2. Powiedział kumplowi.
- Nie zapomnijcie zrobić tych zadań w domu! I przeczytajcie rozdział ósmy! - krzyknął nauczyciel, starając się być głośniejszym od dzwonka, który oznaczał zakończenie lekcji hiszpańskiego i rozpoczęcie dziesięcio minutowej przerwy.
- Przysięgam, że omal nie zasnąłem - mruknął Jake, kiedy wyszliśmy z sali.
- Tak, faktycznie zasnąłeś - odparłam, idąc z nim ramię w ramię do pobliskich automatów.
- Tak jak potrzebuję teraz kofeiny, nie jestem w stanie powstrzymać się od spania na jego lekcjach - ziewnął, na co się zaśmiałam. - Ten kolo to nudziaż.
Zdobyliśmy kawę z automatów i poszliśmy pod odpowiednią salę, w której mieliśmy mieć lekcje biologii.
- I jak z Bieberem? - zapytał Jake, a jakaś dziewczyna siedząca przy ścianie obok nas spojrzała na naszą dwójkę z zaciekawieniem, ale jak tylko zobaczyła, że na nią patrzę, opuściła wzrok na książkę.
- Musisz o nim ciszej mówić. To zbyt oczywiste nazywać go po nazwisku - szepnęłam do niego, wskazując na dziewczynę, która przed chwilą się nam
przyglądała.
Jake spojrzał na nią przelotnie, po czym przeniósł wzrok na mnie i pokiwał głową.
- W takim razie nazywajmy go Pan J - puścił mi oczko, a ja pokiwałam głową z uśmiechem.
- Więc Pan J - powiedziałam z podekscytowaniem, na co Jake szeroko się uśmiechnął i oparł plecami o ścianę za sobą. - W sumie nie wiem... - szybko sięgnęłam do plecaka, a Jake się zaśmiał.
- Nie wierzę w ciebie - śmiał się. - Tania podróbko Jamesa Bonda.
- Zamknij się - powiedziałam, sprawdzając ekran powiadomień na telefonie. - ODPISAŁ! - krzyknęłam, widząc na podglądzie, że mam jedną wiadomość od Justina Biebera.
- Bæ - mruknął Jake, kładąc dłoń na moim ramieniu. - Luzuj majty - przewróciłam oczami na jego oczywisty tekst. Pominęłam fakt, że pół korytarza patrzyło na mnie jak na idiotkę i sprawdziłam wiadomość.
Justin: O
Justin: Znowu Ty
Jake zaczął się śmiać, gdy zobaczył wiadomość, a ja od razu odpisałam.
Ty: Ale nigdy nie potrafiłabym Cię opuścić
Justin: To znaczy, że mnie znasz?
Ty: Cokolwiek bym mówiła
Justin: Fantastycznie
Justin: To powiedz kim jesteś
- Odczytał - powiedziałam.
- Szybko jak na niego - pochylił się nade mną, by móc lepiej widzieć to, co Justin mi odpisze. O ile mi odpisze.
- Co mam mu napisać? - spojrzałam na Jake'a, który błądził oczami po naszej korespondencji.
Wzruszył ramionami.
- Napisz, że koleżanką.
- Koleżanką? - uniosłam brew, bo relację pomiędzy mną a Justinem nie można nazwać nawet zwykłą znajomością, a co dopiero koleżeństwem.
- No to nie wiem, prześladowcą - prychnął, a ja wystukałam na klawiaturze ekranowej.
Ty: Twoim prześladowcą :)
- Serio? - rzucił mi powątpiewające spojrzenie. - Upadłaś tak nisko, żeby mnie słuchać Smith?
Uderzyłam go pięścią w ramię, na co ten wystawił mi język, co odgapiłam.
- Nie wiem - odwróciliśmy głowy w kierunku szatyna, który szedł korytarzem w towarzystwie...
O mój Boże...
Justin...
- Pisze w żeńskiej wersji - powiedział Justin, a mnie zaschło w gardle. - "Potrafiłabym", "mówiła" - zacytował mnie, a Jake spojrzał na mnie wymownie. - Dziewczyna, która mnie zna - podsumował.
- Może pisać w żeńskiej wersji, ale nie masz pewności, że to rzeczywiście jest kobieta... - dalej nie słyszeliśmy, bo za bardzo się oddalili, ale zdecydowanie to, co do tej pory usłyszałam mną wstrząsnęło.
- Powiedział kumplowi - mruknął Jake, patrząc jak odchodzą. - A jak powiedział kumpolowi, to znaczy, że jest ciebie ciekaw - rzucił mi spojrzenie. - A jak Pan J czegoś chce...
- Mam przesrane - powiedziałam, patrząc na ekran swojego smartfona.
***
Cały dzień myślałam nad tym, w co się wplątałam. Justin nie odpuści. A ja... Ja jestem zbyt przestraszona, żeby mu się ujawnić. Jake powiedział, żebym na razie nie pisała do niego i może sprawa ucichnie sama. W końcu to tylko kilka wiadomości...
- Jestem! - krzyknęłam zaraz po wejściu do domu. Odpowiedziała mi mama gdzieś z kuchni, ale nikt więcej. Gdzieś w środku cieszyłam się, że nie ma go w domu, a przynajmniej nie jestem zmuszona słuchać jego - nie wiem czemu - tak drażniącego mnie głosu.
- Chcesz obiad?! - krzyknęła za mną mama, gdy usłyszała skrzyp schodków, kiedy wchodziłam na piętro.
- Nie jestem głodna...
- Na pewno? - ciągnęła temat. - Jadłaś coś w szkole?
- Tak, Jake kupił mi mini pizze przed ostatnią lekcją - powiedziałam, a mama odpuściła temat, dzięki czemu mogłam udać się do swojego pokoju i legnąć na łóżko plackiem.
Dzisiejszy dzień nie należał do tych łatwych, muszę to przyznać. Pytanie z matematyki, kartkówka z biologii i zawał na Historii, bo nauczyciel omal nie zabrał mi telefonu przy tym jak SMSowałam z Jake'iem, który zmuszony był usiąść na drugim końcu sali, bo koło mnie wcisnęła się jakaś laska, którą w ogóle pierwszy raz widziałam na oczy, ale nieznacznie mi było powiedzieć, żeby sobie poszła, więc grzecznie ją przygarnęłam.
Usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości, na co szybko się podniosłam. Jakoś dziwnie wciągnęło mnie to pisanie z Justinem. To, że jest nieświadomy tego, kto z nim pisze daje mi wiele nowych możliwości, które normalnie nie byłyby możliwe.
Justin: A konkretniej?
Kurcze... Jake, tak, on mi pomoże!
Ty: *zrzut ekranu*
JakeMajster: Głupia
JakeMajster: Zaśpiewaj mu :p
Kocham go...
Ty: Nie lubię Twoich małych gierek
Justin: Moich? XD
Ty: Nie lubię roli, którą kazałeś mi grać
Justin: W tym roku to nie ja jestem opiekunem kółka teatralnego...
Ty: Rolę idiotki
Justin: Ohohoh XD
Justin: Aż się przejdę na to przedstawienie
- Teri! - krzyknęła mama z dołu, na co zacisnęłam powieki i usta. Akurat w taki momencie!
- Tak mamo?!
- Zejdz na chwilę na dół!
Jęknęłam, blokując telefon i zwlokłam się z łóżka, żeby wyjść z pokoju i ostatnie zejść na dół.
- Tak? - zapytałam, powoli schodząc w dół aż stanęłam na panelach na parterze.
Uniosłam wzrok na moją mamę, która stała obok Richarda. Trzymali się za ręce, a ja nie wiem czemu miałam ochotę wymiotować. Nie zrozum mnie źle, cieszyłam się, że mama po rozwodzie z ojcem potrafiła ułożyć sobie na nowo relacje z innym mężczyzną, ale Rich był dziwny. Zmienił mamę, na gorsze. Zawsze była po mojej stronie, a odkąd są razem częściej zgadza się z nim niż ze mną. Właściwie już nie ma sprawy, w której miałaby takie samo zdanie jak ja.
- Co się dzieje? - zapytałam nie mogąc już ścierpieć ich widoku... Razem... Chciałam wrócić do góry i odpisać Justinowi.
- Będziesz musiała zrobić więcej miejsca w pokoju dla Juliet - powiedział Richard, a ja zmarszczyłam brwi.
Juliet to jego nieślubna, dziesięcioletnia córka. Nie jest do niego w ogóle podobna. Jest miła, urocza i nie drże ryja jak coś jej nie spasuje.
- Teri, Richard i Juliet się do nas wprowadzają - ogłosiła mama.
Co?
Czekaj...
Co?!
- Jak to? - wydukałam, po czym przełknęłam głośno ślinę, patrząc po mamie i NIM.
- Zdecydowaliśmy z twoją matką, że już czas zrobić kolejny krok - powiedział mężczyzna.
- Kochanie, przecież lubisz Juliet - mruknęła mama, widząc moją minę. Nie ukrywałam, że nie byłam zadowolona z tego faktu.
- Prawda, ale nie wszyscy zasługują na to, żebym ich tolerowała - spojrzałam wymownie na Richarda.
- I wzajemnie - odparł, na co pokiwałam zeozumiale głową, a potem wróciłam się na górę.
Po rzuceniu się na łóżko chciałam krzyczeć, płakać, rozwalić coś! Cokolwiek!
Nienawidziłam typa całym sercem i nigdy, przenigdy się to nie zmieni. Nie ważne co zrobi. Ocali mi życie, mojej mamie, czy wręczy mi bukiet róż, przekraczając za wszystko co do tej poru zrobił... Chciałam mu wszystko wygarnąć, ale... Właśnie. Moja mama. Kocha go i wiem, że za każdym razem, gdy kłócę się z Richardem, ona cierpi.
- Co? - warknęłam, kiedy drzwi do mojego pokoju się otwarły. Byłam prawie pewna, że to mama, ale jednak nie. Mama raczej nie uderzyła by mnie w pośladki. Raczej... - Ała! - wygięłam się na łóżku i rozmasowałam pośladek patrząc na zadowolonego z siebie Jake'a. - Pojebało cię do reszty? - syknęłam, podczas gdy chłopak usiadł na łóżku przede mną.
- Nie, może troszeczkę - wyszczerzył się.
- Po co przyszedłeś?
- Aha - prychnął. - Dzięki kochanie - przewróciłam oczami na jego - udawany - foch.
- Nie, ale na serio, nic mi nie pisałeś - oparłam brodę na pięściach, patrząc na niego.
- Chciałem ci zrobić niespodziankę, ale widzę, że w ogóle-W OGÓLE NIE JESTEM DOCENIANY! - założył ręce na piersi i obrócił głowę w bok, bo teraz jest wielce obrażony na cały świat.
- Jake... - jęknęłam, spadając głową na materac łóżka, ale wciąż mogłam go widzieć. Pod takim kątem, że robiłam trochę zeza, ale to przemilczmy. - Jake'uś - mruknęłam już bardziej łagodnie. - Jakemajster - uśmiechnęłam się, widząc jak rzucił mi sekundowe spojrzenie z byka. - No dalej, Jake - wstałam na kolana i podeszłam do niego na nich. - Nie bądź zły - położyłam głowę na jego kolanie, które miały zgięte, dzięki czemu nasze twarze są teraz na jednym poziomie, tyle że on ciągle trzyma swoją obróconą. - Doceniam cię, przecież wiesz - wydęłam wargę. Pewnie dalej bym go prosiła i błagała gdyby nie dźwięk mojego telefonu, który oznaczał wiadomość.
Jake natychmiast spojrzał na mój telefon leżący na skraju łóżka. Ja też to zrobiłam. I dokładnie w tym samym czasie się po niego rzuciliśmy.
Justin: Chyba skądś kojarzę te słowa, co do mnie piszesz
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro