia, w każdej sekundzie.
– Luke, proszę...
– Nie, Michael. Prosiłeś mnie za dużo razy, a ja za dużo razy cię zawiodłem. Jeżeli jest coś, co mogę dla ciebie zrobić ten ostatni raz, powiedz to, a zrobię wszystko.
– Pocałuj mnie.
Pocałuj mnie.
Luke zamarł na to wspomnienie. Ich pierwszy pocałunek, moment, od którego ich drogi skręciły się ze sobą w ten chory sposób, był konsekwencją dokładnie tych samych słów.
Blondyn nachylił się w stronę młodszego, zanim drżącą dłonią chwycił jego policzek. Ich usta zderzyły się ze sobą gwałtownie i chaotycznie, Michael nie tracił czasu na bycie subtelnym. Szybko znalazł się na kolanach starszego i otoczył ramionami jego kark, łzy Luke'a były słone, kiedy znalazły się na jego wargach.
– Nie zostawiaj mnie – Luke wyszeptał w usta młodszego, a ten tylko uśmiechnął się, nie przerywając pocałunku.
– Znajdziesz mnie – odpowiedział.
A Luke uwierzył.
~*~
– To co, młody? Widzimy się w kościele, grzeczny chłopczyku. – Brandon zbeształ Michaela, gdy ten kurczowo trzymał w dłoni rączkę walizki.
– Jasne, nawróciłem się kompletnie. – Parsknął. – Zostanę ministrantem.
– Oczywiście, wierzę na słowo.
Kolorowowłosy przytulił się do opiekuna ostatni raz, zanim wylądował w ramionach Caluma i Ashtona.
– Będziemy za tobą tęsknić, zjebie.
– Ja za wami też, pedały. – Zmierzwił im włosy. – Daj znać, kiedy Calum wreszcie zajdzie w ciążę.
– Ej! – Brunet zmarszczył brwi. – Kto powiedział, że to ja zajdę w jakąkolwiek ciążę?
– Wygląda jak dół – Clifford szepnął w stronę miodowowłosego, a ten tylko zachichotał cicho i skinął głową.
– Kiedy przyjeżdża po ciebie matka? – Calum zgrabnie zmienił temat.
Michael westchnął cicho.
– Nie wiem, powinna być niedługo.
– Daj znać, kiedy będziesz na miejscu. Jeżeli ktoś z klasy zajdzie ci za skórę, zadzwoń. Załatwimy kogoś, kto zrobi z nimi porządek.
– Jasne. – Melodyjny śmiech opuścił jego usta. – A wy... Widzieliście gdzieś...
– Luke czeka z drugiej strony ośrodka. – Ashton poklepał go po plecach i chwycił Caluma za rękę. Michael ledwo zdążył zamrugać dwukrotnie, zanim finalnie został pozostawiony sam sobie.
Jego nogi szybko pokierowały go na wskazane miejsce, a wzrok sprawnie wyszukał Hemmingsa, który bujał się na stopach pomiędzy drzewami. Był zdenerwowany.
– Hej – kolorowowłosy podszedł do niego na miękkich nogach i uśmiechnął się delikatnie.
– Hej – odpowiedział. – Więc, wyjeżdżasz.
– Tak. – Westchnął. – Możesz mnie pocałować?
– Nie musisz pytać, dzieciaku – szepnął, zanim chwycił go twardo w swoje ramiona.
Chłopak oplótł go całym swoim ciałem i niezdarnie przyległ do jego ust. Luke uśmiechnął się przez pocałunek, jak to zwykł robić za każdym razem. Michael po prostu działał na niego w ten sposób.
Kiedy z powrotem znaleźli się odseparowani od siebie, blondyn ponownie przytulił go do klatki piersiowej.
– Michael, ja...
– Clifford, ciężarówka przyjechała! – Głos jednego z dzieciaków przerwał wypowiedź Hemmingsa, a ten odetchnął ciężko. Jego policzki zapiekły, były czerwone.
– Muszę iść. – Nastolatek spuścił wzrok. Luke ścisnął palce jego dłoni.
– Michael, ja... – Jego głos zadrżał, nie umiał kontynuować. Przymknął oczy, zanim zdecydował się na inny dobór słów. – Idź, czekają na ciebie. Bądź szczęśliwy.
Dzieciak skinął głową i stanął na palcach, żeby ostatni raz pocałować go w policzek.
– Znajdziesz mnie, Luke. Wierzę w to.
- - - - - - -
warianty są dwa - albo czeka na was jeszcze jeden rozdział, albo od razu epilog. jedno jest pewne - koniec (i plot twist, którego nikt się nie spodziewał) zbliża się wielkimi krokami.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro