Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

seven;

 Kiedy przerażenie paraliżuje wszystkie twoje kończyny i wpełza ci do głowy, nie umiesz tego kontrolować. Twoje ręce dygoczą, głos załamuje się przy każdym pojedynczym słowie, a łzy swobodnie lecą po twarzy, nawet jeżeli wielokrotnie zaręczałeś się przed samym sobą, że nie znasz pojęcia płaczu.

Luke lubił świadomość kontroli. Kiedy tracił ją, na jej miejsce zgrabnie wślizgiwało się uczucie strachu i niemożności. Był słownikowym przykładem przerażonego gatunku Homo sapiens. Nie był głupim człowiekiem, znał prawa panujące dookoła, potrafił rozróżnić dobro od zła, wiedział o konsekwencjach niepoprawnych czynów. Cała jego samoświadomość zdawała się jednak wyparować z chwilą przesunięcia myśli trochę w głąb i zobaczenia w nich drobnego, zagubionego, kolorowowłosego chłopca.

Michael był poza kontrolą Luke'a i to właśnie przerażało go w tym wszystkim najbardziej.

Czuł, że nie podoła. Czuł, że załamie się po drodze, a jego barki opadną pod zbyt dużym ciężarem, jaki na nie założył.

Kontrola.

K o n t r o l a .

Powoli tracił ją z dnia na dzień.

~*~


- Nie uważasz, że trochę dramatyzujesz? - Ashton obrócił papierosa wokół palców, wszystkie jego obietnice dotyczące rzucenia już dawno odeszły w zapomnienie.

- Zrujnuję mu życie.

- Michael, masz szesnaście lat. Nie zakładasz rodziny i nie płodzisz dzieci, Boże, czy to w ogóle możliwe?

- Wiem. - Niebieskowłosy wzruszył ramionami. - To nie zmienia jednak faktu, że mogę być jedynym powodem, dla którego Luke... - Poprawił się. - Pan Hemmings straci pracę.

Michael naprawdę nie chciał mówić nikomu o intymnym zbliżeniu, do jakiego doszło pomiędzy nim i jasnowłosym opiekunem. Chciał poradzić sobie ze swoim problemem samodzielnie, jak zresztą zwykł robić, ponieważ jego życie często nie pozostawiało mu innych wyborów. Jednak, po dwóch przepłakanych z poczucia winy i pustki nocach, coś pękło w nim i nie mógł dusić tego w środku. Ashton i Calum byli pierwszymi i jedynymi osobami, które przebiegły mu przez głowę, gdy zechciał wreszcie wypluć wszystko to, co zalegało w jego brudnej podświadomości.

- Jest dorosły, wie, co robi. Ty natomiast, jesteś niestabilnym emocjonalnie nastolatkiem, który wciąż szuka swojej osobowości, miewa załamania głosu związane z mutacją i niespodziewane wzwody w niewłaściwych miejscach, musisz wyluzować.

Clifford przytaknął delikatnym skinieniem głowy. Wiedział, że Ashton ma rację, ale nie przeszłoby mu przez gardło powiedzenie tego na głos. Luke był dorosły. Miał dwadzieścia sześć lat i był dojrzałym mężczyzną, ponadto sprawującym opiekę nad nastolatkiem w wyjątkowo absurdalnych warunkach. Myśl, że lubił Michaela tak samo, jak on jego, była nie do pomyślenia.

- Ashton ma rację. - Calum wskazał palcem w stronę swojego kolegi. Niebieskowłosy wciąż nie wiedział, czy to określenie było do końca trafne, nikt w ośrodku nie umiał określić jednogłośnie relacji łączących obu nastolatków.

- Mówisz tak tylko dlatego, że był w twoim tyłku przynajmniej tuzin razy. - Westchnął, a brunet i jego towarzysz mrugnęli do siebie konspiracyjnie.

- Nie wiem, może? A nawet jeśli, jestem z tego dumny.

~*~


Blondyn nigdy nie był dobrym sportowcem, ale nie mógł zarzucić sobie bycia złym trenerem. Zarządzanie grupą i sztukę organizacji miał w małym palcu, co sprawnie wykorzystywał przy każdym jednym meczu piłki nożnej, jaki nadzorował na ośrodkowym, prowizorycznym boisku.

Ubolewał jednak nad faktem, że nie miał możliwości zostawienia Michaela na ławce rezerwowych. Widział trud i ból, jaki emanował ciałem młodszego, ale mimo wszystko, nie umiał temu zaradzić. Obserwował wszystkich szykanujących go chłopców, wszystkie szturchnięcia i dyskretne popchnięcia, ale prócz upomnienia, nie mógł zrobić nic innego. Nie chciał, aby jego uczucia ujrzały światło dzienne, a na punkcie skrupulatnego i obsesyjnego ukrywania ich miał w tym momencie obsesję. Wizja Michaela oskarżonego o romans ze starszym mężczyzną i wyrzucenia Luke'a z pracy była ostatnim, czego życzył sobie w tym okresie swojego marnego życia.

Nastolatek wciąż jednak nie umiał odnaleźć się w tym wszystkim, o czym Hemmings również doskonale wiedział. Chłopak nieświadomie prowokował resztę młodych ludzi do znęcania się nad nim, nie robiąc nic szczególnego. Taki po prostu był, mógłbyś nazwać go chodzącym magnesem na kłopoty i nie byłoby to kłamstwem.

Dlatego nie było to dla blondyna większym szokiem, gdy usłyszał imię swojego ulubionego podopiecznego wykrzyczane przez jednego z wychowanków. Widok kolorowowłosego leżącego na ziemi i zwijającego się w pozycję embrionalną również nie zrobił na nim większego wrażenia, przywykł już do faktu, że Michael był słaby. Przez to mężczyzna jeszcze bardziej chciał chronić go przed całym złem tego świata.

Luke złapał rękę młodszego i pomógł wstać mu z ziemi. Mimo tłumaczeń innych dzieciaków, nie wierzył w to, że nastolatek przewrócił się sam. Nie miał jednak ani siły, ani ochoty bawić się w dochodzenie, miał świadomość, że niewiele tu wskóra, a inni będą szykanowali Michaela bez względu na upomnienia i kary.

Chłopak otrzepał się z niewidzialnych pyłków. Kłęby kurzu i piasku , które uniosły się przy upadku, otaczały jego ciało.

- Wszystko w porządku? - starszy zapytał go lekko, a ten tylko skinął głową. - Czemu są z tobą same problemy? - szepnął głupkowato w ucho niebieskowłosego, a nastolatek wzruszył tylko ramionami i zachichotał pod nosem.

- Najwidoczniej taki mój urok.

- Nie nazwałbym tego urokiem. - Parsknął. - Wiesz, co zaraz powiem, prawda?

- „Zapraszam do gabinetu, panie Clifford" - wyrecytował, zanim oblizał swoją wargę. Odwiedzanie skrzydła personelu było dla Michaela czynnością na porządku dziennym, miał wiele powodów, aby to robić. Spędzanie czasu z Luke'iem było przy tym wszystkim tylko barwnym dodatkiem.

W pokoju znaleźli się szybko, obaj niewzruszeni obrotem sytuacji. Michael usiadł na biurku Luke'a, jego nogi zwisały swobodnie na otwartej przestrzeni, nie dosięgał nimi nawet do podłogi. Mężczyzna szybko i płynnie uzupełnił kolejną już kartę w dokumentacji chłopaka. Nie musiał patrzeć nawet na to, co i gdzie wpisuje, robił to zbyt dużo razy. Zaznaczył niechlujne krzyżyki przy pytaniach o obrażenia i urazy wewnętrzne, Michael nigdy ich nie zaznawał.

- O co chodziło tym razem? - Blondyn uniósł brew do góry, a nastolatek odchrząknął cicho, zanim odpowiedział.

- Jeden z nich wyzwał mnie standardową formułką przekleństw i nagle, zupełnie niespodziewanie, znalazłem się na ziemi.

- Jesteś pewien, że nie wiesz, który to?

Kolorowowłosy pokiwał głową przecząco.

- Oczywiście, nigdy nie wiesz. - Luke odetchnął dezaprobowanie, zanim delikatnie poprawił włosy opadające na przeszklone oczy chłopaka. Michael zawsze płakał.

- Nie chcę dawać im więcej powodów do pokazywania mi, jak bardzo beznadziejny jestem.

Spuścił wzrok na swoje zwisające nogi, a jasnowłosy popukał nerwowo w blat biurka.

- Nie jesteś beznadziejny, wiesz o tym. - Położył rękę na jego ramieniu. - Jesteś cudownym, silnym i inteligentnym dzieciakiem, zazdroszczą ci tego. Jedyną ich tajną bronią jest siła i sprawność fizyczna, ty masz ich dużo więcej. Ja zdecydowanie uwielbiam je wszystkie.

Michael zarumienił się na jego słowa. Nikt poza Luke'iem nie mówił o nim tak dobrze, żadna bliska mu osoba nie kłopotała się nawet z powiedzeniem, że nastolatek wcale nie był aż tak okropny.

Blondyn uśmiechnął się do niego delikatnie, co chłopak odwzajemnił zakłopotany, czuł, że jego policzki nadal paliły. Luke pomógł mu zejść jeszcze z biurka, zanim odesłał go delikatnie w stronę drzwi. Niebieskowłosy przed wyjściem cofnął się jednak jeszcze o dwa kroki i złożył szybki, niezobowiązujący i ledwo odczuwalny pocałunek na wargach zdezorientowanego, ale i przyjemnie zaskoczonego mężczyzny.

- Dziękuję.


- - - - - 

czuję się fatalnie, zakopcie mnie pod stertą kotów i za jakiś czas upewnijcie się, czy nadal żyję

jakie myśli krążą po waszej głowie po przeczytaniu rozdziału?:-)(-:

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro