4. Dobre zamiary
LUDZIE PRZEPRASZAM ZA TĄ PRZERWĘ, NAPRAWDĘ
P.S. Sorry za ten Caps Lock
-----------------------------------------------------------
Po chwili Pete wstał i skierował się do wyjścia. A Patrick podreptał za nim. Postanowił, że będzie się go trzymał. Jeśli będzie z nim, to nikt mu nic nie zrobi. Napewno po tym, jak uderzył Alexa wszyscy się go boją. A napewno czują do niego respekt.
Peter nawet nie zwracał uwagi na chłopca, który co chwilę rozglądał się nerwowo po pomieszczeniu, gdyż czuł na sobie wzrok wszystkich zebranych na sali. Patrick miał nadzieję, że nikt nie zwróci uwagi na to, co zrobił Pete. Niestety, wszyscy widzieli to, jak chłopak z całej siły przywalił tamtemu idiocie, i jak wraz ze swoimi przyjaciółmi biegł on z podkulonymi ogonem do pielęgniarki. Każdy słyszał jego krzyk. Grupka dzieciaków pospiesznie wychodząca ze stołówki przykuła uwagę każdej osoby.
Dlatego teraz, kiedy dwoje chłopców stało już przy drzwiach, podszedł do nich jeden z nauczycieli. Patrick nie znał go za dobrze, ale wiedział, że był on bardzo surowy. Mężczyzna złapał Pete'a za ramię, na co chłopak spojrzał na niego pytająco. Był taki spokojny i opanowany, chociaż wiedział, że teraz czeka go kara.
-Patrick - powiedział patrząc nieco łagodniej na chłopca, który był teraz wręcz przerażony - idź do swojego pokoju. A ty-tutaj spojrzał na Pete'a-idziesz ze mną.
-Ale...-Patrick chciał iść z nimi. Wiedział, że najprawdopodobniej nauczyciel zaprowadzi ich do dyrektora. Musiał mu wytłumaczyć z że to Alex zaczął ich zaczepiać. Poza tym Pete stanął w obronie chłopca. To nie jego wina. Nie zrobił nic złego...
Zbulwersowany nauczyciel spojrzał na Patricka wzrokiem nie znoszącym sprzeciwu. Chłopiec spróbował zrobić smutną minkę, ale nawet to nie pomogło. Nauczyciel za to pociągnął Pete'a za rękę i zaprowadził do dyrektora.
Patrick postanowił, tak jak kazał mu nauczyciel, i tam czekał na chłopaka. Miał nadzieję, że Pete nie będzie na niego zły. Kiedy wróci, chłopiec będzie musiał zachowywać się cicho i nie zwracać na siebie uwagi, aby nie sprowadzić na siebie gniewu starszego z nich.
I tak będzie już codziennie...
Tymczasem Pete szedł przez pusty korytarz, prowadzony przez starszego mężczyznę. Żaden z nich nie odezwał się przez całą drogę ani słowem. Nauczyciel dlatego, że był oburzony zachowaniem chłopaka. Poza tym po co miałby wdawać się w konwersację z tym dzieciakiem? Gardził nim, tak jak większością swoich podopiecznych.
Peter natomiast zwyczajnie nie widział powodu, dla którego miałby coś mówić. W obecnej sytuacji nie miał nic do powiedzenia. Przywalił gościowi, który do niego podskakiwał, i jeszcze wyzywał jego i tego małego. Jakiś nauczyciel się wkurzył i zabierze go do dyrektora. Tam będzie musiał wysłuchiwać litanii o tym, jakie sprawia problemy, i jak okropnie się zachował. Podobnych rzeczy wysłuchiwał od rodziców, kiedy jeszcze żyli. I reakcja była zawsze ta sama: ignorowanie. Jeśli inni zauważą, że nie zwraca na nich uwagi, to zostawią go w spokoju.
Dostanie jakąś karę, będzie musiał przeprosić tego dzieciaka, lub go stąd wywalą. Wątpił, żeby nie spotkały go żadne konsekwencje jego ,,haniebnego postępku".
Po chwili nauczyciel zatrzymał się, i z racji, że dalej trzymał Pete'a za rękę, chłopak zrobił to samo. Mężczyzna zapukał do drzwi, a gdy ze środka doszło do nich ciche ,,Proszę", otworzył je i prawie wepchnął go do środka. Tam, za biurkiem, siedział gruby facet po pięćdziesiątce. Był ubrany w garnitur i robił coś na komputerze.
,,Pewnie gra w pasjansa"-pomyślał Pete. Mężczyzna, dyrektor tego sierocińca, w pierwszej chwili nie zwrócił na nich uwagi. Nauczyciel odchrzaknął głośno, i dopiero wtedy facet spojrzał najpierw na niego, a potem na Pete'a. W jego wzroku widać było nawet nie tyle obojętności co wręcz odrazę. Nienawidził dzieci i najchętniej rzuciłby w cholerę swoją pracę, gdyby nie fakt, że wtedy skończyłby na ulicy
Westchnął i opierając łokcie na blacie biurka spojrzał zmęczonym wzrokiem na nauczyciela, który uśmiechał się złośliwie, najprawdopodobniej myśląc o tym, jakie piekło zgotuje temu nowemu, oraz na Pete'a, którego wyraz twarzy pokazywał zupełne opanowanie i spokój.
W pomieszczeniu panowała cisza, którą postanowił przerwać poirytowany dyrektor.
-Więc, co się stało? Dlaczego przyprowadza mi pan tego chłopca?-zapytał patrząc na nauczyciela. Ten, że wzrokiem wbitym w dal, a konkretniej w ścianę przed nim zaczął tłumaczyć takim tonem głosu, który normalnego człowieka od razu wbiłby w poczucie winy. Ale czy ktoś powiedział, że Pete jest normalny?
-Panie dyrektorze, ten oto młody człowiek ze szczególnym okrucieństwem znęcał się nad jednym z naszych podopiecznych. Celowo złamał mu nos i jak gdyby nigdy nic go zostawił. Nawet nie udzielił mu pomocy!
Peter przewrócił oczami, słuchając podkoloryzowanej opowieści nauczyciela. Dyrektor jedynie westchnął, patrząc na swojego podwładnego z politowaniem. Należał on do tych, którzy każdy choćby najmniejszy występek karali najsurowiej jak tylko się dało. Chciał w ten sposób napiętnowaclć każdy zły czyn i przestrzec innych przed tym, aby nie zejść na złą drogę. Nie raz nienawidził go za jego nadgorliwość, jednak nie mógł go przez to zwolnić. Niestety...
-Proszę od początku do końca opowiedzieć przebieg zdarzeń. Że szczegółami.-powiedzial po chwili dyrektor, udając profesjonalistę. To wcale nie tak, że odziedziczył ten sierociniec po rodzicach i kompletnie nie zna się na pedagogice.
-W czasie pory obiadowej, kiedy wszyscy zebrali się na stołówce, on-wskazał niedbale na Pete'a-podszedł do jakiegoś chłopca i bez powodu uderzył go, łamiąc mu przy tym nos. Napewno zrobił to z premedytacją! Chłopiec został na szczęście zaprowadzony do pielęgniarki, ale oczywiście nie przez niego! Bo po co interesować się kimś, kogo przed chwilą się pobiło!-powiedział nauczyciel, znowu się gorączkując.
-Oh... Rozumiem... Czyli uderzył kogoś, tak?-zapytał dyrektor, a pedagog był załamany tym, jak bardzo jego szef spłycił jego wypowiedź. Niechętnie przytaknął.
Mężczyzna siedzący za biurkiem spojrzał na Petera.
-Dlaczego go uderzyłeś?-zapytał, mając nadzieję, że miał do tego jakiś powód. Pete milczał. Nie uważał, że musi się tłumaczyć.-Odpowiesz na moje pytanie?
-Wyzywał mnie...-powiedział po chwili.
-Jak cię wyzywał?-zapytał dyrektor z nutą radości w głosie.
-Nazwał mnie pedałem. Mnie i jeszcze jednego...-Pete nawet nie mówił, jak chłopiec miał na imię, gdyż po prostu nie mógł go sobie w tej chwili przypomnieć.
-Czyli.... Obroniłeś przed nim kogoś, tak?-Peter wzruszył ramionami. Nie uderzył go, aby obronić tego małego. Po prostu typ nazwał JEGO pedałem, a chciał dać jasno do zrozumienia, że nie życzy sobie takiego traktowania. Nawet nie pomyślał o tym w ten sposób.
-W takim razie, skoro broniłeś kogoś słabszego, twój czyn nie może być uznany za winę. Miałeś dobre zamiary. Nie myśl sobie jednak, że możesz dalej tak robić. Takie sprawy należy załatwiać słownie, a nie za pomocą rękoczynów. Tyn razem daruję ci to, i cała sprawa skończy się jedynie upomnieniem. A teraz możesz już iść-powiedział do chłopaka, w duchu radując się, ponieważ widział kątem oka minę zdziwionego nauczyciela.
Pete, szczęśliwy, że dyrektor nie chciał się wysilać wymyślaniem kary dla niego, wyrwał swoją dłoń z uścisku zszokowanego faceta, i po prostu wyszedł.
Nie chciał od razu iść do swojego pokoju, a raczej pokoju, który miał dzielić z tym dzieciakiem. Usiadł na jednym z parapetów. Na tym, na którym zawsze siadał Patrick.
——————————————————
Okej, jeszcze raz przepraszam Was, że musieliście tak długo czekać na rozdział. Niestety, ale ostatnio nie mam zbyt wiele czasu na pisanie a na szczęście ten rozdział miałam już napisany od dawna, więc postanowiłam wstawić go już teraz.
Szczerze mówiąc, to tęskniłam za Wami. Za waszymi komentarzami, rozmowami z Wami itp.
Po prostu. Brakowało mi Was
Trzymajcie się :*
Edit: piąty rozdział w korekcie, za jakiś czas się pewnie pojawi
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro