Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Stanął w jego obronie

Wattpad mi skasował rozdział i próbuję napisać go od początku XD

P.S. Te nazywa rozdziałów są chore XD
-----------------------------------------------------------

Po pewnym czasie Peter wyszedł z pokoju, nie odzywając się ani słowem. Chłopiec odwrócił się w stronę drzwi i patrzył na wychodzącego chłopaka że zdziwieniem. Dokąd on idzie? Miał go tu później oprowadzić, a to znaczy, że nie wie, gdzie co jest. Nie boi się, że się zgubi? I dlaczego zerwał się tak nagle i po prostu sobie wyszedł, nie informując go gdzie i po co idzie?

Patrick westchnął. Ten chłopak to jedna wielka zagadka. Zachowuje się, jakby wszystko było mu obojętne i że radzi sobie sam, bez niczyjej pomocy. Ale on miał wrażenie, że Pete ma powód, żeby taki być. Może to wszystko przez to, że znalazł się w domu dziecka, i wie, że nie jest tu kolorowo. Tutaj nie można polegać na innych. Nikt tu nie pójdzie ci na rękę, bo każdy dba o własny interes.

Albo może po prostu Pete wiedział, że prędzej czy później ktoś go zaadoptuje, więc nie ma sensu przywiązywanie się tu do czego, lub kogokolwiek. Jeśli tak jest, to chłopak bardzo się przeliczył. Tylko nieliczne osoby miały rodziny zastępcze i zostawały w nich. Nie raz zdarzały się przypadki, w których ktoś wracał tu, bo nie spodobał się swojej nowej rodzinie. To chyba było nawet jeszcze gorsze od spędzenia całego dzieciństwa tutaj. Bo wtedy dawało się dziecku nadzieję, na szczęście, posiadanie pełnej rodziny. A potem mu tą nadzieję odbierano. Kiedy cały czas było się tu, i pogodziło się już z myślą, że zostanie się tu do osiągnięcia pełnoletności, było łatwiej.

Patrick odruchowo spojrzał na zegar wiszący na ścianie. Była pora obiadu, czyli Pete pewnie poszedł na stołówkę. Patrick niechętnie zwlekł się z łóżka i poszedł schodami na dół, do stołówki. Nie chciał tam iść i robił to tylko dlatego, że pani Adams mu tak kazała. Nie chciał jej martwić, bo była to naprawdę dobra, kochająca kobieta i nie chciał robić jej przykrości. I dlatego właśnie stał teraz w drzwiach i rozglądał się po sali. Z przykrością stwierdził, że jedyne wolne miejsca były obok grupy najfajniejszych dzieciaków, które, gdyby tylko usiadł niedaleko nich, zaczęłyby go zaczepiać albo odsuwać się od niego. Mogłoby jeszcze pojawić się parę nie od końca uprzejmych określeń. Tak więc, nie chcąc doprowadzić do tego oraz próbując chronić innych przed samym sobą, postanowił szukać sobie innego miejsca. Uśmiechnął się delikatnie, gdy zobaczył jedno wolne krzesełko. Zmierzał w jego kierunku, gdy nagle stanął jak wryty. Wystarczyło że spojrzał na osobę, która siedziała na przeciwko miejsca, które sobie upatrzył, i już zrozumiał, dlaczego było ono wolne. Patrzył niepewnie na Petera, który nie zwracając na nic uwagi jadł sobie spokojnie zupę.

Czy powinien teraz naprzykrzać się już i tak zdenerwowanemu chłopakowi? Nie chciał, żeby Pete był na niego zły, więc chyba nie powinien teraz przeszkadzać mu...
Ale z drugiej strony musiałby wtedy iść do dzieciaków, które go wyżywają i które się nim brzydzą i które go wyśmiewają.

Tłumacząc sobie, że w ten sposób wybiera mniejsze zło, poszedł do stolika, przy którym siedział tajemniczy chłopak.
-M-mogę się dosiąść?-zapytał cicho. Gdy Pete jedynie wzruszył ramionami, chłopiec cichutko odsunął krzesło i usiadł na nim, następnie nalewając sobie na talerz zupy pomidorowej.

Po dłuższej chwili Patrick zobaczył grupkę zmierzających w ich kierunku dzieciaków.  Byli to sami chłopcy, którym towarzyszy dwie dziewczyny, aby robić za widownię.

-Patrzcie! Stump znalazł sobie przyjaciela-zawołał z daleka jeden z chłopaków, udając niedowierzanie. To on zawsze przewodził wszystkim tym idiotom. Alex, bo tak miał na imię, był niewysokim blondynem z niebieskimi oczami. Był dobrze zbudowany, czym przyciągał uwagę wszystkich dziewczyn w sierocińcu. Mógłby mieć każdą z nich, i chyba nawet tak było. Wszyscy go znali, niekoniecznie z jego pozytywnych dokonań. W skrócie:debil.-Myślicie, że jest takim idiotą jak on?

Cała grupa zaczęła się śmiać, jakby chłopak powiedział coś naprawdę śmiesznego, a nie tylko obraził młodszego od siebie chłopca. Peter spojrzał na nich że zmarszczonym i brwiami, nie rozumiejąc dlaczego są tu tacy imbecyle i czego od niego chcą.

-Co cię tak dziwi? Może oni nie są tylko przyjaciółmi?-wtrącił inny chłopak, patrząc na Patricka i Pete'a z jakby strachem, ale i rozbawieniem.-Wiesz, Stump, nie podejrzewałem cię o bycie pedałem
(Od autorki: wiem, że określenie
,,pedał" denerwuje niektóre osoby, które to czytają. Ale te dzieciaki mają być takie irytujące i dlatego użyłam takiego określenia)

Chłopiec z niepokojem zauważył, że Pete zaciska pięści pod stołem, jednak dalej starał się ich ignorować. Ale widać było, że jest wściekły.

-Patrzcie, nasz homoś się zdenerwował.-zakpił Alex z głupkowatym uśmiechem. Ciągle tak się uśmiechał. Nawet wtedy, gdy Pete wstał, stanął przed nim i przywalił mu z całej siły w twarz.

Pete z zupełnym spokojem obserwował wyższego od siebie chłopaka, który teraz krzyczał z bólu, a jego nos obficie krwawił. Uśmiechnął się w duchu, kiedy zdał sobie sprawę, że pokonało go jedno uderzenie.

-Pojebało cię?!-krzyknął chłopak, a w jego oczach zaszkliły się łzy.

Peter jednak postanowił zostawić to pytanie bez odpowiedzi, a gdy przez dłuższą chwilę nikt nic nie mówił, odezwał się poirytowany:
-Co jest? Mam jeszcze komuś przywalić, żebyście sobie stąd poszli?!

Grupa dzieciaków szybko oddaliła się. Wszyscy z nich chyba próbowali zrozumieć, co tu się właśnie stało. Sam Patrick również tego nie ogarniał. Spojrzał wystraszony na Petera, który jak gdyby nigdy nic usiadł z powrotem na swoim miejscu i wrócił do jedzenia.

Zdążył już zauważyć, że Pete jest nieco osobliwy, ale nie wiedział, że jest tak wybuchowy. Z taką łatwością położył większego chłopaka i to jednym ciosem. A co, jeśli za którymś razem znowu będzie na niego zdenerwowany, i jego też uderzy? Też mu coś złamie, lub zrobi jakieś inne poważne uszkodzenie? Ale dlaczego nie zrobił tego wcześniej...?

Znowu przyłapał się na gapieniu się na Pete'a, ale na szczęście tym razem chłopak chyba nie zwrócił na to uwagi.

Ale jedna rzecz sprawiła Patrickowi ogromną radość. Pete właściwie stanął w jego obronie. Pobił tego chłopaka, bo nazwał go pedałem. Czyli jednak nie ignorował go tak bardzo? Choć trochę mu na nim zależało. Patrick z szerokim uśmiechem, którego nie mógł powstrzymać, zaczął szybciej jeść zupę, która zdążyła już zrobić się zimna. Robił to tak energicznie, że Pete spojrzał aż na niego zdziwiony.

Myślał, że Patrick jest przerażony tym, co przed chwilą zrobił i chce stąd jak najszybciej uciec. Jednak Patrick nie wyglądał na wystraszonego, a na szczęśliwego.

Pete nigdy nie rozumiał ludzi, ale Patricka nie ogarnia jeszcze bardziej. Dlaczego w sytuacji, w której powinien się bać, uśmiecha się? Cieszy go to, że ci idioci go zwyzywali? Że przezywali także jego? Patricka cieszy to, że on został porównany do pedała?!

Chłopak przeszywał go morderczym spojrzeniem, co Patrick zauważył po chwili. Odwrócił się do niego i kiedy jego błękitne oczy, w których widoczne były iskierki radości, spotkały się z wyrażającym dezaprobatę wzrokiem Pete'a, jego uśmiech momentalnie znikł. Teraz dopiero zaczął się bać. Od razu odwrócił wzrok, na co starszy chłopak jedynie przewrócił oczami.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro