four;
Powiedzenie, że nowy dzień będzie lepszy, było jednym z tych tekstów motywacyjnych, na widok których Michael miał ochotę zwrócić śniadanie i obiad. Odkąd skończył trzynaście lat, słyszał to od każdego w pobliżu mili, niezależnie od sytuacji.
Michael rozbił szklankę i popłakał się z tego błahego powodu? Następny dzień będzie lepszy!
Michael wyrył sobie na ręku kilka poziomych linii, ponieważ widok krwi paradoksalnie wyjątkowo go uspokajał? Następny dzień będzie lepszy!
Michael uderzył kolegę z klasy w głowę, a ten dostał wstrząsu mózgu w stopniu lekkim? Następny dzień będzie lepszy!
Michael prawie zabił swojego psychologa w przypływie ataku? Następny dzień będzie kurwa lepszy!
Nigdy nie był lepszy. Zawsze był tak samo fatalny, przepełniony goryczą i melancholią, a wszyscy mieli tego pełną świadomość. Nikt jednak nie mówił tego głośno, nie przy Cliffordzie.
Ten dzień również zaczął się tragicznie, chociaż Michael właściwie nie miał nawet świadomości, że właśnie tak było.
Paraliże lękowe nawiedzały go dość często, wtedy nie mógł ruszyć się z łóżka, nie jadł, nie pił. Jego lekarz prowadzący stwierdził, że nikt, ani nic nie ma na to wpływu. Tak już po prostu musiało być, a napad mijał najczęściej po kilkunastu, do kilkudziesięciu godzin. Wtedy Michael przez kilka następnych dni był w lekkim amoku i nie umiał kontaktować się płynnie ze światem zewnętrznym, jednak mógł już normalnie funkcjonować. Jadł i poruszał się, opornie i leniwie, ale to zawsze coś.
Kiedy Brandon nawiedził z rana jego pokój, stwierdzenie, że był przerażony stanem nastolatka, było zbyt delikatne. Prawie zemdlał na widok kolorowłosego, który wyglądem prędzej przypominał wegetującą roślinę, a niżeli żywego człowieka.
- Michael? Wszystko w porządku? - zapytał niepewnie, ale nie uzyskał odpowiedzi.
Zilustrował chłopaka jeszcze ostatni raz, zanim opuścił pokój i niemalże biegiem udał się do Luke'a.
Blondyn pił już drugą kawę tego dnia, jego oczy piekły, a dłonie dygotały na każde wspomnienie minionej nocy. Było z nim naprawdę źle. Pozwolił Michaelowi bez ostrzeżenia wtargnąć do jego życia, właściwie nawet go nie znając. Nie chciał tego, nie mógł myśleć nawet o przyszłości u boku nastolatka. Przecież było tyle powodów, które wykluczały ich platoniczny związek. Dla Hemmingsa bycie z Michaelem wydawało się tak wielką abstrakcją, czymś, czego nie mógłby się podjąć, o czym nie powinien nawet myśleć.
Jednak, wciąż myślał. Myślał o nim przez cały ten czas, przez który nie zmrużył oka.
- Luke, coś złego dzieje się z Michaelem.
Blondyn wzdrygnął się na to charakterystyczne imię i zwrócił wzrok na zmieszanego Brandona.
- Coś z nim nie tak? - zapytał podejrzliwie, jego krew wrzała w zestresowaniu.
- Nie rusza się – odpowiedział gładko, jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Luke nie potrzebował dużo czasu, aby skojarzyć fakty. Czytał w aktach nastolatka, że paraliże nawiedzają jego ciało dość często i są, delikatnie mówiąc, drastyczne w skutkach.
Na miękkich nogach podniósł się z krzesła i odstawił kubek na drewniany blat.
- To napad lęku, czytałem o tym w jego dokumentach. Nic z tym nie zrobimy, wystarczy dać mu dziś spokój. - Starał się brzmieć najbardziej obojętnie, gdy wypowiadał tę prostą formułkę, ale jego głos mimo wszystko załamał się na końcu. Bolał go ból Michaela, choć nie powinien.
- Nie możemy zostawić go samego. Musimy zawieźć chłopców na plac budowy, zostało im tylko czterdzieści godzin prac społecznych, muszą odbębnić je dość szybko.
- Nie wiem, co robić, przykro mi. - Blondyn wzruszył ramionami.
Brandon zakręcił się wokół własnej osi i podrapał swoją świeżo ogoloną brodę.
- Zostałbyś z nim sam? Mógłbym wziąć ze sobą Jaia, powinniśmy poradzić sobie z tymi dzieciakami. Zresztą, opieka nad przykutym do łóżka chłopakiem nie powinna być dla ciebie wyzwaniem. - Brandon uderzył go w ramię, a ten przeczyścił swoje gardło.
Kombinacja jego i Michaela w pustym ośrodku nie mogła skończyć się dobrze, to było po prostu niewykonalne.
- Oczywiście, w końcu to moja praca. Nie przejmuj się, poradzimy sobie.
- Dziękuję. - Brunet posłał mu wdzięczny uśmiech. - Może pomyślę nad jakąś premią dla ciebie – zasugerował. - Radzisz sobie świetnie, naprawdę cieszę się, że cię mamy, nawet od tak krótkiego czasu.
- Och, przestań być tak przesadnie miły. - Luke parsknął pod nosem, czerwień oblała jego napięte od chichotu policzki. - Postaraj się nie zgubić żadnego z chłopców, okej? I upewnij się, że nikt nie wpadnie do betoniarki.
- Nie obiecuję.
~*~
Luke zapukał delikatnie w drzwi prowadzące do pokoju Michaela, po czym zbił się mentalnie po głowie. Przecież i tak mu nie otworzy, choćby nie wiadomo jak bardzo chciał. Blondyn złapał więc za lekko zardzewiałą klamkę i pociągnął ją w swoją stronę, a jego oczom ukazał się obraz wizualizujący idealnie osobę określaną mianem „wraku człowieka".
- Jak się czujesz, Michael? - zapytał, siadając na oparciu jego łóżka.
Michael nie obarczył go nawet jednym spojrzeniem, nie kłopotał się w ogóle z otwieraniem oczu. Leżał martwo na materacu, jego nogi były wyprostowane, a ręce skrzyżowane na klatce piersiowej. Nawet nie drgnął.
Luke pozwolił sobie szybko oblecieć wzrokiem jego blade ciało, które osłaniał tylko przybrudzony podkoszulek i flanelowe szorty. Kołdra nastolatka znajdowała się prawie całkowicie na ziemi, zasłaniała tylko fragment jego nogi, na której pojawiła się gęsia skórka.
Mężczyzna złapał za materiał bezwładnie leżący na ziemi i poprawił go, otulając nim chłopaka. Wygładził jeszcze kosmyki jego zafarbowanych włosów, które rozwiały się w zabawny sposób i pogłaskał jego czoło swoją szorstką dłonią, zanim wstał z miejsca.
- Zaraz wrócę – szepnął jeszcze, choć wiedział, że nie usłyszy odpowiedzi.
Nie minęło dużo czasu, zanim mężczyzna przyszedł z powrotem. Chciał dla tego dzieciaka jak najlepiej, dałby mu wszystko, jeżeli tylko wiedziałby, że dzięki temu młody Clifford poczułby sie lepiej, nawet jeżeli znali się tak krótko i byli w takich, a nie innych relacjach. W jego ręce znajdowała się taca pełna starannie przygotowanych kanapek, jednak Michael wciąż nie reagował.
Luke postawił posiłek na stoliku nocnym chłopca i zajął swoje miejsce na oparciu łóżka. Pogłaskał kciukiem policzek Michaela i uśmiechnął się nieświadomie, podziwiając delikatną twarz nastolatka.
- Zjedz choć trochę, proszę – szepnął z nadzieję, ale Michael jeszcze mocnej zacisnął oczy.
Hemmings wiedział, że musi po prostu dać mu czas, dużo czasu. Dlatego właśnie siedzieli w ciszy przez ponad pół godziny, ale nie była ona aż tak przytłaczająca. Luke podziwiał jego piękno, a Michael dalej tkwił w tej samej pozycji. Tylko jego nierówny, świszczący oddech świadczył o tym, że dzieciak w ogóle wciąż żył.
- Skoro ty nie mówisz, ja zacznę. - Odezwał się w końcu wyższy i zachichotał pod nosem. - Wiesz, za dzieciaka też byłem niesforny i niegrzeczny. Przykleiłem torbę nauczycielki do biurka, Boże, prawie wyrzucili mnie wtedy ze szkoły. Jedyne, co wychodziło mi wtedy dobrze, to gra na gitarze. Kochałem grać, była to jedyna czynność, do której nie trzeba było mnie zmuszać. Moja matka była naprawdę szczęśliwa, że jest choć jedna rzecz, której nie niszczę. Z drugiej strony właściwie byłem całkiem sympatyczny. Nigdy nie zapomnę tego, jak na jednym z obozów dwie dziewczynki pobiły się o mnie, bo obie chciały wpisać się do mojego zeszytu wspomnień. To było tak komiczne, zwłaszcza zważając na fakt, że już wtedy wiedziałem, że wolę chłopców. - Tutaj zamilkł na chwilę, zwracając wzrok na twarz Michaela, ale ta wciąż nie wyrażała żadnych emocji. - Serio, dalej nic? Jesteś taki sztywny. - Parsknął i po raz kolejny spojrzał w stronę wciąż pełnego talerza kanapek. - Okej, rozumiem, że nie chcesz jeść, ale zrób to, proszę. Weź chociaż kęs, dla mnie.
Luke wiedział, że Michael słyszał każde słowo, dlatego fakt, że nie reagował, bolał go coraz bardziej. Wstał na równe nogi i ruszył w stronę drzwi, jego oczy zaszkliły się delikatnie, tak strasznie było mu szkoda nastolatka. Był zbyt wspaniały, żeby cierpieć tak bardzo.
Wtedy jednak, równo z momentem, gdy blondyn szarpnął za klamkę i miał opuszczać klaustrofobicznie mały pokój, coś przykuło jego uwagę.
Michael wziął kanapkę w swoją drżącą dłoń, wciąż nie otwierając oczu. Ugryzł ją delikatnie i przełknął z głośnym dźwiękiem.
Michael zrobił to dla niego.
- - - - - - - - -
hejka dziecioszki, to akapit tylko dla was, więc co u was?
przepraszam za słaby rozdział, nie zaglądałam na to opowiadanie od ponad dwudziestu dni, jest mi wstyd.
ale hej! z drugiej strony mamy powody do świętowania. jest was prawie 500, wow, to chyba całkiem sporo. poza tym 'looser' ma prawie-prawie 50 tysięcy wyświetleń, nie wiem w sumie dlaczego, bo to mój najgorszy twór, ale i tak dziękuję, że poświęcacie na mnie tyle swojego czasu.
kckc
(mówcie mi o błędach i literówkach, nie sczytywałam rozdziału dokładnie!!)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro