nine;
Po świecie panoszy się wiele chorób. Głuchota, rak piersi, zapalenie krtani, czy nawet hermafrodytyzm. Wszystkie są uciążliwe, w mniej lub bardziej znacznym stopniu, a niektóre potrafią notorycznie spędzać nam sen z powiek.
Dla Michaela jednak pojęcie „choroby" miało zupełnie odległe, odbite przez lustro znaczenie. Odkąd pamiętał, słyszał od rodziny i bliskich kąśliwe uwagi, które nie oscylowały tylko wokół zwracania uwagi na jego nieprzyzwoite zachowanie. Chłopak na ten moment nie umie zliczyć nawet, ile razy ktoś okrzyknął go mianem chorego, czy niestabilnego. W pewnym momencie zaczynał desperacko wierzyć w te wszystkie słowa, rzucane na wiatr w celu urażenia jego wrażliwego ośrodka emocjonalnego.
Bycie dzieckiem wywodzącym się z problematycznej rodziny nie jest łatwe, co Michael z autopsji może potwierdzić. Uszczerbek na jego psychice jest zdefiniowany i wyszczególniony. Jest jak dziura, której zaklejenie plastrem jest rozwiązaniem zupełnie obcesowym i bezcelowym.
Dlatego teraz, kiedy wreszcie poczuł się doceniony i chciany, urósł. Urósł mentalnie, jak jego poczucie własnej wartości i serce, w którego posiadanie przez dłuższy czas wątpił.
- Michael, powinieneś już wstać. - Ręka Luke'a szturchnęła ramię młodszego, gdy ten przewracał się z boku na bok i próbował naciągnąć kołdrę jeszcze wyżej. W końcu jednak zrezygnowany uchylił powieki i dostrzegł przed sobą zatroskaną, zmęczoną twarz.
- Hej, Luke.
Przeciągnął się, a starszy parsknął cicho.
- Jest po dziewiątej, wszyscy jedzą już śniadanie, zaraz wyjeżdżają do pracy. Przysięgam, jeżeli zaraz nie wstaniesz z materaca, zrobię to za ciebie.
- Nie możesz powiedzieć im, że wciąż źle się czuję? - Michael przetarł zaspane oczy i podniósł się do pozycji siedzącej.
- Mogę, ale nie zrobię tego. - Wzruszył ramionami. - Dzieciaku, nie będę wiecznie pozwalać ci na wymigiwanie się od pracy.
- Proszę, Luke... - Michael złapał koniuszkami palców podbródek blondyna i pociągnął go w swoją stronę, delikatnie muskając jego usta, zanim szepnął po raz kolejny. - Proszę.
- Dobrze. - Mężczyzna westchnął zrezygnowany. - Ale nie obiecuję ci, że moja misja się powiedzie, więc nie obwiniaj mnie.
- Nie zamierzałem.
- I bądź gotów na piętnastą, w swoim najlepszym wydaniu. - Luke przystanął w pół kroku, zanim na dobre opuścił klitkę nastolatka. - Profesor będzie tutaj za kilka godzin. Nauki ścisłe.
Niebieskowłosy posłał mu pytające spojrzenie i zmarszczył brwi.
- No co? Obecność w ośrodku nie zwalnia nikogo z obowiązku nauki.
Michael prychnął na jego słowa. Nie lubił, kiedy starszy używał tego „dojrzałego" głosu, wtedy ponownie wydawało mu się, że ich relacje wróciły na początkowy tor.
- Coś jeszcze? - zapytał dezaprobowanie, kiedy stanął na równe nogi. Blondyn skinął głową i uśmiechnął się kąśliwie.
- To.
Nastolatek wziął głębszy oddech, gdy mężczyzna pojawił się na wprost niego i pochwycił drobną twarz chłopaka w swoje duże dłonie. Luke tknął nos młodszego swoim, zanim złączył ich usta.
To właśnie Michael uwielbiał w Hemmingsie. Te drobne gesty i znaki, układające się w spójną całość.
- Wow – wyszeptał tylko, gdy starszy odsunął się od niego i ponownie ruszył w stronę wyjścia, mrugając do niego z framugi.
- Piętnasta. Nie olej tego.
I Luke zniknął.
~*~
- O czym on pieprzy? - Ashton szturchnął swojego przyjaciela, a niebieskowłosy wzruszył ramionami, wciąż z głową między kolanami. Byli w trakcie pierwszej części zajęć, które nie były ani produktywne, ani ciekawe.
- Wyłączyłem się po pierwszych kilku minutach - Calum odpowiedział niemrawo, ciągnąc za włosy Michaela, który wreszcie podniósł się do pozycji pionowej.
- Nie rozumiem, po co nam te zajęcia. - Westchnął.
- Nie rozumiem, po co nam szkoła.
- To też.
- No właśnie. - Irwin zwrócił swój wzrok na kolorowowłosego, zanim odchrząknął znacząco. - Ty i Luke? Ominął mnie jakiś rozdział z twojego życia, czy po prostu ostatnio piję za dużo?
- Jesteś nastolatkiem, a brzmisz jak alkoholik po czterdziestce.
Ashton potarł swój nos. - Jesteś mistrzem w zmienianiu tematu.
- Powiedz mi coś, czego nie wiem.
- Michael, bądź z nami szczery. Między wami zaczyna dziać się coś więcej. Coś, co nie powinno mieć miejsca i wiesz o tym.
Nastolatek zmrużył oczy. Oczywiście, że wiedział. Kim byłby, gdyby klapki z jego oczu nie zostały zdjęte? Nie był głupim dzieciakiem, znał wartości życia i umiał być kompatybilnym ze świadomością, nawet tą najbardziej odległą.
- Nie chcę się budzić.
Calum posłał mu pytające spojrzenie.
- Pierwszy raz czuję się dobrze, dobrze sam ze sobą. Nie chcę budzić się i wracać do beznadziejnej codzienności, którą żyłem, oddychałem i czułem tyle lat.
- Ale dlaczego Luke ma to zmienić? - Ashton zupełnie zignorował już słowa, które opuszczały usta wykładowcy i całą swoją uwagę skupił na Michaelu. Jego usta drżały, miodowowłosy blondyn czuł, że nastolatek zatonie we własnych łzach, to tylko kwestia sekundy.
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Po prostu to czuję.
- Nie możesz czuć takich rzeczy, Michael. - Brunet przysunął się bliżej do pozostałej dwójki. Nie lubił poważnych rozmów, przytłaczały go.
- Wyjaśnij mi w takim razie, dlaczego moja arytmia serca rozsadza mnie od środka, dlaczego moje dłonie bledną teraz i w każdej innej chwili, w której o nim myślę? Dlaczego płaczę i odczuwam ból, dlaczego w ogóle tutaj jestem? Nic nie dzieje się przypadkiem, przypadki nie istnieją.
- Jesteś tylko dzieckiem, Clifford. - Chłopak dotknął jego ramienia, a ten wzdrygnął się nieznacznie.
Czy był dzieckiem? Tak, w najczystszej tego słowa postaci. Kruchym, wiotkim i małym dzieckiem w całej bieganinie tego świata. To jednak nie wykluczało Michaela z egzystowania w brudzie, który go dotyczył.
Pozorne mówienie o młodych ludziach, którzy postrzegani są jako istoty bezrozumne i gumowe, jest przestarzałe i passé, ale w dalszym ciągu jednak praktykowane i niewymordowane do końca.
- Jestem dzieckiem, jasne. Jestem tylko głupim, niedoświadczonym bachorem, takim mnie postrzegają – zaczął po chwili ciszy. - Jednak wszystkie psychologiczne książki jednogłośnie mówią o tym, że dzieci po prostu czują mocniej.
- - - - - - -
hejka, dzieciaki
nie było mnie tutaj wieki, ale ten rozdział to marna rekompensata, przepraszam za beznadziejność
och, i zrobiłam najlepsze wegańskie curry na świecie, walczcie ze mną
standardowo (wow, nie spodziewaliście się) zapraszam na:
twittera @oopsmytyler; dziwności i wszystko inne
instagrama @cacthecreator; bardzo (nie)ładne zdjęcia, poważnie
(powinnam dostać order najgorszej reklamy na świecie)
kocham was, dbajcie o siebie i bądźcie dobrymi ludźmi
ps zmarnowałam całą sobotę na oglądanie seriali, powinnam napisać książkę o tym, jak nie być produktywnym
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro