Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

♕︎ PROLOG ♕︎

SZKOCJA, HOGWART, 31 PAŹDZIERNIKA, 1942 ROKU

Ogień huczał przyjemnie w kominku, dając ciepło dwóm osobom siedzącym w pokoju. Jedną z nich, był profesor transmutacji, Albus Dumbledore, a drugą - czarnowłosy chłopak, o błyszczących zielonych oczach, bladej, zarumienionej z zimna twarzy, wąskich ustach i drobnym nosie, na którym osadzone były czarne, okrągłe okulary. Czoło chłopaka, zdobiła cienka blizna w kształcie błyskawicy, którą od czasu do czasu pocierał ręką.

Na tę ów bliznę, patrzył z zaciekawieniem Dumbledore, kiedy jego niezapowiedziany gość pił gorącą, malinową herbatę. Profesor pochylił się do przodu i splótł razem palce i odchrząknął.

- A więc panie...? - profesor zawahał się, gdyż chłopak nie zdradził mu swojego imienia i nazwiska.

- Potter. Harry Potter, profesorze. - dopomógł mu chłopak.

- Potter... O ile pamiętam, Henry Potter i jego żona nie mają drugiego syna.. Więc kim pan jest, panie Potter? Dalekim krewnym? - zapytał Dumbledore, wbijając w niego wzrok.

Zielonooki spokojnie odstawił porcelanową filiżankę na spodek i również spojrzał mu w oczy, a profesor z wielkim trudem zwalczył chęć wzdrygnięcia się. W jego oczach drzemała potężna i starożytna magia, o wiele większa niż ta, którą widział u Toma Riddle'a.

- Nie do końca. Pochodzę z 1997 roku, a Henry Potter to mój pradziadek. - oświadczył to z taką obojętnością i spokojem, z jakim mówi się o pogodzie.

Dumbledore wytrzeszczył oczy i odchylił się na krześle. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Chciał tylko się dowiedzieć, czemu znalazł zupełnie samego, w dodatku nieprzytomnego, rannego i zmarzniętego chłopaka w Zakazanym Lesie, który napewno nie był jego uczeniem.

Oddychając głęboko, profesor zmusił się do spojrzenia na chłopaka i zdziwił się, kiedy zobaczył rozbawiony błysk w jego zielonych oczach. No tak, jego reakcja była nieco przesadzona lecz trudno mu się dziwić.

Podróże w czasie były możliwe, lecz tak niespotykane, jak jeden dzień bez żadnych waśni pomiędzy Ślizgonami a Gryfonami. Biorąc kolejny głęboki oddech, wyprostował się na krześle.

- Jak? - zapytał.

- Dzięki zmieniaczowi czasu, proszę pana. - odpowiedział mu powoli chłopak.

- Wiem że dzięki niemu, panie Potter. - rzekł niecierpliwie. - Tylko jak udało ci się go zdobyć? Trzeba uzyskać specjalny licencjat od Ministerstwa, aby posiadać zmieniacz czasu. Więc pytam się, jak?

Chłopak cicho westchnął. Sięgnął pod bluzkę, i wyciągnął z tamtąd niewielki skórzany woreczek. Otworzył go i wysypał jego zawartość na biurko. Z woreczka posypały się zniszczone, złote kawałki zmieniacza czasu, trochę szkła i kilka ziaren piasku. Czarnowłosy odłożył woreczek na biurko i zaczął mówić.

- W roku z którego pochodzę - powiedział cicho. - jest wojna.  Wojna w której ja gram główną rolę, niestety. Wie pan, kto to jest Lord Voldemort, czyli niejaki Tom Marvolo Riddle? - zapytał go, a kiedy niepewnie mu przytaknął, kontynuował. - Tom Riddle nie będzie miał świetlanej przyszłości. W moim roku jest bezwzględnym potworem, siejącym terror w świecie czarodziejskim i mugolskim. To on rozpętał wojnę i podsycił nienawiść do mugoli i mugolaków w sercach czystokrwistych. Ja z moimi przyjaciółmi, próbowaliśmy raz na zawsze skończyć tę wojnę i pokonać Riddle'a, poprzez znalezienie pewnych... przedmiotów. Włamaliśmy się do jednej z krypt w banku Gringotta, gdzie znajdował się jeden z nich i w efekcie nieszczęśliwego wypadku, zmieniacz czasu leżący nieopodal upadł na mnie, wysyłając mnie w przeszłość. Ocknąłem się w Zakazanym Lesie, poobijany i zmarznięty, a obok mnie leżały szczątki zmieniacza czasu. Nie wiedziałem, w którym roku się znajduję ani czy moi przyjaciele wydostali się żywi z krypty. Wtedy, pojawił się pan.

Profesor transmutacji siedział głęboko zamyślony na krześle, wciąż przyswajając nowe informacje. Wiedział że Tom jest zły, ale nie sądził że posunąłby się do takich czynów. Historia którą opowiedział mu pan Potter, była bardzo realistyczna lecz było w niej parę niedociągnięć.

Na przykład, te tajemnicze przedmioty. Lub rola, którą ma do odegrania w wojnie. I ta blizna na jego czole... Wątpił, aby to była rana po jakimś zaklęciu tnącym. Miał przeczucie, że blizna w kształcie błyskawicy jest jakoś powiązana z Tomem. Gdyby tylko wiedział jak...

- Czy możemy coś zrobić aby go powstrzymać? - spytał, mimo że w jego głowie kłębiły się inne pytania.

- Tak. Tom Riddle pierwszy raz zabił Martę Warren w 1943 roku w połowie czerwca, za pomocą bazyliszka z Komnaty Tajemnic.

- Nie... - wyszeptał drżącym z emocji głosem profesor.

- Niestety tak, profesorze. Tom Marvolo Riddle jest dziedzicem Slytherina, a moim zadaniem jest zmienić bieg wydarzeń, jakie tu nastąpią.

- Jak... jak chcesz to zrobić? - zapytał go.

- Za pomocą drobnego podstępu. I pana. - wyznał Harry.

- A dlaczego akurat ja?

Czarnowłosy przysunął się bliżej biurka.

- Bo to pan jest jedyną osobą, którą tutaj znam i której ufam. I tylko pan może mi pomóc.

- Nie wiem. - Dumbledore przygryzł gorączkowo wewnętrzną stronę policzka. - Takie działanie wbrew osi czasu może mieć różne skutki. Wszystko może się zmienić. Niektórzy ludzie mogą się nie urodzić. Kto wie, świat może jeszcze bardziej popaść w ruinę!

- Ale to jedyny sposób, by powstrzymać Toma. Przyczynił się do tylu śmierci i szkód... Nie chcę przeżywać tego tutaj na nowo. - w głosie chłopaka, pojawiła się gorycz. - Nie chcę patrzeć, jak staje się potworem. I wiem, że pan też nie chce. W końcu to pana uczeń. Trudno się patrzy, jak ktoś za którego wychowanie się odpowiada, staje się bezwzględnym mordercą, prawda? - powiedział i spojrzał na profesora - To jak? Pomoże mi pan?

Dumbledore gryzł się przez chwilę z samym sobą, zanim odpowiedział.

- Tak. - rzekł stanowczo - Od czego zaczniemy?

- Od przysięgi. - odparł chłopak, a w jego oczach pojawiły się małe iskierki. - Wieczystej Przysięgi.

Profesor przełknął ślinę. W co on się wpakował?

____________________________________

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro